Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Emriv

   - Nie wiem jak ją przekonać - powiedziałam gdy już siedziałam w grocie Aust wraz z jej właścicielką oraz Reą - po prostu nie wiem! Myśli sobie, że jest taka wszechmogąca i wszystko potrafi, a tak na prawdę jest po prostu nierozsądna i zuchwała!

- I uparta - dodała Rea.

- No... ale dlaczego ona!? Dlaczego?! Dlaczego przyszło nam współpracować z taką okropną waderą!! - byłam wściekła na Rachel za jej zachowanie i gdyby nie przepowiednia w ogóle bym jej nie przyjmowała do watahy.

- Bądź cierpliwa, wiesz, że Rachel jest nam potrzebna - powiedziała Aust.

- Aust, ty uspokajasz Emriv?! - zdziwiła się Rea - To musi być naprawdę źle!

- Bo jest źle! - jęknęłam ale Rea miała rację, bo to się chyba jeszcze nigdy nie zdarzyło

- Poczekajmy do rana, może wtedy coś wymyślimy - mówiła dalej Aust.

- Ale co?! Jej nic nie przekona do współpracy z nami!

- Zaraz chwila! - przerwała nam znowu Rea - A ja mam takie pytanie trochę nie na temat. Emriv, czy Daiki wie w ogóle o Rachel? - zrobiłam przerażoną minę. Nie! Daiki nie wie nawet o jej istnieniu, a co dopiero o tym, że jest wilczycą z przepowiedni.

Zapadła chwila ciszy.

- Ooooooj - odezwała się wreszcie Aust - Nie powiedziałaś jej? Dlaczego?

- Brawo Emriv - dodała Rea.

Siedziałam zupełnie nie wiedząc co powiedzieć

- Tak na prawdę - zaczęłam - to nie chciałam jej tego mówić ze względu na jej bezpieczeństwo. Jeszcze by się zaczęła martwić...

- Ale wiesz, że i tak musiałabyś jej to prędzej czy później powiedzieć - odezwała się Aust.

- No wiem, wiem...ale... - wiedziałam, że i tak w końcu powiem Daiki o Rachel, ale bałam się jej reakcji -  A co jeśli się przestraszy Rachel i nie będzie chciała z nią współpracować? I na przykład ucieknie? Nie pójdzie z nami do Nefary?

- Daiki?! - prychnęła Rea - Ty w ogóle wiesz co gadasz?! Przecież ona się niczego nie boi!

Zmrużyłam oczy i położyłam uszy na boki patrząc się przy tym na nią.

- Rea. To jeszcze szczeniak - powiedziałam i przestałam robić załamaną minę.

- Ale za to jaki! - uśmiechnęła się.


    W nocy nie mogłam zasnąć. Cały czas myślałam tylko o naszej wyprawie do Nefary. Kiedy wyruszymy? Jak to będzie walczyć z demonem burzy i czy damy radę? Musimy! A jeżeli któraś z nas zginie?  Przecież przepowiednia nie wspominała nic o stratach z naszej strony. Ale nie mówiła też, że się nie pojawią. A może wszystkie przeżyjemy? Tak by było najlepiej. Ale przecież wielkie poświęcenia żądają ofiar. Nie, to nie może być prawda, jest za straszna żeby nią być! Żadna z nas nie może zginąć...

    Potem myślałam o Rachel. Czemu jest taka jaka jest? Dlaczego nie może się zgodzić? Dlaczego nie może się zmienić? Może i ma wielką ochotę na zemstę, ale czy ona na prawdę nie rozumie, że potrzebuje nas, a my jej? I co ja mam zrobić żeby przemówić jej do rozsądku i namówić ją? Nie wiem, na prawdę nie wiem...Czuję się taka bezradna...

    Myślałam też o tej szóstej wilczycy. Kto nią jest? Jaka jest? I kiedy ją spotkamy? Może w ogóle jej nie spotkamy! Co wtedy? Nie tak nie będzie, przecież przepowiednie nie kłamią! Chyba...


    Rano obudziłam się wcześnie, jak zwykle. Tym razem Daiki jeszcze spała więc po cichu wyszłam z groty żeby jej nie obudzić. Stanęłam w wejściu i wciągnęłam w nozdrza rześkie chłodne powietrze. Wszędzie gdzie okiem sięgnąć leżał śnieg. Nie taka zwykła ciapa jak jest czasem na początku zimy, ale biały lekki puch zakrywający całe krzaki, a nawet niektóre drzewa. Przed moją grotą było go tyle, że prawie zasypało wejście ale jakoś się przedarłam.

    Słońce znowu świeciło sprawiając, że śnieg wręcz błyszczał w jego promieniach. Drzewa uginały się pod czapami białej pierzyny, a moje łapy zapadały się w śniegu tak, że nie dało się iść. Szybko więc się zmęczyłam. Przystanęłam zakopana po szyję i zaczęłam się zastanawiać. Aust pewnie coś by wymyśliła...

Ledwie o tym pomyślałam usłyszałam z dala śmiech.

- Hej! Co tam?! Czyżbyś nie mogła iść?! - to oczywiście Aust wołała wychodząc z lasu naprzeciw mnie. Wilczyca szła po śniegu śmiało i co najdziwniejsze w ogóle się nie zapadała! Szła lekko jakby śniegu w ogóle nie było. Kiedy podeszła bliżej zauważyłam przywiązane do jej łap spore kawałki kory. W pysku niosła jeszcze cztery takie. Położyła je dosłownie przed moim nos - gdyż zaledwie tyle mnie wystawało ze śniegu - i uśmiechnęła się - Jak to założysz to się nie zapadniesz!

- Jak?

- Co jak?

- Jak mam to założyć?

- No na łapy! Normalnie stajesz i wiążesz!

Z pomocą Art jakoś udało mi się założyć nowy wynalazek przyjaciółki i stanęłam na łapach. Faktycznie, nie zapadałam się ani trochę i mogłam spokojnie iść po puchu.

- To też jakiś wynalazek ludzi? - spytałam.

- Nie, to wymyśliłam zupełnie sama - wyszczerzyła kły w uśmiechu.

Zaczęłyśmy iść wolno przed siebie, a ja w pewnej chwili spytałam śmiejąc się.

- Art, gdzie my właściwie idziemy?

- Nie wiem, chyba na spacer co nie? Ważne żebyś się nauczyła chodzić w tym...jakby to nazwać, w tym czymś!

- Dobra, dobra! - droczyłam się z nią - Nie wymądrzaj się już, umiem chodzić w tym twoim czymś - po chwili obie wybuchnęłyśmy śmiechem, a ja poślizgnęłam się i zapadłam w śniegu z krótkim okrzykiem zdziwienia.

- Właśnie widzę jak ci świetnie idzie! - zaśmiała się Aust pomagając mi  wstać.

Kiedy wreszcie przestałyśmy się śmiać zmieniłam temat.

- Właśnie, miałam cię spytać czy widziałaś coś podejrzanego na nocnej zmianie.

- Hm....w sumie to nie. Nic ciekawego, tylko kilka marnych uciekających saren, które z resztą leżą teraz w mojej grocie.

- A Rea?

Aust jeszcze bardziej spoważniała.

- Nie mam pojęcia. Jeszcze chyba nie wróciła.

- Nie patrolowałyście razem?

- Nie, ona północną granicę, a ja zachodnią. Nie widziałam jej od wieczora, a dzisiaj jeszcze u niej nie byłam. Możemy tam pójść...tylko lepiej wezmę jeszcze cztery takie! - wskazała na swój wynalazek.


    Po drodze wstąpiłyśmy więc też do groty Aust, skąd wilczyca zabrała "śniegoniezapadacze" - jak je nazwała - dla Rei. Potem od razu ruszyłyśmy w stronę jej groty.

    Gorzej było z górki kiedy łapy nam się rozjeżdżały i non stop się przewracałyśmy zjeżdżając to na grzbiecie, to na brzuchu. Jedynie Aust udało się przez chwilę utrzymać równowagę tak, że kawałek zjechała wyprostowana.


    - Rea! - krzyknęłyśmy chórem dosłownie wtaczając się do jej groty. Ja potknęłam się o łapę Aust i obie poleciałyśmy na ziemię śmiejąc się przy tym głośno. Mimo, że bolały nas pyski i łapy to podnosząc się dalej zanosiłyśmy się śmichem...do póki nie spostrzegłyśmy, że właścicielki nie ma!

- Ej, gdzie ona jest? - spytała Aust.

- Nie wiem... - ruszyłam w głąb groty, jednak i tam jej nie było - Sprawdźmy wszędzie, Rea! Jesteś tu?!

Przeszukałyśmy całą grotę łącznie ze schowkiem na mięso ale nigdzie jej nie było.

- Czyli jeszcze nie wróciła - powiedziała Aust - A jak jej się coś stało? Chodźmy jej poszukać.

- Ok - odparłam nie widząc innego wyjścia.

    Szłyśmy tak szybko jak można iść mając pierwszy raz na łapach "śniegoniazapadacze". Znaczy się, kto szedł to szedł. Oczywiście Aust ciągle była na przedzie, a ja pędziłam za nią drobnymi kroczkami ciągle się potykając.

- Wiesz gdzie dokładnie była? - spytałam.

- No...nie dokładnie ale gdzieś mniej więcej odtąd gdzie teraz jesteśmy do...no do końca północnej granicy, nie wiem jak mam ci to wytłumaczyć ale chyba wiesz gdzie jest północna granica!

- No wiem, wiem tylko...ona jest ogromna...

- Trudno, musimy szukać.

    No i zabrałyśmy się za wołanie, sprawdzanie każdego krzaczka, drzewa, jeziora... Chodziłyśmy tak sobie mniej więcej przez dwie godziny aż tu w pewnej chwili dostrzegłyśmy coś na niebie. Spory strumień wody wystrzelił z pomiędzy drzew gdzieś na drugim końcu lasu, a następnie gdy znalazł się na tle chmury zmienił kształt i utworzył z siebie napis: "S.O.S.". Potem strumień zmienił się w coś niebieskiego co wyglądało jak wstęga albo bardzo długi szalik i bezwładnie opadło zanurzając się z powrotem w morze czarno-białych ośnieżonych drzew.

- To Rea! - krzyknęła Art.

- Tak! To jej magiczny szalik! - przytaknęłam i ruszyłyśmy pędem w tamtą stronę jak spłoszone jelenie i co mnie zdziwiło już wcale się nie potykałam!

    Kiedy już głośno dyszałyśmy i nie miałyśmy siły dalej biec zauważyłam coś niebieskiego na ziemi.

- Tam! - krzyknęłam i ostatkiem sił potruchtałyśmy pomiędzy drzewami. Zatrzymałyśmy się pod sosną pod, którą leżała nieprzytomna Rea, a na gałęziach tuż nad nią niczym baldachim zwieszał się błękitny szalik. Wilczyca miała dużą ranę na boku wyglądającą na zrobioną przez wilcze pazury - Czemu tutaj? - mruczałam pod nosem.

- Co tutaj?

- Na pewno jesteśmy już poza terenami watahy. Dlaczego Rea poszła aż tutaj?

- Nie wiem, ale na pewno miała jakiś powód - odpowiedziała Aust - Szybko, trzeba ją zabrać do groty! Najlepiej do Baltazara! On jest uzdrowicielem, co nie?

- Nie wiem, czy doniesiemy ją taki kawał drogi, ale mam lepszy pomysł. Widzisz tamto jeziorko? - wskazałam niewielkie do połowy zamarznięte jeziorko schowane pomiędzy drzewami jakieś 7 metrów od nas - Zaniesiemy ją tam. Woda jej nie uleczy, ale przynajmniej pomoże jej odzyskać cześć sił tak, że może sama ustoi na łapach.

Tak też zrobiłyśmy. Zaniosłyśmy wilczycę nad wodę, a tam zmoczyłyśmy jej pysk.

- A! Co ty robisz! - usłyszałyśmy po chwili jej krzyk - E...Emriv? A! To tylko wy... - uspokoiła się i położyła widocznie wykończona.

- Co się stało, że poszłaś aż tutaj? - spytałam - I co to za rana?

- Rachel - odpowiedziała Rea - uciekła...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro