Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Istota piękna. Miłość podczas pandemii

Tekst napisany specjalnie na konkurs „Trzy płatki róży" od grupy Insygnia20. Otrzymał wyróżnienie.

Malowanie się to dla mnie codzienność. Stoję przed lustrem i mechanicznie odtwarzam te same ruchy, gesty, maźnięcia pędzlem. Wcale nie czuję się, jakbym tworzył maskę. Jestem bardziej jak Michał Anioł kreujący własne dzieła na twarzy, dziergający dłutem kolejne szczegóły.

— Adrian, mam nadzieję, że siedzisz na zajęciach! — krzyczy mama z dołu. — Przyjdę za godzinę sprawdzę, czy nie przeglądasz głupot w telefonie!

Ta, zajęcia zdalne... To jakiś żart, a nie „zajęcia".

Odkąd tylko pojawiła się pandemia tego całego koronawirusa lekcje online przypominają żałosną imitację, gdzie jedni odpuszczają nauczanie, a inni wymagają od nas pięćdziesiąt razy więcej.

Obecnie w tle w pokoju puszczona jest lekcja historii, gdzie po raz enty wałkujemy starożytność. I tak baba gada do siebie, nie wywołuje nikogo do odpowiedzi, więc wreszcie mam czas, by oddać się temu, co najbardziej lubię — makijażowi.

Nikt w Polsce nie do końca mnie rozumie. Są niby osoby, które mnie wspierają, ale zastanawiają się, po co w ogóle to robię. Inni mówią, że skoro rozróżniam eyeliner od kredki do oczu, to jestem „ciepły", dziwny, pedał. Takie wyzwiska przynajmniej widzę dzień w dzień w komentarzach na moim Instagramie.

Problem w tym, że wcale nie jestem homoseksualny. Co prawda, kiedyś kwestionowałem przez moment swoją orientację, ale teraz już wiem na pewno, że czuję pociąg tylko do kobiet. Jednak „tolerancja" dla co poniektórych równa się z tym, że mogą mnie zbesztać, napluć mi w twarz, ale powinienem być im za to wdzięczny, bo nie zrobili czegoś gorszego.

Czasem żałuję, że nie dane mi było urodzić się w nieco innym, mniej zaściankowym kraju.

Odkładam pędzel i obserwuję się uważnie w lusterku. Konturowanie twarzy wyszło mi dzisiaj nazbyt dobrze. Kości policzkowe są znacznie podniesione, nie mam tej swojej zwyczajnej, pucołowatej buźki. W końcu jestem piękny. Czuję się piękny.

Teraz pozostało tylko utrwalić ten efekt, a potem go zmyć przed lekcją polskiego, czyli jedyną, na której wymaga się od nas pokazywania na kamerkach. Pani Nowak niestety nie dopuszcza do siebie możliwości, że może ktoś ma zepsuty sprzęt — włączasz widoczność albo jedynka.

Makijaż zmywam tylko kiedy kładę się spać, ewentualnie wtedy, gdy muszę mieć do czynienia z moją klasą. Mimo że niektórzy wiedzą, że prowadzę aktywnie Instagrama i TikToka, to i tak wolę, żeby nikt tam nie widział prawdziwego mnie. Niech oglądają przeciętnego nastolatka, „cichą wodę" Adriana. Pokazanie się w pełnym make-upie na lekcji równałoby się z fatalnymi pytaniami nauczycieli czy głupimi docinkami pseudointeligentów, a tego mi nie brakuje w social mediach. To, co się dzieje w Internecie, niech tam lepiej zostanie.

— Dobrze, możecie się już rozłączyć. Pamiętajcie o wypisaniu bóstwa greckiego, żeby uzupełnić tym notatki z lekcji. Do widzenia! — dobiega głos z laptopa.

Podchodzę do przenośnego komputera i po prostu wciskam przycisk „rozłącz" na Teams. Nie będę historyczce pisał pożegnania, mam to gdzieś.

Wchodzę w przeglądarkę, żeby sprawdzić, z czym teraz przez kolejne czterdzieści pięć minut będzie mi dane się zmagać. Biologia. Mogło być zawsze gorzej...

Odpalam Messengera na telefonie, póki mam jeszcze chwilę przerwy, i przeglądam wiadomości na grupie klasowej. Jak zwykle śmieszki wrzucili jakieś głupawe memy, kilka leniwych osób pytało się „co teraz mamy i gdzie", a część dziewczyn dyskutowała zaciekle o którymś z tych najnowszych filmów Netflixa, gdzie występuje Noah Centineo. Nie wiem, co one w nim widzą.

Moją szczególną uwagę jednak przykuło kluczowe słowo „zastępstwo". Czyli biologii dzisiaj nie będzie? Ktoś się zaloguje za poczciwą Beatkę Kowalską?

Szybko wystukuję nurtujące mnie pytanie „z kim w takim razie mamy?", a odpowiedź sprawia, że na moment zamieram.

Halina Nowak. Prukwa od polskiego.

Gdy wreszcie dociera do mnie, co to wszystko oznacza, wybiegam z pokoju i pędem zamykam się w łazience, szukając wacików i płynu micelarnego. Muszę to zmyć i to natychmiast.

Otwieram odpowiednią szafkę, po czym wystawiam kolejno jakieś kremy, maski do włosów i odżywki, ale nigdzie ani śladu po tym, co najbardziej w tej chwili mnie interesuje.

— Mamo! — wydzieram się. — Gdzie są waciki i płyn do demakijażu?

— Waciki są w sypialni, bo zmywałam paznokcie. A płyn się skończył wczoraj i zapomniałam skoczyć do sklepu i kupić. Teraz nie pójdę na razie i nie kupię, bo gotuje mi się zupa. Poszukaj, może są jeszcze te chusteczki, co zmywają coś tam.

Cholera. Nie, tylko nie to, nie teraz.

Zaczynam mocno panikować, kiedy przeglądając kolejne półki i regały, nie znajduję niczego, co mogłoby skutecznie zmyć moje arcydzieło z twarzy. Pozostaje woda z mydłem, ale to tylko podrażniłoby mi skórę. Poza tym, na co zda się zwykła kranówka, skoro tusz, którego użyłem, jest wodoodporny.

Niewiele więcej myśląc, zgarniam wazelinę do ust mamy i postanawiam wysmarować kamerkę, tak jak pokazywali to na TikToku. Może dzięki słabej jakości obrazu nikt nie zauważy, a potem wieczorem ktoś z rodziny skoczy po pobliskiego Rossmanna.

Na dosłownie chwilę przed lekcją wdrażam swój plan w życie, po czym dołączam do kolejnej konwersacji, tym razem na Zoomie. Stara Nowakowa już tam siedzi, przystawiając twarz zbyt blisko ekranu, przez co widać tylko jej wielkie, pomarszczone czoło i czerwone okulary zsunięte na czubek nosa.

— Już wszyscy zalogowani? To obecność sprawdzę pod koniec, bo ja na razie tutaj przygotowałam, że sobie was odpytam zaraz tu z „Króla Edypa" — skrzeczy kobieta, głośno przy tym sapiąc do mikrofonu. Jejku, jak ja nieznoszę z nią mieć. — To może dzisiaj odpowie nam... Baranowski Adrian! No, odpalaj kamerę i mów, na czym polegał tragizm Edypa.

No przecież, z moim szczęściem zawsze tak być musi, że trafia na mnie w najmniej odpowiednim momencie. Włączam wyświetlanie, ciesząc się, że faktycznie jakość spadła do widoczności sylwetki, a w tle googluję pytanie. Nie przeczytałem tego jeszcze i jakoś nie spieszy mi się do tego. I tak testy mamy wysyłane na maila, więc można spokojnie ściągać.

— No więc... — zaczynam niepewnie, śledząc uważnie piętnaście akapitów jakiegoś opracowania. — Edyp poślubił swoją matkę, Jo...

— Adrian, a czemu ciebie, dziecko, wcale nie widać? — przerywa mi nauczycielka. — Brudną masz kamerkę, czy co?

— Coś jakość obrazu chyba spadła, nie wiem, co się dzieje... — kłamię. Mam nadzieję, że nie będzie drążyć tematu, jednak pani Nowak nie odpuszcza.

— Przetrzyj palcem kamerę, może pomoże — zachęca.

— Proszę pani, ale ja wątpię, że to coś da...

— No, ale zrób to, o co cię proszę, Adrian. Bez dyskusji.

Wzdycham głośno. Wszelkie starania pójdą na marne.

Wycieram byle jak kamerkę, licząc, że może jednak ten obraz rozmaże się gorzej. Dzisiaj chyba po prostu mam pecha. Na ekranach baby od polskiego, jak i wszystkich innych, widnieje coś, co skrzętnie starałem się ukryć. Moja twarz z pomalowanymi na burgundowo ustami, świetnie oddanymi i podkreślonymi konturami, brązowym cieniem w stylu cut crease oraz mocno zabarwionymi i wydłużonymi rzęsami.

Proszę bardzo, teraz już mnie można oglądać w jakości full HD.

Nauczycielkę zamurowało, bo nawet nie wie, co ma powiedzieć. Ja mam ochotę skończyć tę lekcję jak najszybciej.

— No, no, jaka panieneczka! — odzywa się ktoś. — Jednak ten jego Instagram to nie photoshop.

— Polski James Charles!

— Kurde, jednak dobrą ksywę mu daliśmy, bo to taka „cicha woda, brzegi rwie"! Ciekawe czy swojego chłopaka też tak maluje! — dodaje kolejna osoba.

Po tych słowach rozlega się śmiech. Pusty, wredny, dźwięczący mi w uszach śmiech.

Słysząc te obelgi, od razu się we mnie gotuje. Czuję wściekłość i wstyd zmieszane ze sobą. Ich słowa ranią niczym kolce, a jak jest takich około trzydziestu, to naprawdę potrafi solidnie zaboleć. Zamykam szybko laptopa, wręcz nim trzaskam, a spod moich powiek wydostaje się kilka łez.

Nie chciałem, żeby do tego doszło. Wiedziałem, że tak będzie!

Mam to totalnie gdzieś, co piszą na grupce, co o mnie mówią, chcę jedynie znaleźć gdzieś ujście tego żalu, poczuć, że w końcu jest ktoś, kto nie wspiera mnie fałszywie, a wreszcie potrafi mnie zrozumieć.

Z tej rozpaczy wyrywa mnie dzwonek. Ktoś dzwoni do mnie na Messengerze. Obstawiam, że to te cholerne śmieszki, ale — ku mojemu zdziwieniu — to Kamila. Klasowa kujonica.

Czego ona mogłaby ode mnie chcieć? Wyśmieje mnie jak reszta? Zlituje się nad „dziwakiem" i prześle mu notatki z lekcji?

Ocieram łzy i postanawiam odebrać. Połączyła się ze mną na kamerce.

Dziewczyna może i jest tą, co zawsze się uczy, wszystko wie i umie. Mimo to, mogę śmiało powiedzieć, że niewiele jej brakuje do jakiejś miss czy instagramowej modelki. Jest zgrabną brunetką o delikatnych rysach twarzy i praktycznie nie musi nakładać wyrazistego makijażu, w przeciwieństwie do mnie, żeby uwydatnić swoje piękno.

— Hej, wszystko w porządku, Adi? — zaczyna pierwsza. W jej głosie nie słyszę ironii czy kpiny, ale wydaje się być autentycznie przejęta. — Płakałeś?

— Tak, nie przejmuj się mną. — Macham ręką w geście pokazania, że „to nic takiego".

— Chciałam tylko powiedzieć, że moim zdaniem twoje makijaże są śliczne. I naprawdę wyglądasz w nich pięknie. Nie przejmuj się tymi debilami. Oni nie mieliby tyle odwagi co ty, żeby być sobą i robić coś, co się naprawdę lubi.

Na te słowa wykrzywiam twarz w lekkim grymasie, mającym przypominać uśmiech. Czy ona naprawdę tak uważa, czy tylko mówi to z grzeczności?

— „Pięknie"... — powtarzam po niej. — Ale czym jest tak naprawdę piękno, skoro to, co robię, jest uważane za dziwaczne?

— Piękno, to coś, co dla kogoś jest piękne — wyjaśnia spokojnie Kamila, jakby właśnie mówiła najoczywistszą rzecz na świecie. Jednak ona nie wie, jak to jest. — Piękno jest względne. Istotą piękna jest to, że równocześnie coś może być pięknem ładnym i pięknem brzydkim. Po prostu inni boją się twojego piękna, bo jest ono dla nich nieznane. Ja natomiast uważam, że... Jest to fascynujące.

— Co chcesz przez to powiedzieć?

— Lubię cię, Adrian. Teraz, gdy faktycznie już wiem, że pogłoski były prawdą, lubię cię tym bardziej.

Albo mi się wydaje, albo moje serce przyspiesza w jednej sekundzie i wyrywa się do niej. Tak, uważam ją za ślicznotkę, ale nie miałem pojęcia, że ona się mną interesuje. Czy to możliwe, że w dniu, gdy największego pecha, znalazłem także szczęście?

— Ty tak na serio? — dopytuję, bo nie jestem w stanie do końca nadal jej uwierzyć.

— Czy mogę dzisiaj do ciebie wpaść? Tak jakoś zaraz? Może nauczyłbyś mnie, jak się tak dobrze jak ty konturuje twarz?

— Tak, jasne. — Mrugam szybko oczami, nie chcąc się budzić z tego snu. — Wyślę ci zaraz adres.

— Super, nie mogę się doczekać! To w takim razie może być nasza pierwsza randka — odpowiada jedynie i rozłącza się.

Randka z Kamilą...

Podchodzę do lusterka i ponownie sięgam po pędzel, żeby poprawić to drobne załamanie. Nałożyć kolejną warstwę na wyschnięte płótno. Chociaż z nałożeniem równo błyszczyka może być ciężko, bo kąciki ust mimowolnie wędrują mi w górę.

Ona jest tą różą pośród cierni. Kwiatem na szczycie kolców. Miłością podczas pandemii.

— 13 lutego 2021

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro