#5
W czasie jazdy do domu nikt się nie odezwał. Eidan prowadził auto, a ja siedziałam cicho ze swoimi myślami.
Jak to możliwe, że Eidan strzelał z rąk ogniem, a tamten facet "oszczepem z cienia".
Z takimi myślami podjechaliśmy pod mój dom. Eidan wyszedł i obszedł auto, otworzył mi drzwi i pomógł mi się z niego wygramolić. Pociągnął mnie w stronę drzwi tyle, że nie moich, a swoich.
- Gdzie ty mnie ciągniesz? - spytałam. - Ja mieszkam po drugiej stronie ulicy. Zapomniałeś?
- Nie zapomniałem, ale tam nie jesteś bezpieczna. - oświadczył i puścił mi dłoń, żeby otworzyć drzwi.
- Skoro nie jestem tam bezpieczna to w takim razie Luiza i mama także. - przypomniałam mu i skierowałam się w stronę swojego domu. Nie dane mi nawet było dojść do ulicy, kiedy zostałam znowu pociągnięta w przeciwnym kierunku od mojego domu.
- Twoja mama z siostrą są u mnie. Chodź już. Im dłużej jesteśmy na dworze tym szybciej mogą nas wytropić.
- Kto może nas wytropić? - spytałam jednak nie otrzymałam odpowiedzi.
Wchodząc do domu usłyszałam głosy dobiegające zapewne z salonu. Nagle usłyszałam jakiś kobiecy głos.
- Eidan wróciłeś już? - wydawał mi się dziwnie znajomy.
Eidan jednak nie odpowiedział jedynie pociągnął mnie w stronę pomieszczenia z którego dobiegł głos kobiety.
Salon nie był jakiś wielki, a jego ściany pokrywały kremowo-białe tapety. Ściany były puste, bez zdjęć. Zapewne nie zdążyli się jeszcze do końca rozpakować. Po środku salonu była trzyosobowa kanapa i dwa fotele do kompletu. Po między kanapą i fotelami stał mały okrągły, szklany stoliczek. Na fotelach siedziała moja mama i Luiza, a na kanapie jakaś kobieta z mężczyzną. To musieli być napewno rodzice Eidana.
Gdy tylko weszliśmy do salonu chłopak podszedł do swoich rodziców i szepnął im coś na ucho. Kiedy skończył, kobieta zwróciła się w stronę Luizy.
- Luizo, a może masz ochotę pograć na komputerze. Jest na piętrze. Eidan cię zaprowadzi. - powiedziała mama Eidana, a mi kazała usiąść na jej miejscu. Za nim Eidan wrócił przyjrzałam się jego rodzicom. Mężczyzna miał lekki zarost i wyglądał na co najmniej 45 lat. Miał czarne jak Eidan włosy, a oczy przenikliwie błękitne. Za to kobieta, była drobnej budowy ciała blondynką, o brązowych oczach. Ich twarze były pełne niepokoju. Nie wiem co im Eidan powiedział ale napewno nie było to zbyt wesołe.
Po chwili do pokoju wszedł Eidan. Miał taką samą minę jak jego rodzice. Gdy tylko jego mama go spostrzegła zaraz zaczęła rozmowę.
- Max, jak doszło do tego ataku? - spytała.
- Skąd pani o tym wie? - odpowiedziałam jej pytaniem na pytanie. Wiem, że to nie ładnie szczególnie do starszych ale najpierw Eidan z niewiadomej przyczyny oddaje mi klucze od auta wiedząc, że to moje. Później walczy z jakimś gostkiem strzelając z rąk ogniem, a tamten oszczepami z cienia. A teraz jego mama wie o tym ataku. Jak to możliwe?
- Eidan nam powiedział jak tylko przyszliście. - to, to w takim razie przekazał im na ucho.
- Przepraszam ale jaki atak na moją córkę. - spytała moja mama. Nie wyglądała tak, jakby gadali po innym języku. Wyglądała tak jakby wiedziała o czym mówią.
- Najwyraźniej - zaczął Eidan. - słudzy Kirosa ja odnaleźli i teraz chce ją dorwać.
- Myślałam, że został pokonany 25 lat temu. - powiedziała mama. W końcu nie wytrzymałam i się wtrąciłam.
- Czy ktoś w końcu wytłumaczy mi co tu jest grane? I kto to ten cały Kiros? Jacy słudzy? I jeszcze jedno pytanie. - Tym razem zwróciłam się w stronę Eidana. - Dlaczego głos twojej mamy jest tak dziwnie znajomy?
Wszyscy się na mnie patrzyli. Pierwsza odezwała się matka chłopaka.
- Może od początku. Jestem Pelagia McClance. Jestem strażniczką Akademii gwiazd. A ty... jesteś poszukiwaną przez nas Ostatnią Gwiazdą. - skończyła.
I wtedy mi zaświtało. Tajemnicza Komnata. Głos pewnej kobiety. Nie dokończone zdanie "A ty...".
- Jesteś kobietą z mojego snu, który miałam wczoraj. - powiedziałam.
- Oczywiście. - odpowiedziała. A ja wtedy zwróciłam do mamy.
- Widziałaś o tym. I udawałaś, kiedy zobaczyłaś srebrne pasmo w moich włosach. Dobrze wiedziałaś, że samo się pojawiło. Dobrze wiedziałaś, że ona mi się przyśniła. - w trakcie mówienia zaczęłam powoli unosić głos. Po chwili jednak wstałam z tego fotela i kontynuowałam. - Wiedziałaś o tym wszystkim i nic mi nie powiedziałaś. Okłamywałaś mnie przez całe głupie 18 lat. Nigdy mi nie wytłumaczyłaś kiedy w dzieciństwie przytrafiały mi sie dziwne rzeczy, na przykład kiedy dotknęłam palącej się świeczki, a spalona skóra szybko wyzdrowiała. Kiedy jako pięciolatka wylałam na siebie wrzątek i nie musieliśmy jechać do szpitala, ponieważ razem z ojcem powiedzieliście, że nie trzeba, a blizny po dwóch dniach zniknęły!
- Tak. Wiem. Ale robiliśmy to z ojcem tylko dla twojego dobra i bezpieczeństwa. - powiedziała. I nie powiem odpowiedź mnie trochę zszokowała.
- Jak to. Tata też o tym wiedział? No nie wierzę. On ma chyba szczęście, że nie musi teraz wysłuchiwać moich wyrzutów.
- Nie musi teraz ale będzie musiał później. - powiedziała, a ja znowu byłam zaskoczona jej odpowiedzią.
- Jak to teraz nie musi ale później będzie musiał. On nie żyje. Zmarł rok temu wracając z delegacji. Samolot który leciał miał awarie, spadł dziobem w dół i nikt nie przeżył. - przypomniałam jej.
- To kolejna rzecz, którą musiałam przed tobą ukrywać. Twój ojciec żyje i nic mu nie jest.
- Przepraszam, że wam przerywam ale musimy się zbierać. - wtrącił się Eidan.
- Jak to zbierać? - nie zrozumiałam.
- Musimy wracać do Akademii. A ty musisz iść z nami. Tutaj już bezpieczna nie jesteś. - wytłumaczyła kobieta po czym wstała i podeszła do barku stojącego koło okna.
- Dobra. Nie wiem co tu się dzieje ale powiedzmy że wam wierze. Ale co z mamą i Luizą? - spytałam pełna obawy, że może im się coś stać.
- O nich się nie martw. - powiedziała kobieta i zwróciła się w stronę mojej rodzicielki. - Tutaj macie bilety. Najpotrzebniejsze rzeczy do zabrania macie w pokoju Eidana. Zaraz wam je przyniesie. - przerwała i spojrzała się wymownie na bruneta. Ten bez słowa poszedł po rzeczy, a kobieta kontynuowała. - Bilety są na lot prywatny tylko nie jest to napisane na bilecie. Wtedy będziesz musiała podejść do kasy i poinformować o tym. A jak nie będą chcieli cię puścić powiedz kto ci go zarezerwował. - skończyła.
- A dokąd będziemy lecieć? - spytała moja mama. W między czasie wrócił Eidan z dwiema walizkami i dwiema torbami.
- Bilety są do Włoch. Do Rzymu. Na lotnisku będzie na was czekała moja kuzynka Michelle. Powinnyście poznać ją od razu.A na wszelki wypadek tutaj masz jej numer. - powiedziała podając jej karteczkę z wypisanym nie niej numerem telefonu. - Clark zapakuj te rzeczy do samochodu. Eidan pomóż mu, proszę. - skończyła i pobiegła na górę po chwili powracając z Luizą.
Luiza podeszła do mnie i mnie przytuliła.
-Uważaj na siebie tam w akademii. - powiedziała.
- Wiedziałaś o tym?
- Dowiedziałam się dzisiaj, pół godziny przed twoim przyjściem. - odpowiedziała i się odsunęła. Podeszłam do mojej rodzicielki i rzuciłam się jej w ramiona.
- Uważaj na siebie kochanie. - powiedziała i pocałowała mnie w czoło.
- Margaret, Luiza. Musimy już jechać. - powiedział Clark i poszedł do auta. Szybko przytuliłam się jeszcze do siostry i mamy na pożegnanie.
- Wy też na siebie uważajcie. - szepnęłam. - Kocham was.
- My ciebie też. Pa, kochanie.
- Pa, siostra.
I ruszyły do auta. Chciałam się rozpłakać, ale to nie była na to pora. Jak narazie chce tylko jednego. Żeby mama i Luiza bezpiecznie dotarły do Rzymu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro