Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~12~

Czując przypływającą złość odłożyłam telefon na stolik i usiadłam na sofie, zakrywając twarz dłońmi. Teraz, kiedy wszystko zaczęło się układać musiała się pojawić ta suka. Wzięłam kilka głębokich wdechów i udałam się do łazienki, chcąc poprawić swój wygląd. Zgodnie ze słowami Liam'a, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi spodziewałam się za nimi Niall'a. Pewnym krokiem podeszłam do nich i pociągnęłam za klamkę.

-Cześć Lily. – Horan przywitał się wesoło. Gdy nie zobaczyłam przy nim bliźniaków zaniepokoiłam się.

-Hej. Gdzie są dzieciaki? –spytałam rozglądając się.

-Były tak zmęczone, że oboje zasnęli w samochodzie. – zaśmiał się, a ja odetchnęłam z ulgą. Razem z Horan'em podeszliśmy do jego samochodu, gdzie na tylnych siedzeniach spali Lou i Darcy oparci o siebie. Otworzyłam drzwi z zamiarem zabrania córeczki, lecz przeszkodził mi w tym Niall.

-Wezmę ich oboje. Nie możesz się przemęczać. – powiedział szybko i jako pierwszą zabrał Darcy. Zaprowadziłam bruneta do sypialni brunetki, gdzie położył ją na łóżku. Gdy zaczęłam przebierać dziewczynkę w luźniejsze ubrania, Niall poszedł po Louis'a. Po przebraniu synka okryłam go kocem i po cichu wyszłam z pokoju.

-Dziękuję ci, że ich przywiozłeś. Nie wiem co bym zrobiła gdyby nie ty. – uśmiechnęłam się w stronę Niall'a.

-Nie ma za co Lily. A Harry powinien dostać porządny opieprz. – warknął.

-Czekam aż tylko wróci do domu. – zaśmiałam się i pożegnałam z mężczyzną. Westchnęłam i wróciłam do salonu. Blake leżał spokojnie w kołysce jak zwykle wpatrując się w karuzelę. Pogładziłam policzek chłopca i usiadłam na sofie. Oparłam głowę o zagłówek i przymknęłam oczy. To wszystko jest takie popieprzone. Z myślą o Maluchach udałam się do kuchni przygotować coś na obiad. Postawiłam na klasyk czyli spaghetti. Bliźniaki je uwielbiają, więc z pewnością zjedzą wszystko. W trakcie gotowania usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi.

-Jestem już. – krzyknął Harry w korytarzu. W jednej chwili za sprawą jego głosu zrobiło mi się niedobrze. Brunet jak zwykle wszedł do kuchni w swoim czarnym garniturze i śnieżnobiałej koszuli. Przyglądnęłam się mu próbując wypatrzeć coś co mogłaby pozostawić Cynthia.

Mężczyzna podszedł do mnie od tyłu i wtulił się w moje plecy.

-Jak ci minął dzień Kochanie? – spytał pochylając się nade mną. Jego usta musnęły mój policzek. Oparłam się delikatnie o jego tors i powąchałam. Nie było czuć damskich perfum.

-Dobrze. A powiedz mi, gdzie jest Louis i Darcy? – spytałam spokojnie. Harry automatycznie się spiął, a jego usta opuściła wiązanka przekleństw.

-Przepraszam Lily. Miałem dzisiaj tyle na głowie. Zapomniałem. – Cynthia ważniejsza od własnych dzieci. Rób tak dalej, a będzie z tobą źle. Harry szybkim krokiem ruszył w stronę holu.

-Uspokój się. Niall je przywiózł. – powiedziałam odrywając się od krojenia pomidorów. Dla bezpieczeństwa odłożyłam nóż na blat.

-Muszę mu podziękować. Przepraszam jeszcze raz Skarbie, miałem dzisiaj tą konferencję, przeciągnęła się. Sama rozumiesz. – bardzo dobrze rozumiem.

-I jak na konferencji? Co z tymi hotelami? – spytałam. Harry wyraźnie się spiął.

-Wiesz. – zaczął pocierając dłonią kark. – Niestety nie udało się, ale nie będę się poddawał. Umówię się na kolejne spotkanie. – dodał i usiadł przede mną. Postanowiłam zmienić temat, aby go nie męczyć w tej chwili. Później sobie porozmawiamy i to bardzo poważnie. Gdy przygotowałam danie położyłam je na stole i udałam się obudzić bliźnięta. W pierwszej chwili żadne z nich nie chciało wstać, jednak gdy wspomniałam o spaghetti oboje się ożywili i po chwili siedzieli już w kuchni. Korzystając z chwili spokoju poszłam nakarmić Blake'a. Następnie wykonałam kilka ćwiczeń zaleconych przez rehabilitantkę. Następnie odłożyłam Małego do kołyski i wróciłam do kuchni. Darcy i Lou zniknęli, a Harry wkładał naczynia do zmywarki.

-Gdzie Maluchy? –spytałam nalewając sobie do szklanki soku.

-Poszły rysować do Darcy. – mruknął Harry. Usiadłam najzwyczajniej w świecie przy stole i zaczęłam wpatrywać się w szklankę.

-Musimy porozmawiać. – odezwałam się nagle, zwracając tym uwagę bruneta.

-Przebiorę się i przyjdę. – rzucił wyraźnie zdenerwowany i zniknął na korytarzu. Przygotuj się na poważną rozmowę mój drogi. Harry wrócił po chwili ubrany w czarne dresy i białą koszulkę. Usiadł naprzeciwko mnie i ułożył splecione dłonie na blacie. –Więc o czym chciałaś porozmawiać?

-Harry, ja nie jestem głupia i nie żartuj sobie ze mnie. Wiem, że nie miałeś dzisiaj żadnej konferencji. Była u ciebie Cynthia. Okłamałeś mnie. – powiedziałam próbując być spokojna. Czułam jednak, że długo tak nie wytrzymam.

-Lily... - zaczął nerwowo przełykając ślinę.

-Błagam cię tylko, bądź ze mną szczery. – przerwałam mu rzucając jednocześnie piorunujące spojrzenie.

-Okey, Cynthia była u mnie. I co z tego? – odezwał się z wyrzutem.

-To, że nie powiedziałeś mi o tym, a z premedytacją mnie okłamałeś. – odpowiedziałam nerwowo.

-I co w związku z tym? Nie muszę ci się spowiadać z tego co robię. – warknął prostując się na krześle.

-Do cholery jasnej. Harry. Ogarnij się i pomyśl. Kto wie co byłoby z naszymi dziećmi, gdyby nie odebrał ich Niall. On, całkowicie obcy człowiek dla Darcy i Louis'a wypełnia twoje obowiązki. I tu nie chodzi o robotę papierkową, a o opiekę nad dziećmi! – krzyknęłam. – Wczoraj wieczorem krzyczałeś na Darcy. A dlaczego? Bo rozmowa prawdopodobnie z Cynthią była ważniejsza od własnego dziecka. – powiedziałam czując, że łzy pojawią się lada chwila.

-Cynthia potrzebuje pomocy. Jest w trudnej sytuacji. – bronił się, na co prychnęłam.

-A twoje dzieci nie potrzebują już miłości ojca?! Co ty sobie myślisz! – krzyknęłam.

-Przestań się rzucać Lily, bo nic wielkiego się nie stało. Nie jestem twoim niewolnikiem i mogę robić co chcę.

-Ale jesteś moim mężem i przyrzekałeś mi szczerość. – odwarknęłam, czując spływające po policzkach łzy. Brunet wbił wzrok w blat stołu. –Mówiłeś, że będziemy rozmawiać z Cynthią wspólnie. Nie bądź egoistą Harry, bo daleko z tym nie dojdziesz.

-Umówiłem Cynthię na spotkanie z moim przyjacielem, najlepszym prawnikiem w całej Anglii. Mieszka w Portsmouth i będę musiał tam z nią jechać.

-Chyba sobie żartujesz. – odpowiedziałam prychając. –Cynthia ma pięć lat i nie potrafi pojechać tam sama? Nie osłabiaj mnie człowieku.

-Nie żartuję sobie. Jestem śmiertelnie poważny. – odpowiedział ze stoickim spokojem. Czując, że lada chwila zrobię coś bardzo złego wstałam chcąc opuścić kuchnię.

-Zastanów się nad tym co robisz, bo możesz ostro za to zapłacić. W każdej chwili mogę zabrać dzieci i wynieść się stąd. Mam wiele osób, które z chęcią mi pomogą. A, i dzisiaj śpisz na kanapie. – rzuciłam w jego stronę na koniec. Zbliżając się do drzwi łazienki na parterze usłyszałam dzwonek do drzwi. Jeszcze mi tu gości brakowało.

Zdenerwowana podeszłam do drzwi i spojrzałam przez wizjer. Przed domem stała Anne we własnej osobie, a bok niej walizka. Czując napływającą, złość szybkim krokiem wróciłam do kuchni. Harry kucał na ziemi i zbierał kawałki szkła.

-Widzę, że dzień przyjazdu twojej matki też potrafiłeś ukryć. – powiedziałam z jadem w głosie. I wcale tego nie żałowałam. 

*************

Komentujcie ;D

Nie mogę się doczekać Waszych opinii 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro