Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2 "Poranki bywają trudne"

Poranek był stosunkowo mglisty. Londyn, otulony deszczowymi chmurami, powoli wybudzał się ze snu. Po zalanych ulicach zaczynały jeździć auta. Ciężkie krople uderzały o wszystko, tworząc lekko irytującą, aczkolwiek spokojną melodię. L otworzył oczy i spojrzał na sufit. Był wczesny ranek, więc nie miało sensu wstawanie na siłę. Usiłował sobie poukładać informacje, które zgromadził poprzedniego dnia. Uch... Inne wymiary, podróże, zmartwychwstania, Notatniki, a na dodatek ta cała Karina... Ziewnąwszy donośnie, podniósł się i usiadł na łóżku. Balansując na stopach, rozmyślał. Czuł lekką tęsknotę za tamtym życiem. Brakowało mu Watariego. Gdy po dłuższym czasie zadumy spojrzał w okno, zobaczył gołębia. Ptak skrył się w okiennej wnęce przed ulewą. Wstawszy, czarnowłosy przeciągnął się i ruszył na korytarz. Mimo mnóstwa roślin, w pomieszczeniu było nieco zimniej i sucho. Z pokoju Kariny dochodziły ledwie słyszane westchnienia. Śpi... - podsumował w myśli L, po czym wszedł do łazienki. Odkręcił kran i przemył twarz. Poczuł przyjemny, orzeźwiający chłód wody. Następnie postanowił zejść na dół i poszukać jakiegoś jedzenia. W kuchni zobaczył białą kotkę, która spacerowała po półce pełnej książek i albumów. Gdy zobaczyła czarnowłosego, spłoszona uciekła, zrzucając jeden z albumów. Gdy ten ostatni z łoskotem uderzył o ziemię, wysypały się z niego zdjęcia. L pomyślał, że powinien je zebrać, co też uczynił. Rozłożył je na kuchennym stole, po czym otworzył pierwszą stronę albumu.
- Od A do Z. - przeczytał tytuł. -Patrząc na to zbiorowisko, to jest jakby życiorys Kariny w zdjęciach...
Układanie fotografii nie było szczególnie trudne, skoro na odwrocie były numery. Pierwsze dwadzieścia przedstawiało ją w pierwszych latach życia, ale w sposób raczej zdawkowy. Karina wyglądała na nich zwyczajnie. Po prostu kolejna roześmiana dziewczynka z dwoma falującymi warkoczami. Jednak zdjęcie z okresu gdy miała 11 lat wyglądało... dziwnie. W lewej dłoni, owiniętej śniadaniową folią, trzymała zakrwawiony nóż. Prawą zaś trzymała pod brodą. Jej mina wyrażała zaciekawienie i zamyślenie. Nie wyglądała na zabójcę. Raczej na początkującego detektywa. W tle było sporo eksponatów.
- Zapewne to zdjęcie było zrobione w British Museum. -mruknął pod nosem, po czym odłożył fotografię, by móc zobaczyć następną. Ujęcie w parku na huśtawce. Kolejne zaś, czarno-białe odróżniało się mocno od poprzednich. Karina miała około 15 lat, siedziała w oknie, bokiem do aparatu. Z jednej strony jej twarz wyrażała rozpacz, płacz, smutek, ale drugą... Odbite oblicze w szybie było w furii, trzymało zaciśniętą pięść.
- Czyli bezsilność... Smutek i złość, że nie można nic zmienić... Co się stało?
Podniósł kolejne. Było w innym stylu.
- Ktoś inny je robił.
Przedstawiało roześmianą gromadkę rosyjskich dzieci jedzących wspólnie żelki. Cień rzucany przez fotografa wskazywał, że nie był on o wiele starszy od gromadki. Kolejne fotografie przedstawiały wesołe miejsca na całym świecie, ostatnie plemiona indiańskie, Japończycy u stóp Fudżi, Polacy pod Biedronką chlejący wódkę.
- Podróżowała? Mając 15 lat?
Gdy chłopak odwrócił te zdjęcia zorientował się, że zostały przerobione na pocztówki i wysłane.
12 stycznia 2005, USA
Witaj, ciociu.
Tak, żyję i mam się wyśmienicie! Wiem, że nie jest to najlepszy dla otoczenia sposób na otrząśnięcie się, ale uważam na siebie. Wódz Silny Grzmot pozdrawia "każdą bladą twarz jaka się tylko nawinie!". Czuję się jak w jakimś westernie. Nie szukaj adresu, bo niedługo się przenoszę. Kocham cię,
Blada Gaduła <azaliż, nawet mi imię dali> Karina

PS Czuwajcie, bo nie znacie ani dnia ani godziny~

- Czyli coś się stało i musiała się z tego otrząsnąć...
Odłożył na miejsce widokówki, po czym podniósł kolejne zdjęcie. To przedstawiało nieprzytomną, możliwe, że naćpaną Karinę, przywiązaną do krzesła. Wyglądała na 16 lat. U jej stóp leżały podarte zdjęcia i notatki. Z tyłu był staranną czcionką napis.
Październik 2006, "Serpentnik" AX76#
- Wygląda na porwanie. Czyżby śledziła tegoż "Serpentnika"? Ale jakoś się wydostała...
Postanowił obejrzeć resztę następnym razem, więc szybko uprzątnął pozostałe "skarby" i odłożył je na półkę. Następnie otworzył szufladę i wyjął z niej paczkę czekoladowych ciasteczek. Usiadł przy stole i, nadal myśląc o Karinie, jadł. Ta ostatnia zaś właśnie się przebudziła. Spoglądając w nieco zabrudzony sufit układała sens swoich snów.
- Tym razem nie były takie złe. Wspomnienia błędów i porażek, klasyczny koszmar dzieciństwa i... sen o śledztwie. Ale chyba prowadziłam je z L... A właśnie! Przecież on... tu jest...
Podniosła się z łóżka i zaczęła rozgrzewkę. Pościeliła łóżko i westchnęła, widząc pogodę na dworze.
- Deszcz, deszcz i jeszcze raz deszcz. Mieszkam chyba pod sitem. Trzeba wstawać. Ale bym jeszcze pospała... ¡ni hablar!* Muszę ruszyć dupę, bo znając życie, L nie śpi i myszkuje mi po domu. Nie żebym miała coś przeciwko...
Wyjrzała na korytarz, a następnie do sąsiedniego pokoju. Zgodnie ze swymi przypuszczeniami, pomieszczenie było puste. Zwróciła spojrzenie raz jeszcze na niechlujnie pościeloną pościel, po czym poszła do łazienki. Spojrzała w lustrzaną taflę i ze śmiechem przyglądała się swojej nieco "wczorajszej" twarzy.
- What's in your head? In your head? Zombie, zombie, zombie, eh eh eh oh. - zaśpiewała ze śmiechem.
L usłyszał skrzypnięcia schodów. Spojrzał na Karinę. Jej włosy przypominały kaskady poplątanych lian. Miała lekko podkrążone oczy, ale wbrew temu jej spojrzenie wręcz biło energią. Uśmiechnęła się lekko.
- Jak się miewasz? - spytała, wciąż nucąc pod nosem "Zombie". -Widzę, że znalazłeś już sobie śniadanie.-dodała ze śmiechem.
- Dobrze. Masz koty?
- Tak. Ostatnio jak patrzyłam, było ich osiem, ale ta liczba nie jest stała. Część z nich odnajduje prawdziwych właścicieli, część ucieka, niektóre przychodzą do mnie. Nie chcę ich trzymać na uwięzi. Chyba nie masz uczulenia?
- Nie, nie mam. A nie pisali o tym w mandze? Hm?
- Uch... Nie chciałam od tak od tego zaczynać... - westchnęła, drapiąc się po łopatce, zakłopotana. - Nie. W mandze nie było mowy o uczuleniach czyichkolwiek.
- No dobrze... może nie stój tak, bo pytań mam całkiem sporo.
Dziewczyna niezwłocznie usiadła przy stole, spoglądając w onyksowe oczy L.
- Oczywiste jest to, że Yagami był Kirą. Zabiła mnie ta Shinigami, prawda?
- Tak.
- Co było później?
- Rem zamieniła się w pył, a Kira zabrał jej notatnik. Oszukał całą ekipę, a następnie dowodził grupą goniącą jego samego przez pięć lat.
- Kto go rozpracował?
- Twoi następcy. Near, Mello i Matt. Niestety, tylko Near to przeżył.
- Ryzyko tej pracy. A Kira? Zginął?
- Tak. Zdawałoby się, że zmarł od postrzału Matsudy, ale to Ryuk wpisał go do swego notatnika.
- To bardzo ogólne wyjaśnienie...
- Mam anime na laptopie. Będzie nieco przyjemniej, niż czytać. Obejrzymy?
- Dobrze. - odparł zamyślony.

*¡ni hablar! - (hiszp.) Nie ma mowy!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro