•vierzehn•
I znowu znalazłem się na jakiejś imprezie. Oczywiście, nie na byle jakiej. Julian Weigl - kojarzycie tego typa? Wkurzeni sąsiedzi i policjanci też.
Ale poza tym, że czasem organizuje jednych z lepszych imprez (Marco Reus who?) w Dortmundzie to chłopak nie robi nic złego.
Imprezka Juliana nie była organizowana z byle jakiej okazji. Ów organizator obchodził dziś urodziny i postanowił, że musi to jakoś uczcić.
Siedziałem obok Weigla i kulturalnie rozmawialiśmy na tematy zupełnie nieformalne. Mogłem łatwo spostrzec, że Julian, który niby kątem oka wpatrywał się z Kimmicha wcale nie słucha mojej jakże ciekawej opowieści.
- Co o tym myślisz? - nagle zapytałem, przerywając swoją opowieść.
- A-ale co...? - Weigl otrząsnął się i spojrzał na mnie zdziwiony - A no tak...no wiesz, jakoś nie mam żadnego zdania na ten temat... - nerwowo podrapał się po karku.
- Um, okej - przytaknąłem, uśmiechając się - Ale zdajesz sobie sprawę, że o nic nie pytałem? Chciałem tylko sprawdzić czy mnie słuchasz czy fantazjujesz na temat Kimmicha.
- Spadaj - Julian wywrócił oczami i lekko mnie szturchnął. Zaśmiałem się i wziąłem łyk piwa, rozglądając się przy tym po pomieszczeniu.
Kątem oka zauważyłem Bartrę rozmawiającego z Reusem. Mimo, iż rozmawiali to Marc i tak cały czas spoglądał na mnie, uśmiechając się. Pokręciłem głową z niedowierzaniem, również się uśmiechając i lekko speszony odwróciłem wzrok. Nim się zorientowałem ktoś nagle położył dłonie na moich barkach. Uniosłem głowę i ujrzałem nikogo innego jak właśnie Marca z wymalowanym szerokim uśmiechem na twarzy. Nie wiem ile wypił, ale wyglądał na dość pijanego. Łagodnie to ujmując, oczywiście.
- Jak się bawisz? - zapytał, pochylając się nade mną.
- Dobrze, nawet bardzo dobrze - przyznałem - A ty?
- Świetnie - zaśmiał się.
- To widać - również wybuchnąłem głośnym śmiechem.
- No dobra, możesz gdzieś ze mną iść? - spytał.
- Gdzie? - zmarszczyłem brwi.
- No zobaczysz - parsknął śmiechem.
- Rozmawiam aktualnie z Julianem - przyznałem zgodnie z prawdą.
- No nie powiedziałbym - Marc skinął głową wskazując mi Weigla podbijającego do Kimmicha. Jednak nie rozmawiam już z Julianem. Obydwoje po raz kolejny zaczęliśmy się śmiać.
- W takim razie chyba mogę z tobą iść - uśmiechnąłem się i wstałem z kanapy. Podążałem razem z Marciem w stronę balkonu. Przynajmniej tam było trochę spokojniej. Wyszliśmy na zewnątrz. Podszedłem do barierki i oparłem się o nią.
Staliśmy otuleni mrokiem, jedynie pojedyncze promienie światła wydobywające się z pomieszczenia oświetlały nasze ciała. Wpatrywałem się w Bartrę, który oparty o ścianę spoglądał co jakiś czas przed siebie lub na mnie.
- Właściwie to po co tutaj przyszliśmy? - zapytałem w końcu.
- Chciałem spędzić z tobą chwilę czasu z dala od - Marc odchrząknął i skinął w stronę tańczących, śpiewających, pijących i półprzytomnych chłopaków. Kącik moich ust mimowolnie uniósł się w górę, widząc całą tą sytuację.
- Okej, a dlaczego tak chciałeś? - po chwili zadałem kolejne pytanie.
- Po prostu - wzruszył ramionami, podchodząc do mnie z szerokim uśmiechem wymalowanym na twarzy i położył dłonie na moich biodrach. - Zimno ci, prawda? - spytał po chwili wpatrywania się w siebie.
- Tylko trochę - przyznałem zgodnie z prawdą. W końcu to jesień, a my stoimy na balkonie w koszulkach.
Po moich słowach Marc pociągnął mnie za rękę do środka, jednak ku mojemu zdziwieniu nie skierował się w stronę chłopaków, a prowadził mnie wzdłuż korytarza. Szliśmy tak jakąś chwilę, aż w końcu poczułem mocne pociągnięcie w bok. Znaleźliśmy się w jednym z pokoi w domu Juliana. Prawdopodobnie gościnnym, jednak nie miałem zbyt dużo czasu żeby zbadać okolicę, gdyż Marc momentalnie przywarł swoimi ustami do moich. Lekko zdziwiony, jednak zadowolony odwzajemniłem pocałunek, słysząc jak ciemnowłosy zamyka za nami drzwi.
Całowaliśmy się powoli, jednak nasz pocałunek przepełniony był uczuciem. Marc pachniał mocnym alkoholem i perfumami, które tak bardzo lubiłem.
W pewnym momencie poczułem jak powoli kierujemy się w stronę łóżka, stojącego w głębi pokoju. Bicie mojego serca nagle przyspieszyło, jednak bliskość Marca sprawiała, że nie stresowałem się aż tak bardzo. Przez wypity alkohol nie kontrolowałem tego, co robię. Marc zapewne też, jednak w tym momencie jakoś dużo o tym nie myślałem.
Momentalnie poczułem pod plecami miękki materac. Bartra pochylił się nade mną i zaczął składać na mojej szyi drobne pocałunki. Chwilę poźniej pozbył się mojej, jak i swojej koszulki. Wyznaczył pocałunkami drogę, wiodąca przez mój tors, aż do podbrzusza, po czym zaczął rozpinać rozporek moich spodni. Od razu zrobiło mi się gorąco, a moje policzki zrobiły się całe czerwone. Marc jedynie się uśmiechnął, szepcząc mi do ucha, że uroczo wyglądam, gdy się rumienię.
Pozbyliśmy się swoich ubrań
i wtedy oddałem mu się całkowicie.
•••
nosiema;-))))))) jak tam wrażenia po rozdziale dziubaski??
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro