•neun•
rozdział dla mojej dziubi cryxbabyy , której obiecałam zadedykować zarówno champions jak i durtre💛
kocham cie dziubi!!
Leniwie otworzyłem oczy z nadzieją, że za chwilę będę mógł je zamknąć. Szybko przypomniałem sobie, że przecież dzisiaj nie ma treningu. Odetchnąłem z ulgą i przewróciłem się na drugi bok, naciągając na ramiona koc, który sam nie wiem skąd się tutaj pojawił. O ile pamiętam, to wieczorem go nie było.
Kilka sekund później poczułem przyjemny zapach przygotowywanego śniadania. Zapewne Marc po raz kolejny popisuje się swoimi kucharskimi zdolnościami.
Aktualnie byłem zbyt leniwy, aby wstać, mimo, że zapach jedzenia był kuszący. Przez dłuższy czas leżałem na kanapie wtulony w koc, pachnący Marciem.
W końcu postanowiłem wstać i udać się do kuchni.
Wszedłem do dość dużego, jak na kuchnię pomieszczenia. Moim oczom od razu ukazała się postać czarnowłosego chłopaka skupionego na przyrządzaniu posiłku.
Bartra ukradkiem na mnie spojrzał, a na jego twarzy zagościł delikatny uśmiech. Odwzajemniłem uśmiech, podchodząc do niego i opierając się o blat. Czarnowłosy na chwilę oderwał się od wykonywanej czynności i musnął swoimi ustami mój policzek.
- Mam nadzieję, że tym razem się wyspałeś - powiedział i wrócił do przygotowywania śniadania.
- Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek był wyspany - przyznałem zgodnie z prawdą. Mam wrażenie, że jestem typem osoby, która mogłaby spać bez przerwy, a i tak czułaby się zmęczona.
Marc pokręcił głową, uśmiechając się.
Przyglądałem się mu przez dłuższy czas. W nieułożonych włosach i lekko pogniecionej koszulce i tak wyglądał świetnie. Chociaż dla mnie zawsze tak wyglądał.
Chwilę później obydwoje spojrzeliśmy w stronę drzwi, w których stała mała osóbka z pluszakiem w rękach. Gala patrzyła na nas, co jakiś czas przecierając dłonią zaspane oczy.
- Moja księżniczka już nie śpi? - Bartra z uśmiechem podszedł do swojej córki i wziął ją na ręce. Dziewczynka pokręciła przecząco głową, po czym ziewnęła. Przyznam, że była urocza - Wujek Erik przyszedł do nas w odwiedziny - wytłumaczył Marc i podszedł do mnie. Uśmiechnąłem się słysząc to określenie.
Przywitałem się z Galą, wcześniej się przedstawiając.
Hiszpan posadził swoją córkę na blacie i zaczął nakładać jedzenie na talerze. W tym czasie ja słuchałem opowieści o pluszaku, który swoją drogą nazywał się Diego. Oczywiście nie rozumiałem wypowiedzi Gali, która znała tylko język hiszpański, więc Marc starał się w między czasie wszystko tłumaczyć.
Po zjedzonym śniadaniu postanowiliśmy spędzić jeszcze chwilę czasu razem zanim wróciłem do domu.
•••
- Nie odbierałeś wieczorem telefonu - Reus wparował do mojego mieszkania, gdy tylko uchyliłem drzwi - Z resztą rano też.
- Ciebie też miło widzieć - zamknąłem drzwi i udałem się za moim przyjacielem wgłąb domu.
- Nie było cię na imprezie, więc może mi powiesz, gdzie cię wywiało? Albo lepiej, gdzie wywiało ciebie i Marca? - Marco spojrzał na mnie podejrzliwym wzrokiem po czym zaczął przeglądać moją lodówkę.
- Marc musiał opiekować się swoją córką - wzruszyłem ramionami.
- A ty?
- A ja kulturalnie oglądałem z nim film - Reus odwrócił się i spojrzał na mnie.
- Ale że tak u niego? W jego mieszkaniu? Z nim? - dopytywał. Zrobiłem minę, która miała jasno odpowiedzieć mu na wszystkie pytania - Wiedziałem - zaśmiał się - Chyba zaśpiewam ci razem z Andre i Mario "Miłość rośnie wokół nas".
- Chyba zaraz wyrzucę cię z domu - wywróciłem oczami.
- Chyba zaraz opowiesz mi o tobie i Marcu - uśmiech nie schodził z twarzy Reusa. Chłopak postanowił rozgościć się na kanapie i wyczekiwać na moją opowieść.
Przekonał mnie.
Postanowiłem spokojnie z nim porozmawiać i opowiedzieć mu o wszystkim. O naszej relacji, o tym co do tej pory się wydarzyło. W końcu kiedyś musiałem mu o tym powiedzieć. Słuchał mnie uważnie, jak nastolatka słuchająca nowych ploteczek opowiadanych przez jej przyjaciółkę.
Wiedziałem, że to o czym mu opowiadałem zostanie między nami.
Czułem się lepiej, gdy powiedziałem Reusowi o wszystkim. Miałem w nim wsparcie i nie musiałem ukrywać się ze swoją orientacją. W sumie to dobrze, że się przyjaźnimy. Znaczy, czasami dobrze..
- Pozwól, że zapytam, ale jak wy sobie to wszystko wyobrażacie? - spytał Marco po zakończeniu mojej wypowiedzi - Marc przecież ma rodzinę. Nie zrozum mnie źle, bo chcę dla ciebie jak najlepiej ale mieszanie się w coś takiego prawdopodobnie nie skończy się za dobrze - wytłumaczył.
Marco miał rację, jednak w tym momencie wolałem zignorować to co powiedział. Straciłem chęć do rozmowy o Marcu.
- Kochasz go? - Reus nagle zadał pytanie. Przyznam, że prawie zakrztusiłem się powietrzem.
- Co? - zmarszczyłem brwi - Nie - wyraźnie zaakcentowałem to słowo.
- Mój gej radar wskazuje na coś innego - blondyn zaczął się śmiać.
- Za to mój debil radar wskazuje, że jeden właśnie jest w pobliżu - prychnąłem.
- Za dużo czasu spędzasz z Marciem, podłapałeś od niego jakieś teksty i teraz próbujesz być śmieszny - przyznał Reus całkiem poważnie. Chwilę później jednocześnie wybuchnęliśmy śmiechem.
Po wyjściu Marco wcale nie spędziłem miło reszty dnia. Ciągle myślałem o tym, że dla Bartry zawsze będę tylko kumplem z klubu. Chyba powinienem się z tym pogodzić, ale w głębi duszy miałem krztę nadziei na coś więcej.
•••
Kilka dni później spokojnie wracając z zakupów moje przypuszczenia dotyczące Bartry chyba się sprawdziły. Spotkałem go w towarzystwie Melissy i Gali. Patrząc na nich szybko stwierdziłem, że są szczęśliwą, kochającą się rodziną. I chyba właśnie wtedy dotarło do mnie, że mieszając się w życie Marca mógłbym wszystko zepsuć.
Ostatni raz spojrzałem na Hiszpana, który akurat w tym momencie całował swoją wybrankę. Chyba najbardziej zabolało mnie to, że kilka dni temu te same usta dotykały moich.
no i ten
długo nie było rozdziału ale chyba dopadł mnie kryzys pisarski a słodkie gify z durtrą i kebaby wcale nie pomagają odzyskać weny;((
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro