*1*
- Hej. To, że dzwonię może się wydawać dziwne. Wiesz, nie rozmawialiśmy od kilku lat. - Chłopak (a może już mężczyzna) mówił nerwowym głosem. Mogłoby się wydawać, że długo zbierał się do tego, by wykonać telefon. - Nawet w szkole nie byliśmy sobie najbliżsi... Tak, czy siak, widziałem twój pomysł na ten festiwal...
Głos w słuchawce na chwilę zarzymał się. Przez całą jego wypowiedź Holly nie odezwała się nawet słowem. Najpierw jej mózg zajęty był dochodzeniem, z kim właściwie rozmawiała. Później tym, dlaczego zadzwonił. Gdy zdradził swoje zamiary, sama zaczęła odczuwać nieznany do tej pory stres. Nie rozumiała, skąd pochodził, ale zdawał się rozsadzać jej duszę na kawałeczki.
- Może pamiętasz, miałem zespół w liceum. Wiem, że nie czytasz gazet muzycznych, ani nie słuchasz radia... Mamy kilku fanów. Pomyślałem, że moglibyśmy pomóc ci w organizacji. Zapytałbym znajomych z naszej wytwórni i tras koncertowych. Na pewno wielu chętnie pomoże.
Co ty na to? - dokończył rozmówca.
Po sekundzie wahania, dziewczyna zdecydowała się odpowiedzieć. Wszystkie swoje optymistyczne myśli przelała na ton głosu, którym uraczyła chłopaka.
- Hej, Awsten. Dziękuję, że zadzwoniłeś. - Z każdym słowem uchodziła z niej odrobina zdenerwowania. Holly od dawna nie rozmawiała z nikim bez konieczności.
- Sama napewno nie dałabym rady zrealizować tego pomysłu.
- Co ty na to, żeby spotkać się wieczorem i to obgadać?
Tego pytania dziewczyna najbardziej się obawiała. Bała się, że to coś naruszy jej rutynę, do której przywykła. Mimo to, po chwili namysłu wymruczała ciche słowa "dobry pomysł".
- To o której możemy wpaść?
Po wymianie jeszcze kilku zdań, Holly odłożyła telefon z powrotem na stolik. Mężczyzna, z którym (i jego przyjaciółmi) miała się spotkać wieczorem nie był kimś, z kim spodziewała się odnowić znajomość.
Awsten Knight należał tylko do starych znajomych. Znajomych jednak, których nie sposób zapomnieć.
W szkole nie byli przyjaciółmi. Holly zazdrościła chłopakowi, że mógł spełniać jej własne marzenia. Kiedy starała się pogodzić ćwiczenie gry na gitarze z zajęciami szkolnymi, on zwalniany był z lekcji na rzecz prób zespołu. Każdy wiedział, że Knight coś osiągnie.
Dziewczyna przez lata znała go tylko z korytarza i nielicznych opowieści. Uległo to zmianie, gdy starszy chłopak uwzględnił ją w liście zaproszonych na swoje osiemnaste urodziny.
Tam wiele czynników sprawiło, że mieli szansę normalnie porozmawiać.
Przez alkohol w żyłach nastolatków, tamtej nocy uprzedzenia Holly zniknęły. Oboje zrozumieli, że wiele ich łączy. Że razem utknęli na wsi, chociaż serca pozostawili w miastach.
Na jakiś czas pojawiła się między nimi więź, którą następnie nieodwracalnie (a przynajmniej tak im się wydawało) przerwała kłótnia pełna łez i desperacji.
Dużo starsza już teraz dziewczyna (choć może kobieta) stanęła przed lustrem umieszczonym tuż nad umywalką w toalecie i przemyła twarz. Spojrzała na siebie. Wyglądała niepozornie. To, co pozostało w niej z pięknej dziewczyny, którą była w liceum, teraz kryło się pod sińcami przemęczenia i rozmazanym makijażem poprzedniej nocy. Ciemne i gęste, chociaż zniszczone włosy przecinały wyblakłe fioletowe pasemka, które stały się prawie białe. Panna Sane (bo tak brzmiało jej nazwisko, którego rzecz jasna się wstydziła) straciła twarz.
Pewnie powinna być zdenerwowana, podekscytowana, lub przerażona. Tym razem jednak potwierdziła stereotyp myślą "Muszę posprzątać mieszkanie. I w co mam się ubrać?"
***
Po dokładnie trzech godzinach, w tym samym lustrze dostrzegła siebie. Więc w gruncie rzeczy, wcześniejszy tragiczny stan odbicia nie był winą przedmiotu.
Teraz z tafli szkła spoglądała na nią młoda kobieta o ostrych rysach twarzy podkreślonych przez delikatny makijaż. Oczy nieznajomej podkreślone były kocim eyelinerem, a niewielkie, za to wprost proporcjonalne usta połyskiwały maleńkimi iskierkami tańczącymi na czerwonawej szmince.
Czarna grzywka kobiety zagarnięta była za ucho, a klasycznie przydługa fryzura zdawała się doskonale komponować z jasnymi przebłyskami, które mimo wieku nie posiadały jeszcze odrostów.
Luźna bluzka z logiem Joy Division lekko zsunęła się z przesadnie szczupłego ramienia postaci.
Holly odruchowo poprawiła wadę uświadamiając sobie, że kolejna stara znajoma z lustra to tylko jej zagubiona twarz, nareszcie na miejscu. Była uosobieniem wielu określeń, dla niektórych zapewne nawet definicją ideału. Dziewczyna jednak to, co odnalazła po długim czasie zwykła nazywać domem.
Odwróciła się od "nowej" lokatorki i wróciła do salonu, w którym oczekiwała na nią ukochana kawa -przedziwna mieszanka małego espresso, szklanki zimnego mleka i dziesięciu kostek cukru.
Napój skończył się dokładnie w sekundzie, w której w mieszkaniu rozbrzmiał dzwonek.
Dziewczyna (już gotowa na niecodzienną wizytę) po prostu wstała z kanapy i udała się w stronę domofonu.
Jednym kliknięciem wpuściła gości do budynku. Po może dwóch minutach, jakie zajęło im przedostanie się na siódme piętro za pomocą windy i kilku schodków, kolejny dzwonek rozpoczął swój koncert.
Holly niezwłocznie otworzyła drzwi. Od razu, gdy przyzwyczaiła się do oślepiającego światła jarzeniówek w korytarzu, zobaczyła trzy sylwetki.
Pierwszy chłopak wyglądał na bardzo młodego, za to w ogólnie nie wydawał jej się znajomy. Miał średniej długości czarne, kręcone włosy. Był dość niski, ubrany ww krótkie spodnie i pasiasty T-shirt.
Uśmiechnął się szeroko.
- Zmusił mnie. - Powiedział, powstrzymując wybuch śmiechu.
Szybko wycofał się, jednocześnie wpychając na swoje miejsce wysokiego chłopaka o blado-niebieskich włosach.
Awsten bardzo się zmienił. Porzucił fryzurę w kształcie pieczarki i ciemne ubrania. Holly trudno było to przyznać, ale w jaśniejszych barwach wyglądał naprawdę bardzo dobrze.
Trzeci z przybyłych lekko wychylił się zza pozostałych. Wydawał się bardzo nieśmiały, przez co nie przyciągał uwagi w takim stopniu, jak dawny sąsiad dziewczyny.
Dziewczyna właśnie miała wyciągnąć rękę do byłego przyjaciela, gdy ten zaskoczył ją powitaniem. Zamiast uścisku dłoni, pochylił się i mocno ją przytulił.
- Dawno się nie widzieliśmy. - Zaśmiał się , lecz w jego głosie wyczuć można było nutkę zdenerwowania. - Tak jak mówiłem, przyprowadziłem chłopaków z zespołu. To Geoff - Wskazał na tego, z którym nie miała szansy rozmawiać. - A ten przekupny kretyn nazywa się Otto Wood.
- Co proszę? - Oburzył się podmiot rozmowy. - Kretynem byłbym, gdybym nie zgodził się nacisnąć jakiegoś dzwonka z ciastko.
Po tej wypowiedzi, Geoff i Awsten zaczęli zwijać się ze śmiechu, a w upływie kilku sekund również brunet do nich dołączył.
Choć Holly zwykle widywała wielu ludzi błądząc po ulicach Nowego Yorku, zawsze zdawało jej się, iż kogoś udają. Że podobnie jak ona, złapani zostali w sidła systemu i robią to, co jest im narzucane.
W przypadku tej trójki, nawet przez chwilę nie pomyślała o czymś podobnym. Od pierwszego momentu widziała to, że są po prostu sobą. Taka naturalność była czymś, co leczyło jej zardzewiałe serce. Więc chcąc, czy nie chcąc dziewczyna uśmiechnęła się z widocznym zadowoleniem. Czystą radością płynącą z rozmowy z kimś realnym.
- Jak widzisz, tak to tutaj wygląda. - Powiedział chłopak o błękitnych włosach, jednocześnie je przeczesując. - Mam nadzieję, że nie przeszkodzi ci brak naszego profesjonalizmu.
Prawy kącik jego jasnych (choć wyróżniających się na tle bladej skóry) ust uniósł się delikatnie.
Iskierki rozbawienia pojawiły się w jego oczach.
Dziewczyna oparła się o framugę drzwi, a ręce wsunęła do kieszeni spodni.
- Profesjonalizm jest dla produktów medialnych - Odezwała się, wciąż nie tracąc uśmiechu. - Artyści są pijani i szaleni.
- Tu się zgodzę! - Po raz pierwszy zabrał głos Geoff. - Chociaż z alkoholem nie wolno przesadzać.
- Czy mówimy tu o sytuacji z ostatniej trasy, kiedy skończyłeś śpiąc na czyjejś podłodze, bo Awstenowi nie chciało się zanosić cię do hotelu? - Otto po raz kolejny dał się ponieść głupawce. W przerwach między wybuchami śmiechu dokończył. - Tak, Wigington. Picie stanowczo nie jest dla wszystkich.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro