Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 35

*Vivian*

- Co? Co to ma znaczyć? - ze zdumieniem obserwowałam, jak Trish odsuwa dłoń i głośno wzdycha. - Czego nie mieliśmy się dowiedzieć i skąd znasz mojego ojca?! - wybuchnęłam, chcąc już wybrnąć z tej sytuacji. Miałam przeczucie, że dzieje się co złego. Właściwie przez cały czas się działo.

- Chodzi o to, że Andrew... 

- Jestem głodny. - Zayn bez koszulki wszedł do kuchni, przeczesując włosy palcami. Ah, to jego wyczucie czasu. - Co jemy?

Pochylił się i obdarzył mnie szybkim buziakiem na dzień dobry. Akurat teraz, kiedy Trish była bliska zdradzenia tajemnicy. 

- To, co sobie zrobimy. - uśmiechnęłam się i popatrzyłam na kobietę... i poczułam na sobie paraliżujące spojrzenie Zayna. Cholera.

- O co chodzi? - uniósł brew i w dalszym ciągu miażdżył mnie wzrokiem, a ja niepewnie patrzyłam w jego oczy. 

- O nic, wszystko okej. - wstałam i podeszłam do ekspresu żeby nie musieć patrzeć mu w oczy. Ręce mi się trzęsły, gdy robiłam sobie kawę. 

Trish wyszła, za to ja miałam ochotę pobiec za nią i usadzić ją z powrotem w kuchni. Przy matce Malik nie zastosowałby tych swoich metod wyciągania ze mnie prawdy. 

Gdy tylko drzwi się zamknęły, poczułam ręce na biodrach. Przylgnął torsem to moich pleców i czułam, jak patrzy na moje drżące ręce. Oparłam je o blat, ale on już otwierał usta żeby zacząć mnie wypytywać.

- Kochanie, wiesz, że prędzej czy później dowiem się co ukrywasz? - odsunął moje włosy i musnął wargami kark, wywołując ciarki na całym moim ciele.

- Zayn...

- Vivian... - droczył się ze mną, wciąż subtelnie całując moją skórę. W momencie gdy przymknęłam powieki, on nagle przestał, co spotkało się z jękiem niezadowolenia z mojej strony. - No właśnie. 

Silnymi rękami obrócił mnie przodem do siebie i oparł się na blacie po moich obu stronach. Posłałam mu groźne spojrzenie, oczywiście nie licząc na jakikolwiek inny odzew oprócz uśmiechu błądzącego po jego twarzy.

- Twoja matka powiedziała tylko, że nie spodziewała się, że zakochasz się w córce Andrewa, czytaj mnie, i że nie mieliśmy się dowiedzieć.

- Dowiedzieć o czym?

- Powiedziałabym ci gdybyś nie przerwał nam akurat gdy miała mi to wyjaśnić, baranie. - prychnęłam, spodziewając się, że da mi spokój. Ale on przycisnął swoje wargi do moich i dopiero po odwzajemnieniu pocałunku mogłam odejść. 

- Mamusiuuuu! - nieoczekiwanie wyszedł z kuchni i skierował się do pokoju matki. No chyba nie zamierzał jej tak po prostu wypytywać? 

- Zayn! - pobiegłam za nim i klepnęłam go w ramię, ale było już za późno, bo zaczął paplać jak najęty.

- Fajnie, że mieliśmy się nie dowiedzieć i fajnie, że z góry zaplanowałaś, że mamy się nie poznać. Ale coś tutaj nie pykło. Więc lepiej opowiedz mi o tym całym gównianym sekrecie, albo już nigdy nie zobaczysz swojego ukochanego synka i jego dziewczyny, którzy, pamiętajmy, mieli się nigdy nie poznać. 

- Synu...

- Tak, mamo? Będziesz obwiniać mnie za to, że cię przejrzałem? Zastanów się. Czy to ja ukrywam przed tobą jakieś wielkie tajemnice, czy ty przede mną?

Widząc jego cyniczny uśmieszek poczułam ścisk w brzuchu. Chwyciłam do za ramię, z nadzieją, że chociaż trochę się uspokoi. Problem w tym, ze wcale nie był wkurzony. Był za bardzo spokojny i nie wiedziałam jak na to reagować.

- Nie tak ostro. Usiądźmy. - Odezwałam się błagalnym tonem, ale bez szans na powodzenie.

- Nie będziemy siadać. Co się tutaj odpierdala?

- Zayn. Przestań być dla mnie taki zimny, proszę. - Trish była już bliska płaczu, podobnie jak ja. W myślach modliłam się, by w końcu wytłumaczyła nam to, co się tutaj dzieje i nie okazało się to jakaś tragiczną wiadomością. 

- Matko! Nadal mnie okłamujesz!

- Saffa jest córką... Andrewa. Ojca Vivian. A więc...

- Jest moją siostrą? - w życiu bym się tego nie spodziewała. Mam jeszcze jedną siostrę? Która w dodatku jest też siostrą mojego chłopaka? Więc... czy my możemy być razem?

Zayn dostrzegł moją minę i z pewnością odczytał z niej wszystkie moje myśli i obawy. Byłam niemalże pewna, że pomyślał o tym samym. Co teraz? Czy ktoś oprócz naszej czwórki o tym wiedział?

 A moja mama? Boże, czy moja mam zdaje sobie sprawę, że jej idealny mąż ma dziecko na boku?

- Viv, wychodzimy. - Zarządził, a ja nie miałam najmniejszej ochoty protestować. Trish była kochanką mojego ojca. Mogłaby jednym telefonem zniszczyć naszą rodzinę. 

W momencie zabraliśmy nasze rzeczy i pojechaliśmy na lotnisko. Kobiecie było na tyle wstyd, że nawet nie próbowała nas zatrzymać. I dobrze, bo żadne z nas nie miało już cierpliwości na bezsensowne dyskusje. Czułam się jak w jakimś filmie wyreżyserowanym przez szaleńca z wybujałą wyobraźnią.

- Vivian, jesteśmy. Ej, popatrz na mnie. Będzie dobrze. - Zayn już czekał na mnie z naszymi bagażami w rękach i próbował namówić mnie do wstania z miejsca. Cóż, naprawdę nie miałam ochoty wychodzić i mierzyć się z wszelkimi złami tego świata, ale nie mogłam zostać w samolocie.

Kiedy tylko moja stopa zetknęła się w z ziemią, mało nie straciłam równowagi. Wokół nas stało pełno błyskającym światłami radiowozów, a obok nich około dwudziestu policjantów z wycelowanymi w Zayna pistoletami.

- Jesteś zatrzymany pod zarzutem zabójstwa. - Dwóch mężczyzn chwyciło Zayna i wepchnęło go do samochodu, a pode mną ugięły się nogi. Wkrótce przestałam cokolwiek widzieć i runęłam na ziemię.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro