Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział IV - Emma

*Z góry przepraszam za jakiekolwiek błędy, które mogą się tutaj pojawić i za opóźnienie jednodniowe. :C

albo:

WoodzSTHLM & Kid Thomas - Our City Feat. Shoffy

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

~~***~~

Poczuła szarpnięcie, a po chwili pociąg się zatrzymał. Podniosły się nieco głosy, a następnie zapanował harmider w przejściach pomiędzy przedziałami.

Emma wydała z siebie jęk przerażenia, po czym oznajmiła:

– Muszę się spakować! - zaczęła biegać w tą i z powrotem po przedziale, wkładając wszystko do jej szarego plecaku w stylu vintage.

- Emma, spokojne! - złapała za jej ramię blondynka i pokiwała z politowaniem głową, śmiejąc się żartobliwie. - Co ty robisz? Wdech – Ven próbowała uspokoić Emmę i jej szalejące hormony.

- Daj mi spokój. – machnęła w jej kierunku ręką, wyrywając się z mocnego uścisku. - Pociąg nie będzie czekał bezczynnie, a my musimy już wychodzić - naburmuszyła się.

- Nie widzisz jaki jest korek ludzi przed nami!? - zielonooka wymachiwała rękami.

- Może masz rację. - lekko się uśmiechnęła szatynka - Ale i tak musimy się zbierać. – wcisnęła do rąk Ven jej spakowany plecak i otworzyła drzwi. - Ja chyba zaczynam wariować, przez ten koncert może... - powiedziała ciszej. - Tak czy inaczej, zdzwonimy się! Do zobaczenia i uważaj, jak chodzisz! - pomachała jej i zaczęła przeciskać się przez tłum ludzi razem z walizką.

- Gorzej być nie mogło. - mruknęła cicho, czuła, jak cała pozytywna energia, która przelała się z blondynki na nią, magicznie rozpłynęła się w powietrzu.

Poczuła opary dymu papierosowego, gumę do żucia i pot. Odruchowo wciągnęła głęboko powietrze i przestała oddychać na jakiś czas. Byle się stąd wydostać. – pokręciła głową na boki.

Kiedy znalazła się na zewnątrz, powoli, jak i nadmiernie ostrożnie, zaczęła schodzić po schodkach w dół, aż natrafiła na płaską powierzchnię. Odwróciła się i przeleciała wzrokiem po twarzach, i gdy jej wzrok nie spoczął na niczym szczególnym, wzruszyła ramionami. Wydęła dolną wargę i wykrzywiła usta w geście niezrozumienia. Zaczęła ciągnąć walizkę powoli, ale za każdym krokiem robiła to coraz mocniej, czując, że musi już się znaleźć w domu. Szła w kierunku centrum handlowego, aby potem skręcić w odpowiednią uliczkę. Tu było trochę ciszej, nie mogła wytrzymać z taką ilością ludzi. Męczyło ją to. Przesunęła kilka razy wolną ręką po zmęczonej twarzy.

Kiedy znalazła się już w mieszkaniu, od razu poczuła przyjemną woń. Naleśniki z jajecznicą. Ymmm. – zachwyciła się.

- Mamo?! - wydarła się. - Już jestem! - zrobiła to ponownie trochę głośniej.

W tym momencie przypomniało jej się, jak jej znajomi mawiali, że powinna zostać trenerem, ponieważ jej głos jest tak donośny, że na pewno każda osoba, która stanęłaby na boisku od piłki nożnej, usłyszałaby ją bez problemu.

Zostawiła walizkę przy schodach prowadzących do pokojów jej i rodziców. Jeden z nich był na instrumenty, przeznaczony był do prób, czyli ćwiczenia głosu, czego nienawidziła ze względu na przymus, którego przyczyną są rodzice. Kochała ich, ale ich zapalczywość, prowadzenie w kierunku muzyki, nie było dla niej dobre. Uwielbiała śpiewać, ale po swojemu, jej rodziciele tego widocznie nie tolerowali. Rozumieli tylko muzykę klasyczną, dlatego pozwolili jej na koncert Helen Money. Już dawno zrezygnowała z popu, nawet nie śpiewała piosenek typowych wśród młodzieży w jej wieku pod prysznicem, czy zamykając się w pokoju muzycznym. Westchnęła cicho. Udało jej się jedynie nakłonić swoją rodzicielkę na perkusję, ale dodatkowo musiała chodzić nadal na lekcje pianina i nieszczęsnego chóru, czy śpiewu a capella.

Ściągnęła niepewnie plecak, kiedy nie usłyszała żadnych głosów z pokojów znajdujących się na górze i samym dole.

Szkoda, że nie mogę się przenieść do piwnicy, tam jest lepsza akustyka i więcej przestrzeni. Oni uważają to za bunt, że nie powinnam tam przebywać. Ja wiem swoje, postawię się. Jestem dorosła, a oni nie mają prawa się do tego mieszać. Dostaję z dwadzieścia dolarów tygodniowo, mnóstwo kasy, a ja chcę kupić gitarę, wiem, że brzmi to okropnie. Dobrze, że tylko ja znam własne myśli...

Ściągnęła buty i skierowała się do salonu. Był niewiarygodnie przestronny i jasny, ale brakowało tu czegoś. Dobrej muzyki! Obeszła szerokim łukiem pianino. Podeszła do wyspy kuchennej i po sprawdzeniu temperatury wody w czajniku, zalała swój żółty kubek, który wyjęła z czerwonych, górnych szafek. Podeszła do zlewu i odkręciła kran, z którego zaczęła kapać woda, której szczerze nienawidziła - okropnie wysusza skórę, ale niestety jej rodzicom nie udało się załatwić lepszej. Zanurzyła pod zimnym strumieniem obie dłonie, nabierając tym samym wodę, po czym wylała ich zawartość na twarz.

Poczuła się odprężona.

Na podłodze powstała duża kałuża wody, ale sprawnie ją ominęła i poszła do siebie.

Ja tam nie sprzątam, mogą się w niej trochę potaplać. 

O własnych siłach zaciągnęła walizkę, wraz z plecakiem, na sam szczyt wykładanych pojedynczymi dywanami, schodów, przyklejonych sprawdzonym specyfikiem. Posiadała dużo siły w dłoniach, ze względu na codzienne próby opanowania jakiegoś rytmu na perkusji, który czasami doprowadzał ją do szewskiej pasji.

Po wejściu do jej pokoju owiniętego, z każdej strony czarnymi plakatami, usadowiła się na brzegu niebieskiego łóżka i głośno przełknęła ślinę, i odezwała się sama do siebie:

- Kurczę... - przejechała dłońmi po twarzy, próbując się obudzić ze stanu w jakim się teraz znajdowała.

- Ja za chwilę zasnę. - prowadziła dalej monolog, aż jej mięśnie twarzy porzuciły dzisiejszy grymas, przerzucając się na lekki uśmiech, który zdobił teraz jej rumiane policzki.

W pewnym momencie snu, kiedy mogła kontrolować to co robi i czyni, przypomniała sobie o jajecznicy.
Powiem wam, że Emma wkurzona w snach jest jeszcze gorsza niż w rzeczywistości.

~***~

Obudziła się około piątej nad ranem, czując nieprzyjemny chłód na ramionach. Przerzuciła się na drugą stronę, próbując zasnąć, ale coś stanęło na jej drodze. Zdezorientowana obróciła się na drugi bok i przez co wpadła w kontakt, z jakimś nieznanym jej ciałem materialnym. Szybko podniosła się do pionu i zamrugała kilkakrotnie.

- Jak ja mogłam być taka głupia, aby wrzucić walizkę do łóżka. Na pewno pozostanie guz. – mruknęła cicho, po czym jej umęczone dzisiaj ciało wylądowało na ziemi.

- Ja chcę spać... Dopiero piąta!? - wrzasnęła, kiedy zobaczyła godzinę na zegarku.

 Po dłuższym przemyśleniu stwierdziła, że i tak nie będzie miała nic lepszego do roboty, więc zadzwoniła do Ven. Nie obchodziło ją jaka jest godzina, dużo osób o tej godzinie nie śpi. Na to wspomnienie uroczo się uśmiechnęła. Włożyła obie ręce we włosy i potarła je, które ułożone teraz były w charakterystycznym, artystycznym nieładzie. Poszukała po ciemku komórki i mruknęła pod nosem przekleństwo, widząc ile zostało jej baterii. Wyszukała numer dziewczyny, po czym nacisnęła na ikonkę słuchawki. Po czwartym sygnale usłyszała ciche „halo?".

- No hej, to ja. Nie mogłam spać, a jestem wkurzona, bo wczoraj miałam zjeść naleśniki z jajecznicą, ale zasnęłam, czułam się, jak zabita...

- Przyjdź do mnie. – blondynka przerwała chaotyzm, który wylewał się z jej ust. - Mieszkam za galerią Manhattan. - powiedziała spokojnie, ale dość sennie.

- Jaka ulica? - szatynka już zbierała po drodze rozwalone ciuchy ubierając się w pośpiechu. Nagle coś sobie przypomniała i zapytała: – A twoja babcia? - przycisnęła ramię do telefonu, aby jej przypadkiem nie spadł.

- Ona nie ma nic przeciwko. Nigdy nie ma, o ile to nie za dużo i nie zdrowo.

- Okej, wyślij mi adres esemesem, ciężko przyswajam informacje, które ludzie przekazują mi poprzez mowę.

- Uważaj tam tylko na siebie, nie chcę, aby coś Ci się stało.

- Trenowałam trochę - stwierdziła i potrząsnęła głową, w tym momencie decydując się na coś. - Pójdź ze mną później do fryzjera. I... - dodała po późniejszym namyśle. - Do muzycznego.

- Nie lepiej przez internet? - zdziwiła się, odnosząc do drugiej myśli Emmy, poprawiając komórkę przy uchu, a po chwili to uczucie zwiększyło się jeszcze bardziej – Co ty?! - wydarła się w głośnik i w tym momencie szatynka musiała go trochę odsunąć od ucha. - Chcesz o szóstej rano spacerować i kupować instrumenty? Dobra, rób co chcesz, tyle, że ja o tej godzinie idę na deskę, więc...

- Będziesz mnie uczyć, zawsze chciałam - wzruszyła ramionami. – Pewnie dodatkowo słabo orientujesz się w okolicy, ale, że ja tu mieszkam prawie od urodzenia, to cię oprowadzę... - usłyszała jęk niezadowolenia   - Ja już Ci nie będę przeszkadzać, wychodzę z domu... Biorę ze sobą deskę, na której nigdy nie jeździłam dłużej niż minutę... - spojrzała na tarczę zegarka i jeszcze przypomniała Ven, o wysłaniu jej dokładnego adresu.

Zaczęła biec, po jego uzyskaniu od znajomej. Nie wiedziała dlaczego to robi, ale chciała się po prostu wyrwać z monotonii. Kiedy nadarza się taka okazja, Emma zawsze z jej korzysta.

Zastukała kołatką i niemal natychmiastowo poczuła lekkie szarpnięcie od przeciwnej strony drzwi. Przed nią pojawiła się w całej okazałości Ven, w jeszcze lekko mokrych włosach i z wytartym T-shirtem zespołu The Naked and Famous, po czym przepuściła szatynkę w drzwiach.

Z radia wylatywały dźwięki zespołu heavymetalowego, w powietrzu unosił się lekki zapach spalenizny, a w czajniku gotowała się woda na herbatę. W powietrzu unosił się zapach świeżej, aromatycznej kawy, którą po chwili dostała bez uprzedzenia od blondynki.

- Chodź że na górę i poślij zwykły uśmiech mojej babci. Kultura tego nakazuje. – wypiła łyk z wywaru, który widać było, że przyrządziła sama krzywiąc się przy tym, ze względu na jego temperaturę. - Ściągnij buty i wszystko, co tam masz, i dołącz do mnie. - podreptała, aż na samą górę schodów, po czym się odwróciła przez ramię.– Pośpiesz się, mam dzisiaj parę planów, które zamierzam z czystej chęci zrealizować. - słychać było trzask drzwi, a po tym odkręcanie wody spod prysznica.

Emma zrzuciła lekko podniszczone trampki ze swoich stóp i przetarła kilka razy skarpetki. Rozpięła bordową bluzę i porzuciła ją, jak psa, na malowniczej pufie. Przejechała po niej parę razy palcami, a kiedy jej się to znudziło, odstawiła kubek do zlewu i pognała w tym samym kierunku, gdzie ostatnio widziała długonogą blondynkę. Sama miała metr siedemdziesiąt siedem wzrostu, ale to nie znaczy, że jeżeli ktoś jest parę centymetrów niższy, musi nazywać go małym.

Kiedy stanęła u szczytu schodów zatrzymała się i podparła się po obu stronach bioder. Lewa strona długiego korytarzu była burgundowa, prawa zielona, które idealnie do siebie pasowały nadając kontrast. Po swojej lewej zauważyła gigantyczny pokój, na którego łóżku siedziała Ven z różowym, majestatycznym lizakiem.

- Jedzeniem powinno się dzielić. - powiedziała z grobową miną, a Ven skarciła ją spojrzeniem. - Dobra, przywitam się z Twoją babulką – kiedy miała już zamiar opuścić pomieszczenie, została zamknięta w szczelnym uścisku. - Nie – szepnęła. – Nie mogę, oddychać. – już lekko spocona, uwolniła się od tego, co ją zatrzymało.

Popatrzyła się krzywo na osobę, która stała przed nią. W żadnym wypadku nie przypominała babci. Jak już to ciocię, wiekowo trzydzieści lat. Przejechała po niej wzrokiem. Była to wysoka blondynka, z idealnym biustem, żaden facet by tego nie zaprzeczył, twarz z dużymi rumieńcami i wielkimi niebieskimi oczami, które idealnie do niej pasowały. Kobieta uśmiechnęła się szczerze, a ona odwzajemniła uśmiech i wysunęła rękę w kierunku babci Weroniki.

- Dzień dobry, nazywam się Emma Miras. - uścisnęły sobie ręce.

Trochę się zdenerwowała, bo kobieta dosyć długo lustrowała ją dokładnym spojrzeniem, dbającym o szczegóły.

- Miło mi. Jestem Helena Gorentott, Weronika mi o Tobie opowiadała, – uśmiechnęła się i posłała karcące spojrzenie Ven, która je odwzajemniła i powróciła do telefonu, którym była wręcz zafascynowana. - To znaczy Ven, i miło, że pojawił się ktoś w jej życiu tak sympatyczny. Nigdy nie była nikim aż tak zafascynowana – uwierz mi. Nie będę już wam przeszkadzać. Ciao! - krzyknęła i nam pomachała.

Jeju, to się nazywa idealna babcia - zamawiam.

- Twoja babcia wyszła, była z Włochem? - spytała Emma od razu, kiedy najstarsza z nich opuściła pomieszczenie.

- Tak... Ale on się stale przemieszcza. Czasami się spotykają, wychodzi jakoś tak, że co miesiąc do niego jedzie, a mieszkanie zostawia całkowicie puste. Może tu zamieszkam. – ostatnie zdanie powiedziała bardziej do siebie.

- To co? - entuzjastycznie i trochę zbyt głośno powiedziała Emma. - Idziemy na moją koloryzację i na to, co ty tam chcesz.

- Właściwie to powinnam wyprowadzić Theo. - spotkała się z pytającym wzrokiem szatynki. - Moim psem, ma zaledwie roczek, ale nadal jest mały i słodki - Od razu twarz Em się rozjaśnia.

- Tak, więc, bierz portfel, pewnie gdzieś skoczymy po drodze, a że jest dość wcześnie, mam ochotę pójść do jakiejś kawiarni. Tylko błagam, nie do Starbucksa – tam jest za słodko, a ja słodycze rzadko trawię. - zamyśliła się i spochmurniała.

- Nie ma sprawy, ale... - przerwała i dodała. – Czekolada?! - wydarła się.

- S... - zaczęła, po czym przerwała Emma, a na jej twarzy, wielkimi literami pojawiło się zdezorientowanie. - Słucham? - pokręciła głową i lekko się spięła.

- No... - podekscytowała się Ven, skacząc po turecku na łóżku, ale momentalnie jej cały uśmiech opadł do codziennego grymasu. 

Podparła czoło na dłoni, łokieć wbijając w kolano, pytając z westchnieniem:

- No... - przełknęła ślinę. - Lubisz? - obserwowała teraz każdy, nawet najmniejszy ruch ze strony Emmy.

- Oczywiście! Jak nie można lubić czekolady? - roześmiała się.

- Dobra - Weroniki ciekawość została zaspokojona. - Ubieraj buty i bierz swoje szpargały, a ja za chwilę do Ciebie dołączę.

- Okej, ale jak ktoś wyjdzie z tej szafy i zacznie cię dusić, to nie ręczę za siebie i swoje czyny. - Ven popatrzyła na Emmę zdruzgotana, ale po chwili trzepnęła ją w ramię i wygoniła.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro