•sechs•
Wszedłem do domu Marco, nie zważając nawet na to, że nie zapukałem do drzwi. Chciałem jak najszybciej pogadać z nim na temat, który dokładnie przemyślałem sobie w nocy. Wiedziałem, że Reus jakoś mi pomoże, w końcu byliśmy przyjaciółmi.
Wszedłem do salonu i od razu zauważyłem Scarlett, siedzącą na kanapie.
- Cześć, Scarlett. Jest może Marco? - przywitałem się z blondynką i usiadłem obok niej na kanapie. Przebywałem w ich domu tak często, że ostatnimi czasy kazali mi czuć się jak u siebie.
- Hej, Durmi. Właściwie to chwilę temu pojechał na zakupy, bo wreszcie udało mi się odciągnąć go od gry w Fifę - dziewczyna zaśmiała się, a ja z niedowierzaniem pokręciłem głową - Zadzwonię do niego i zapytam kiedy wróci, a przy okazji przyniosę nam coś do picia - skinąłem głową. Blondynka wstała i poszła w stronę kuchni. Kilka minut później wróciła z dwoma szklankami soku i telefonem. Wybrała numer Marco i kilkukrotnie próbowała się do niego dodzwonić. W tym samym momencie Reus wszedł do mieszkania obładowany wieloma torbami.
- Marco, czy ty możesz czasami odbierać telefon? - spytała Scarlett.
- Aktualnie nie mam jak - mimo, że zza torb nie było widać twarzy Marco, byłem prawie pewny, że w tej chwili zrobił jakąś dziwną minę, która miałaby wyrażać jego irytację - Mogłabyś mi pomóc zanieść to do kuchni? - Gartmann od razu odebrała kilka rzeczy od swojego chłopaka i zaniosła je do kuchni.
- O Durm, nie zauważyłem cię - blondyn przywitał się typowym dla nas żółwikiem.
- Nie dziwię się - skinąłem głową w stronę zakupów. Marco od razu odniósł je do kuchni, a Scarlett zajęła się ich wypakowywaniem.
- Więc co tym razem cię do mnie sprowadza? - Reus rzucił się na kanapę i wygodnie na niej położył.
- Zepsujesz kanapę, to będziesz kupował nową! - usłyszeliśmy krzyk Scarlett dobiegający z kuchni.
Reus po raz kolejny zrobił poirytowaną minę, jednak chwilę później spojrzał na mnie wyczekując odpowiedzi. Właściwie, to sam nie wiedziałem, jak mam zacząć.
- Chciałem pogadać.
- O czym? - Reus uniósł brew i dał mi do zrozumienia, że nie dowiedział się za dużo. W tym właśnie momencie wziąłem łyk soku, aby nie musieć tak szybko odpowiadać na pytanie.
- Zastanawiałem się... - zacząłem - Co gdyby okazało się, że ktoś z naszej drużyny jest gejem?
- Wiedziałem, że kiedyś z tym do mnie przyjdziesz - Marco klepnął dłońmi w kolana i wygodnie rozsiadł się na kanapie.
- Czekaj, co? - zmarszczyłem brwi, czekając na jego wyjaśnienia.
- No jak to co? Przecież nie przychodziłbyś do mnie z takim pytaniem, gdyby sprawa nie dotyczyła ciebie - wytłumaczył Marco. Zacząłem się śmiać, gdy uświadomiłem sobie co podejrzewa.
- Serio myślisz, że sprawa dotyczy mnie?
- Tak, właśnie tak myślę, Erik - przytaknął Marco - Wiem, że kochałeś Mię, ale odkąd pojawił się Bartra, to ślinisz się na jego widok, jak mój pies na widok szynki.
- Przepraszam bardzo, co ty sobie właśnie wymyśliłeś, Reus? - prychnąłem.
- Czy ja sobie teraz coś wymyśliłem? Nie. Mówię całą prawdę - właśnie w tym momencie uświadomiłem sobie, że nie ukryję prawdy przed Reusem. Zna mnie za dobrze. Musiałem przyznać przed nim, jak i przed samym sobą, że jestem gejem, a co najgorsze podoba mi się Marc Bartra, który w stu procentach woli kobiety.
- Co mam teraz zrobić? - westchnąłem i miałem nadzieję, że Reus jakoś mi doradzi.
- W sprawach miłosnych to ja się raczej nie sprawdzam, ale wiem kto będzie potrafił ci doradzić - uśmiechnął się - Scarlett! Mogłabyś tu przyjść? - blondynka chwilę później pojawiła się w salonie - Erik ma problemy miłosne i musimy mu pomóc. Musimy, czyli ty musisz, bo jesteś kobietą i się na tym znasz.
- Ale ja nie mam żadnych problemów miłosnych - wtrąciłem.
- Ja wiem lepiej - Reus jak zwykle musiał postawić na swoim.
- Zacznijmy od tego, że powiesz mi, jak ona ma na imię - Scarlett usiadła obok nas na kanapie.
- Marc - zaśmiał się Marco.
- Co ty masz z tym Marciem? - poirytowany wywróciłem oczami.
- Czekajcie, mówimy o tym Marcu, u którego byliśmy na kolacji? - spytała Scarlett spoglądając na swojego chłopaka. Reus skinął głową - No nie powiem, że nie, ale jest całkiem przystojny - zaśmiała się blondynka - Do tego Melissa jest zabawna i sympatyczna, a ich córka to taki słodki dzieciak i... - Scarlett przerwała, gdy tylko zauważyła, że dziwnie na nią patrzymy - Nie pomagam, co nie?
- Ani trochę - przyznał Marco.
- Nie pytałam ciebie, okej?
- Może mi powiecie co mam teraz zrobić? - odezwałem się
- Proponuję ci z nim pogadać - powiedział Marco.
- Powaliło cię czy jak? Dopiero wczoraj zrozumiałem, że jestem gejem, a już mam mu mowić jakieś wyznania miłosne? - spojrzałem na Reusa wzrokiem, który miał mu przekazać, że jest debilem.
- Dopiero wczoraj to zrozumiałeś? Niezły masz zapłon, Durm. Wszyscy wokół już wiedzą, miej nadzieję, że Bartra jeszcze nie.
- Dzięki, Reus, jesteś wyjątkowo pomocny - wywróciłem oczami i rzuciłem w niego poduszką leżąca obok mnie.
- Ej, mam pomysł - odezwał się Reus po chwili ciszy.
- Czuję, że to nie będzie dobry pomysł - Scarlett podparła głowę na ręce i ciężko westchnęła. Obydwoje wiedzieliśmy, że pomysły Marco nie były jakoś szczególnie dobre lub normalne.
Blondyn szybko chwycił telefon i wybrał jeden z numerów. Czekał, aż ktoś odbierze.
- Hej Andre - odezwał się - Potrzebuję piwo, przekąski i dobrą ekipę na dzisiejszy wieczór. Wiesz, co robić - po tej dość krótkiej, ale rzeczowej rozmowie Marco zakończył połączenie.
- Jeszcze powiedz mi, że Marc też przyjdzie - spojrzałem na niego.
- Bo przyjdzie.
- Ty chyba jesteś jakiś ułomny, Reus.
- Przeznaczenia nie oszukasz, mój drogi - powiedział Marco, kreśląc w powietrzu serce.
- Ty też, rudy blondynie.
- Nie przeżywaj, Durmi. Będzie dobrze.
- Mówisz, że będzie dobrze, bo to nie twój problem.
- Jesteśmy przyjaciółmi, twoje problemy miłosne to także moje problemy - Reus uśmiechnął się pedofilsko i poklepał mnie po plecach.
~~
Spędziłem u Reusa resztę dnia, gdyż uparł się, że muszę być na jego, tak zwanym, wieczorku towarzyskim. Wiedziałem, że to nie był koniec jego planu. Pewnie niby przypadkiem zamknie mnie z Marciem w jednym pokoju i będzie tak trzymał do rana. Znając jego możliwości, tak mogłoby być, dlatego wolałem na wszelki wypadek uważać.
Późnym wieczorem wszyscy zaczęli się schodzić. Widać, że Andre nie próżnował i załatwił wszystko o co prosił go Reus. Scarlett postanowiła, że pojedzie odwiedzić znajomą, gdyż nie wytrzymałaby ze stadem chłopaków pod jednym dachem. W końcu nie wytrzymuje z samym Marco.
- Od razu mówię, że gram w Fifę pierwszy - oznajmił wszystkim Andre, wchodząc do salonu. Rozsiadł się wygodnie na dużej kanapie i włączył grę. Szybko przysiedli się do niego Pierre, Julian i Mario.
- Skoro aż tak bardzo czujesz się tu jak w domu, to możesz nawet posprzątać po wszystkim - powiedział Reus zwracając się przy tym do Andre i postawił wszystkie przekąski i napoje na stoliku przed nami - Ile osób przyjdzie?
- Oprócz nas to jeszcze Marcel, Raphael i Marc, ale mówił, że się spóźni - odpowiedział Andre, zabierając dla siebie całą paczkę chipsów.
Bogu dzięki, może uda mi się wyrwać z domu Reusa zanim przyjdzie Marc. No i masz, dzwonek do drzwi.
Odetchnąłem z ulgą kiedy okazało się, że to Marcel. Chwilę później przyszedł Raphael. Czułem, że za chwilę pojawi się Bartra i Reus będzie mógł rozpocząć swój plan, który zapewne miał w zanadrzu. Na szczęście minuty mijały dość szybko, a po Marcu nie było śladu. Może zmienił zdanie i nie przyjdzie? Może coś mu wypadło?
Czas spędzaliśmy na graniu i rozmawianiu na wszystkie głupie tematy, jakie przyszły nam do głowy. Przyznam, że w ich towarzystwie nie potrafiłem się nudzić.
- Ej Durm, skocz zobaczyć, czy popcorn już gotowy - powiedział Reus.
- To twój dom, twoja kuchnia, twój popcorn - zacząłem wymieniać.
- Gram, nie widać? Poza tym, siedzisz bliżej kuchni niż ja.
Niechętnie wstałem i udałem się do kuchni. Popcorn rzeczywiście był już gotowy, więc zacząłem szukać jakiegoś naczynia, do którego mógłbym go wsypać.
- Reus, gdzie ty trzymasz jakieś normalne naczynia? - powiedziałem sam do siebie, nie mogąc odnaleźć się w kuchni Marco.
- Na twoim miejscu poszukałbym w tej szafce na dole.
Odwróciłem się i zobaczyłem Marca, który prawdopodobnie chwilę temu do nas dołączył.
- A ty tutaj w jakiej sprawie? - uniosłem brew.
- Reus kazał mi iść po popcorn, bo akurat jeszcze nie usiadłem.
A więc tak to sobie wymyśliłeś rudy szwabie. Sprytnie.
Wróciłem do poprzedniej czynności, czyli do szukania jakiejkolwiek miski. Marc przyglądał mi się stojąc oparty o blat.
- Chyba powinienem ci podziękować, za odwiezienie mnie do Melisski, która rano po imprezie chciała mnie zabić.
- Do usług - uśmiechnąłem się w stronę Bartry.
Wreszcie po uporczywym szukaniu miski, znalazłem ją. Wsypałem popcorn, który praktycznie był już zimny, do znalezionego naczynia.
Miałem zamiar wyjść z pomieszczenia, jednak Marc zagrodził mi drogę.
- Musimy pogadać - skinąłem głową i spojrzałem na Marca - Mam wrażenie, że ostatnio zachowujesz się dziwnie zarówno w moim towarzystwie, jak i w towarzystwie chłopaków. Chciałem zapytać, czy coś jest na rzeczy.
- Wszystko w porządku - wzruszyłem ramionami i momentalnie spuściłem wzrok. Chyba okłamywałem i Marca i samego siebie.
- Właściwie, to jeśli chciałbyś pogadać lub coś to wiedz, że możesz się do mnie zwrócić. Niby znamy się krótko i pewnie wolałbyś rozmawiać o problemach z kimś innym, no ale ja tylko oferuję swoją pomoc. Przy razie... - Marc był zmuszony przerwać swoją wypowiedź, gdyż zrobiłem coś czego sam właściwie się nie spodziewałem.
Przywarłem swoimi ustami do ust Marca, nie zastanawiając się długo nad tym, co robię. Czułem od niego ciekawą mieszankę perfum i dymu tytoniowego. Zapewne znowu palił. Chciałem, aby nasz pocałunek trwał w nieskończoność.
W moim brzuchu od razu pojawiło się stado motyli, mimo, że nasz "pocałunek " trwał zaledwie ułamek sekundy. Marc nagle odsunął się i spojrzał na mnie z szeroko otwartymi oczami. Dotarło do mnie co zrobiłem i przysięgam, że miałem ochotę zapaść się pod ziemię ze wstydu. Nie wiedziałem co zrobić, więc najzwyczajniej w świecie postanowiłem zniknąć. Chciałem uciec od wstydu, od problemów. Wyszedłem z domu Reusa nie żegnając się z nikim.
Wiedziałem, że nie powinienem całować Marca. Z każdą kolejną chwilą uświadamiałem sobie, jak wielki błąd popełniłem. Przecież byliśmy tylko kumplami, którzy niby przypadkiem poznali się na imprezie. Kumple raczej tak się nie zachowują.
Cały ten wieczór długo pozostał mi w pamięci. Wielokrotnie przez tę noc wracałem do momentu, gdy nasze usta wreszcie się zetknęły. Nie będę przecież ukrywał, że mi się to podobało.
Nie wiedziałem, jak pokażę się jutro na treningu, o ile w ogóle się pokażę.
Po tym wszystkim zadzwoniłem do Reusa i zapytałem tylko, czy Marc zachowywał się później jakoś inaczej. Nie wspominałem mu o całym zajściu. Jak się okazało, Marc wyszedł chwilę po mnie.
Powinienem zacząć udawać, że nic między mną a Marciem się nie wydarzyło i liczyć, że dalej będziemy się tylko przyjaźnić. Rzecz w tym, że nie wiedziałem, czy będę potrafił to zrobić.
•••
łokieć pięta, trzy dzięcioły, ale z Niemców są matoły
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro