Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 7

— Czy ktoś właśnie próbuje włamać się do twojego mieszkania? — wyszeptała gorączkowo Olivia, chociaż wcale nie wyglądała na przerażoną albo zmartwioną.

— To Holmes — odszepnęła Victoria, a ekscytacja przyjaciółki jedynie wzrosła.

— Nie gadaj! Serio?!

— Tak. W związku z czym, proszę, zachowuj się — odparła, a drzwi otworzyły się z cichym kliknięciem.

Liv powstrzymała się od wydania z siebie odgłosu zadowolenia, gdy Sherlock Holmes wkroczył do środka, mając na sobie ten płaszcz. Absolutnie nie wyglądał, jakby czuł jakiekolwiek wyrzuty sumienia z powodu włamania się do apartamentu Victorii. Rozglądał się po pomieszczeniu z niemałą dezorientacją, a gdy jego wzrok zatrzymał się na Olivii, dziewczyna uśmiechnęła się ślicznie i skrzyżowała nogi kokieteryjnie. Victoria poczuła nagłą chęć posłania jej spojrzenia pełnego politowania, ale zdecydowała się skupić uwagę na konsultancie.

Jej nieznacznie zamroczony alkoholem umysł kompletnie zapomniał o wszelkich powodach, dla których powinna być na Holmesa zła. Nie mogła się wręcz powstrzymać od parsknięcia śmiechem na widok jego dezorientacji.

— Och — powiedział mężczyzna i zmarszczył brwi. — Nie powinnaś być w domu. Poleciłem Lestrade'owi danie ci wolnego, abyś mogła upić się w jakimś barze.

— Po cholerę zrobiłeś coś takiego? — spytała zdziwiona, a on wywrócił oczami jakby odpowiedź była oczywista.

— Ponieważ chciałem włamać się do twojego mieszkania, a twoja obecność czyni to dość bezsensownym przedsięwzięciem.

— Mówisz? — zakpiła, co zostało całkowicie zignorowane przez Sherlocka.

Jego uwaga skupiła się na Olivii, która wciąż przyglądała mu się z zalotnym uśmiechem. Radcliffe nie umiała zdecydować, czy wolała jęknąć rozpaczliwie na myśl o głupocie przyjaciółki, czy może raczej obserwować całą scenę z nadzieją na świetną rozrywkę. Koniec końców wybrała drugą opcję i zmieniła pozycję na bardziej wygodną.

— Kim jesteś? — spytał Holmes, nie dbając zbytnio o uprzejmość. — Victoria zdecydowanie nie jest lesbijką. Rzecz jasna, nie możesz być jej partnerką. Posiada także ogromną niechęć do innych kobiet, w związku z czym śmiem wątpić w istnienie między wami jakichkolwiek relacji o stricte przyjacielskiej naturze.

Detektyw parsknęła z rozbawieniem, gdy na twarzy Olivii pojawiło się czyste oburzenie.

— Vic wcale nie nienawidzi kobiet, a ja na pewno jestem jej przyjaciółką!

Och, to mogło być całkiem zabawne. Być może nawet nie będzie musiała się starać, aby przekonać dziewczynę, co do niedorzeczności wcześniejszych założeń o związku Victorii i Sherlocka?

— Istnieje ewentualność, że stanowisz jedynie wyjątek. Ludzie nieustannie próbują przekonać samych siebie, że nie mają problemów. — Odpowiedź Holmesa wkurzyła Olivię jeszcze mocniej, a Radcliffe znała ją na tyle dobrze, aby wiedzieć, że w każdej chwili mogło dojść do rękoczynów.

— Dobra, dobra, wystarczy — mruknęła więc i wstała z kanapy, podchodząc do konsultanta. — Sherlock, tak się składa, że jestem w domu, więc sprawy mogą się potoczyć na dwa sposoby. Możesz, na przykład, opuścić moje mieszkanie i porzucić jakiekolwiek plany włamywania się tu po raz kolejny. Możesz też zostać i być miłym.

Mężczyzna spojrzał na nią z uwagą, po czym pochylił się i powąchał ją. Victoria przestała na moment oddychać, decydując, że zachowanie Holmesa nie było w żadnym stopniu normalne i wpędzało ją w zakłopotanie.

— Piłaś — oświadczył Sherlock i wyprostował się z gracją. Na jego twarzy pojawił się pełen zadowolenia uśmiech. — Wspaniale!

Zdjął płaszcz, odsłaniając garnitur i koszulę — tym razem białą. Radcliffe czuła się zbyt zdezorientowana, aby spojrzeć na Olivię, ale nie miała wątpliwości, że przyjaciółka przyglądała się mężczyźnie z niemałym zainteresowaniem. Jeśli zamierzał wykorzystać swój wygląd do sprawienia, że zapomniałaby o jego wcześniejszej nieuprzejmości... Cóż, trafił w dziesiątkę.

— Wspaniale? Niby dlaczego? — spytała, walcząc z dziwnym uczuciem, które nie opuszczało jej umysłu.

— Pijani ludzie nie potrafią kłamać.

Chryste... Naprawdę zamierzał ją przesłuchiwać? Co było z nim, do cholery, nie tak?!

— Czekaj sekundę — wymamrotała Olivia. — To niezwykle nieuprzejme, wpadać na czyjąś imprezę, na którą nie było się zaproszonym, po czym nawet się nie przedstawić!

Sherlock usiadł na kanapie, mierząc Liv wzrokiem, zanim uśmiechnął się z zadowoleniem i powiedział:

— Sherlock Holmes. A ty jesteś zapewne jedną z tych kobiet, które uwielbiają kontrolować wszystko i wszystkich, ponieważ jesteś święcie przekonana o własnej wyższości. Cenisz swój wygląd, ale rozumiesz, że piękno jest cechą niezwykle ulotną, a perspektywa utraty urody przeraża cię okrutnie. Nieustannie poszukujesz więc miłości, licząc, że gdy staniesz się tak przeciętna, jak wszyscy, nie zostaniesz sama. Pijesz za dużo, śpisz za mało, a twoje drogie, markowe ubranie świadczy o wielkiej fortunie. Wątpię jednak, aby należała ona do ciebie. Jesteś młoda – zbyt młoda, abyś mogła zdobyć ją na własną rękę. Zapewne należysz do niezwykle bogatej rodziny. Fakt, że widziałem twoją twarz na okładkach wielu magazynów, skłania mnie do wysnucia tezy, że jesteś Olivią Lawson. Szalenie miło mi cię poznać.

Victoria poniekąd współczuła przyjaciółce, ale jej serce i tak na moment zwolniło, aby zaraz przyspieszyć. Słuchanie genialnej dedukcji Sherlocka, jak zawsze, stanowiło niezwykłe przeżycie, choć mógł przecież zacząć od tego, że doskonale wiedział, kim była dziewczyna. Jego chęć popisywania się wygrała, a opis Olivii nie mógłby być trafniejszy.

— Cholera, jesteś strasznie seksowny — odparł Liv, zmuszając zarówno Victorię, jak i Holmesa do spojrzenia na nią z niemałym zdziwieniem.

Detektyw nie nazwałaby tego właściwą reakcją na bycie tak jawnie obrażaną, ale najwyraźniej przyjaciółka miała na ten temat inne zdanie. A może to alkohol sprawił, że odebrała słowa Sherlocka z zaskakującą pokorą? Tak czy siak nie wydawała się skrzywdzona, a wprost przeciwnie. Jej oczy świeciły, a rumieniec pokrył policzki.

Mężczyzna za to nie wiedział, jak się zachować. Otworzył usta, próbując znaleźć jakąś błyskotliwą odpowiedź, ale najwyraźniej niczego nie wymyślił. Pionowa zmarszczka pojawiła się na jego czole, gdy wciąż wpatrywał się w kobietę.

— Miałaś rację, naprawdę jest genialny — przyznała Liv, a to zwróciło uwagę Sherlocka z powrotem na Victorię.

Przestał wyglądać na zdezorientowanego, a ciekawość błysnęła w jego oczach, co z kolei sprawiło, że Radcliffe ponownie poczuła się dziwnie.

— Oczywiście, że miałam — mruknęła jednak, ignorując niezręczność sytuacji.

— Wybacz, byłam bardziej skupiona na tej części rozmowy, w której wspominałaś o tym, że Mycroft ci groził. — Olivia uśmiechnęła się słodko, a Victoria zamarła.

Co. Do. Cholery.

— Mój brat ci groził — powtórzył Sherlock.

Detektyw zrozumiała, że nie istniał żaden sposób na wykręcenie się z tej sytuacji. Co ta głupia dziewucha sobie myślała?! Dlaczego uznała, że zdradzenie wszystkiego Sherlockowi miało jakikolwiek sens?! Teraz była praktycznie zmuszona do udzielenia mu odpowiedzi na każde pytanie i to na dodatek szczerej. Inaczej Mycroft dowiedziałby, że wciąż posiadał nad nią przewagę.

— Czy to nie jest przypadkiem jego hobby? — spytała, posyłając Liv wściekłe spojrzenie, której jednak zostało całkowicie zignorowane.

— Mój brat nie posiada hobby. Oznaczałoby to, że jest zdolny do poczucia czegokolwiek relatywnie pozytywnego, a to, jak wiemy, stoi w sprzeczności z rzeczywistością — odparł Sherlock i pochylił się w przód. — Poza tym nie grozi wszystkim. Zdołałaś go w jakiś sposób zainteresować. Dlaczego?

Victoria otworzyła usta, ale Sherlock uniósł dłoń i zamknął oczy, wyraźnie próbując znaleźć odpowiedź na własną rękę. Detektyw słyszała westchnienie Olivii, które zapewne stanowiło wyraz kobiecego zadowolenia na ten jakże przyjemny widok. Victoria postanowiła jednak zignorować przyjaciółkę i zaczęła zastanawiać się nad tym, jak rozwiązać zaistniałą sytuację.

Czy miała powiedzieć mu o Irene? Czy powinna odważyć się chociażby wspomnieć jej imię? Zanim zdołała zdecydować, Sherlock otworzył oczy i uśmiechnął się.

— Proszę, powiedz mi, że Mycroft nie był na tyle głupi, aby posądzić mnie o jakiekolwiek uczucia względem twojej osoby? — spytał, niemalże wypluwając słowo „uczucia".

Victoria nie mogła powiedzieć, aby była to przyjemna rzecz, ale jakaś jej część poczuła ulgę, że Holmes wcale nie darzył jej niczym wyjątkowym. Nawet jeśli zauważył podobieństwo do Irene, nie zmieniło to jego podejścia. Nie myślał o niej w ten sposób, co znaczyło, że Mycroft nie musiał obawiać się jakiegokolwiek zagrożenia ze strony Victorii. Teoretycznie.

— To twój brat. Znasz go lepiej.

— To mój największy wróg — odparł Sherlock i zmrużył oczy. — Co ci powiedział? Potrzebuję jego dokładnych słów, więc skup się. Kiedy chodzi o Mycrofta, każdy szczegół może mieć znaczenie.

— Chyba nie oczekujesz, że wyrecytuje ci z pamięci całą rozmową, co? — spytała Olivia, ale mężczyzna ją zignorował.

— Victorio, nie mamy całej nocy!

Radcliffe westchnęła, po czym wytężyła umysł, próbując przypomnieć sobie tamten dzień. Jeśli Sherlock chciał usłyszeć wszystko, zamierzała spełnić prośbę. Nawet jeśli oznaczało to wspomnienie o Irene Adler.

***

Baker Street. Teraz. Skończyło mi się mleko. — SH

Victoria wywróciła oczami i usunęła wiadomość, czując wściekłość na myśl o tym, że Holmes znowu postanowił traktować ją jak służącą. Zanim zdążyła jednak schować telefon do kieszeni, ekran zaświecił się po raz kolejny.

Mamy też nową sprawę. Potrzebuję cię. —SH

Nie potrafiła sobie przypomnieć, kiedy ostatnio ze sobą pracowali. Najwyraźniej narzeczona Johna chciała, aby nieco więcej wychodził, co sprawiło, że Sherlock zaczął przyjmować znacznie więcej spraw niż zwykle. Radcliffe była odrobinę zaskoczona, że zrobiłby coś takiego dla kobiety, ale nie miała zamiaru narzekać, bo otrzymała szansę na dogłębne przeanalizowanie wydarzeń ostatnich tygodni.

Mycroft nie próbował się z nią skontaktować, chociaż zapewne obserwował ją jak jastrząb. Sherlock zapewniał ją, że jego brat nie stanowi już problemu, ale odmówił zdradzenia szczegółów ich rozmowy. A detektyw, mimo to, nie potrafiła powstrzymać lawiny pytań, która pojawiała się w jej głowie, gdy tylko myślała o młodszym Holmesie.

Nie wyjaśniła mu, co zdarzyło się w jej dzieciństwie — nie do końca. Co zaskakujące, mężczyzna wcale nie próbował wydobyć od niej tych informacji. Może nie chciał psuć sobie zabawy, a może zwyczajnie zdecydował się uszanować prywatność Victorii, choć nie była to zbyt prawdopodobna opcja.

Tak czy siak Sherlock opuścił jej mieszkanie bez jakiejkolwiek wiedzy na temat wydarzeń z przeszłości, które dały Mycroftowi szansę na szantażowanie kobiety. Radcliffe chciała ruszyć do przodu i zapomnieć o całej sprawie, ale okazało się to niemożliwe. Holmes przestał zadawać pytania. Nie włamywał się nawet do jej mieszkania. Traktował detektyw zupełnie tak jak na początku ich znajomości. Wzywał ją od czasu do czasu, ale głównie zasypywał tonami mniej lub bardziej sensownych wiadomości.

Coś w jego zachowaniu sprawiało, że czuła się nieswojo. Czy Mycroft mu wszystko powiedział? Czy to dlatego Sherlock nie szukał więcej okazji, aby odkryć jej sekrety? Przestała być dla niego tajemnicą, musiało o to chodzić. Nie widziała innego wyjaśnienia dla niespodziewanej zmiany w jego zachowaniu. Dobrowolna rezygnacja z rozwikłania sprawy Victorii Radcliffe nie brzmiała przecież jak coś, co kiedykolwiek by zrobił.

Detektyw nie radziła sobie zbyt dobrze z niewiedzą i niepewnością. Perspektywa zmierzenia się z Holmesem napawała ją dziwnym uczuciem, ale kobieta wiedziała, że nie mogła uciekać w nieskończoność. Była dorosła i zdecydowanie nie zwykła unikać wyzwań, nieważne jak trudnych. Westchnęła więc i chwyciła telefon, po czym odpisała na wiadomość Sherlocka.

Sam sobie kup to mleko.

***

Victoria nie zadała sobie trudu, by zapukać do drzwi, gdy dotarła na Baker Street. Była w tym miejscu zbyt wiele razy, żeby ktoś miał jej za złe wejście do środka bez wyraźnego zaproszenia. Nie widziała zresztą sensu w męczeniu biednej pani Hudson. Staruszka narzekała w ostatnim czasie na swoje biodro, a Radcliffe nie łudziła się, że Sherlock pofatygowałby się na dół.

Detektyw weszła do środka i zatrzymała się gwałtownie, gdy, zamiast zwyczajowej ciszy, powitała ją muzyka. Skrzypce. Sherlock grał na skrzypcach. Kobieta ze zdziwieniem przyjęła nagłą niechęć do zrobienia choćby jednego kroku w przód. Wolała stać w miejscu i rozkoszować się każdą nutą, każdym przejmującym dźwiękiem dobiegającym z piętra. Nie znała się na klasyce, ale doskonale wiedziała, że potrafiła zapierać dech w piersiach, jeśli była wykonywana w odpowiedni sposób. A Sherlock, bez wątpienia, grał wspaniale.

Victoria przygryzła wargę, zdając sobie sprawę, że nie mogła stać na parterze w nieskończoność, chociaż jakaś jej część zdecydowanie by tego chciała. Przez moment miała nadzieję, że Sherlock nie przestanie grać, nawet gdy wejdzie już do jego mieszkania, choć wydawało jej się to jedynie bezsensownym marzeniem.

Umiejętności konsultanta zawsze ją zastanawiały. Gra na skrzypcach wymagała skupienia, precyzji i ogromnego talentu, ale piękno muzyki nie zawierało się jedynie w tych aspektach. Nie... Chodziło przede wszystkim o emocje, które powinny towarzyszyć każdej nucie, każdej pauzie i zmianie tempa. Wykonawca musiał rozumieć utwór, jeśli chciał opowiedzieć historię, która przeniosłaby słuchaczy w zupełnie inny świat. Perfekcja była koniecznością. Ale nawet ona nie potrafiła sprawić, że utwór ożywał w głowach i sercach ludzi.

Victoria przymknęła oczy, zasłuchana w dźwięki, które wciąż rozbrzmiewały w powietrzu, wywołując dreszcze na jej skórze. Ktoś taki jak Sherlock — nierozumiejący swoich własnych uczuć mężczyzna — nie powinien grać aż tak dobrze. A jednak było inaczej. Nie znała utworu, który wybrał. Wcale jednak nie musiała, bo bez trudu rozszyfrowała emocje, kryjące się gdzieś pośród nut. Tęsknota, ból, melancholia... Drżący oddech opuścił jej usta, gdy nieświadomie oparła się plecami o drzwi, ciesząc się chwilą.

— Och, witaj, moja droga! — Głos pani Hudson zmusił ją do otwarcia oczu i powrotu do rzeczywistości.

Kobieta stała na szczycie schodów, zaalarmowana przez otwierające się drzwi. Victoria zarumieniła się, widząc jej spojrzenie. Czuła się niemalże tak, jakby ktoś przyłapał ją na podglądaniu jakiegoś intymnego momentu, a przecież nie była wcale zboczeńcem.

— Dzień dobry — odparła, ignorując swoje myśli. Zmusiła się nawet do uśmiechu.

— Pięknie, prawda? — spytała pani Hudson i pokiwała głową. — Nigdy nie przestanę się zastanawiać, jak to możliwe.

Zabawne, dokładnie to samo wpadło jej do głowy przed kilkoma minutami. Rumieniec Victorii powrócił ze zdwojoną siłą, a staruszka zachichotała jak nastolatka.

— Nie martw się, kochaniutka. Nikt nie jest odporny na urok skrzypiec.

Cholera. Jeszcze tego brakowało, żeby kolejna osoba żyła w przekonaniu, że Victoria była zainteresowana Sherlockiem. Olivia okazała się wrzodem na tyłku i, niestety, nie dało się jej w żaden sposób przekonać do zmiany zdania.

— Chyba powinnam pójść na górę — mruknęła Radcliffe, decydując się nie odpowiadać bezpośrednio na słowa pani Hudson.

— Zrobię herbatki!

Detektyw zaczęła wspinać się po schodach, mimowolnie stawiając kolejne kroki jak najciszej. Nie obraziłaby się, gdyby Sherlock kontynuował grę nawet po tym, jak wejdzie do mieszkania. Właściwie na myśl o zmierzeniu się z pełną napięcia ciszą, czuła dziwny ścisk w żołądku.

Nacisnęła jednak klamkę i przekroczyła próg apartamentu. Ku jej zaskoczeniu Holmes wcale nie przestał grać, choć musiał zdawać sobie sprawę z jej obecności. Stał obok okna, zwrócony twarzą w jego stronę. Ubrany w szlafrok, wyglądał na jeszcze wyższego niż zwykle.

Victoria nie mogła się powstrzymać od śledzenia ruchu jego dłoni z fascynacją. Poruszał smyczkiem płynnie, bez żadnego zawahania, wydobywając z instrumentu dźwięk tak czysty, że miała ochotę westchnąć z zachwytu. Bała się ruszyć, w obawie przed zniszczeniem tej magicznej chwili.

Zmusiła się do zrobienia kroku w przód i zamknięcia drzwi, ale Sherlock nie przestał grać nawet wtedy. Podeszła więc do kanapy, po czym opadła na nią powoli. Widziała teraz profil mężczyzny, a jej żołądek wywrócił się do góry nogami. Oczy Holmesa były zamknięte, a usta nieznacznie rozchylone. I choć wydawał się tak samo blady jak zwykle, Victoria dostrzegła cień koloru na jego policzkach. Wyglądał ludzko, zauważyła z niemałym zdziwieniem i przełknęła ślinę.

Miała wrażenie, że patrzy na całkowicie inną osobę. Mężczyzna, stojący koło okna, nie był wcale perfekcyjną maszyną, oderwaną od rzeczywistości i swoich własnych uczuć. Być może właśnie tak wyglądał prawdziwy Sherlock, który na co dzień skrywał się pod fasadą socjopaty. Chciałaby w to wierzyć. Bo jeśli faktycznie tak było, nie czułaby się niedorzecznie, myśląc, że każde drgnięcie mięśni na twarzy, każdy ruch jego brwi, gdy zmieniała się muzyka, nosiły znamiona piękna.

Wiedziała, że musi się otrząsnąć, ale nie potrafiła. Zupełnie niespodziewanie zdała sobie sprawę, że zakochanie się w Sherlocku Holmesie wcale nie było szalone, jeśli posiadał inną stronę — równie hipnotyzującą, ale jednocześnie bardzo ludzką.

Nie zdążyła odrzucić od siebie tej niedorzecznej myśli, bo mężczyzna przestał grać, a jego powieki uniosły się gwałtownie. Zwrócił się w jej stronę, a siła jego spojrzenia poraziła Victorię do szpiku kości. Być może miało to związek z atmosferą, która wciąż wypełniała pomieszczenie, a może z emocjami wirującymi w tęczówkach mężczyzny. Niezależnie od przyczyn, przez moment nie umiała zmusić się do żadnego ruchu, choć wiedziała, że powinna.

Sherlock Holmes był bowiem dużo bardziej niebezpieczny niż jego brat, a ona nie chciała się o tym przekonać. Nie w ten sposób. 

***

Ostatnia część tego rozdziału jest jedną z moich ulubionych, nawet po napisaniu ponad trzystu stron tego opowiadania, bo właśnie tyle liczy, póki co, w języku angielskim.

Także jeszcze sporo przed nami. I chociaż coś się zaczęło dziać, to coś będzie się dziać jeszcze przez długi czas, zanim się tak naprawdę stanie. 

Wow, ależ ja dzisiaj tajemnicza. Chyba czas odstawić procenty. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro