Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 3

To miał być jej cholerny dzień wolny. Chciała spać przez dziesięć godzin z rzędu i ślinić się na poduszkę, śniąc o gorących facetach. Niestety słodkie sny zamieniły się w koszmary niezwykle szybko. Wystarczyło nieustanne brzęczenie nowego telefonu. Nie musiała nawet patrzeć na ekran, aby wiedzieć, kto próbował zwrócić na siebie uwagę.

Nie było mowy, że zrezygnowałaby ze swojego idealnego poranka tylko dlatego, że Holmes wysłał jej już dziesięć wiadomości. Jego ciało funkcjonowało bez snu, ale nie powinien oczekiwać, że inni ludzie także postanowią z tego zrezygnować, tylko ze względu na jego widzimisię. A już na pewno nie ona. Najwyraźniej jednak kompletnie tego nie rozumiał, bo telefon po raz kolejny zabrzęczał wściekle.

— Och, na litość boską — wymamrotała Victoria i zakryła głowę poduszką, próbując za wszelką cenę powrócić do swojego snu.

Ku jej zaskoczeniu w pokoju zapadła kompletna cisza na następnych kilka minut, co dało jej nadzieję, że Holmes postanowił sobie odpuścić. Niestety nadzieja ta zniknęła równie szybko, bo telefon kobiety zaczął wibrować, tym razem dając znać, że komuś bardzo zależało, aby się do niej dodzwonić. Na pewno nie był to Holmes. Prędzej piekło by zamarzło, niż on zdecydowałby się wykonać jakiś telefon z własnej woli. Victoria wydała z siebie warknięcie, po czym odebrała bez zbędnego zwlekania.

— Radcliffe – powiedziała cicho, a ktoś po drugiej stronie westchnął z ulgą.

— Dzięki Bogu! — jęknął Lestrade, zmuszając ją do otworzenia oczu.

— Spodziewałeś się kogoś innego? — zakpiła.

— Nie sądziłem, że odbierzesz!

— To na cholerę do mnie dzwonisz?!

— Holmes wysłał mi smsa, że jesteś w niebezpieczeństwie! — oznajmił Greg, a Victoria ponownie zamknęła oczy, czując, jak opuszczają ją siły. — Powiedział, że nie odpisujesz na jego wiadomości.

— Oczywiście, że nie odpisuję! Mam wolne! Próbowałam się w końcu wyspać!

Odpowiedziała jej jedynie cisza. Mężczyzna musiał się właśnie zorientować, że Sherlock wrobił go w wykonanie tego telefonu, bo wiedział, że Victoria nie zignoruje przełożonego. Po chwili zaklął paskudnie i powiedział:

— Więc nie jesteś w niebezpieczeństwie?

— Oczywiście, że nie. Chyba, że zostanę uduszona przez własną poduszkę.

— Wybacz, Vic. Ten pieprzony dupek... Robi to za każdym razem, a ja ciągle wierzę we wszystkie jego brednie.

— Trudno cię za to winić. Holmes jest nieprzewidywalny. Nigdy nie wiesz, czy akurat nie mówi poważnie — odparła, a jej gniew nieco się zmniejszył.

Geniusz Sherlocka był niepodważalny, ale pozwalał mu także na wykorzystywanie słabości innych ludzi bez nawet najmniejszego problemu. Greg nie miał innego wyjścia, niż sprawdzić, czy na pewno nic jej nie groziło. Victoria zrobiłaby zresztą dokładnie to samo, gdyby znalazła się na jego miejscu.

— Wiem, że masz wolne, ale odpowiedz mu, proszę. Sherlock nie zamierza się poddać.

— W porządku — jęknęła i przewróciła się na plecy. — Sprawdzę, co tym razem wymyślił.

— Dzięki. Przepraszam, że cię obudziłem.

Chwilę później Lestrade się rozłączył, a w pomieszczeniu zapanowała cisza. Victoria zmusiła się do spojrzenia na ekran i westchnęła ciężko, gdy zobaczyła, że Holmes faktycznie wysłał już dziesięć wiadomości.

— Jasna cholera... — mruknęła i zaczęła po kolei je odczytywać.

Potrzebuję cię na Baker Street. – SH

Tak szybko, jak to możliwe. – SH

Przez: „tak szybko, jak to możliwe", mam na myśli teraz. – SH

Zrezygnuj z prysznica, to ważne. – SH

Cokolwiek robisz, przestań. – SH

To twój dzień wolny! Nie możesz być przecież zajęta. – SH

Czy ty ignorujesz moje wiadomości? – SH

Lestrade wie, że jesteś tak bezużyteczna? – SH

POTRZEBUJĘ POMOCY. – SH

Sama tego chciałaś. Piszę do Lestrade'a. – SH

Co, do diaska, było z nim nie tak?! Victoria raczej nie wierzyła, że socjopatia czyniła go zupełnie nieświadomym, jeśli chodziło o istnienie socjalnej etykiety. Musiał wiedzieć, że wysyłanie dziesięciu wiadomości wczesnym porankiem, nie było do końca akceptowalne.

Nie chcesz, żebym pojawiła się na Baker Street, uwierz mi.

Odpisała, po czym rzuciła telefon obok swojej poduszki. Nie było mowy o powrocie do cudownego snu; jej zdenerwowanie kompletnie skreślało podobny scenariusz. Victoria szybko zrozumiała, że współpraca z Holmesem nie była wcale taka fascynująca, jak na początku sądziła. Być może potrafiłaby odnaleźć iskierkę ekscytacji na myśl o kolejnej zagadce, ale musiałaby najpierw przekopać się przez tony irytacji. Nigdy nie lubiła zajmować się dziećmi, a przebywanie z Holmesem niejako przypominało bycie niańką.

Jeśli jednak odsunęło się na bok jego liczne niedoskonałości, praca z nim była poniekąd jak spełnienie marzeń. Victoria czasami nie potrafiła powstrzymać zachwytu, gdy obserwowała poczynania mężczyzny na miejscach zbrodni. Jego oczy zdawały się prześwietlać otoczenie, chociaż było to niemożliwe, a ciało napinało się, gdy tylko zdołał dostrzec jakiś — z pozoru — nieznaczący szczegół. A ona nie mogła poradzić nic na to, że czuła przyspieszone bicie serca, gdy patrzyła na niego. Sherlock Holmes uwielbiał się popisywać, co nieco nie pasowało do socjopatycznych skłonności. Ktoś bez emocji, bez serca, nie powinien dbać o coś tak prozaicznego jak szacunek dla swojej pracy. Mimo to nie było żadnych złudzeń, że szukał aprobaty, a ona musiałaby być zupełnie głupia, żeby mu jej nie dać.

Dlaczego miałbym nie chcieć, żebyś tu przyszła? Przecież do ciebie napisałem. Jesteś w drodze? – SH

Nie. Jestem wściekła. I o co chodzi z tym „SH"? Przecież wiem, że to Ty.

Czekam na Ciebie. – SH

Victoria zacisnęła zęby i zmusiła się do wstania z łóżka. Zadrżała, gdy chłodne powietrze uderzyło w jej skórę, a w umyśle natychmiast pojawiła się chęć powrotu pod kołdrę. Dlaczego właściwie zdecydowała się podnieść i spełnić zachciankę Holmesa? Ach, no tak. Zapewne tego chciała, w głębi duszy.

Gorący prysznic pozwolił pozbyć się resztek senności, ale na pewno nie zmniejszył irytacji, którą czuła. Wyszła z łazienki i podniosła telefon, chcąc sprawdzić godzinę. Jej oczom okazały się kolejne wiadomości od Holmesa.

Czy twoje ciało wydziela jakiś toksyczny odór? Miałaś zrezygnować z prysznica. – SH

Ludzie mogą umrzeć przez twoją opieszałość. – SH

Zazgrzytała zębami, po czym odpisała:

JEŚLI NIE PRZESTANIESZ WYPISYWAĆ MI TYCH DURNYCH SMS'ÓW, TO TY BĘDZIESZ MARTWY, HOLMES! JUŻ JADĘ!

***

Victoria dotarła na Baker Street i wyszła z taksówki z prędkością światła. Zatrzymała się przed ciemnymi, drewnianymi drzwiami, których kołatka była nieznacznie przekrzywiona. Cieszyła się, że nie cierpiała z powodu nerwicy natręctw, bo na pewno nie zdołałaby się powstrzymać przed przywróceniem jej do prostej pozycji. Kobieta nie wiedziała, czy powinna po prostu wejść do środka, nie zawracając sobie głowy pukaniem, czy może raczej czekać na Sherlocka.

Po chwili zdecydowała się zwyczajnie zapukać i poczekać, aż ktoś otworzy. W końcu drzwi zaskrzypiały cicho, a Radcliffe stanęła twarzą w twarz ze słynną panią Hudson. Starsza kobieta uśmiechnęła się z sympatią i spytała:

— W czym mogę pomóc, kochaniutka?

Jej głos był słodki i pogodny, co nieco uspokoiło Victorię. Nie mogła przecież nakrzyczeć na uroczą staruszkę, prawda?

— Ym, dzień dobry! Jestem Victoria — powiedziała i posłała kobiecie łagodny uśmiech. — Sherlock poprosił mnie, abym tu przyszła.

Nagle twarz kobiety zajaśniała z ekscytacją, a ona sama pochyliła się w stronę detektyw.

— Jesteś jego dziewczyną?

Chyba tylko silna wolna Victorii powstrzymała ją od parsknięcia śmiechem prosto w twarz staruszki. Myśl o tym, że mogłaby być... kimkolwiek dla Sherlocka, była niesamowicie zabawa. Jasne, uważała jego pracę za zniewalającą, pod pewnymi względami, ale prędzej piekło by zamarzło, niż ona pozwoliłaby sobie na zakochanie się w kimś tak cholernie irytującym.

— Nie do końca. Jestem detektywem i... cóż, pomagam mu, z braku lepszego słowa.

— Och! Rozumiem. Proszę, wejdź! — Pani Hudson przesunęła się nieco, a na jej twarzy pojawił się smutny uśmiech. — Martwię się o Sherlocka. Teraz, gdy John się wyprowadził, jest okropnie samotny. Byli ze sobą... blisko, bardzo blisko.

— John się wyprowadził?

— Och, oczywiście! Żeni się! Nie może spędzać tutaj całego swojego czasu. Biedny Sherlock... Ale i tak przyjął to całkiem dobrze.

Victoria pokiwała głową i zdecydowała się nie pytać o relacje obu mężczyzn. Wiedziała, że Holmes nigdy nie szukałby asystenta, gdyby nie nastąpiła jakaś zmiana w poprzednim układzie między nim a doktorem Watsonem. Nie była to jednak jej sprawa, więc podążyła za panią Hudson w ciszy.

— Co powiesz na filiżankę herbatki? — spytała starsza kobieta i położyła dłoń na jej przedramieniu.

— Och, nie chcę sprawiać kłopotu, pani Hudson.

— Bzdura! Przyniosę ją do mieszkania Sherlocka! — Uśmiechnęła się promiennie i wskazała na drzwi naprzeciwko. Victoria podziękowała, po czym nacisnęła klamkę.

Spodziewała się, że apartament Holmesa będzie nieco ekscentryczny, ale na pewno nie była przygotowana na to, co zastała w środku. Jedna ze ścian nosiła ślady strzałów, a książki i przeróżne papiery pokrywały większość dostępnych powierzchni, podobnie jak inne obiekty, których Victoria nie potrafiła nawet opisać.

Ku jej zaskoczeniu Sherlock leżał na kanapie, ubrany w szlafrok. Jego oczy były szeroko otwarte, ale wydawały się zupełnie puste. Nie zauważył jej obecności, będąc pogrążonym w chaotycznych myślach, chociaż Victoria nie sądziła, aby myśli te mogły mieć jakiekolwiek znaczenie.

Zbliżyła się do kanapy i nachyliła się nad mężczyzną ze złością. Jej wcześniejsza irytacja powróciła ze zdwojoną siłą, gdy tylko zdała sobie sprawę, że nic nie wskazywało na istnienie kryzysu.

— Lepiej zacznij się tłumaczyć. Teraz  — rozkazała i skrzyżowała ramiona na klatce piersiowej, zwracając na siebie jego uwagę.

— Nie mogę znaleźć smyczka.

Co, do cholery...

— Słucham? — wyjąkała, modląc się, aby jej słuch okazał się wadliwy.

— Powiedziałem, że nie mogę znaleźć smyczka.

Chyba sobie żartował! Naprawdę zwlókł ją z łóżka tylko dlatego, że nie mógł znaleźć swojego pieprzonego smyczka?!

— Czy to jakiś żart, Holmes?

— Oczywiście, że nie! — wrzasnął mężczyzna i usiadł gwałtownie, przeczesując dłońmi włosy. — Skrzypce pomagają mi myśleć, a nie mogę grać na skrzypcach bez niego!

Victoria wypuściła powietrze z płuc, a w jej głowie pojawiła się myśl, że popełnienie morderstwa w wolny dzień nie należało do najlepszych pomysłów. Niestety sytuacja prezentowała się podobnie, jeśli chodziło o pobicie Sherlocka do nieprzytomności. Najlepiej z użyciem smyczka.

— Jest siódma rano, Holmes! Spałam, a ty wyciągnąłeś mnie z łóżka, żebym poszukała jakiegoś kija z włosami?! Co, do cholery, jest z tobą nie tak?! — wydarła się tak głośno, że pani Hudson wpadła do pokoju ze strachem.

— Sherlock! Coś ty znowu zrobił?! — pisnęła kobieta, patrząc na konsultanta z niedowierzaniem.

— Ja?! Absolutnie nie! To ona się drze, zamiast na coś się PRZYDAĆ!

— Obudziłeś mnie, żebym znalazła twój głupi smyczek! Nie jestem twoim niewolnikiem albo pokojówką!

— A ja nie jestem twoją gospodynią! — dodała pani Hudson i pokręciła głową z rozczarowaniem. — Och, chyba wszyscy potrzebujemy filiżanki herbaty!

Starsza kobieta wyszła z pomieszczenia, a Victoria została z Sherlockiem, który wyglądał na nieco obłąkanego. Jego spojrzenie przesuwało się z miejsca na miejsce, a stopa uderzała o podłogę w chaotycznym rytmie.

— Dlaczego właściwie tak bardzo potrzebujesz gry na skrzypcach? — spytała Radcliffe, próbując zachować spokój. — Masz jakąś sprawę?

— John poprosił mnie, abym został jego świadkiem.

Szczere wyznanie Sherlocka nieco ją zaskoczyło. Zamrugała kilkukrotnie, a w jej głowie pojawiło się kilka możliwych połączeń między prośbą Watsona a nietypowym zachowaniem konsultanta.

— No i?

- Dlaczego zrobił coś takiego?! Dobrze wie, co myślę o ślubach!

Victoria zasłoniła oczy dłonią, gdy zdała sobie sprawę, że problem Sherlock miał niezwykle egzystencjonalną naturę.

— Jesteś jego przyjacielem, Sherlock. Nie mam cholernego pojęcia dlaczego, ale najwyraźniej John chce, abyś był z nim podczas tego wyjątkowego dnia. To właśnie robią ludzie, gdy im na sobie zależy.

— Dlaczego?! Przecież to skrajnie idiotyczne.

Boże... On naprawdę tego nie rozumiał. Victoria westchnęła i usiadła obok, zauważając, że jego mięśnie napięły się widocznie. Nie odsunął się jednak.

— Słuchaj... Jestem przekonana, że nie poprosił cię o to, żeby cię torturować. Podejrzewam, że raczej skazał na tortury samego siebie. — Wywróciła oczami i spojrzała na Sherlocka. — Sporo razem przeszliście. Możesz udawać, ile chcesz, ale na pewno ci na nim zależy. Nawet jeśli nie akceptujesz ślubów, wciąż powinieneś się zgodzić, chociażby przez wzgląd na Johna.

— Już się zgodziłem. Po prostu nie rozumiem, dlaczego akurat ja mam być jego świadkiem.

-—Już ci to wyjaśniłam. John uważa cię za swojego przyjaciela. Nie musisz tego rozumieć. Uczucia nie mają za wiele wspólnego z logiką.

Holmes skrzywił się w wyrazie skrajnej pogardy, a Victoria poczuła chęć zachichotania jak mała dziewczynka. Sherlock naprawdę potrafił zachowywać się jak dziecko.

— Zamiast myśleć nad powodami Johna, powinieneś się raczej zająć organizowaniem ślubu — dodała, a konsultant obrócił głowę w jej stronę.

To był chyba pierwszy raz, gdy mogła spojrzeć mu w oczy z tak bliskiej odległości. Tęczówki mężczyzny były dziwnie hipnotyzujące. Wyglądały jak mieszanka kilku różnych kolorów; widziała błękitny, ale także zielony i złoty, co tworzyło niezwykłą kombinację.

— Masz rację — powiedział Holmes po upływie chwili i wyszczerzył zęby. — John postanowił mi zaufać, więc zorganizuję mu doskonały ślub! — Wstał i zrzucił swój szlafrok na podłogę, odkrywając fioletową, idealnie skrojoną koszulę. — Czas brać się do pracy! A ty... Znajdź ten smyczek. Prawdopodobnie i tak lepiej nadajesz się do sprzątania.

— Co to niby miało znaczyć?!

***

— Co tutaj mamy? — spytała Victoria i upiła łyk kawy. Lestrade nie powiedział jej zbyt wiele przez telefon, więc nie wiedziała, czego spodziewać się.

Jeśli miałaby zgadywać, próbował nadać całej sprawie aury tajemniczości, aby wydała się ona bardziej intersująca, ale kobieta pracowała z nim zbyt długo, żeby nabrać się na podobną zagrywkę.

— Hm... Morderstwo — odparł Greg i uśmiechnął się.

— W porządku. Prowadź, panie tajemniczy — mruknęła i podążyła za nim do wąskiej alejki, w której czekał na nich Anderson.

Stał obok ciała, uważnie przyglądając się ranom ofiary.

— Philip — powitała go wesoło. — Co możesz nam powiedzieć?

— Ofiarą jest mężczyzna, prawdopodobnie w przedziale wiekowym od dwudziestu do trzydziestu lat. Zmarł na skutek pojedynczej rany zadanej w brzuch.

— Postrzał? — spytał Lestrade i zmarszczył brwi, ale Victoria zdążyła już zorientować się, że nie była to poprawna odpowiedź.

— Nie, został dźgnięty. Prawdopodobnie nie nożem. Nacięcie jest zbyt wąskie i wygląda jakby zrobiono je czymś grubym. Stawiałbym na nożyczki.

Radcliffe dopiła kawę i zgniotła kubek dłońmi. Wrzuciła go do kosza na śmieci, po czym kucnęła przy ciele, zakładając rękawiczki. Anderson opisał obrażenia całkiem dokładnie. Ubranie ofiary nasiąkło krwią, ale było to zupełnie spodziewane, zważywszy na lokalizację rany. Mężczyzna zapewne zmarł na skutek zbyt dużej utraty krwi i urazów wewnętrznych. Mimo to Victoria nie sądziła, aby było to zamierzone morderstwo.

Już miała wygłosić swoją opinię, gdy jej telefon zawibrował, sygnalizując wiadomość. Lestrade uśmiechnął się znacząco, a ona wywróciła oczami. Wyciągnęła komórkę i spojrzała na ekran.

Kość słoniowa czy perłowy biały? –SH

O co mu niby chodziło? Zapewne jego dziwna wiadomość miała związek z planowanym ślubem, ale na tym kończyła się jej zrozumienie. Victoria postanowiła nie odpowiadać, a uwagę skoncentrowała na ciele, leżącym na ziemi.

— Nie wygląda to jak celowy napad — powiedziała, a Greg pokiwał głową z nieco nieobecnym wyrazem twarzy. Jego wzrok skupiony był na telefonie, który wciąż trzymała w dłoni.

— Wiesz, że musisz mu odpisać.

— Wcale nie. Jest dużym chłopcem, poradzi sobie. — Radcliffe wzruszyła ramionami, a telefon zawibrował po raz kolejny.

Racja. Te kolory niczym się nie różnią. – SH

Uśmiechnęła się i spojrzała na Andersona, który przyglądał się jej z ogromnym uśmiechem.

— Czy to on? Sherlock? — spytał mężczyzna, a jego ekscytacja pasowała do sytuacji jak pięść do nosa.

— Oczywiście, że tak. Nie ma za grosz taktu — zaśmiała się Victoria i wyprostowała się. — Wiemy, jak nazywa się nasza ofiara? Ma jakiś dowód tożsamości?

— Nie. Sądząc po stanie kieszeni, ktoś zapewne zdążył już je przeszukać. Czy Sherlock o mnie mówi? — odparł Anderson pełnym nadziei tonem, a Radcliffe poczuła przemożną chęć poklepania go po ramieniu z politowaniem. Ta fascynacja nie mogła być zdrowa.

— Nie. Czy możemy skupić się na zbrodni?

Komórka kobiety ponownie zabrzęczała, wywołując na jej twarzy grymas. Oczywiście, że nie mogli. Sherlock Holmes zawsze pragnął uwagi, nawet jeśli nie był fizycznie obecny.

Mary lubi liliowy. Absolutnie odrażające. – SH

Victoria westchnęła i zdecydowała się odpisać, chociażby dla chwili spokoju.

Jestem zajęta, Holmes. Mamy dużo morderstw w Londynie, wiesz?

Nuda. – SH

Liliowy zrujnuje mój ślub. – SH

To nie jest twój ślub, Sherlock. To ślub Johna i Mary. Daj mi święty spokój.

Radcliffe wepchnęła telefon do kieszeni jeansów i westchnęła. W ciągu ostatnich kilku tygodni zaczęła doceniać Johna Watsona, a konkretnie jego anielską cierpliwość. Ona zdecydowanie nie posiadała podobnej cechy. Tolerancja na przeróżne wybryki konsultanta miała swoje granice.

— Więc... Co się tutaj wydarzyło? — spytał Greg, a Victoria zmarszczyła brwi, skupiając uwagę na otaczających ją detalach.

Ofiara leżała na plecach. Mężczyzna widział twarz swojego zabójcy, ale także wyjście z alejki, co wskazywały na to, że próbował uciec i wybrał złą ulicę. Raczej nie odwiedziłby tego miejsca z własnej, nieprzymuszonej woli. Nie było żadnych wątpliwości, że zbrodnia ta zaczęła się w zupełnie innej lokacji. Tylko gdzie?

Nożyczki zdecydowanie pasowałyby do kształtu rany, ale nie wpisywały się dobrze w historię, opowiadaną przez sytuację w alejce. Przeszukane kieszenie i fakt, że mężczyzna był ścigany, wskazywały na próbę kradzieży, która nie poszła do końca po myśli złodzieja. Który złodziej biegałby jednak z nożyczkami w dłoni? Lepszą bronią byłby nóż albo pistolet. Chodziło przecież o wystraszenie ofiary na tyle mocno, aby oddała swój majątek. Jak ktokolwiek mógłby się spodziewać, że uzyska podobny efekt za pomocą zwykłych nożyczek, o wyraźnie tępych końcach? Może mężczyzna został zabity, bo zaśmiał się złodziejowi prosto w twarz? Ale w takim razie, dlaczego w ogóle próbował uciec?

— Coś tutaj nie gra — powiedziała Victoria po dłuższej chwili i cofnęła się o kilka kroków. — Jak długo jest martwy?

— Około ośmiu, może dziesięciu godzin — stwierdził Anderson, a zmarszczka na jej czole jedynie się pogłębiła.

— Co oznacza, że został zabity jeszcze przed wschodem słońca. Nie do końca pasuje to do nieudanej kradzieży, hm? Ofiara uciekała od zabójcy, nie ma innego wyjaśnienia dla jego pozycji. Musiał zdać sobie sprawę, że wbiegł do ślepej uliczki i spanikował.

— Wciąż wydaje mi się, że brzmi to jak każda inna próba kradzieży — wymamrotał Lestrade i podrapał się w głowę, ale Radcliffe posłała mu rozbawione spojrzenie.

— Pod groźbą bycia pociętym na śmierć?

— Cóż, zadziałało!

— Jeśli chcesz kogoś okraść, zabierasz lepszą broń. Nóż byłby skuteczniejszy.

— Może zabójca jest bezdomny i nie posiadał nic innego?

— A może ofiara zobaczyła coś, czego nie powinna? Może kradzież nastąpiła później, gdy on już dawno nie żył?

Anderson i Lestrade zamilkli na moment, ale nie wydawali się przekonani. Victoria potrząsnęła głową i powiedziała:

— To tylko teoria. Musimy znaleźć więcej informacji, jeśli chcemy poznać prawdę.

Jej telefon zawibrował, a kobieta sięgnęła do kieszeni z niechęcią.

Jak idzie morderstwo? – SH

Obawiam się, że zakończyło się osiem godzin temu, spóźniłeś się. Dlaczego ktoś miałby zadźgać ofiarę nożyczkami?

Nie dostała żadnej odpowiedzi, ale Victoria wiedziała, że nawet ktoś tak genialny nie mógłby znaleźć rozwiązania na podstawie pobieżnego opisu. Już chciała zablokować telefon, kiedy na ekranie pojawiła się kolejna wiadomość.

BS. Natychmiast. – SH

— Chce nam pomóc? — spytał Lestrade, obserwując ją z uwagą. Victoria wzruszyła ramionami.

— Ciężko powiedzieć. Równie dobrze może chcieć, abym znalazła pieprzony smyczek — odparła i westchnęła. — Nożyczki chyba przykuły jego uwagę, więc pójdę sprawdzić, czy coś z tego będzie.

— W takim razie dzięki Bogu za te nożyczki! — Greg wywrócił oczami, a kobieta roześmiała się głośno. 

***

Też macie tak, że za każdym razem, kiedy teoretycznie powinniście całe dnie spędzać na nic nierobieniu, życie zamienia się w jeden wielki chaos? 

Mam nadzieję, że nie tylko mnie to spotyka, bo będę bardzo smutna i zła. 

A poza tym - HEJ, ROZDZIAŁ! Jak się podobał? :D 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro