Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 19

*Vivian*
Autobusem trafiłam w okolice mieszkania Zayna. Żeby dotrzeć do celu musiałam pieszo przejść ze trzy kilometry, ale dla zrealizowania mojego planu przeszłabym i dziesięć.
Nie chcecie nawet wiedzieć na co wpadłam. Po prostu zaraz się o tym przekonacie.

Pokręciłam się wkoło budynku i stwierdziłam, że są w kuchni. Gra wstępna na blacie? Dobre sobie.
Więc nie miałam żadnego problemu z wejściem i przemknięciem się do sypialni. W szufladzie znalazłam paczuszkę prezerwatyw i wyjęłam swoją igłę, zaczynając robotę. Wiem, że to był idiotyczny pomysł, ale był jedynym, który w tamtym momencie wydawał się najciekawszy.
Później wzięłam karteczkę, na której napisałam "wizyta u psychiatry jutro", żeby Julia to przeczytała, i aby wydawało jej się, że napisał to Malik. Na końcu rozsypałam po podłodze kilka par jego bokserek, a na podłogę wylałam trochę żelu i rzuciłam chusteczki, żeby upozorować masturb...
Hem, hem, hem...

Zadowolona ze swojej roboty zwinnie wydostałam się z domu tego jebanego mulata i pobiegłam na przystanek. Irytował mnie fakt, że cholerny autobus na który czekam przyjedzie dopiero za dwie godziny, a pogoda tylko pogarszała moje samopoczucie.
Wyjęłam telefon i znalazłam w kontaktach napis "Ian". Nie, nie mogę teraz do niego zadzwonić, bo nie chcę, żeby myślał, że go wykorzystuję. Nie mogę robić sobie z niego chłopca na posyłki.
Warknęłam pod nosem i zablokowałam ekran, jednak nie wygasł, a pokazał połączenie od...właśnie, od Iana.
Cholera jasna, co to jest?
- Gdzie jesteś? - zabrzmiał dość groźnie.
- Em...no...
- Słyszałem o kłótni z tym chujem, wiem, że wsiadłaś w autobus. Gdzie jesteś? - powtórzył zdenerwowany. Zupełnie nie rozumiałam, dlaczego martwił się o takiego kogoś jak ja. O pieprzoną egoistkę.
- Na przystanku, jakieś trzy kilometry od jego.. - nawet nie pozwolił mi dokończyć; przerwał połączenie i wkrótce siedział obok mnie.

- Co tam robiłaś? - mierzył mnie surowym spojrzeniem, pod którym dosłownie się uginałam.
- Mściłam się. Będą mieli niespodziankę. - wzruszyłam ramionami. No co, nie mam racji?
- Dlaczego jesteś taka mściwa?
- Żartujesz sobie? - podniosłam się na równe nogi, rycząc groźnie.
- Może. - wybuchnął śmiechem, a ja uniosłam w zdezorientowaniu brew. Haha, no kupa śmiechu. Śmiejmy się, śmiejcie się, niech wszyscy się śmieją, świat będzie piękniejszy? Hahhaah, nie.
- Spierdalaj, Ian. - zmarszczyłam brwi, czując falę gniewu rozpływającą się po moim ciele.
- Zawiozę cię do domu. - momentalnie zmienił temat, aż nie mogłam uwierzyć. Co za debil.
- No... tak, okej. - przypomniałam sobie, że Ian nie wie o incydencie z matką i nie chcę żeby się dowiedział.
Spojrzał na mnie podejrzliwie, ale już nie dociekał. Dobrze, bo byłam tak zła...

Matka nie zwróciła uwagi na mój powrót - udawała, że wcale mnie nie zobaczyła.
Żal mi jej. Nawet nie potrafi mnie przeprosić, zawsze jest pewna, że ma rację. Nawet gdy jej nie ma.
- Gdzie ty byłaś?! - Gabriela wpadła do mojego pokoju i zastała mnie rozwaloną na łóżku.
- Nie drzyj mordy, bo matka przyleci. - powiedziałam w poduszkę. Najlepiej idź stąd.
- Co się stało z tobą i z mamą? - zapytała ciszej i niepewnie.
- Nic, idź do jakiejś koleżanki czy tam chłopaka, czy cokolwiek. - zignorowałam pytanie, bo naprawdę nie chciałam jej psuć wizji idealnej mamuśki, którą akurat nasza na pewno nie jest.

- Gdzie jesteś?
- Słucham?
- Gdzie, kurwa, jesteś?!
Prychnęłam. Ten to ma tupet.
- Nie pamiętasz co było pod szkołą, Maliczku? Jesteś imbecylem, idź się lecz.
- Hm, ja po części w tej sprawie. Dowiedziałem się, że jutro mam wizytę w psychiatryku. Wiesz coś o tym, droga Grimmie? - oczywiście, że wiem.
- Nie, ale rzeczywiście przydałoby ci się. Zdrowie na pierwszym miejscu. - rzuciłam z sarkazmem w głosie.
- Pożałujesz, przysięgam.
Oh, więc wracamy do punktu wyjścia.

CZYTASZ=SKOMENTUJ

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro