•fünf•
Usłyszałem dzwonek do drzwi. Zbiegłem po schodach praktycznie się przewracając. Otworzyłem drzwi ze szczoteczką w ustach, gdyż dosłownie dopiero przed chwilą zacząłem się przygotowywać do wyjścia. Przywitałem się z Marciem i zaprosiłem go do środka, nie pytając już skąd zna mój adres. Marc Wszystkowiedzący Bartra.
- Wiem, miałem być gotowy o 20 ale...
- Ale kim byłby Erik Durm, gdyby się nie spóźniał? - Marc posłał mi jeden z tych swoich uśmiechów, których jakoś szczególnie nie da się opisać - Spoko, poczekam.
Tym razem już wolniejszym krokiem udałem się do łazienki i dalej szykowałem się do wyjścia. Ubrałem koszulę i czarne spodnie, żeby wyglądać w miarę elegancko, mimo, że był to tylko zwykły wypad do klubu ze znajomymi. Ułożyłem włosy i spryskałem się ulubionymi perfumami. Wychodząc z łazienki jeszcze raz spojrzałem w lustro, upewniając się, że dobrze się prezentuję.
W salonie czekał Marc, który odpisywał komuś na wiadomość.
- Ile ty tych perfum na siebie wylałeś, Durm? - skrzywił się Marc i spojrzał na mnie - Ja rozumiem, Niemcy i w ogóle, ale nie sadziłem, że będziesz chciał mnie zagazować - parsknąłem śmiechem i wywróciłem oczami - Reus wysłał mi adres klubu, więc chodź, bo podobno wszyscy czekają tylko na nas.
Razem z Marciem wyszedłem z domu. Wsiedliśmy do jego samochodu i spokojnie przemierzaliśmy ulice Dortmundu, słuchając przy tym hiszpańskich piosenek. Marc był w wyśmienitym humorze, co chciał pokazać poprzez nieudolne próby śpiewania piosenek z radia. Przyznam, że z czasem zaczęło mnie to bawić. Oczywiście nie obyło się bez wszelkich docinek, jakie Marc kierował w moją stronę. Nie mam pojęcia, czy specjalnie robił to wszystko, żeby poprawić mi humor, ale jeśli tak, to przyznam, że mu się udało.
Po kilkunastominutowej podróży dotarliśmy pod klub, który z zewnątrz nie wyglądał jakby nim był, ale mówi się, żeby nie oceniać książki po okładce. Na szczęście w środku wystrój wyglądał znacznie lepiej.
Widząc całą scenerię w klubie miałem coraz większą ochotę wrócić do domu. Co się stało z tym Erikiem Durmem, który tak bardzo lubił imprezować?
Marc dał mi znak, że w jednej z loży siedzą nasi znajomi. Od razu poszliśmy w ich stronę. Mijając barmana postanowiliśmy zamówić coś wysokoprocentowego. Miałem nadzieję, że po alkoholu będę chciał tu zostać, ale musiałem też pamiętać, żeby nie wypić za dużo, bo znowu przypadkiem znajdę się w czyimś domu.
Usiedliśmy wraz z chłopakami w loży, mając nadzieję, że wszyscy jakoś przetrwamy ten wieczór.
~~
Po raz któryś już wracałem z nową butelką jakiegoś trunku w ręce po jaki wysłali mnie znajomi. Miałem nadzieję, że to już ostatni raz, jednak, jak to mówi Reus "wszyscy prawie trzeźwi, a noc jeszcze młoda".
- Ej Durm, Kopciuszek ci chyba uciekł - zaśmiał się Passlack - ale spokojnie, powiedział, że jak wrócisz to masz wyjść na zewnątrz - spojrzałem na Felixa, który prawdopodobnie gadał bzdury. Z resztą był już dość wstawiony.
- Idź, idź Durmi. Sprawdź, czy uciekając nie zostawił gdzieś pantofelka - powiedział Pierre. Momentalnie wszyscy zaczęli się śmiać, chociaż przypuszczam, że sami nie wiedzieli dlaczego. Chyba byłem tutaj najtrzeźwiejszą osobą.
Wyszedłem na zewnątrz, mając nadzieję, że Passlack nie żartował i Marc rzeczywiście chciał, żebym poszedł za nim.
Jak się okazało Felix nie żartował. Hiszpan stał oparty o maskę swojego samochodu z papierosem w ustach.
- Palenie powoduje śmierć i bezpłodność, Bartra - podszedłem do niego i również oparłem się o maskę jego samochodu.
- W takim razie zrób światu przysługę i zapal ze mną, Durm - Marc chytrze się uśmiechnął i wyciągnął w moją stronę paczkę z papierosami.
- Chyba nie skorzystam z oferty - mimowolnie się uśmiechnąłem - Czemu wyszedłeś?
- Chyba wracam do domu i pomyślałem, że powinienem cię odwieźć skoro cię tu przywiozłem - Marc wzruszył ramionami i zaczął wpatrywać się w bezchmurne niebo, na którym świetnie prezentowały się gwiazdy.
- Mam ci przypomnieć kto na ostatniej imprezie mówił, że o tej porze noc jest jeszcze młoda? - szturchnąłem Hiszpana w ramię, co wywołało u niego delikatny uśmiech.
- Melissa dzwoniła - odezwał się Bartra po chwili ciszy - Po raz kolejny pokłóciliśmy się o drobnostkę.
Spojrzałem poważnie na chłopaka. Aktualnie jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Było to dla mnie dziwne, bo zwykle widywałem go uśmiechniętego od ucha do ucha.
- Posłuchaj, kobiety są dziwne, wiem to ze swojego skromnego doświadczenia. Jeśli nie wiesz o co im chodzi, to prawdopodobnie o nic im nie chodzi, ale i tak muszą zrobić z tego problem. Przejdzie jej do jutra - stwierdziłem. Zwykle tak bywało z Mią. Owszem, wkurzało mnie, gdy zaczynała kłótnie o błahostki, ale przypuszczam, że bez nich nasz związek ostatnimi czasy stałby się nudny.
- Nie znasz jej. Ostatnio pokłóciliśmy się przed przeprowadzką do Dortmundu, więc została z Galą w Hiszpanii. Uprzedzając twoje pytania, nie skłamałem wtedy, że mieszkałem tutaj sam, bo tak akurat było. Przyleciała do Niemiec dopiero po dwóch tygodniach.
- Bynajmniej przyjechała, a nie pojawiła się tylko na chwilę, żeby oddać ci klucze do twojego mieszkania i zakończyć wasz związek - wywróciłem oczami. Bartra spojrzał na mnie, nie rozumiejąc o czym mówię. W sumie to dobrze - Nieważne - parsknąłem śmiechem, orientując się, że nie był to dobry argument - Wracajmy do klubu, bo znając naszych drogich towarzyszy to wypili już wszystko, co było możliwe i nie kontaktują ze światem - zerwałem się na równe nogi i stanąłem przed Marciem.
Chłopak widocznie przez chwilę wahał czy wracać do klubu, jednak przypuszczam, że udało mi się go przekonać.
- Obyś ty dzisiaj się tak nie schlał, bo ostatnio już ci mówiłem, żebyś na kolejnej imprezie na mnie nie liczył - obydwoje zaczęliśmy się śmiać.
- Ja mam nie liczyć na twoją pomoc, ale ty na moją owszem. Idziemy cię porządnie upić - objąłem Bartrę ramieniem i ruszyłem razem z nim w stronę klubu.
- Nie dasz rady.
- Za kogo ty mnie masz co? - zaśmiałem się - Easy, bro.
Wróciliśmy na imprezę w lepszych humorach. Marc dał się namówić na "kilka" drinków i nawet zgodził się zatańczyć z jakąś blondynką. Bawił się znakomicie. Ja siedziałem w loży z półprzytomnymi piłkarzami i starałem się jakoś kontrolować sytuację.
- Widzę, że koledzy już nie kontaktują - Bartra przysiadł się do mnie i wypił resztkę zawartości swojej szklanki.
- Tak, więc chyba zostaliśmy sami - parsknąłem śmiechem rozglądając się po loży.
- Tak zwykle zaczyna się większość scen w pornolach.
- Czy ty mi w tej chwili coś proponujesz? - uniosłem brew rozbawiony. Marc zdecydowanie nie powinien więcej pić.
- Chciałbyś - prychnął.
- Nie - krótko stwierdziłem.
- No co ty? Ze mną przecież każdy by chciał - ciemnowłosy chłopak poruszył obiema brwiami.
- Dobra Bartra, idziemy - wstałem i poklepałem go po ramieniu.
- No widzisz, mówiłem, że ze mną każdy chce.
- Idziemy do samochodu, debilu - wywróciłem oczami - A potem odwożę cię do domu i grzecznie idziesz spać.
- Dobra, to jedziemy do ciebie - Marc wstał lekko się chwiejąc.
- Co ty sobie właśnie wymyśliłeś?
- A nic, ale Melissa mi przecież teraz nie otworzy drzwi, a ja zapomniałem kluczy do domu. Poza tym, co by to było, gdyby zobaczyła mnie w takim stanie.
- Pierdolona herbata - powiedziałem sam do siebie i wyszedłem z klubu razem z Marciem. Dobrze, że nie wypiłem aż tak dużo i byłem jeszcze w stanie prowadzić jego samochód. Marc przysnął w połowie drogi, więc ostatecznie postanowiłem odwieźć go do jego własnego domu. Przypuszczam, że gdyby nie spał, to zacząłby protestować, że nie chce wracać do siebie.
Oczywiście Melissa, która otworzyła nam drzwi w środku nocy, nie była zadowolona widząc mnie i jego razem. Do tego pijany Bartra próbujący o własnych siłach wejść do domu nie był dla niej satysfakcjonującym widokiem. Przypuszczam, że Hiszpan nie wie jeszcze jakie piekło czeka go rano.
Wracając spokojnie do domu przeszło mi przez myśl, że właściwie pijany Marc, to całkiem fajny Marc.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro