31
Pov Holly
Niall specjalnie przedłuża to wszystko, nie zaciska rąk na mojej szyi, a jedynie je tam trzyma, strach jednak i tak utrudnia moje oddychanie.
- Gdybym cię zabił to ukarałbym bardziej sam siebie, a tego nie mogę zrobić. Wystarczająco się już przez ten czas nacierpiałem. Nie chcę więcej - komunikuje mi i zabiera swoje dłonie. - Jednak pozostaniesz ze mną i nie będziesz już miała takiej swobody jak wcześniej. Prędko ci nie zaufam - chwyta mnie za ramię i prowadzi do salonu.
Siadam na kanapie i zaczynam się zastanawiać co on teraz zamierza zrobić. Może i teraz nie umrę jednak wiem, że bywają gorsze rzeczy od śmierci.
- Muszę gdzieś wyjść, a nie mogę ani cię że sobą zabrać ani samą zostawić. Poczekaj tu trochę - każe i wychodzi, ja jednak i tak nie mam zamiaru poruszyć się nawet na krok.
Po kilku minutach wraca z ciemnowłosnym chłopakiem, który wygląd na niewiele starszego ode mnie.
- Masz ją pilnować. Może chodzić po całym domu, ale nie wolno jej przekroczyć progu domu i nie rozmawiaj z nią też - rozkazuje mu, a następnie gdzieś idzie.
To jak on postępuje jest po prostu śmieszne. Dał mi ochroniarza, któremu zabronił zamienić ze mną choć kilka słów. Mógł też zamknąć drzwi na klucz, nigdy specjalnie nie lubiłam skakania przez okna.
- Wiesz kiedy wróci? - pytam go. Chyba Niall nie zainstalował tu kamer?
Milczy. Ja jednak nie zamierzam odpuszczać.
- Możesz mi odpowiedzieć, nie wydam cię przed nim. Poza tym oboje nas traktuje jak nic nie warte rzeczy.
- Przesadzasz - nareszcie się do mnie odzywa.
- Wcale nie - podnosze się, jestem za bardzo zdenerwowana na siedzenie - I tak raczej nie będziemy spali w nocy, więc może napijesz się ze mną kawy. Pozwolenie na chodzenie po domu na szczęście mam.
- Nie powinienem.
- A to dlaczego? Masz zakaz jedynie na rozmawianie ze mną. Ja ci teraz rozkazuje usiąść i napić się ze mną kawy, nie lubię być sama - idę do kuchni i tam robię dwie kawy, obie z mlekiem. Biorę ze sobą także cukiernice i wracam do salonu.
Rozmowa z Vincent'em bardzo dobrze mi się układa. Jest on naprawdę sympatyczny i sama się dziwię, że pracuje on dla Nialla musi mieć do tego bardzo dobre powody.
Nie mijają nawet dwie godziny, a słyszę głośne trzaśniecie. Vincent nie rusza się z miejsca jak Niall pojawia się w salonie.
- Miałeś się do niej nie zbliżać, wydałem ci taki rozkaz! - wrzeszczy, a chłopak gwałtownie podnosi się do pozycji stajacej.
- On naprawdę nie zrobił nic złego, nie odzywał się do mnie - próbuję mu to wytłumaczyć.
- Ja nie toleruje łamania moich rozkazów! - wrzeszczy i wyciąga pistolet. Czy on cały czas ma przy sobie broń?
Podnosi ją.
- Holly idź stąd - rozkazuje mi, ale ja się nie ruszam nawet na krok. - Skoro nie chcesz to nie - mówi i oddaje strzał.
Chłopak pada martwy na podłogę. Żyję z potworem.
Jak będzie sporo komentarzy dotyczących fabuły i rozdziału to dostaniecie dziś jeszcze jeden.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro