•zwei•
Obudziły mnie promienie słoneczne padające zza okna. Ziewnąłem, podniosłem się do pozycji siedzącej i przeciągnąłem się, będąc dalej zaspany. Zastanawiałem się, która może być godzina.
Rozejrzałem się po pomieszczeniu, w którym przebywałem i dopiero po chwili zorientowałem się, że nie jestem u siebie.
Skoro nie jestem ani u siebie, ani u Reusa, to gdzie ja do cholery jestem?
Wydawało mi się, że widzę to miejsce pierwszy raz na oczy.
Coś podpowiadało mi, żeby wstać i dowiedzieć się w czyim domu jestem, jednak nie miałem ochoty ruszać się z pięknie pachnącej pościeli.
Opadłem na łóżko i przez jakiś czas wpatrywałem się w sufit. Kiedy ta czynność mi się znudziła, wreszcie wyszedłem z łóżka. Na moje nieszczęście wszystkie moje ubrania nagle wyparowały i przypuszczam, że na próżno ich szukałem. Założyłem ubrania, które ktoś położył obok łóżka. Mam nadzieję, że były przygotowane dla mnie.
Wyszedłem z pokoju. Moim oczom ukazał się długi korytarz, wiele drzwi prowadzących do rożnych pokoi oraz pełno dodatków uzupełniających cały wystrój. Ktokolwiek tutaj mieszkał, miał naprawdę fantastycznie urządzony dom.
Ruszyłem wolnym krokiem wzdłuż korytarza. Dobrze, że nie musiałem błądzić i szukać schodów, które znajdowały się na końcu niego. Z dołu słychać było czyjeś krzątanie i zapach przygotowywanego śniadania. Momentalnie przypomniałem sobie Mię, która zawsze robiła śniadanie dla naszej dwójki. Często zdarzało się, że nie zdążyłem go zjeść i wychodziłem z domu z nadzieją, że zjem coś na mieście. Trzeba przyznać, że nie było to odpowiednie rozwiązanie dla sportowca. Do tego chyba naprawdę zaniedbywałem swoją dziewczynę, zostawiając ją od rana do późnego popołudnia samą. No cóż, czasu nie cofnę, lecz teraz już wiem, aby doceniać troskę bliskich nam osób, bo kiedyś ich zabraknie i sami będziemy musieli martwić się o naszą przyszłość.
Otrząsnąłem się ze swoich myśli i powoli zszedłem po schodach, starając się jak najciszej stąpać po drewnianych stopniach. Przez moją głowę przelatywało miliony myśli, kogo mogę spodziewać się na dole.
Gdy byłem już na parterze, skierowałem się do kuchni skąd dobiegało krzątanie. Stanąłem w drzwiach i zobaczyłem osobę, której najmniej się tutaj spodziewałem. Przez chwilę nie wiedziałem jak mam zachować się w towarzystwie Marca Bartry, który jak gdyby nigdy nic, właśnie przygotowywał śniadanie. Próbowałem jakoś uporządkować swoje myśli i przypomnieć sobie, jak do niego trafiłem. Niestety, mój trud szedł na marne, gdyż nie pamiętałem nic z wczorajszej nocy, tak jakby z mojej pamięci wszystko wyparowało. To w ogóle jest możliwe?
- Witam Śpiącą Królewnę - zaśmiał się Marc, spoglądając na mnie kątem oka - Mam nadzieję, że się wyspałeś.
- Niezbyt - wydusiłem z siebie - Mógłbyś mi wytłumaczyć co robię u ciebie? - zapytałem po chwili.
Marc oparł się o blat i spojrzał na mnie z delikatnym uśmiechem wymalowanym na twarzy.
- Naturalnie. Sąsiedzi Marco wezwali policję w środku nocy więc wszyscy postanowili wrócić do domów. Starałem się odprowadzić cię do domu, ale tak się składa, że nie mam zielonego pojęcia gdzie mieszkasz, a ty nie raczyłeś mi wczoraj tego wytłumaczyć. Zamiast tego wolałeś zwymiotować na kwiatki Scarlett w ogródku i na swoje ubrania przy okazji.
Skrzywiłem się, gdy tylko próbowałem wyobrazić sobie całą sytuację. Z jednej strony byłem wdzięczny Marcowi, za to, że pomógł mi wrócić z imprezy, za to z drugiej strony, chyba wolałbym zostać u Reusa.
Przez chwilę zapanowała cisza. Żaden z nas chyba nie wiedział, czy się odezwać.
- Dzięki za pomoc, ale chyba będę już leciał - odezwałem się po chwili, wzruszając ramionami. Marc słysząc moje słowa nagle podniósł głowę.
- Akurat zrobiłem śniadanie i pomyślałem, że zostaniesz - czarnowłosy chłopak przygryzł lekko swoją dolną wargę i wyczekiwał, aż cokolwiek powiem.
Sam nie wiedziałem, czy chcę cokolwiek powiedzieć. Spojrzałem jedynie na Marca, zastanawiając się nad jego propozycją. Było mi głupio odmówić skoro już się natrudził, jednak Bartra już wystarczająco dużo dla mnie zrobił i nie chciałem po raz kolejny na nim żerować.
- Uznam, że twoje milczenie oznacza "tak" - chłopak posłał mi szarmancki uśmiech i zabrał się za nakładanie jajecznicy na talerze. Gdy już to zrobił, zaniósł je do jadalni. Nalał soku do szklanek i zachęcił mnie ruchem ręki, abym usiadł przy stole. Chwilę później sam usiadł i zabrał się za jedzenie, uprzednio życząc mi smacznego.
Po skończonym posiłku dalej siedzieliśmy przy stole. Muszę przyznać, że zdolności kucharskie Marca są lepsze niż moje, gdyż robiąc jajecznicę, kilka razy ją przypaliłem.
Aktualnie rozmawialiśmy na różne tematy. Czułem się swobodniej niż wcześniej. Śmiałem się za każdym razem, gdy tylko Marc opowiadał o zdarzeniach z ostatniej nocy. To, co działo się na wczorajszej imprezie znacznie wybiegało poza moje wyobrażenia.
-Masz dość duży dom -rozejrzałem się wokół siebie - Mieszkasz sam?
- Tak - krótko odpowiedział Marc. Skinąłem głową i zacząłem bawić się swoimi palcami u rąk.
- Chyba powinienem się zbierać - wstałem od stołu i uśmiechnąłem się w stronę nowego piłkarza Borussi - Dzięki za...właściwie, to za wszystko -zaśmiałem się.
- Nie ma sprawy, ale na następnej imprezie nie licz na moją pomoc - w pomieszczeniu rozbrzmiały nasze śmiechy.
Skierowałem się w stronę drzwi wyjściowych, zaraz za mną szedł Marc. Chwyciłem za klamkę i w momencie, gdy miałem wychodzić, do środka weszła młoda kobieta z dzieckiem na rękach. Pomińmy już to, że prawie zostałem uderzony drzwiami w twarz.
Kobieta przywitała się z Marciem buziakiem w policzek. Po chwili odwróciła się w moją stronę i zmierzyła mnie wzrokiem. Zmarszczyła brwi, prawdopodobnie przez to, że miałem na sobie ubrania Bartry.
Jak bardzo ta sytuacja jest beznadziejna?
- Emm... Erik, to Melissa, moja żona - Marc nerwowo podrapał się po karku i starał się unikać wzroku Mellisy, jak i mojego.
Nieźle, Bartra, czyżbyś zapomniał z kim mieszkasz? Ciekawe, czy gra w piłkę idzie ci równie dobrze, jak kłamanie.
Starałem się wiarygodnie uśmiechnąć w stronę kobiety, jednak w głowie snułem już plan, jak szybko wydostać się z domu Marca i nigdy więcej tu nie wracać.
Melissa wyciągnęła dłoń w moją stronę, ja z czystej uprzejmości uścisnąłem ją.
Od razu po tym, pożegnałem się z Bartrą i jego żoną, mówiąc, że muszę szybko coś załatwić. Cały czas czułem na sobie wzrok Mellisy, którym chyba chciała wypalić dziurę w mojej twarzy.
Wychodząc, uśmiechnąłem się w stronę Marca i pokręciłem głową, dając mu tym do zrozumienia, że udawanie mieszkania samemu trochę mu nie wyszło. Nie wiem co chciał tym osiągnąć.
Teraz czas zastanowić się, jak bardzo Melissa za mną nie przepada.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro