Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 5

Sherlock Holmes był najbardziej irytującym człowiekiem na całej kuli ziemskiej — nie dało się temu w żaden sposób zaprzeczyć. Koniec kropka. Właściwie słowo „irytujący" nie oddawało w pełni jego wpływu na emocje Victorii. Chciała krzyczeć, udusić go albo wyrwać mu wszystkie włosy, po czym wepchnąć je do ust, żeby tylko się zamknął, choć na chwilę.

Zaczynała powoli sądzić, że spędzanie czasu z Sherlockiem Holmesem kończyło się dla większości ludzi szaleństwem. Jak na kogoś, kto uważał sentyment jedynie za chemiczny defekt, przywiązywał się z zaskakującą łatwością. A przynajmniej tak wnioskowała z jego nieustannej potrzeby podążania za nią wszędzie. Wcale nie musiał tego robić. Radcliffe była świetnym detektywem, a rozwiązywanie tajemnic stanowiło część jej pracy. Radziła sobie z tym całkiem dobrze, nawet zanim go poznała; jego geniusz zdecydowanie nie przydawał się w każdej sytuacji, podobnie jak durne komentarze.

Kobieta naprawdę współczuła Watsonowi, któremu udawało się wytrzymywać obecność Sherlocka od długiego czasu. Wcale nie zdziwiłaby się, gdyby doktor zdecydował się ożenić tylko po to, by uciec od towarzystwa socjopaty, chociaż wiedziała, że ten scenariusz nie miał za wiele wspólnego z rzeczywistością. John poznał Mary zanim dowiedział się o „zmartwychwstaniu" przyjaciela. Nie zmieniało to jednak faktu, że sama organizacja ślubu postępowała w zastraszającym tempie, a Victoria lubiła myśleć, że nie było to spowodowane gorącymi uczuciami narzeczonych. Jeśli rzeczywiście jej podejrzenia okazałyby się słuszne, John Watson wydałby się kobiecie bardziej ludzki.

— Masz siostrę — oznajmił Sherlock, a ona zazgrzytała zębami, wynajdując kolejny sposób, aby pozbawić go życia. Może Lestrade zdołałby ją jakoś obronić?

— Nie — odparła i posłała mu wściekłe spojrzenie. Gdyby zacisnęła palce na długopisie odrobinę mocniej, złamałby się w pół. — Jestem zajęta. Mam mnóstwo do zrobienia, Holmes. I nie, odpowiadanie na twoje durne pytanie nie znajduje się na liście.

— To nie są pytania, tylko stwierdzenia — zaprotestował mężczyzna i pochylił się nieco, opierając się na łokciach. — Poza tym czytałem twoje raporty i są naprawdę odrażające. Nie sądzę, że ktokolwiek zauważyłby różnicę, gdybyś przestała je pisać.

— To są tajne dokumenty — wymamrotała, ale Sherlock w ogóle się nie przejął. — Skąd w ogóle je miałeś?

— Ukradłem, oczywiście. Musisz mieć siostrę. Nie widzę innego powodu dla twojej głębokiej niechęci do innych przedstawicielek twojej płci.

— Nie czuję niechęci do innych kobiet — zaprotestowała i zerknęła na Donovan, która, od czasu do czasu, rzucała Sherlockowi pogardliwe spojrzenia. — Po prostu nie lubię tych, które są... no cóż, zwyczajnie głupie.

— Większość populacji mogłaby zostać opisana w ten sposób.

— To chyba nie moja wina, co? — spytała i ucisnęła nasadę nosa z irytacją.

Może gdyby zaprzyjaźniła się z Johnem, powiedziałby jej, jak przetrwać to rażące, systematyczne przekraczanie granic prywatności?

— Twoja siostra jest, rzecz jasna, starsza od ciebie. Zapewne sprawiała, że czułaś się nieważna i pozbawiona wartości. Zazdrościłaś jej, ale także nią gardziłaś. Mam rację? — kontynuował Sherlock, nie przejmując się wściekłością Victorii.

— Nie.

— Och, daj spokój! — zawołał mężczyzna i uderzył dłonią w blat biurka, co zwróciło uwagę wszystkich w biurze. — Muszę ją mieć!

— Dlaczego nie ukradniesz mojej kartoteki? — zakpiła, po czym potrząsnęła głową. — Byłoby to błogosławieństwo, zarówno dla mnie, jak i dla ciebie. Zyskałbyś odpowiedzi na wszelkie pytania, a ja nie marnowałabym czasu na słuchanie twoich teorii!

— Ale gdzie w tym zabawa?

Oczywiście. Kradzież tajnych dokumentów dostarczała rozrywki jedynie wtedy, kiedy miała na celu doprowadzenie jej do białej gorączki.

— Wiesz, co także jest średnio zabawne? Bycie śledzoną. Nie mógłbyś zająć się czymś innym? Jakąś sprawą z Johnem? Planowaniem ślubu? O, albo niszczeniem marzeń i nadziei ludzi wokół, którzy nie są mną? — spytała i spojrzała na niego z desperacją.

— Wszystkie sprawy są nudne, John spędza cały czas z Mary, a planowanie ślubu, najwyraźniej, nie jest wcale tak trudne, jak mi się wydawało. Siostra się nad tobą znęcała? Czy to dlatego nienawidzisz innych kobiet i boisz się ciemności?

Jak ona go czasami nie cierpiała...

— Mam siostrę. Jej imię to Juliette i jest ode mnie młodsza, a nie starsza. Nie, nie znęcała się nade mną i nie, ja nie znęcałam się nad nią. Boję się ciemności, bo zamknęłam się kiedyś w szafie, a drzwiczki nie chciały się z powrotem otworzyć. Siedziałam w środku godzinami, samotna i przerażona, dopóki ktoś mnie w końcu nie wypuścił. A teraz, czy możesz zostawić mnie w spokoju?! — warknęła Victoria.

Sherlock wpatrywał się w nią przez chwilę, wyraźnie zastanawiając się, czy kłamała. Oczywiście nie zamierzała mówić mu prawdy, ale na przestrzeni lat nauczyła się łgać na tyle dobrze, aby sądzić, że mężczyzna jej uwierzy — a przynajmniej nie będzie dalej drążyć tematu.

Holmes wstał i wymaszerował z pomieszczenia, łapiąc w międzyczasie swój płaszcz oraz szalik. Radcliffe zamrugała, gdy w biurze zapadła względna cisza. Uśmiechnęła się do siebie i zamknęła oczy, rozkoszując się tym błogim stanem.

***

Naprawdę nie spodziewała się, że da radę nadrobić wszystkie zaległości, ale bycie pozostawioną w spokoju zdziałało cuda. Czuła się dumna i spełniona, w związku z czym postanowiła wyjść z biura nieco szybciej niż zwykle. Zasługiwała na przerwę; stan jej umysłu jednoznacznie na to wskazywał. Przez ostatnie dni znajdowała się na granicy szaleństwa. Brakowało jej snu, a nieustanna irytacja i stos papierów na biurku wcale nie poprawiały sytuacji.

Victoria opuściła budynek, po czym natychmiast porzuciła pomysł powrotu do domu metrem. Nie zarabiała dużo, ale nie musiała oszczędzać na wszystkim — a już na pewno nie wtedy, gdy była tak zmęczona. Miała zamiar zatrzymać taksówkę, kiedy czarny Jaguar zatrzymał się tuż obok chodnika, na którym stała.

Detektyw nie była głupia. Widziała podobne samochody wiele razy, a odszyfrowanie tożsamości właściciela nie stanowiło dla niej problemu. Spodziewała się, że Mycroft Holmes poczuje w końcu potrzebę, aby jej zagrozić. Albo zaoferować jej dużo pieniędzy. Victoria nie wiedziała, na którą wersję się zdecyduje, ale wiedziała, że wiele zależało od tego, czy odważy się mu przeciwstawić.

Westchnęła ciężko. Wsiadła do Jaguara, zamykając za sobą drzwi. Miała ogromną nadzieję, że ta pogawędka nie potrwa długo i zostanie zakończona darmową podwózką do domu.

— Witam, pani detektyw. — Kobiecy głos dotarł do jej uszu, zmuszając Radcliffe do spojrzenia w bok.

Siedziała obok bardzo ładnej brunetki, której wzrok nawet na moment nie opuścił ekranu telefonu. Zapewne próbowała wzbudzić w Victorii dyskomfort i niepokój. Detektyw uśmiechnęła się łagodnie i powiedziała:

— Witam, panno Porywaczko. Czekałam na ten moment z utęsknieniem.

Jej kpiący ton skłonił kobietę do odwrócenia głowy na moment. Zanim spojrzała z powrotem na telefon, Radcliffe dostrzegła w oczach kobiety błysk zainteresowania.

— Przepraszam za tą niedogodność.

Victoria niemalże wywróciła oczami, ale zdecydowała się powstrzymać od jakichkolwiek komentarzy — także tych niewerbalnych. Potrzebowała energii, jeśli miała przetrwać spotkanie z Mycroftem, a marnowanie resztek sił na prowadzenie bezcelowych konwersacji nie brzmiało najrozsądniej.

Po upływie trzydziestu minut samochód zatrzymał się, a tajemnicza kobieta otworzyła drzwi po swojej stronie i wysiadła. Victoria czuła pokusę, aby po prostu przymknąć oczy i pozostać w Jaguarze, ale wystarczyło wspomnienie zimnych oczu Mycrofta, by perspektywa ta stała się co najmniej przerażająca. Wkurzanie mężczyzny nie należało do mądrych rzeczy.

Radcliffe opuściła samochód i rozejrzała się wokół. Znajdowali się na ogromnym, wielopiętrowym, zupełnie pustym parkingu. Kobieta poczuła rozczarowanie, że nie dane jej było zobaczyć jednego z tych ekstrawaganckich klubów, które ludzie bogaci i ważni odwiedzali niemalże codziennie. Sądziła, że także Mycroft należał do tego grona, ale — najwyraźniej — nie chciał, aby widziała tę część jego życia.

— Czeka na ciebie — powiedziała tajemnicza brunetka, po czym wskazała na samotną sylwetkę, stojącą nieopodal krawędzi parkingu.

Z poziomu, na którym obecnie się znajdowali, widok musiał być całkiem niezły.

— Domyśliłam się — odparła i ruszyła w stronę mężczyzny, starając się trzymać swoje nerwy na wodzy.

Musiałaby być kompletnym głupcem, aby nie denerwować się perspektywą spotkania z Mycroftem Holmesem. Nie raz słyszała Sherlocka, nazywającego go „najbardziej niebezpiecznym człowiekiem w kraju" i, szczerze powiedziawszy, czuła, że nie było to określenie na wyrost. Przecież zdążyła go już poznać, choć przelotnie. Nie wywarł na niej wrażenia osoby łagodnej czy potulnej — wprost przeciwnie.

Zatrzymała się obok, a on nawet nie zwrócił uwagi na jej obecność. Był zbyt zajęty paleniem papierosa; wydmuchiwał dym i obserwował, jak szare kłęby unoszą się ku równie ponuremu niebu. Victoria niemalże przygryzła wargę, próbując powstrzymać się od zaciągnięcia jednym z tych „obłoków". Rzucenie tego paskudnego uzależnienia okazało się niezwykle trudne i stanowiło ogromny powód do dumy. Wciąż nie lubiła jednak przebywać w towarzystwie palących osób.

— Czego pan chce? — spytała, nie dbając zbytnio o uprzejmość. W końcu została przez niego porwana.

— Detektyw Radcliffe — powitał ją chłodnym tonem, a jego wzrok pozostał utkwiony w tym samym miejscu. — Cieszę się, że zdołała pani dotrzeć na spotkanie.

Miał tupet, musiała mu to przyznać. Prawie prychnęła z rozdrażnienia, ale powstrzymała się, gdy jeden z kącików jego ust drgnął nieznacznie. Nie spodziewała się, że w ogóle był zdolny do odczuwania rozbawienia.

— Okazuje się, że jazda Jaguarem nie jest zbytnio wymagająca — odparła i westchnęła z irytacją. — Czego pan chce?

— Zwrócono mi uwagę, że spędza pani ogromną ilość czasu z moim bratem.

Tym razem nie zdołała powstrzymać parsknięcia. Nie nazwałaby prześladowczych skłonności Sherlocka „spędzaniem czasu".

— Pomagam mu, gdy John jest zajęty — odparła, a Mycroft spojrzał na nią nieodgadnionym wzrokiem.

— Mój brat nie potrzebuje pomocy policji. Może być tym głupszym Holmesem, ale jego inteligencja, w dalszym ciągu, znacznie przewyższa waszą.

— Śmiem twierdzić, że znacznie przewyższa czyjąkolwiek inteligencję — powiedziała Victoria i uśmiechnęła się kpiąco. — Niech mnie pan poprawi, jeśli się mylę, ale John także nie błyszczy. Tymczasem nie sądzę, aby darzył go pan niechęcią.

— Skąd taki wniosek? — spytał Mycroft i uniósł brwi. — Czy Sherlock się pani zwierza?

— Oczywiście, że nie. Pański brat nie zalicza się do emocjonalnych osób, czyż nie? — zaśmiała się Radcliffe, potrząsając głową. — Sentyment to nic innego jak chemiczny defekt, co?

Holmes nie odezwał się, ale obserwował ją z uwagą, co zmusiło kobietę do odwrócenia wzroku. Widok, rozciągający się przed jej oczami, utwierdził Victorię w przekonaniu, że londyńska, ponura aura zdecydowanie pasowała do spotkania z Mycroftem, jedynie podsycając pełną napięcia atmosferę.

— Poznałam Johna i, choć nie wiem o nim za wiele, wydaje się uroczy i troskliwy. Przeciwieństwo Sherlocka, jeśli chce pan znać moje zdanie. Ich przyjaźń jest przedziwna, ale właściwie nie potrafię sobie wyobrazić ich osobno. Sądzę, że nawet z pańską niechęcią wobec jakichkolwiek międzyludzkich relacji jest pan w stanie się ze mną zgodzić — powiedziała po chwili ciszy i ponownie spojrzała na mężczyznę, który nagle wydał jej się spięty.

— John Watson to wyjątkowy przypadek — odparł Mycroft. — Nie potrafię zrozumieć, dlaczego mój brat wydaje się tak zafascynowany tym człowiekiem, ale nie jest to tak wielkim brzemieniem, jak się spodziewałem.

— Brzemieniem? — Victoria ponownie parsknęła śmiechem. — Boże, naprawdę jesteście braćmi, co? Nie wiem, dlaczego uważacie uczucia za coś obrzydliwego, ale obaj przesadzacie.

— Czynią ludzi słabymi. Słabymi i głupimi.

— W takim razie dlaczego przyjaźń Sherlocka z Johnem różni się od innych?

— Nie różni się. Nie w tej kwestii. Sherlock zrozumie to w swoim czasie. Jednak dopóki nie zmusiła go ona do zrobienia czegoś niebezpiecznie głupiego, zamierzam ją tolerować.

— Uroczo. — Victoria wywróciła oczami i westchnęła. Szkoda, że Mycroft nie miał zielonego pojęcia, jak głupie były jego własne słowa. — Nie mówmy o Johnie. Nie sądzę, aby zrozumiał Pan złożoność ludzkich relacji. Dlaczego tu jestem?

— Sherlock posiada już jedną słabość — oświadczył starszy z braci i zapalił kolejnego papierosa. Był nawet na tyle bezczelny, że dmuchnął dymem prosto w jej twarz, co, sądząc po zadowoleniu na jego twarzy, zrobił z niemałą przyjemnością. — Nie potrzebuje kolejnej. Niestety ma pani rację. Mój brat jest niezwykle inteligentny, jeśli porównać go do reszty społeczeństwa. Czyni go to niebezpiecznym. Brytyjski rząd nie może pozwolić sobie na to, aby stał się jeszcze groźniejszy.

— Och... Myśli pan, że nasze relacje właśnie do tego się przyczynią?

— Tak.

— Ciekawe. Może mnie pan oświecić, dlaczego właściwie miałoby tak być? John stanowi zagrożenie, bo Sherlock się o niego troszczy. Mój przypadek wydaje się zupełnie inny.

— Cóż... Pani także jest mądrzejsza niż reszta społeczeństwa. Nie tak genialna jak ja albo mój młodszy brat, ale, bez wątpienia, wciąż ponadprzeciętna. W życiu Sherlocka była już jednak kobieta o podobnych cechach, a ich... relacje niemalże doprowadziły do tragedii.

Kobieta? Victoria spodziewała się wszystkiego, tylko nie tego. Holmes nigdy nie wyglądał na osobę zainteresowaną czymkolwiek nawet odrobinę romantycznym. Nie było co do tego wątpliwości; Sherlock potrafił zachowywać się w sposób pozbawiony jakichkolwiek barier, a normalność brzmiała dla niego jak najgorszy wyrok. Czasami przypominał jej robota — zaprogramowanego do naśladowania ludzi, bez żadnych emocji. Radcliffe chciała wierzyć, że gdzieś pod fasadą zimnego socjopaty kryła się osoba, zdolna do normalnego funkcjonowania. Szczerze jednak wątpiła, że jakakolwiek kobieta zdołałaby przebić się przez tę skorupę.

— Czy ona była jego... — Powstrzymała się od użycia słowa „dziewczyną".

W odniesieniu do Sherlocka brzmiało ono dziwacznie, żeby nie powiedzieć nieodpowiednio. Nie trzeba było znać konsultanta długo, aby dojść do wniosku, że jeśli kiedykolwiek spotkałby swoją drugą połówkę, na pewno nie określiłby jej tym mianem. „Dziewczyna" brzmiało zwyczajnie i tandetnie, w zestawieniu z jego skomplikowaną osobowością i geniuszem.

Victoria skrzywiła się, gdy Mycroft uśmiechnął się kpiąco, zapewne rozszyfrowując jej tok myślenia.

— Dziewczyną? — spytał i zaciągnął się dymem. — Niech pani nie będzie niedorzeczna. Irene Adler ciężko byłoby opisać tak nieznaczącym określeniem.

Irene Adler. Radcliffe skłamałby, mówiąc, że o niej słyszała, ale imię to brzmiało poniekąd ekscytująco. Nie było zresztą wątpliwości, że Sherlock Holmes nigdy nie zainteresowałby się kimś nudnym. Przez moment kusiło ją, aby zadać kilka pytań odnośnie tajemniczej kobiety, ale zdusiła ten pomysł w zarodku. Cokolwiek wydarzyło się między tą dwójką, Victoria naprawdę nie chciała sprawiać wrażenia, że zależy jej na konsultancie.

— Skąd miałam wiedzieć? — powiedziała i wzruszyła ramionami. — Nigdy o niej nie słyszałam.

— Nie żyje. — Głos Mycrofta zabrzmiał ostro, co nieco zaskoczyło detektyw. Dlaczego w ogóle o niej mówił, skoro nie stanowiła już zagrożenia?

— Przykro mi. Jaki to ma związek ze mną?

— Ponieważ jest pani do niej bardziej podobna, niż mogłoby się wydawać — odparł mężczyzna, a Victoria zamarła na moment.

Nie wiedziała, czy chodziło mu o jej osobowość, czy wygląd, ale nie miało to znaczenia. Związek konsultanta i Adler dalej pozostawał tajemnicą, co wcale nie przeszkadzało Radcliffe czuć się dziwnie na myśl o tym, że Sherlock wiedział o wszystkich podobieństwach, o których mówił Mycroft. Nie było mowy, aby cokolwiek umknęło jego uwadze.

— O tym także nic mi nie wiadomo — powiedziała, odsuwając na bok nieprzyjemne myśli, choć jej głos zabrzmiał nieco chłodniej niż wcześniej. — Nawet jeśli byłabym jej bliźniczką, wciąż nie znaczyłoby to, że moje relacje z pańskim bratem będą wyglądać tak jak jego relacje z Irene.

— To nie o wasze relacje się martwię — odparł Mycroft i upuścił papierosa na ziemię, przydeptując go butem. — Zastanawia mnie jedynie to, co wasz związek może oznaczać dla innych.

Victoria zacisnęła zęby, zdając sobie sprawę, że starszy z braci Holmesów był najbardziej uprzedzoną osobą na całej kuli ziemskiej. Być może Sherlock uważał ją za interesującą, ponieważ stanowiła dla niego wyzwanie, ale na pewno nie wydawała mu się atrakcyjna w żaden sposób. Nie żyli w końcu w świecie, w którym tolerowanie czyjejś obecności stanowiło oznakę gorących uczuć. Nawet ktoś tak ograniczony jak Mycroft Holmes musiał znać różnicę między sentymentem a zwykłą znajomością.

— Sherlock upiera się, że nigdy nie darzył panny Adler uczuciami — kontynuował mężczyzna po chwili napiętej ciszy. — I choć niezmiernie mnie to boli, nie sądzę, aby mówił prawdę. Rzadko zdarza mu się popełnić tak ogromny błąd jak ten, który zdarzył się, gdy Irene była w pobliżu. Jego naturalna potrzeba popisywania się stała się nie do powstrzymania. Błąd mojego brata niemalże kosztował nas wszystko. Zdołał go naprawić, ale brytyjski rząd nie może zaryzykować kolejnej takiej sytuacji. Jestem pewny, że jest pani w stanie to zrozumieć. W końcu jest pani policjantką. — Mycroft uśmiechnął się sztucznie i spojrzał na nią z wyższością.

— I co niby miałabym zrobić, hm? — spytała, krzyżując ramiona na piersi.

Victoria nie miała zamiaru zgadzać się na jakąkolwiek niedorzeczną prośbę, ale nie widziała nic złego w wysłuchaniu go do końca.

— Och, jest kilka opcji. Mogłaby pani prosić o transfer do innego miasta albo zrezygnować z pracy i zwyczajnie się wyprowadzić... Mogłaby też pani zostać tutaj, ukrywać się przed Sherlockiem, dopóki się nie znudzi i nie zacznie szukać nowej, tymczasowej rozrywki.

Chyba nie był poważny... Naprawdę sądził, że zgodziłaby się na coś tak niedorzecznego? Wydawał się całkiem mądry.

— Odpowiedź brzmi: nie — parsknęła Victoria i potrząsnęła głową. — Prosi mnie pan o zrezygnowanie z mojego życia, tylko po to, żeby pański brat nie miał ze mną kontaktu. To niedorzeczne. Nie zamierzam niczego takiego zrobić.

Uśmiech Mycrofta zniknął bezpowrotnie, a jego twarz zaczęła przypominać maskę, wykutą w kamieniu. Radcliffe próbowała się nie wzdrygnąć pod wpływem intensywności spojrzenia mężczyzny, ale przyszło jej to z ogromnym wysiłkiem. Jego niebieskie oczy — tak podobne do tych Sherlocka — przypominały jej, że zima nie opuściła jeszcze Wielkiej Brytanii, nie całkowicie; były zwyczajnie bezwzględne.

— Muszę panią ostrzec. Robienie sobie ze mnie wroga nie należy do mądrych wyborów. Posiadam informacje, które z łatwością zrujnują pani życie.

— Czyżby? I jakie to niby informacje, co? — spytała kobieta, próbując zignorować niepokój, który przebudził się w jej ciele.

Nie była w końcu święta, chociaż daleko jej było do zła wcielonego. Mycroft zapewne odkrył kilka sekretów, ale była prawie pewna, że nie mogłyby one zrujnować jej życia. Prawie pewna.

— Dlaczego boi się pani ciemności?

Pewność siebie Victorii zniknęła w mgnieniu oka, nie pozostawiając nic, poza zdenerwowaniem i cieniem wątpliwości. Pytał, bo chciał usłyszeć odpowiedź, czy zwyczajnie wiedział o wszystkim? Tak czy siak nie zamierzała się ugiąć.

— Z jednego, bardzo prostego powodu — odparła i uśmiechnęła się słodko. — Powodu, który... zdecydowanie nie jest pańską sprawą.

— Jestem pewny, że musiała się pani czuć okropnie, siedząc w tym ogromnym domu, w oczekiwaniu na pomoc, która nie nadchodziła. Godziny, długie godziny... — Mycroft westchnął teatralnie. — Dla takiej małej dziewczynki musiała to być wieczność, czyż nie?

A więc wiedział — naprawdę wiedział. Victoria miała ochotę uderzyć go w twarz, ale jej ciało zamieniło się w kamienną rzeźbę, niezdolną do wykonania jakiegokolwiek ruchu. Wiedziała jednak, że, pomimo strachu, nie mogła dać mu się zastraszyć.

— Owszem, dziękuję za przypomnienie — mruknęła i zmarszczyła brwi. — Wciąż nie wiem, jak zamierza zniszczyć pan moje życie.

— Och, w bardzo prosty sposób. Oboje wiemy, co stało się tamtej nocy. Inni nie posiadają takich informacji. Zdradzenie im tego sekretu byłoby równie proste, co stworzenie alternatywnej, nieco bardziej drastycznej wersji zdarzeń... Wystarczyłoby, że zaczęliby w nią wierzyć, a pani życie nabrałoby zupełnie innych barw.

Detektyw otworzyła usta z niedowierzania. Ciarki przeszły jej po plecach, a niepokój został zastąpiony przez czysty strach.

— Nie zrobiłby pan... — zaczęła, ale kolejne słowa nie przeszły kobiecie przez gardło. Oczywiście, że byłby zdolny do czegoś podobnego. Właśnie o to chodziło w całej tej rozmowie. Był Mycroftem Holmesem, a ona była nikim. — Sądziłam, że to Sherlock okaże się być tym gorszym bratem. Myliłam się. Obaj robicie wszystko, aby zapewnić bezpieczeństwo w kraju, ale nie moglibyście się bardziej różnić. Jeden z was jest potworem, na które tak zażarcie polujecie.

— Tutaj również się pani myli. Obaj jesteśmy potworami. I właśnie z tego powodu powinna pani zrobić to, o co proszę. Nie dla mnie, ale dla siebie. Prędzej czy później Sherlock zmusi panią do przekroczenia granicy, a pani nie będzie w stanie się mu oprzeć. Proszę pamiętać moje słowa. Proszę je naprawdę zapamiętać.

***

Ahoj!  

Okazuje się, że tłumaczenie rozdziałów jest nieco prostsze niż pisanie ich od nowa, jeśli nie ma się na nic czasu. Tym razem trochę mniej Sherlocka, aczkolwiek jest to chyba jeden z lepszych rozdziałów, jakie napisałam - przynajmniej po angielsku. Ludziom się podobał, w każdym razie.

Mam nadzieję, że po polsku także wypada nieźle ^^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro