Rozdział 10 "Jeden wielki sekret"
L oglądał nocne wiadomości, szukając informacji dotyczących morderstw Baśniarza, czyli zabójcy, który ostatnimi czasy zabijał osoby ilustrujące postacie znanych baśni. Usłyszał dzwonek do drzwi, więc wstał, by otworzyć. Kto mógłby o tej porze dzwonić? Na dworze stała Karina, z trudem utrzymująca się ma nogach, oparta o framugę.
- No eloooo... - zawyła, po czym wyminęła chłopaka, zdjęła buty i poszła do kuchni.
L westchnął. Stan brunetki był bardziej niż oczywisty. W powietrzu unosił się mocny zapach alkoholu.
- Luuuuś? - usłyszał jej głos.
Wchodząc do kuchni, zapali światło. Dziewczyna rozwaliła się na kuchennym stole. Szczęście, że zebrałem z niego talerze.
- Ile?
- Trochęęę... - czknęła Karina. - Ze cztery whiskacze.
- Czyli? Szklanki, czy butelki?
- Szklanki... pięć. Pięć szklanek.
L oparł się o blat.
- Po pięciu szklankach 89% ziemskiej populacji umiera z zatrucia. Nawet nie potrafisz myśleć logicznie. Idź do łóżka.
Karina skrzyżowała nogi i wsunęła ramiona pod głowę.
- Mam odporne ciało. Mam góra 9 promili, polski rekord to 14, zwykle jeszcze żyję. Nie takie imprezy się z Ruskimi miało.
- Pierdzielisz.
- Jeśli mogłabym z tobą, to nawet chętnie.
L zmrużył oczy, a dziewczyna kpiąco dmuchnęła w swą grzywkę.
- Chodź coś zaśpiewamyyy!
- Nie.
Karina zignorowała jego prośbę i zaczęła śpiewać.
I wonder how
I wonder why
Yesterday you told me 'bout the blue blue sky
And all that I can see
Is just a yellow lemon tree
I'm turning my head
up and down
I'm turning turning turning turning turning around
And all that I can see
Is just another lemon tree
Głos Kariny rozjeżdżał się od najwyższych po najniższe tony. Na koniec zwrotki zarechotała i przewróciła się na brzuch, aż stół zatrzeszczał.
- To się nie załamie?
- Dzień przed twoim pojawieniem się nie załamał. Będzie dobrze.
Oczy Kariny błyskały wesoło, a ona sama wesoło chichotała. L znał to wystarczająco. Wiedział, że dziewczyna ani nie zaśnie, ani nie da mu zasnąć.
- Zagrajmy w grę!
- Jaką znowu grę?
Karina spojrzała mu w oczy.
- W pytania. Nie istnieje "nie powiem" i "skończ". To ja zaczynam. Masz mnie dosyć?
- Trochę. Skąd wiesz, ile wypiłaś?
- Ćwiczę pamięć nietrzeźwą. Boisz się pijanej mnie?
- Skoro masz świadomość w stanie nietrzeźwym, to raczej się na mnie nie rzucisz. Czemu pytasz?
Karina uśmiechnęła się dziwnie.
- Odpowiedź jest prosta.... GWAŁT!
- Okej. - mamrotnął L zrezygnowany. - Z tobą nie da się komunikować.
- Oczywiście, że się da. Oglądałeś wiadomości?
- Tak. Nic nie znaleźli.
- Wiem. Tak samo jak wiem, że Polska wygrała z Niemcami trzy do jednego. - dziewcyzna pstryknęła. - Chcesz dostać zawału?
- W moim świecie mi starczyło. Ale mów, skoro musisz.
- Wiesz, że w necie są z tobą hentai'e?
- Nie denerwuj mnie. - odrzekł na to, starając się uspokoić.
- Ale za bardzo cię kocham, żeby takie oglądać. - zachichotała.
- To skąd wiesz, że są?
- Moja kumpela chciała mnie namówić. Ale to by głupio było. po takim seansie się z tobą spotkać. Moja wyobraźnia mi wystraczy. Denerwuję cię, komentując jak bardzo mnie podniecasz?
- Trochę. To prawda, że potrafisz być równocześnie introwertykiem i ekstrawertykiem?
- Prawda. Schodzimy na tematy rozmowy z ciotką?
L westchnął ponownie i sięgnął po ciastko.
- Taak. Jak często pijesz?
- Gdy nie ma powodu to raz na dwa tygodnie. Nie mogę wyjść z wprawy. Wierzysz, że jestem psychopatką?
- Bardziej pokręconą wariatką. To prawda, że znasz kilku morderców?
- A znam. Jednego sobie tresuję. Ciekawi cię to?
Chrupiąc ciastka, L popadł w zadumę.
- Odrobinę. Miałaś z nim romans?
- Nie ostry. Nie doszło do niczego. Po prostu nie zamierzałam cię zdradzać. Nieco creepy jak na fankę, nie?
- Po prostu masz przesadną wiarę. To było po tym jak spotkałaś Crystal?
- Nie, znalazła mnie pół roku później. Mam nadzieję, że chociaż jej nie kablujesz wszystkiego co o mnie wiesz, słodziaku.
- Nie mam zamiaru. Pewnie i tak to wszytsko wie. Co się z nim dzieje?
- Jest w Londynie. Aktualnie eksperymentuję na nim. Społecznie. Co jeszcze?
- Yhm. Działa?
- Spod moich sznurków - tak. Z samego siebie - coraz rzadziej.
- Kogo zabijasz?
- Kogo... nieuchwytnych. Tych, którzy przekupią każdego i sprzedadzą każdego, byle nie spaść ze stołków. Nie jestem Kirą.
- Wiem. Widzę. Jesteś pokracznym detektywem.
- Kocham cię.
- To też wiem.
- Taki tekst był chyba w jakimś filmie. Jak myślisz... będziesz kiedyś w stanie...
- Karina - stanął nad nią i spojrzał w jej ślepia - nie mam pojęcia. Nie wiem.
- Ojoj... Ale ja chcę wiedzieć...
- Kiedyś się dowiesz. Na razie trzeba pokonać Literata.
- Niedługo go znajdziemy, mam podejrzenia...
- Że to osoba, której baśnie mogły coś zepsuć? Może nastolatek z urazą do takich opowieści?
- Nie, to ktoś starszy. Czuję, że chodzi o innowacyjnego nauczyciela pokonanego przez starą dobrą tradycję.
- Masz taką pewność?
- Tak. Wielu młodych karierowiczów nie cierpi wracać do korzeni, czyli do baśniowej literatury. Wolą coś w innym typie i... - urwała z głupią miną. - Zgubiłam.
- I chcą wybić młodzieży z głowy staromodną wiarę w happy endy. To chciałaś powiedzieć?
- Taak. Jestem przewidywalna?
- Po prostu wniosek ze sprawy plus twój styl wypowiedzi.
- Ou. Czytasz ze mnie jak z otwartej księgi.
- A ty ze mnie jak z roztwartej mangi. - odparł beznamiętnie.
Karina podniosła się na nogi i podeszła do L, opierając dłonie na ścianie po bokach jego głowy i spojrzała na niego swym aktualnie przyćmionym wzrokiem.
- Będziesz miał mi to za złe do końca świata? L, wiem że głupio poznawać kogoś, kto zasnął nosem w twojej biografii, ale czy musisz to roztrząsać?
- Nie mam tego aż tak za złe, jest wiele innych rzeczy, które mam ci za złe. Jak choćby to, że mimo wszytsko zawsze myślisz po swojemu, a także to, że jesteś jedną wielką tajemnicą.
- Wiem L, ale zawsze coś jest. Zawsze gdzieś kryje się taka tajemnica, której nikt nie odkrył. Mimo wszystko lada dzień będziesz wiedział najwięcej.
Karina usiadła na blacie i westchnęła.
- Ciooteczkoo... ona zawsze się śmiała, że w ciągu dwóch tygodni każdy facet przede mną uciekł. Sądziła, że z tobą będzie identycznie.
L przewrócił oczami.
- A jednak. Kiszę się z tobą od półtora miesiąca. Przyzwyczajam się do twoich niewybrednych i zboczonych tekstów, do twojego nieprzedwidywalnego sposobu bycia, nawet do twego pokręconego zakochania.
Dziewczyna ziewnęła donośnie, po czym wyszła z kuchni i walnęła się na kanapę.
- A ten zabójca?
- Jego nie liczę, wytrzymywaliśmy ze sobą prawie rok, ale ciotka o tym nie wie wszystkiego.
- Rozumiem.
- Luu?
- Co?
- Pokochaj mnie kiedyś.
Czarnowłosy nie odpowiedział, jedynie narzucił koc na zamroczoną Karinę i poszedł do siebie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro