Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 24

(Nie sprawdzony)

Lena



- I jak ? – pytam Kamila okręcając się w bordowej, prostej sukience.

- Ślicznie skarbie.

- Mówiłeś już to przy czarnej, granatowej i ołówkowej spódnicy – wzdycham.

Na co On wstaje obejmując mnie w pasie i okręcając w stronę lustra, tak, że widzę nasze odbicie.

- Bo Ty dla mnie, kochanie, nawet w worku byś pięknie wyglądała – powiedział całując mnie w szyję i po chwili zbliżył się do mojego ucha i wyszeptał. – A najlepiej to bez.

Zadrżałam pod wpływem jego dotyku i słów.

- Głupek – mruczę i przymykam powieki, gdy przygryza płatek mojego ucha.

- Twój.

- Mój. Ale...

- Ale, co ? – pyta rozbawiony.

- Zależy mi na tym, żeby dobrze wyglądać. Idziemy w końcu na kolację do dobrych znajomych moich Dziadków. A po za tym, może pomogą mi w zrozumieniu tej całej sytuacji. – szepcze i odwracam się do niego twarzą.

- Czytałaś ? – zapytał, zakładając mi kosmyk włosów za ucho, który uwolnił się z eleganckiego koczka.

- Nie. Chyba się boję.- Wtulam się w niego mocno i wdycham jego perfumy, które mu kupiłam na urodziny.

-Powinnaś. To była ich prośba. Zrobimy tak, dzisiaj wieczorem usiądziemy na balkonie razem, na huśtawce, ty będziesz czytać, a ja będę obok. Dobrze ?

- Mhm, dziękuję – mówię z ulgą i delikatnie staje na palcach chcąc go pocałować.

- Gotowi ? – pyta Daniel, wchodząc do pokoju. Rezygnuje z pocałunku i patrzę na brata.

- Gotowi – mówię i chwytam za rękę Kamila.

- Jesteś tego pewna ? Chcesz iść boso ? – Staję słysząc słowa Daniela i patrzę na moje stopy. Rzeczywiście są na nich tylko rajstopy.

- Em... W sumie to dlaczego by nie – śmieję się i kątem oka widzę jak Kamil po coś sięga. – Idziemy ?

-Jak założysz te botki – mruczy Kamil i wręcza mi czarne sandały na słupku.

- Sandały- poprawiam go i siadam na łóżku.

- Buty – mówi, przewracając wcześniej oczami i daje mi do ręki sandały.

- Mniejsza o to czy są to botki czy sandały, załóż je szybko i idziemy. – pogania mnie Daniel.

-Tak jest – burczę i zapinam na klamerkę buty. 




***


Stoimy przed drewnianym domem, który jest po prostu piękny. Przed domem jest piękny, zadbany ogród, a kwitnące tam kwiaty dodają magii temu wieczorowi. Wygładzam ostatni raz sukienkę, kiedy otwierają się drzwi i pojawia się w nich starszy mężczyzna, z siwymi włosami i licznymi zmarszczkami, ubrany w granatową koszulę, która podkreśla jego kolor brązowy kolor oczu. Na nasz widok uśmiechnął się do nas przyjaźnie i otworzył szerzej drzwi.

- Witajcie, wejdźcie. Tak się cieszymy z Janinką, że po tylu latach, znów Was widzimy – mówił to z taką sympatią i ciepłem w głosie, że całe napięcie ze mnie uleciało. Uśmiechnęłam się promiennie do Teofila i przywitałam się z nim.

- Lenko, ale z Ciebie wyrosła piękna kobietka. A Ty musisz być tym szczęściarzem, który jest z nią, co młody człowieku ? – zwrócił się do Kamila, wypuszczając mnie z objęć, które swoją drogą były mi jakby znajome.

- Tak, proszę Pana. Jestem szczęściarzem. Kamil – przedstawił się i wyciągnął dłoń do uścisku.

- Miło poznać. Teofil – uścisnął jego dłoń i zwrócił się do Daniela.

- Niestety dzisiaj nie ma Marty, nie poganiacie się po ogródku, jak za dziecięcych czasów. Zmężniałeś.

- Szkoda, że nie ma Marty. A nawet myślałem, żeby wziąć jakieś inne buty, żebym miał szansę ją dogonić – na co obydwoje wybuchają dźwięcznym śmiechem. Ściskam dłoń Kamila, zwracając jego uwagę. Spogląda na mnie i uśmiecha się. Ten wieczór, chyba naprawdę będzie należał do udanych.

- Chodźmy do salonu. Janinko ? – zaprasza nas do przestronnego pomieszczenia z kominkiem.

- Jestem w kuchni.

- Pójdę się przywitać i może coś pomóc – mówię puszczając dłoń Kamila, przez co na chwile na jego twarzy występuje grymas, i ruszam do kuchni.

-Dobry wieczór – witam się z kobietą, ubraną w granatową spódnicę i białą bluzkę. Prezentowała się elegancko, do tego staranie zapleciony warkocz z siwych włosów.

- Dobry wieczór Słonko. Wyrosłaś, Natalia z Lucjanem byli by Tobą zachwyceni – na te słowa momentalnie się spinam, ale po chwili rozluźniam.

- Pomóc w czymś ? – pytam, zmieniając temat.

- Jakbyś mogła spróbować tą sałatkę, nie jestem pewna czy dobrze doprawiłam, a Teoś, bez względu co ugotuje mówi, że jest pyszne. – uśmiecham się na jej słowa.

Próbuję sałatki i rozpływam się. Po prostu niebo w gębie ! Już się nie dziwię dlaczego Pan Teofil mówi, że jest pyszne. Bo taka jest prawda. Delektuje się smakiem, co przyciąga uwagę gospodyni.

- Nie dobra ? Jak Ci nie smakuję możesz wypluć – mówi przejęta kobieta.

- Nigdy w życiu ! – unoszę się, a po chwili kule. – Przepraszam. To jest po prostu przepyszne.

- Co jest przepyszne ? – pyta Teofil, wchodząc do kuchni.
- Ta sałatka, mówię wskazując na szklaną miskę.
- Zgadzam się z Tobą, Lenko. Sam ją uwielbiam.

- Cieszę się, że Wam smakuję, ale teraz proszę zostawcie już wszystko i pomóżcie mi to wszystko zanieść do pokoju – mówi łapiąc za rybę i warzywa. – Kochany, tylko proszę nie podjadaj, zaraz zjesz przy stole.

- Dobrze Janinko – przytakuję mężczyzna i bierze wazę.

Ja biorę sałatkę i idę do salonu.


Atmosfera jest przyjemna i swobodna. Wcześniej myślałam, że idę do obcych ludzi, ale z każdą chwilą okazuję się, że nie są obcy, a całkiem bliscy. Rozmawiamy o wszystkim, staranie omijając temat Dziadków.

- Lenko, ze chciałabyś wyjść ze mną na taras ? – pyta Teofil, co mnie zaskakuję, ale zgadzam się i odchodzę od stołu.

Wychodzimy na przyjemnie chłodne powietrze. Wzrokiem omiatam taras. Po prawej stronie stoi stolik z dwoma bujanymi krzesłami, na balustradzie są zawieszone w doniczkach kwiaty, które pięknie wyglądają w blasku lamp.

- Chciałem z Tobą porozmawiać o Natalce i Lucku. Byliśmy kiedyś przyjaciółmi. Byli dla mnie i Janinki, jak rodzeństwo. Pamiętam, każdą chwilę spędzoną z nimi.

Patrzę z rezerwą na mężczyznę i czuję się zdezorientowana.

- Widzisz, my wiedzieliśmy o sobie wszystko. I wiem też o notesie.

Robię duże oczy i przełykam głośno ślinę.

- Wiem, że to jest dla Ciebie dziwne, albo ciężkie, ale proszę obiecaj mi coś.

- Słucham Pana

- Zastosujesz się do każdej prośby, do każdego słowa tam zapisanego, nie zrobisz niczego, czego oni by nie chcieli. Dobrze ? Jesteś mądrą dziewczynką, dlatego na prawdę jestem zaskoczony, że jeszcze nie przeczytałaś ich zapisek.

- Skąd Pan wie ? – pytam marszcząc brwi.
- Znam się na ludziach, w końcu jakby nie było chodzę po tym świecie przejdzie siedemdziesiąt trzy lata. A z zawodu jestem psychologiem. – mruga do mnie, a ja czuję, że mogę mu zaufać. Kiwam głową i pytam.

- Czy Pan i Dziadek... czy patrzyliście na to wszystko ze strony medycznej ? – pytam i zaczynam niespokojnie przestępować z nogi na nogę.

- Jeśli pytasz o to czy próbowaliśmy to wytłumaczyć w jakiś sensowny i medyczny sposób, nawet doszukując się choroby, to tak. Ale to nie to. Z punktu widzenia medycznego wszystko jest w porządku. Nie wiem skąd bierze się amnezja.

- Dziękuję – dukam i momentalnie czuję jak mi zimno. Zaczynam pocierać dłońmi ramiona, żeby się ogrzać, co zauważa Teofil.

- Wejdźmy do środka.

Uśmiecham się i wracam za stół.


***

- Miło było Was na nowo poznać, bardzo się zmieniliście przez ten czas.

- Wzajemnie. Dziękujemy, za pyszną kolację. Jest Pani mistrzynią w gotowaniu. – mówi Daniel, teatralnie cmokając.

- Mówię jej to od pięćdziesięciu dwóch lat, codziennie – odzywa się Teofil i obejmuję ramieniem kobietę. – Dziękujemy, że przyjechaliście.

- To my dziękujemy za zaproszenie. Dobranoc – żegnamy się i wychodzimy z domu.

- To teraz tylko do łóżka i spać – mówi rozmarzonym głosem Daniel. – A, Wy macie mi być cicho w nocy ! Rozumiecie, co chce przez to Wam też powiedzieć ? – mówi celując w nas palcem.

- Spokojnie nie zostaniesz wujkiem. – uspokaja go Kamil, a ja chichoczę.

- Jesteście niemożliwi. – mruczę.

- I tak nas kochasz – mówią razem, co mnie znów rozśmiesza, i wtedy orientuję się, że jesteśmy już w domku Dziadków. Daniel otwiera drzwi i wpuszcza nas przodem. Zamyka drzwi, mruczy ciche dobranoc i znika w swoim pokoju.

Wchodzimy z Kamilem do naszego pokoju i ja opadam ciężko na łóżko. Kamil podnosi jedną moją nogę i zdejmuję mojego buta, co robi też z drugim.

- Dziękuję.

- Proszę, a teraz wstawaj zakładaj kapciuszki i idziemy czytać, pamiętasz.

- Pamiętam – mruczę i niechętnie wstaje z łóżka, z którym się już zżyłam.

Biorę z szafki notes i siadam na huśtawce obok Kamila. On okrywa nasze nogi ciepłym kocem, na co się uśmiecham. Zawsze o wszystkim pamięta. I otwieram notes, od którego zależy wszystko.      

Hej Kochani ! :* 
Przed chwilą skończyłam pisać ten rozdział i wrzucam go tutaj. Oceńcie sami. Nie sprawdzony. Zbliżamy się wielkimi krokami do końca. Jak myślicie co jest w notesie ? Jak skończy się te nasze pierwsze opowiadanie ? 


Pozdrawiam wytrwałych, którzy są od samego początku <3
Dziękuję, za każde miłe słowo :) <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro