Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Skazani Na Śmierć

Alexandra otworzyła oczy. Żółte światło z podwórka zakłóciło jej sen. Usiadła na łóżku i zaczęła nasłuchiwać. Odgłos wystrzałów był już znacznie głośniejszy niż gdy kładli się spać. Jednak to nie głos walki o miasto wzbudził w niej niepokój...

Szum opon ciężkich samochodów i trzask zamykanych drzwi przyprawił ją o mdłości. Na dworze panowało poruszenie choć ewidentnie ktoś próbował uciszyć kilkunastu młodych mężczyzn wysiadających z trzech ciężarówek.

Alexandra przełknęła nerwowo ślinę i spojrzała na śpiącego męża.
Jej serce biło jak oszalałe, miała wrażenie, że słyszy je nawet grupa ludzi na zewnątrz.

Szturchnęła mężczyznę kilka razy, aż ten otworzył zaspane oczy. Mikołaj zobaczył spanikowaną twarz żony i odrazu otrzeźwiał. Usiadł gwałtownie na łóżku i zaczał również wsłuchuwać się w odgłosy odbiegające z dołu.

Kilkunasto sekundowa cisza sprawiała wrażenie, że trwa wieczność gdy z dołu dobiegł odgłos otwierania drzwi. Głośne skrzypnięcie obudziło go do reszty.

Oboje spojrzeli na siebie z przerażeniem. Chociaż żadne z nich nie wypowiedziało ani jednego słowa doskonale wiedzieli, że ich czas dobiega końca. Oczy Alexandy stały się szkliste i mokre. Mikołaj im dłużej w nie patrzył tym większy żal go ogarniał. Przytulił do piersi kobietę i pogłaskał po plecach.

Stukanie schodów pod wpływem ciężkich wojskowych butów było już tak głośne, że obudziło śpiącego w głębi pokoju Aleksieja.
Wystraszony chłopiec spojrzał w stronę obejmujących się rodziców.

- Mama? Papa? Co się dzieje?
- Jego piskliwy głos zagłuszyło głośne pukanie do drzwi.

Mikołaj puścił żonę i nie odzywając się kazał pozostać w łóżku. Zapalił lampkę i podszedł do syna.

- Spokojnie to nic takiego.
- Powiedział z wyraźnym zdenerwowoniem w głosie i poprawił chłopcu włosy. Pukanie było coraz mocniejsze. Stare drewniane drzwi ledwo potrafiły trzymały się w framugach.

Mężczyzna chwycił okrągłą klamkę i otworzył drzwi, które ze skrzypnięcie ukazały oświetlony korytarz i stojące tam osoby.

Wyraźnie zdenerwowany mężczyzna w średnim wieku stał otoczony kilkoma młodymi żołnierzami.

Jakow Jurowski-dowódca domu pokazał coś swojej straży i zwrócił się w stronę zdezorientowanego Mikołaja.

- Toczy się walka o miasto. Mamy rozkaz was przenieść w bezpieczne miejsce. Obudź córki, każ im się ubrać. Za 10 minut wszycy mają być gotowi.

- Jakow odwrócił się i ruszył w kierunku schodów zostawiając Byłego Cara w otwartych drzwiach.

Mikołaj przełknął ślinę i spojrzała w kierunku łóżka, na którym siedziała Alexandra...

------------------------------------------------------

- Szybko, szybko. - Mężczyzna spojrzał na zegarek. Było wpół do pierwszej w nocy.

- Pamiętajcie. Robimi wszystko bez względu na to co będą nam kazali...jednak zachowamy swoją godność.

- Gdzie oni nas zabierają Papa ?
- Zapytała Anastazja przeciskając się do kufra między swoimi siostrami. Chwyciła świeży gorset i białą koszulę.

- Nie wiem ale ważne, że się w końcu ruszamy. - Głos Mikołaja był rozchwiany ale pełny pokrzepiającej nadziei. Chociaż mężczyzna w środku był wielkim kłebkiem nerwów.

- Jesteście już gotowe ?
- Uśmiechnięta Alexandra weszła wraz z synem do pokoju. Wymieniła znaczące spojrzenie z mężem, w którym bystre oko wyłapało załamanie i strach rozrywajace ich dusze.

Cała rodzina zeszła do salonu znajdujacego się na pierwszym piętrze gdzie z zegarkiem w ręku czekał na nich dowódca.

- Jesteśmy gotowi do drogi.
- Stanowczy głos Mikołaja rozbrzmiał w pustym już pomieszczeniu a słabe światło lapmy stojącej na szafce oświetlało jego twarz.

- Doskonale. Chodźcie za mną. Chłopaki wezmą wasze bagaże.
- Jakow skinał na dwóch żołnierzy stojących po lewej stronie. Młodzi mężczyźni chwycili ciężkie kufry i ze spokojem ruszyli w stronę wyjścia.

Jakow odczekał kilkadziesiąt sekund aż usłyszał trzask frontowych drzwi. - Dobrze. idziemy. -Poszedł przodem a za nim kilku sowieckich żołnierzy. Mikołaj wziął na ręce schorowanego Aleksieja i ruszył za nimi. Alexandra wraz z córkami poszła w ich ślady.

Drewniane schody trzeszczały pod nogami a uzbrojona w długie strzelby straż wystukiwała ponury rytm obcasami. Ku zdziwieniu rodziny Pan Jurowsky nie zaprowadził ich do drzwi prowadzących na podwórko. Zatrzymali się dopiero w małym pustym pokoiku w piwnicy. Jedynymi meblami były zaledwie dwa samotnie stojące krzesła na środku pomieszczenia.

- Tutaj zaczekacie na transport.
- Bez zbędnych słów obrócił się i wyszedł zatrzaskujac za sobą drzwi.

Mikołaj posadził syna na krześle, drugie zajęła Alexandra. Uśmiechnął się do córek i otarł z czoła krople potu. Spojrzał na żonę, która przytulała Aleksieja.

Zegar na ścianie wskazywał na za piętnaście pierwszą. Mężczyzna z niepokojem wpatrywał się w białe drzwi, za którymi znikneli żołnierze. Minutowa wskazówka trzy razy okrążyła tarczę zegara zanim drzwi znów się otworzyły.

Do środka wszedł dowódca i pięciu strażników. Jakow stanął i wyjął z kieszeni białą pogniecioną kartkę.

- Mikołaju Aleksandrowiczu, Alexandro Fiodorowna, Aleksy Mikołajewiczu, Olgo Mikołajewna, Mario Mikołajewna, Tatiano Mikołajewna, Anastazjo Mikołajewna. - Spojrzał z ukosa na carską rodzinę. Wszycy ze skupieniem wsłuchiwali się w jego słowa. - Uralski Komitet Partii Komunistycznej skazał was na śmierć.- Mężczyzna podrapał się po brodzie i spokojnie  wysunął z kieszeni srebrny pistolet.

Mikołajowi zrobiło się ciemno przed oczami. Chwycił za rękę żonę. Zdezorientowane Dziewczynki przytuliły się do siebie.

- Ale...ale ja nie rozumiem...
- Mikołaj zrobił krok do przodu

- Na Śmierć. - Odpowiedziała sucho Jakow i odblokował zamek pistoletu.


Mikołaj wyskoczył do przodu zasłaniając rodzinę. Zamknął oczy. Rozległ się straszliwy huk oraz zapach palacego się prochu.

Jednak zamiast poczuć ostry ból i metaliczny smak krwi mężczyzna nadal pewnie stał na środku pokoju z rozwartymi ramionami. Dopiero krzyki jego córek pozwolił na nowo przejrzeć na oczy.

Gdy je otworzył zobaczył leżącego u jego stóp Jakowa powoli zanurzającego się w kałuży krwi...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro