~10~
-Harry błagam cię. Proszę pomóż mi. – jęknęła błagalnie blondynka. Harry był wyraźnie zmieszany. Dłonią potarł kark i rozglądnął się dookoła.
-Lily mnie zabije. Wchodź. – powiedział otwierając szerzej drzwi. Zgadza się Harry. Zabiję cię, albo nie. Odetnę ci pewną część ciała.
Cynthia schyliła się i zdjęła botki, po czym odłożyła je na bok. Brunet przejął od niej kurtkę i odwiesił na wieszak. Czas się dowiedzieć o co chodzi.
-Co ty tutaj robisz? – spytałam oschle podchodząc do mojego męża. Kobieta spojrzała na mnie zaskoczona. – Wydaje mi się, że twój wyrok jeszcze nie minął.
-Lily, daj spokój. –zaczął Harry. Jeszcze tego brakuje.
-Nie broń jej. – odwarknęłam.
-Pamiętasz gdzie jest mój gabinet? – Harry skierował pytanie w stronę blondynki, na co ona w odpowiedzi skinęła głową. –Idź tam. Zaraz przyjdę. – wyszeptał i wskazał jej korytarz po lewej. Gdy Cynthia zniknęła za drzwiami gabinetu nie wytrzymałam.
-Co ona tutaj robi?!
-Sam nie wiem. Dowiem się, a ty lepiej się uspokój i zachowuj. Należy jej się trochę szacunku.
-Ona porwała nasze dzieci do cholery! Oblała mnie kwasem i uwiodła naszego przyjaciela! Jestem pewna, że jej wizyta nie wróży niczego dobrego. – odpowiedziałam wkurzona. Harry westchnął przeczesując włosy.
-Zajmij się dziećmi. – rzucił tak po prostu i sobie poszedł. Nie podoba mi się jego zachowanie. Jeśli ta suka znowu coś kombinuje to osobiście dostanie w mordę. Wzięłam kilka głębokich wdechów i po usłyszeniu szczęku klamki gabinetu wróciłam do salonu. Nie będę przecież stała pod drzwiami i podsłuchiwała. To nic nie da.
-Mamo, gdzie tata? Nie skończył rysunku. – odezwał się Louis, gdy tylko wróciłam do salonu.
-Ma gościa. Przyjdzie za niedługo. – mam taką nadzieję. – Rysujcie sami. Jesteście głodni? – spytałam, a w ramach odpowiedzi otrzymałam dwa zaprzeczenia głową. Obdarowałam Maluchy buziakami w czoła i zbliżyłam się do kołyski, w której leżał Blake. Jak zwykle oglądał karuzelę przyczepioną do stelaża mebelka. Poprawiłam kocyk chłopca i udałam się do kuchni. Otworzyłam jedną z szafek, gdzie znalazłam leki na ból głowy. Zażyłam jedną tabletkę, popijając ją wodą. Wzięłam kilka głębokich wdechów i dopiero wtedy mogłam wrócić do salonu. Usiadłam niedaleko dzieciaków na sofie i przełączyłam bajkę na jakiś program kulinarny. Wciągnął mnie tak bardzo, że nie zauważyłam kiedy Harry pojawił się w salonie. Nie miałam ochoty na rozmowy z nim w tej chwili, zwłaszcza gdy na zegarze zauważyłam, że jest kilka minut przed dwudziestą.
-Darcy idziemy się kąpać. Jutro idziecie przecież do przedszkola, a jest już późno. – powiedziałam, czym wywołałam jęki niezadowolenia bliźniaków. Spojrzałam na nich ostrym wzrokiem, dzięki czemu dziewczynka bez słowa posprzątała po sobie i grzecznie ruszyła do łazienki. –Ty jesteś kolejny urwisie. – poczochrałam małego bruneta po włosach i wyszłam za dziewczynką.
Po przygotowaniu bliźniaków do snu zaprowadziłam ich do kuchni. Jak co wieczór Harry przygotowywał kolację. Darcy i Lou usiedli przy stole i zaczęli wesoło rozmawiać. Zajęłam swoje stałe miejsce, by bez słowa zjeść kolację. Harry podobnie jak ja nie szukał tematu do rozmowy. Po posiłku włożyłam naczynia do zmywarki i dokończyłam pić herbatę. Bliźniaki bardzo chciały aby Harry poczytał im bajkę, lecz zważając na to że śpią w osobnych pokojach, brunetowi chwilę to zajmie.
Ja natomiast udałam się do salonu i zajęłam naszym Maluszkiem. Wzięłam chłopca w ramiona i przeszłam do sypialni, gdzie go nakarmiłam i przebrałam. Przez chwilę pobawiłam się z nim, o ile machanie moim kciukiem można do tego zaliczyć, a następnie udało mi się szybko uśpić Malca. Gdy byłam pewna, że zasnął na dobre zabrałam piżamę i poszłam do łazienki.
Gorąca woda oraz zapach ulubionego żelu pod prysznic zdecydowanie pomogły mi się odprężyć. Wyszłam z kabiny i założyłam czystą bieliznę oraz piżamę. Mokre włosy rozczesałam i wysuszyłam, a na twarz nałożyłam krem. Gotowa wyszłam z łazienki i zajrzałam do pokojów bliźniaków. Oboje smacznie spali, a brak w pomieszczeniach Harry'ego w jakiś sposób przyprawił mnie o mdłości. Był pewnie w sypialni, a to oznacza naszą rozmowę na temat niezapowiedzianego gościa.
Weszłam do sypialni i tak jak podejrzewałam, znajdował się w niej mój mąż. Stał oparty o łóżeczko Blake'a i wpatrywał się w niego. Jego sylwetkę oświetlała smuga światła małej lampki, dzięki czemu wyglądał jeszcze lepiej. Czarne dresy i koszulka oraz włosy w artystycznym nieładzie potrafiły wywołać motyle w brzuchu.
-Harry. – zaczęłam chcąc mieć już to za sobą. Brunet odwrócił się w moją stronę, a na jego ustach pojawił się uśmiech, który jednak szybko znikł.
-Wiem o czym chcesz porozmawiać. – wyszeptał. Wziął głęboki wdech i usiadł na łóżku. Zdenerwowanie biło od niego na kilometr. Usiadłam obok niego i mimo, że byłam trochę zła to chciałam dodać mu otuchy. Chwyciłam jego dłoń i splotłam nasze palce, po czym ułożyłam je na jego udzie. –Nie myśl, że to było ukartowane. Nie wiedziałem, że ona tutaj przyjdzie. Nie wiedziałem nawet, że wyszła z więzienia. –westchnął przymykając oczy. –Cynthia przyszła prosić mnie o pomoc. Powiedziała mi tylko, że potrzebuje prawnika i że chciałaby się z nami spotkać. Chce wytłumaczyć nam to wszystko i przeprosić za to, co nam wyrządziła. Umówiliśmy się, że spotkamy się jutro o szesnastej w tej kawiarni niedaleko mojej firmy. - powiedział, po czym spojrzał na mnie. – Nie mam pojęcia o co jej chodzi i jakiej dokładnie pomocy potrzebuje, ale widzę że się zmieniła. Wydaje się całkiem inna. Przede wszystkim spokojniejsza. Nie potrafię tego do końca określić. Zobaczysz na jutrzejszym spotkaniu.
-Harry, nie wiem czy to dobry pomysł. Za każdym razem jej obecność w naszym życiu przynosiła same nieszczęścia. A jeśli będzie tak i tym razem? – spytałam. Może i się zmieniła, może i potrzebuje pomocy. Ale co jeśli to tylko gra pozorów? Co jeśli ona znowu chce rozbić to, co udało nam się zbudować.
-Spotkajmy się z nią i wysłuchajmy co ma nam do powiedzenia. Potem zdecydujemy co dalej.
-Dobrze. Poproszę Landon'a żeby zaopiekował się dzieciakami.
-Louis pewnie przyjdzie razem z nim. –dodał Harry rozplątując nasze dłonie. Przeniósł mnie na swoje kolana i objął mocno.
-Papużki nierozłączki. – mruknęłam wtulając twarz w szyję bruneta.
*****
Było kilka minut przed szesnastą, gdy wraz z Harry'm weszliśmy do kawiarni. Od razu w oczy rzuciła mi się Cynthia. Siedziała w rogu pomieszczenia ubrana w ubrania bardzo odległe od tych, które nosiła kiedyś. Z lekką niepewnością podeszliśmy do jej stolika.
-Dziękuję wam, że przyszliście. – odezwała się wstając z lekkim uśmiechem. Z pomocą Harry'ego zdjęłam płaszcz i powiesiłam na oparciu krzesła. Brunet uczynił podobnie i zajął miejsce obok mnie.
Po zamówieniu czegoś do picia nadeszła pora na rozmowę.
-Więc wytłumacz wszystko od początku do końca. Chcemy wiedzieć na czym stoisz. – zaczął spokojnie Harry. Upiłam łyk herbaty i spojrzałam na Cynthię. Wydawała się być smutna i obarczona wieloma problemami.
-Więc może zacznę od tego, że mam synka. Ma na imię Nick.
**********
Cóż ta Cynthia wymyśliła?
Mam do Was prośbę. Chciałabym aby każda z Was napisała w komentarzu co myśli o Our Family. Bardzo mi na tym zależy, gdyż jestem ciekawa czy podoba Wam się druga część.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro