Rozdział VI - Ven
Ven po relaksującym dniu z Emmą rzuciła się na swoje wielkie łóżko.
Zamknęła oczy i zaczęła się zastanawiać, czy jak je otworzy, to wszystkie je problemy znikną. Wymacała górny róg kołdry, po czym zawinęła się nią w rulon, pozornie chowając się przed całym światem.
Po niecałej godzinie otworzyła oczy, po czym podeszła do swojego telefonu i go odblokowała.
- Osiem minut po godzinie dwudziestej pierwszej. Ten sam marny miesiąc. Zachód słońca - nie wiem.
Sprawdziła rozkład pociągów i spakowała się nie wymieniając słowa ze swoją babcią.
Pogoda dopasowała się do jej nastawienia. Wiatr wiał w przeciwną stronę, w którą szła, próbując zagrozić jej drogę. Słońce schowało się za chmurami, ponieważ nie chciało widzieć tego, co miała zrobić.
Dojechała na miejsce, po czym weszła do rodzinnego domu, w którym dorastała.
- Mamo! Tato!? Zostaję u babci, przyszłam tu po rzeczy!
Kiedy wspinała się po schodach usłyszała szuranie. Powoli odwróciła głowę i zobaczyła swoją matkę.
- Weroniko, proszę, nie zostawiaj nas - błaga.
Ven głośno westchnęła, obróciła się do niej całą posturą , po czym usiadła na schodach i złapała głowę w ręce.
- Nawet nie zadzwoniliście - wyszeptała. - Nigdy nie dzwonicie. Wcale się tym nie przejmujecie, więc po co mam zostawać w miejscu, w którym nikt mnie nie chce?
- Oh, Weroniko, to nie tak jak myślisz. Mamy swoje problemy...
- Tak? Na przykład jakie? - wycharczała załamującym się już głosem.
- Twój brat jest ciężko chory.
- Da się go wyleczyć? - dopytała z troską.
- Na chwilę obecną nie da się nic zrobić.
Ven rozpłakała się. Zbiegła pędem ze schodów padając w objęcia matki. Choć nie lubi czuć bliskości, to teraz była ona dla niej najważniejsza na świecie.
- Przepraszam córeczko.
- Nie masz za co przepraszać. To i tak nic nie da.
- Przepraszam, że przez tak długi czas nie rozmawiałyśmy, że nie zważałam na ciebie.
- Nie rozumiałam cię, ale wydaje mi się, że za jakiś czas będę w stanie Ci wybaczyć.
- Nie chciałam cię tak skrzywdzić.
- Już dobrze mamo, wszystko będzie dobrze.
Rodzicielka rozpłakała się w ramionach córki. Ven mocno ją przytuliła. Chciała pokazać, że jej zależy.
- Chyba udam się na terapię - odpowiedziała matka jeszcze trzęsącym się głosem.
- Wydaje mi się, że to dobry pomysł.
- Nie zmieniłaś zdania? Wyjeżdżasz?
- Tak - potwierdziła Ven. - Do czasu aż sprawy się nie ułożą.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro