~13~
-Ja pierd...
-Nie kończ. – przerwałam mu i wyszłam z kuchni. Wzięłam kilka głębokich wdechów chcąc się uspokoić i podeszłam do drzwi. Otworzyłam je z przyklejonym sztucznym uśmiechem.
-Lily! – odezwała się wesoło Anne.
-Dzień dobry. – przywitałam się obejmując kobietę. Wpuściłam ją do środa i zamknęłam drzwi. –Gemma cię przywiozła? – spytałam wieszając płaszcz teściowej na wieszaku.
-Tak. Jechała akurat do wydawnictwa, więc się z nią zabrałam. – oznajmiła. – A gdzie mój syn?
-Chyba w kuchni. – odpowiedziałam próbując ukryć złość na samo wspomnienie mojego męża. –Idź do niego, a ja pójdę po dzieciaki. – posłałam jej uśmiech i jak najszybciej zniknęłam na schodach. To będzie najgorsza wizyta w dziejach. Wstąpiłam do sypialni i usiadłam przed toaletką. Poprawiłam swój makijaż, aby zakryć ślady po płaczu oraz poprawić fryzurę. Gdy doprowadziłam się do ludzkiego stanu udałam się do pokoju Darcy. Weszłam do środka i zobaczyłam Maluchy przy niskim stoliczku, które rysowały coś i rozmawiały.
-Kto przyszedł mamo? – spytał Louis odrywając się od rysowania. Przełożył kredkę do lewej dłoni, a prawą odrzucił spadające na oczy loki.
-Babcia nas odwiedziła. Chodźcie na dół. – uśmiechnęłam się i wzięłam dzieci za ręce. Ostrożnie zeszliśmy po schodach, a następnie przeszliśmy do salonu, skąd dobiegały pomruki telewizora. Anne siedziała na sofie tuląc do siebie Blake'a. Nigdzie nie widziałam Harry'ego.
-Babciu! – Darcy i Lou oznajmili głośno swoje przybycie i szybko zbliżyli się do kobiety. Brunetka przytuliła ich oboje uważając na niemowlę i wycałowała. Usiadłam obok Anne na sofie i przyglądnęłam się uroczej scenie.
-Kochani, idźcie na chwilkę do siebie. Chciałabym porozmawiać z waszą mamą. – brunetka zwróciła się do bliźniaków, które zgodnie pokiwały głowami i po chwili zniknęli na schodach.
-Coś się stało? – spytałam zwracając się w stronę teściowej. Anne spojrzała na mnie z troską.
-Chodzi o Harry'ego. – po prostu cudownie. – Kiedy tutaj przyszłam, był jakiś inny. Zrobił mi herbatę i gdy tylko zadzwonił mu telefon bez słowa wyszedł do gabinetu. Nigdy się tak nie zachowywał. Widzę, że nie jest dobrze również z tobą. Powiedz mi co się stało. – westchnęłam i przeczesałam dłonią włosy. Obym tylko się nie popłakała.
-Nie będę ukrywać, że nie jest dobrze pomiędzy mną, a Harry'm. Wszystko zaczęło się, gdy kilka dni temu przyszła do nas Cynthia.
-Ona nie powinna być we więzieniu? – przerwała mi zaniepokojona Anne.
-Wyszła za dobre sprawowanie. – wytłumaczyłam i kontynuowałam. – Opowiedziała nam swoją historię. Podobno ma pięcioletniego syna z przypadkowym mężczyzną. Urodziła go przed poznaniem Harry'ego. Po porodzie nie opiekowała się chłopcem i sąd odebrał jej prawa rodzicielskie. Podobno dostała jakiejś przemiany i chce odzyskać prawa do opieki nad synem. Poprosiła o pomoc Harry'ego, ponieważ ma on znajomości z prawnikami. Nie ufam jej, więc ustaliliśmy, że o wszystkim będziemy decydować w trójkę. Jednak widzę, że nic z tego nie wyszło. Harry zaczął się za bardzo angażować w tą całą sprawę. Dzisiaj powiedział mi, że ma ważną konferencję, a tak naprawdę spotkał się z Cynthią. Na dodatek zapomniał odebrać Darcy i Louis'a z przedszkola, przez co zrobił to Niall. Pamiętasz go może? – spytałam, na co Anne skinęła głową na tak. Wzięłam głęboki wdech. – Chciałam dzisiaj porozmawiać na spokojnie z Harry'm, ale doszło jedynie do kłótni. On nie widzi żadnego problemu w tym, że zaniedbuje i zostawia nas dla tej kobiety. Podobno nawet wybiera się z nią do Portsmouth do jakiegoś prawnika. Ja już nie wiem co mam robić. – przerwałam czując pierwsze łzy, które opuściły moje oczy. –Nawet nie powiedział mi, że dzisiaj przyjeżdżasz. – dodałam pociągając nosem. Anne odłożyła Blake'a do kołyski i usiadła bliżej mnie. Objęła mnie delikatnie i po chwili usłyszałam jak pociąga nosem. –Boję się, że Harry nas zostawi dla niej. Ona namąciła mu w głowie. Potrafił nawet nakrzyczeć na Darcy, tylko dlatego że weszła do jego gabinetu gdy rozmawiał z Cynthią. To jest chore. – jęknęłam odsuwając się. Sięgnęłam na stolik, gdzie zawsze stało pudełko chusteczek. Wytarłam oczy i spojrzałam na Anne. Jej policzki również były mokre od płaczu.
-Nie wierzę. Po prostu nie mogę uwierzyć, że Harry tak postąpił. – powiedziała do siebie brunetka. – Wszystko zaczęło się przecież układać między wami. Harry był całkiem inny. Ten, którego zobaczyłam dzisiaj kompletnie nie przypominał mojego syna. Nie wiem co powiedzieć Lily. – westchnęła spoglądając na mnie. –Jeśli będziesz potrzebowała jakiejkolwiek pomocy mów. Pomogę ci ze wszystkim. Nawet jeśli będziesz musiała się stąd wyprowadzić z dziećmi, mój dom stoi dla was otworem. – zaniemówiłam. Po prostu objęłam Anne i teraz obie płakałyśmy. Po kilku chwilach odsunęłam się od teściowej i przetarłam ponownie oczy.
-Czuję, że muszę coś zmienić. Chciałabym pójść do pracy. – zaczęłam zdecydowanie spokojniej. – Ostatni raz pracowałam ponad cztery lata temu. Kiedy urodziłam Darcy i Lou. Potem cała historia z Harry'm i Cynthią, kiedy nie pracowałam dużo. Potem znowu Harry błagał abym nie pracowała, więc zajmowałam się bliźniakami. I tak do teraz. Potrzebuję kontaktu z ludźmi, większego niż rozmowa z kasjerką w sklepie.
-Mówiłaś kiedyś, że mogłabyś pracować w wydawnictwie, albo jako sekretarka. – odezwała się Anne, co potwierdziłam kiwnięciem głowy.
-Gemma obraca się w tym świecie i zna wielu prezesów wydawnictw. Jestem pewna, że znajdzie w jednym z nich pracę dla ciebie.
-Anne, to....za wiele. Nie chcę was wykorzystywać.
-Nie mów tak nawet Lily. Chciałabym jakoś zrekompensować ci cały ból wyrządzony przez mojego syna. Jeśli pójście do pracy sprawi ci przyjemność to nie widzę problemu żeby to załatwić. Boję się tylko reakcji Gemmy, gdy opowiem jej o Harry'm.
-Chyba będzie go chciała zrównać z ziemią. – obie wybuchłyśmy śmiechem.
*****
Było przed dwudziestą drugą, gdy drzwi sypialni się otworzyły. Harry zbliżył się do łóżka i położył się obok mnie. Jak poparzona zerwałam się z niego i próbowałam nie wybuchnąć.
-Co ty wyprawiasz? – spytałam zdenerwowana. Musiałam jednak opanować emocje i ton głosu, ze względu na śpiącego obok Blake'a.
-Idę spać. – mruknął spoglądając na mnie z drwiącą miną.
-Obecność twojej matki w naszym domu nie zwalnia cię w żaden sposób ze spania na sofie. – rzuciłam wściekła zaplatając ręce na piersiach. Harry prychnął pod nosem. – Albo znikniesz mi teraz z oczu, albo jutro nie zobaczysz ani mnie, ani dzieci. – postawiłam sprawę jasno. Brunet pokręcił głową z szyderczym uśmiechem, ale wyszedł z sypialni. I oto mi chodziło.
Też potrafię grać takimi samymi kartami jak ty Harry.
******************
Hej!
Mam nadzieję, że rozdział poprawi Wam ten nieszczęsny (przynajmniej w moim przypadku) poniedziałek :D
Czekam na Wasze komentarze :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro