Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 6

Victoria nie sądziła, że unikanie Sherlocka Holmesa okaże się trudniejsze niż znoszenie jego obecności. Co dziwne, nie wysyłał jej wcale setek wiadomości ani nie śledził jej z uporem maniaka. Właściwie nie widziała go od dnia pamiętnej rozmowy z Mycroftem, co budziło w umyśle całą masę pytań. Czy zdołała go w jakiś sposób urazić? A może jej bezpośrednie, nieco ostre zachowanie wystarczyło, aby stracił zainteresowanie? I choć nie umiała stwierdzić, co było powodem nagłej zmiany w ich relacji, nareszcie mogła cieszyć się życiem wolnym od obecności Holmesa.

Niestety wcale nie było to proste zadanie. Radcliffe wiedziała, że cisza i spokój dawały szansę, aby w pełni skupić uwagę na ważniejszych rzeczach, ale nieustannie przyłapywała się na chęciach napisania do niego albo nawet odwiedzenia Baker Street. Oczywiście próbowała powstrzymać podobne zapędy. Próbowała.

Pytania, które na dobre zadomowiły się w jej głowie, zdecydowanie nie pomagały. Detektyw nie zamierzała słuchać ostrzeżenia Mycrofta albo raczej jego groźby, jak niektórzy zapewne opisaliby słowa mężczyzny. Potrafiła o siebie zadbać, nawet jeśli przebywanie w towarzystwie Sherlocka prowadziłoby do bycia skrzywdzoną. Konieczność walki o swoje dobre imię także nie wydawała się straszna, gdy porównywało się ją z alternatywą, jaką był brak wolnej woli. Nikt nie mógł odebrać jej prawa do podejmowania własnych decyzji — włącznie z wszechmocnym Mycroftem Holmesem.

Nie zmieniało to jednak faktu, że rozmowa ze starszym z braci zasiała w jej umyśle wiele wątpliwości, które teraz nieustannie skłaniały ją do sięgania po telefon i wybierania numeru Sherlocka. Wszystkie pytania, które zrodziły się tamtego dnia, miały związek z Irene Adler.

Radcliffe nie była głupia. Umiała też korzystać z Internetu, a znalezienie informacji o tajemniczej kobiecie, nie było wale problematyczne, choć nie żyła od jakiegoś czasu. Detektyw chciała wiedzieć, co sprawiło, że sam Sherlock Holmes zaczął interesować się Irene. Kiedy tylko spojrzała na jej zdjęcie, odpowiedź stała się oczywista — a przynajmniej byłoby tak, gdyby chodziło o innego mężczyznę.

Adler była piękna. Nie idealna, ale przyciągała spojrzenie w magnetyczny sposób. Nawet na zdjęciach wydawała się wręcz hipnotyzująca. Victoria nie umiała powiedzieć, czy była to zasługa jej idealnego ciała, czy może elektryzującego spojrzenia niebieskich oczu — oczu, które w zaskakującym stopniu przypominały te widywane przez nią codziennie w lustrze.

Była zszokowana, gdy zdała sobie sprawę z istniejących między nimi podobieństw. Irene, choć znacznie starsza, mogłaby uchodzić za jej siostrę; może nie bliźniaczkę, ale nikt nie wątpiłby w ich pokrewieństwo. Obie posiadały ciemne włosy i błękitne oczy, otoczone przez gęste, długie rzęsy. Nie były identyczne, ale każda różnica sprawiała jedynie, że wszelkie łączące je cechy stawały się dużo bardziej wyraźne. A Radcliffe nie wiedziała, co o tym myśleć.

Skłamałaby, gdyby powiedziała, że nie chciała usłyszeć wypowiedzi Sherlocka na ten temat. Wątpiła, co prawda, że odpowiedziałby na każde pytanie, ale nie została detektywem bez powodu. Nawet w przypadku tak zamkniętej osoby, jaką był konsultant, potrafiłaby zapewne odczytać więcej niż przeciętni ludzie. Może zdołałaby odnaleźć na jego twarzy znaki, które nieco zmniejszyłyby niepokój; drgnięcie wargi, skurcz mięśni, niemal niezauważalny grymas. Cokolwiek byłoby lepsze niż siedzenie w mieszkaniu i szukaniu prawdopodobnych wyjaśnień.

Victoria wiedziała, że nie mogła tak po prostu złamać swojego postanowienia. Kontaktowanie się z nim byłoby jak przyznanie, że przegrała, choć to ona zaczęła tę grę. Ba, dotychczas to ona ją prowadziła. Sherlock w dalszym ciągu nie wiedział wiele o jej prawdziwej przeszłości, a wciąż postanowił się wycofać. Dlaczego miałaby niszczyć tę przewagę, tylko z powodu swojej ciekawości?

Potrzebowała jakiejś rozrywki, jeśli chciała przetrwać wolny wieczór bez zrobienia czegoś głupiego. Jej umysł powinien zająć się czymkolwiek innym, zamiast powtarzać w kółko te same pytania.

Rozwiązanie sytuacji było jednak dziecinnie proste. Wystarczyło zadzwonić do Olivii.

***

— Przyniosłam wino i jedzenie. O, no i jeszcze więcej wina! — Przyjaciółka Victorii uniosła obie ręce w górę, gdy detektyw otworzyła drzwi do mieszkania.

Fakt, że dziewczyna zdołała dotrzeć tutaj w zaledwie godzinę, zaopatrzona w chińszczyznę i tanie, prawdopodobnie obrzydliwe wino, nie był wcale zaskakujący. Olivia czasami przypominała radar, wykrywający każdą nadchodzącą imprezę.

— Świetnie. Właź — Radcliffe zaprosiła ją do środka i odsunęła się, robiąc miejsce.

Zamknęła drzwi, siłując się nieco z nowym zamkiem. Doskonale wiedziała, że za kilka godzin nie byłaby w stanie tego zrobić; alkohol potrafił sprawić, że zapominała o wszelkich podstawowych zasadach bezpieczeństwa.

Tymczasem Olivia zdążyła rozłożyć się na kanapie, zupełnie jakby była jej własnością. Przyjaciółka Victorii rzadko kiedy wykazywała się subtelnością. Nie zdjęła nawet butów, dopóki nie opadła na miękkie poduszki i nie podciągnęła nóg do góry, sprawiając, że szpilki upadły na podłogę z hałasem.

— Proszę, rozgość się — zakpiła detektyw i potrząsnęła głową.

Skierowała się do kuchni, z zamiarem odkorkowania wina oraz przyniesienia talerzy. Zajęło jej to zaledwie chwilę, po której powróciła do salonu z rozbawieniem błyszczącym w oczach.

— Powinnam się domyślić, że przyniesiesz wino bez prawdziwego korka — mruknęła, a Olivia wzruszyła ramionami.

— Zakrętki są znacznie praktyczniejsze. — Wyszczerzyła zęby w uśmiechu. — Obie wiemy, że za cholerę nie znamy się na winie. Nie widzę potrzeby męczenia się z tymi narzędziami tortur.

— Jak właściwie można kogoś torturować za pomocą korka? — zdziwiła się Victoria, a przyjaciółka posłała jej znaczące spojrzenie.

— Założę się, że mogłabyś go wcisnąć w wiele miejsc.

Obcesowość Olivii bywała zabawna. Szczególnie wtedy, gdy człowiek zdawał sobie sprawę, że ta sama dziewczyna miała obsesję na punkcie znalezienia jedynej, prawdziwej miłości.

— Więc... Cóż za nagły wypadek zmusił cię do zwołania sabatu wiedźm? — spytała kobieta, siedząca na kanapie, a detektyw wywróciła oczami.

— Żaden. Mam wolne, więc pomyślałam, że...

— Nigdy nie zapraszasz mnie do swojego mieszkania, żebym się z tobą napiła, Vic — przerwała jej Olivia i z entuzjazmem włożyła porcję jedzenia do ust. Nie powstrzymało jej to od kontynuowania wypowiedzi. — Zapewne masz problem z jakimś facetem, chociaż obie wiemy, że to raczej nieprawdopodobne. Wygląda więc, że to poważna sprawa.

Victoria posłała przyjaciółce wściekłe spojrzenie w odpowiedzi na jawną zniewagę, ale nie zaprotestowała. Nie miewała problemów z facetami, bo zwyczajnie nie posiadała facetów. Tym razem sprawy wyglądały inaczej, a detektyw doskonale wiedziała, że Sherlock, w istocie, był prawdziwym powodem, dla którego zaprosiła Olivię. I choć na początku nie chciała o nim wspominać, im dłużej o tym myślała, tym bardziej zaczynała sądzić, że dziewczyna zasługiwała na szczere wyjaśnienia.

— Nieprawdopodobne właśnie stało się prawdziwe. Tak jakby — dodała, widząc, jak oczy przyjaciółki rozświetlają się z ekscytacji.

Radcliffe chciała powiedzieć jej o Sherlocku, ale na pewno nie zamierzała pozwolić kobiecie na wyciągnięcie zupełnie szalonych wniosków, które były przecież bardzo w jej stylu.

— O, mój, Boże! Umawiasz się z kimś?! — zawołała Liv, a Victoria skrzywiła się mocno.

Cholera... Powinna wiedzieć, że zaczynanie jakiejkolwiek rozmowy od wzmianki o facecie mogło skończyć się tylko w jeden sposób. Teraz nigdy nie zdoła przekonać przyjaciółki do zmiany zdania, a ostatnią rzeczą, jakiej potrzebowała, była swatka.

— Nie, nie bądź głupia — zaprotestowała, ale Olivia zdążyła już wyszczerzyć zęby w uśmiechu, który przywodził na myśl psychopatę. — Chodzi o mężczyznę, to prawda, ale nie łączy mnie z nim nic, oprócz profesjonalnych relacji. Nazywa się Sherlock Holmes.

Kobieta przestała się uśmiechać, a jej spojrzenie przybrało na intensywności. Przyjaciółka Radcliffe starała się trzymać z daleka od jej pracy, co przynosiło wiele korzyści. Detektyw potrzebowała kogoś, kto zbalansowałby szaleństwo i stres, którego doświadczała w Yardzie. Nie zmieniało to jednak faktu, że nawet ktoś tak niezorientowany, jak Olivia Lawson, doskonale zdawał sobie sprawę z tego, kim był Sherlock Holmes.

— Wiedziałam! Odkąd kazałaś mi trzymać u siebie swojego laptopa, byłam pewna, że coś się święci! Ale czekaj, czy nie mówiłaś, że on jest jakimś psychopatą albo coś w ten deseń?

— Wysoko funkcjonujący socjopata, istnieje ogromna różnica między tymi nazwami — poprawiła ją Victoria, co tylko zwiększyło zadowolenie Liv.

Świetnie. Kolejna pułapka, w którą wpadła bez zastanowienia. Nawet nie pomyślała, żeby najpierw zaprzeczyć pomówieniom o zażyłość z Sherlockiem; zamiast tego postanowiła bronić poprawnej terminologii. 

— No tak, o to chodziło. — Olivia wywróciła oczami. — Nie zmienia to faktu, że umawianie się z nim to przepis na kłopoty. Ale przyznaję, w tym swoim płaszczu wygląda naprawdę imponująco.

— Wcale się z nim nie umawiam! Pracujemy razem. Czasami.

— Jeśli chodzi tylko o pracę, dlaczego właściwie chcesz o nim rozmawiać?

Victoria westchnęła i zamknęła na moment oczy, zaczynając żałować, że w ogóle wspomniała o Holmesie. Potrzebowała porady, rzecz jasna, ale Olivia była bardziej skłonna do snucia niestworzonych teorii niż udzielenia faktycznej pomocy.

— Sherlock jest... cóż, skomplikowany. Czasami doprowadza mi do szaleństwa, jeśli mam być szczera. Jest arogancki, nieuprzejmy oraz nie dba o nic i nikogo. Ale jest także genialny.

— I wygląda świetnie w tym płaszczu.

— Dobra, dobra — parsknęła Radcliffe i wzruszyła ramionami. — Płaszcz ma swój urok.

— Wiedziałam! — Olivia uniosła pięść w triumfalnym geście, uśmiechając się szeroko.

— Liv, ja naprawdę nie jestem nim zainteresowana w ten sposób. Musiałabym być szalona, żeby chociaż myśleć o związku z Holmesem.

— Pracujesz w zabójstwach, Vic. Jesteś ostro pieprznięta — odparła dziewczyna i zmarszczyła brwi. — Jesteś pewna, że nic między wami nie ma?

Detektyw skinęła głową, ale nie zmniejszyło to zmarszczki na czole przyjaciółki. Radcliffe wiedziała, że minie jeszcze kilka tygodni, zanim uwierzy jej na słowo. Naprawdę nie zamierzała się tym obecnie przejmować.

— Jego brat, Mycroft, posiada dużą władzę. Pracuje dla rządu i, jeśli mam być szczera, jest odrobinę przerażający. Poznałam go ostatnio. Powiedział kilka rzeczy... Rzeczy, które nie dają mi spokoju.

— Na przykład?

— Tak właściwie... odrobinę mi groził — powiedziała Victoria, co wywołało szok na twarzy przyjaciółki. — Kazał mi trzymać się z daleka od Sherlocka.

— Dlaczego? Czy Sherlock nie jest przypadkiem dorosły? — spytała Olivia, a detektyw parsknęła śmiechem.

Nazywanie Holmesa dorosłym było ostatecznym dowodem na to, że dziewczyna nic o nim nie wiedziała.

— Tylko teoretycznie, wierz mi. Mycroft sądzi, że jego brat zainteresował się mną ze względu na inną kobietę. Irene Adler.

Zanim zdążyła coś dodać, Liv wyciągnęła telefon i natychmiast wpisała usłyszane imię w wyszukiwarkę. Potrzebowała jedynie kilku minut, po których podniosła wzrok i wbiła go w Victorię z dezorientacją. Spojrzała w dół i ponownie na przyjaciółkę, co sprawiło, że żołądek Radcliffe skurczył się boleśnie.

— Ta, wiem — mruknęła i skrzywiła się mocno. — Właśnie dlatego nie umiem pozbierać myśli. Cokolwiek było między nimi, podobno niemalże doprowadziło do tragedii na skalę narodową — dodała, wywracając oczami.

— Na skalę narodową? Czy ta cała Adler nie jest przypadkiem dominą? Dała premierowi zbyt mocnego klapsa? — parsknęła Olivia, ale przyjaciółka pozostała poważna.

— Nie wiem, Liv. Mycroft nie żartowałby jednak z czegoś tak istotnego.

— No dobrze. Jaki to ma związek z tobą?

— Ponoć Irene i ja jesteśmy do siebie podobne, nie tylko na pierwszy rzut oka. Mycroft twierdzi, że jestem mądrzejsza od reszty społeczeństwa, a to z kolei czyni mnie niebezpieczną dla Sherlocka. Najwyraźniej podobieństwa między nami, w połączeniu z moim intelektem, może sprawić, że Holmes zapomni o swoim przekonaniu, że sentyment to jedynie chemiczny defekt.

— Że co?! Jeśli naprawdę tak sądzi, to jest cholernym kretynem — oświadczyła Olivia, co rozśmieszyło Victorię.

Niewiele osób odważyłoby się nazwać konsultanta kretynem, a już na pewno nie z powodu wycofania emocjonalnego, z którego był tak dumny.

— No cóż... Tak, jak mówiłam, musiałabym być walnięta, żeby się w nim zakochać.

Lawson zamilkła na moment, po czym wyraz jej twarzy zmienił się na całkowicie poważny.

— Vic... Nie wiem za dużo o twojej pracy, ale wygląda na to, że wpakowałaś się w poważne tarapaty. Współpraca z Sherlockiem Holmesem musi być ekscytująca, ale jego brat nie sprawia wrażenia człowieka, z którym można zadrzeć i nie ponieść żadnych konsekwencji.

— Mycroft żąda ode mnie wyprowadzki z Londynu, Liv. Chce, żebym zostawiła za sobą całe swoje życie, a ja nie jestem w stanie tego zrobić. Już raz zaczynałam wszystko od nowa. Wystarczy — odparła Victoria i upiła spory łyk ze swojego kubka. Wino smakowało iście paskudnie, ale mało ją to obchodziło. — Wie o mojej przeszłości.

Olivia nie odpowiedziała, ale wyznanie przyjaciółki wyraźnie nią wstrząsnęło. Prawdę powiedziawszy, Radcliffe miała podobne odczucia, ale co niby mogła zrobić? Poddanie się woli Mycrofta Holmesa nie wchodziło przecież w grę.

— Niech zgadnę... Właśnie tym ci groził, co?

— Nie. Groził mi kłamstwami, które mógłby rozpowiedzieć na prawo i lewo. Sprawa ucichła wiele lat temu. Niewiele osób zna prawdę, a sfabrykowanie dowodów nie byłoby trudne dla kogoś takiego jak Mycroft.

— W takim razie dlaczego w ogóle o tym rozmawiamy?! — Olivia poruszyła się gwałtownie, zbliżając do przyjaciółki. — Dlaczego nie rzucisz wszystkiego w cholerę? Jeśli ktoś mu uwierzy, mogą zamknąć cię w więzieniu!

— Byłam wtedy tylko dzieckiem, Liv. Nikt o zdrowych zmysłach by mnie nie skazał, a Holmes doskonale o tym wie. Nie zależy mu na areszcie, tylko na mojej reputacji. Nawet Lestrade nie pozwoliłby mi zostać w Yardzie z oskarżeniami, wiszącymi mi nad głową.

— Dlaczego, wobec tego, nie wyjedziesz?!

— A gdzie niby miałabym się udać, hm? — warknęła Victoria i zamknęła oczy. — Jeśli Sherlock rzeczywiście się mną interesuje, z takiego czy innego powodu, nigdy nie uwierzy w historyjkę o tym, jak to postanowiłam porzucić wymarzoną pracę w Scotland Yardzie. To nie ma żadnego sensu, Liv. Uwierz mi, przejrzałby mnie w przeciągu sekund, bo jest aż tak genialny. Znalazłby mnie gdziekolwiek nie pójdę, a Mycroft musi zdawać sobie z tego sprawę.

— W takim razie dlaczego...

— Bo chce żebym uciekała, dopóki jego brat nie straci zainteresowania. Tak czy siak, moje życie nie ma dla niego żadnej wartości. Niezależnie od tego, co zrobię, jego groźby i tak mnie odnajdą. Wolę móc spojrzeć sobie w oczy ze świadomością, że przynajmniej nie dałam sobą pomiatać.

Olivia zacisnęła dłonie w pięści, próbując znaleźć jakieś rozwiązanie, ale koniec końców potrząsnęła głową z rezygnacją.

— Straszny z niego skurwiel, co?

— Na to wygląda — odparła detektyw i upiła łyk wina. — Cholera, jakie to paskudne.

— Nie martw się. Im więcej wypijesz, tym lepiej będzie smakować. Jeśli mam być szczera, doskonale rozumiem twoją potrzebę urżnięcia się w trupa — mruknęła Liv. — Więc... Zamierzasz się trzymać z daleka od naszego gorącego konsultanta?

— Póki co to on trzyma się z daleka ode mnie, przynajmniej ostatnimi czasy — powiedziała Victoria, świadomie ignorując określenie, jakiego użyła jej przyjaciółka. Naprawdę nie chciała myśleć o Sherlocku w tych kategoriach. — Powinnam chyba być zadowolona.

— Ale nie jesteś.

— Nie, właściwie to nie.

Wino najwyraźniej uderzyło jej już do głowy, skoro przyznała się do podobnych myśli. Zaprzeczanie nie miało jednak sensu; tęskniła za Sherlockiem Holmesem i wszystkimi idiotycznymi, denerwującymi komentarzami, jakie od niego słyszała.

— Pisanie do niego to beznadziejny pomysł. Na litość boską, ten człowiek niemalże mnie prześladował, a ja modliłam się o chociaż chwilę spokoju. Wszystko przez tę durną grę — mruknęła detektyw, po czym otrzymała sugestywne spojrzenie od przyjaciółki. — Nie, nie ma to nic wspólnego z seksem. Holmes jest zdeterminowany, żeby poznać wszystkie moje sekrety. A przynajmniej był... Nagła rezygnacja nie miałaby żadnego sensu, ale z drugiej strony oznaczałaby moją wygraną i... Jasna dupa, strasznie to wszystko frustrujące.

Olivia zaczęła się śmiać, co wcale nie poprawiło nastroju Radcliffe. Spodziewała się raczej wyrazów zrozumienia, ale oczywiście nie mogła winić kobiety za wyśmianie jej żenującego zachowania. Chyba nawet na to zasługiwała.

— Wiesz, jak to brzmi? Jakbyś jednak była na tyle szalona, aby się w nim zakochać — zaświergotała Liv.

To nie mogło się dziać naprawdę...

— Sherlock Holmes może być genialny i w pewien sposób hipnotyzujący, ale nie posiada jakichkolwiek umiejętności społecznych. Włamał się do mojego mieszkania, na litość boską! Tylko dlatego, że chciał wygrać tę durną rozgrywkę!

— No to jak wyjaśnisz pannę Adler, hm?

— Nie wiem — odparła Victoria i uniosła szklankę do ust. Okazała się pusta. — Była piekielnie inteligentna. Może tylko dlatego się nią interesował. Najwyraźniej trudno obecnie o mądrą kobietę.

— Polemizowałabym — prychnęła Lawson, wydąwszy wargi.

— Dla Sherlocka wszyscy są przygłupami, Liv. Wiedziałabyś o czym mówię, gdybyś go poznała. Tak czy inaczej wątpię, aby było między nimi coś romantycznego.

— A może po prostu lubi dostawać klapsy?

— Liv! — zawołała Victoria i zamknęła oczy, próbując nie myśleć o Sherlocku w podobnej sytuacji. Rozpaczliwie próbując.

— No przepraszam, ale naprawdę nie wiem, co mogłoby być w niej tak interesującego.

— Ja też nie wiem. I chyba nigdy się nie dowiem. Podobno nie żyje.

— Och. To tylko pogarsza sprawę. — Olivia zmarszczyła brwi, co nieco zmartwiło Victorię. Rzadko widywała swoją przyjaciółkę z podobnym wyrazem twarzy.

— Niby dlaczego?

— Zastanówmy się... Prawdopodobnie przypominasz mu o jego martwej dziewczynie.

Słowo „dziewczyna" w odniesieniu do Sherlocka brzmiało iście paskudnie. Victoria wiedziała, że nie było sensu tłumaczyć tego kobiecie, ale nie mogła się powstrzymać od skrzywienia.

— No i? Przypominałabym mu o niej, nawet gdyby żyła — powiedziała zamiast tego.

— Tak, ale istnieje znacząca różnica między byłą a martwą byłą.

To faktycznie nie brzmiało najlepiej, ale Victoria naprawdę nie mogła poradzić nic na podobieństwo do Adler. Inwestowanie w operację plastyczną nie wydawało się dobrym pomysłem.

— Przyznaję rację. — Radcliffe wywróciła oczami. — Nie zmienia to faktu, że ja i Sherlock nigdy nie będziemy razem. Zaufaj mi.

Zanim Olivia zdążyła odpowiedzieć, w pomieszczeniu rozległ się dźwięk, który detektyw znała już bardzo dobrze; ktoś próbował włamać się do jej mieszkania. Tożsamość włamywacza była jednak całkowicie oczywista. Najwyraźniej ciche dni mieli już za sobą.

***

O ludzie, całe wieki mi zajęło skończenie tego rozdziału. Ostatnio wszystko mi tyle zajmuje, także... OH, WELL. 

Co tam słychać? Jak życie? 

Rozdział spoko, czy nie? Lubicie Liv? Zarządzam burzę mózgów.  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro