Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~16~

Tom przejął ode mnie moją teczkę i po zostawieniu jej w swoim gabinecie dołączył do mnie. Wspólnie weszliśmy do windy i zjechaliśmy na parter. Przez cały czas mężczyzna rzucał dowcipami, które naprawdę były śmieszne. Po wyjściu z windy skierowaliśmy się korytarzem wprost, gdzie mieściła się firmowa restauracja. Co chwilę mijały nas różne osoby, które witały się bądź skinały głową w stronę Tom'a. On uśmiechał się do nich szeroko i odpowiadał tym samym, a jednocześnie pięknym uśmiechem przyprawiał mnie o zawał serca. Niedługo później byliśmy u celu. Restauracja, która miała być nie wielka okazała się być dość sporych rozmiarów. Pomieszczenie było utrzymane w ciepłych barwach, a świece i poduszki tworzyły cudowny klimat. Po restauracji krążyli ubrani w idealnie wyprasowane uniformy kelnerzy, a większość stolików była zajęta przez elegancko ubrane osoby.

-Chodźmy tutaj. – Tom ułożył dłoń w dole moich pleców i poprowadził mnie w odpowiednią stronę. Nie będę ukrywać, że poczułam delikatne dreszcze. Podeszliśmy do dwuosobowego stolika znajdującego się na uboczu. Hiddleston odsunął mi krzesło, a gdy usiadłam przysunął je. Prawdziwy dżentelmen. – Za chwilkę wrócę. – posłał mi uśmiech, po czym odszedł w głąb restauracji. Gdy zniknął mi z pola widzenia wzięłam kilka głębokich wdechów i szybko wyjęłam z torebki małe lusterko. Skontrolowałam swój wygląd i schowałam je na poprzednie miejsce. Fakt, że mężczyzna miał lada chwila wrócić przyprawiał mnie o szybsze bicie serca. Co się ze mną dzieje?

Jak przewidywałam Tom wrócił do mnie po chwili z jakimiś dokumentami w dłoni. Ułożył je na stoliku i po poprawieniu marynarki usiadł.

-Musiałem pójść po umowę dla ciebie. – powiedział głębokim głosem spoglądając mi prosto w oczy. I wcale, a wcale nie zadziałał tym na mnie. Kogo ty oszukujesz Lily?

-Oczywiście nic się nie stało. – uśmiechnęłam się lekko splatając palce.

-A więc omówimy wszystko, ale najpierw coś zamówimy. Jestem okropnie głodny. – jęknął i wywrócił oczami, okazując ,,powagę sytuacji". Jakby za dotknięciem magicznej różdżki zjawił się obok nas kelner i podał karty. Otworzyłam menu i zaczęłam przeglądać ofertę. Po długich zastanowieniach zdecydowałam się na sałatkę z kurczakiem i grzankami, natomiast Tom wybrał makaron z jakimś sosem i krewetkami. Oddałam kartę i oparłam się wygodnie o krzesło.

-Więc jaka to umowa? – spytałam zakładając nogę na nogę. Brunet uśmiechnął się lekko odrywając wzrok od dokumentów. Przyglądnął mi się i wrócił wzrokiem do tekstu.

-A więc będziesz pracować jako moja prywatna sekretarka, od poniedziałku do piątku. Praca od dziewiątej do szesnastej. Swoje biuro już widziałaś. Co do twoich obowiązków, będziesz zajmowała się moimi spotkaniami, konferencjami i tym, aby moi pracownicy oddawali na czas poprawione teksty i takie tam. Może się zdarzyć, że będziesz musiała jechać ze mną w delegację. Jednak rzadko wyjeżdżam, częściej ściągam wydawców i pisarzy do siebie. – uśmiechnął się podstępnie przy ostatnim zdaniu. –Jeśli nie będziesz mogła przyjść do pracy zadzwoń dzień wcześniej, ewentualnie około siódmej rano do mnie. Numer już masz. A jeśli chodzi o twoją pensję, to proponuję tyle. – powiedział podsuwając mi umowę, na której napisano kwotę. Było to dużo pieniędzy jak na taka pracę.

-Nie za dużo to jak za pracę sekretarki?

-Sekretarki, ale w jakim miejscu. – powiedział tryumfalnie wskazując rękoma to co nas otacza.

-Rzeczywiście. – dodałam lekko zaskoczona. – Tak sobie myślę, że skuszę się na tą ofertę. – stwierdziłam z uśmiechem, a Tom wcisnął mi w dłonie dokumenty abym mogła się z nimi zapoznać.

Nagle doszedł do mnie cudowny zapach, a tuż po nim kelner z naszymi zamówieniami. Postawił przed nami talerze i po upewnieniu się, że niczego więcej nie potrzebujemy odszedł.

-I jak? Smakuje? – spytał Tom odrywając mnie od jedzenia.

-Tak. Jest przepyszne. – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Sałatka była cudowna. Może kiedyś zapytam kucharza o przepis.

-Cieszę się, że ci smakuje. – odpowiedział mi uśmiechem i oboje wróciliśmy do posiłku. W jego połowie przerwał nam dzwonek mojego telefonu. Przeprosiłam i szybko wyjęłam go z torebki. Odblokowałam ekran i spotkałam się z wielkim zaskoczeniem. 20 nieodebranych połączeń od ,,Harry" oraz kilka wiadomości. Włączyłam przychodzące wiadomości i odczytałam je.

,,Gdzie ty jesteś do cholery?"

,,Masz przyjechać za chwilę do domu. Musimy porozmawiać"

,,Nie rozumiesz co do ciebie piszę?!"

,,Na dodatek nie odbierasz"

,,Wstydziłabyś się"

Czułam jak z każdą kolejną wiadomością wzbiera się w mnie coraz więcej złości. Szybko odpisałam Styles'owi, że jestem na rozmowie kwalifikacyjnej i gdyby mnie słuchał to by o tym wiedział.

-Chłopak? – spytał Tom przerywając ciszę. Uniosłam na niego wzrok i wzięłam głęboki wdech.

-Mąż. – odpowiedziałam z jadem. –Przepraszam. – dodałam zdając sobie sprawy z tego, jak mógł zabrzmieć sposób w jakim powiedziałam o Harry'm.

-Nic się nie dzieje. Kryzys? – odsunął talerz od siebie i ułożył splecione dłonie na stoliku.

-Tak. Ale mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze.

-Nie jestem specjalistą w dziedzinie związków, ale gdybyś chciała kiedyś porozmawiać to zapraszam. – posłał mi uśmiech, który nie dało się nie odwzajemnić.

-Dziękuję ci. A teraz pozwolisz, że podpiszę tę umowę szefie. – Tom zaśmiał się pod nosem pocierając dłońmi brodę.

*****

Totalnie nie przejmując się Harry'm, po spotkaniu z Tom'em udałam się do galerii handlowej. Wreszcie mogłam na spokojnie przejść się po sklepach i zobaczyć co oferują. Mimo dwóch godzin w galerii nie kupiłam nic dla siebie. Wybrałam za to ciuszki dla Blake'a oraz bliźniaków. Cała trójka niezwykle szybko rośnie, a co za tym idzie – szybko wyrasta z obecnych ubrań. Po drodze do domu zahaczyłam jeszcze o jedną z lepszych cukierni w mieście, gdzie kupiłam kolorowe babeczki dla Lou i Darcy. Potem prosto do domu. Zaparkowałam samochód na podjeździe, gdy wybiła piętnasta trzydzieści. Samochód Harry'ego znajdował się tuż przed moim, więc musiał już przywieźć bliźniaki. Zabrałam papierowe torby z zakupami i weszłam do domu.

-Jestem! – krzyknęłam zdejmując szpilki. Przez ciążę odzwyczaiłam się od butów na obcasie, przez co teraz bolały mnie stopy.

-Mama! – krzyk Darcy rozniósł się po domu, a po chwili drobne ręce dziewczynki objęły moje nogi.

-Hej Skarbie. – mruknęłam kucając. Pocałowałam ją w czoło i odgarnęłam brązowe loki z czoła. –Jak było w przedszkolu?

-Fajnie. Ja i Nick zbudowaliśmy wysoką wieżę i pani Alison nas pochwaliła. – wszędzie ta Cynthia. Nawet w przedszkolu!

-To cudownie. – odpowiedziałam z uśmiechem. – Gdzie Louis i babcia?

-Są w salonie. Lou bawi się z Blake'iem. – dziewczynka chwyciła moją dłoń i pociągnęła do salonu. Tak jak mówiła moja córka, wspomniane osoby znajdowały się w pomieszczeniu.

-Lily. – zaczęła podekscytowana Anne. – I jak? Mów.

-Dostałam tę pracę. – odpowiedziałam, na co kobieta pisnęła.

-Wiedziałam, że ci się uda. – szybko do mnie podeszła i objęła.

-Wiesz może co chciał ode mnie Harry? Dzwonił do mnie i pisał w czasie spotkania. Mówiłam mu przecież, że mam rozmowę. – dodałam czując napływ złości.

-Nie wiem Kochana. Od samego rana chodzi jakiś poddenerwowany i strach się go o cokolwiek pytać. Teraz jest chyba w waszej sypialni. – skinęłam głową i po przywitaniu się z moimi małymi mężczyznami udałam się do sypialni. Weszłam do środka i zobaczyłam Harry'ego oraz walizkę. Brunet biegał od szafy do leżącego na łóżku bagażu.

-Co ty robisz? – spytałam unosząc brew do góry. Położyłam marynarkę na oparciu fotela i założyłam ręce na piersi.

-Pakuję się. Nie widać? – odparł oschle.

-Widać, ale z jakiego powodu?

-Jadę jutro z Cynthią do Portsmouth. Mówiłem ci to chyba z dziesięć razy. – dodał nawet na mnie nie spoglądając.

-Tak jak ja tobie o mojej rozmowie kwalifikacyjnej. –odparłam z wyższością.

-I tak jej nie dostałaś, więc nie potrzebnie traciłaś czas.

-I tu się zdziwisz, od poniedziałku pracuję. – oznajmiłam dumnie, a Harry zatrzymał się. Trzymaną koszulkę rzucił na łóżko i wyprostował się. Przyglądnął mi się i zbliżył.

-Nie dasz sobie rady. – warknął.

-Już ty się o to nie martw. Lepiej zastanów się nad tym wyjazdem i tym co robisz. Naprawdę nie zależy ci na rodzinie? Na dzieciach? Na żonie? – spytałam czując napływ łez. Ten człowiek od kilku dni potrafi manipulować moimi emocjami w stu procentach.

-Nie potrzebuję żony, która nie popiera moich decyzji. – warknął po czym trącił mnie ramieniem i wyszedł z sypialni trzaskając drzwiami.


**********

Oj Harry, Harry...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro