•acht•
- Zdajesz sobie sprawę, że nie odpuszczę dopóki nie powiesz mi co się stało? - zapytał Reus, który zaproponował mi dzisiaj, że podwiezie mnie na mecz.
Mogłem się domyślić, że przez całą drogę będzie wypytywać o wczorajszy dzień. Mimo, że byliśmy przyjaciółmi i zwykle mówiliśmy sobie o wszystkim, to teraz nie wiedziałem jak mam mu powiedzieć o całym zajściu z Marciem, więc zwyczajnie postanowiłem odpuścić i zachować to dla siebie.
- Durm, ty mnie w ogóle słuchasz? - odezwał się Reus wyraźnie poirytowany.
- Oczywiście - skłamałem, wywracając oczami i zacząłem tępo wpatrywać się w obraz za szybą.
- Więc?
- Więc co? - spojrzałem na Reusa.
- Wiedziałem, że mnie nie słuchasz - westchnął Marco kręcąc przy tym głową - Pytałem co z tobą i Marciem?
- Nic - wzruszyłem ramionami i ponownie zacząłem przyglądać się przechodniom, budynkom i samochodom. Marco spoglądał raz na mnie, raz na drogę, tak jakby nie był pewny, czy to moja ostateczna odpowiedź.
- Ukrywasz coś przede mną - blondyn zmarszczył brwi i wjechał na parking stadionu - Ale ja dowiem się o co chodzi - poinformował mnie i wyłączył silnik swojego samochodu.
Wysiedliśmy z samochodu, zabraliśmy swoje rzeczy z bagażnika i ruszyliśmy w stronę tylnego wejścia na stadion. Ciekawość Reusa na chwilę ustąpiła więc mogliśmy pogadać na normalne tematy. Weszliśmy do szatni i jak się okazało, byliśmy tam pierwszymi osobami.
- Zastanawiałem się, czy ubrać dzisiaj bokserki ze Spongebobem, czy te w samochody i ostatecznie ubrałem niebieskie - pochwalił się Reus.
- Ekscytujące - przyznałem i zacząłem wyciągać swój strój z torby.
- Trzeba było ubrać te ze Spongebobem - do konwersacji włączył się Pierre, który właśnie wszedł do szatni.
- Niebieskie przyniosą mi szczęście, mówię wam - Reus przywitał się z Aubą, po czym ja również to zrobiłem.
- Naprawdę nie rozumiem tematu waszej rozmowy i nie będę udawał, że jest ona normalna - odezwał się Marc, który wszedł zaraz po Aubameyangu do szatni w towarzystwie Guerreiro i Weigla.
Chwilę później w szatni byli już prawie wszyscy.
- Śniło mi się dzisiaj, że obrabiałem bank z babcią - Łukasz zaczął swoją opowieść - I nagle zadzwonił alarm, ale obudziłem się i okazało się, że to tylko budzik. Mówię wam, że od razu zerwałem się na równe nogi z krzykiem "babciu, uciekamy!".
- Z kim ja gram... - westchnął Reus.
- Z bandytą Łukaszem, obrabiającym bank ze swoją babcią - odezwałem się.
- Wy macie chyba IQ równe zero - Auba z niedowierzaniem pokręcił głową.
- Za to ty masz dziesięć razy większe - poklepałem go po plecach, rozbawiając w ten sposób wszystkich w szatni.
W świetnych humorach wyszliśmy na boisko. Przełożyło się to na mecz, który wygraliśmy. W tak samo dobrych humorach schodziliśmy więc do szatni z kolejnymi trzema punktami w dorobku.
~~
Po meczu nie poszedłem świętować z chłopakami zwycięstwa. Postanowiłem spędzić sobotni wieczór u Marca, który zaprosił mnie do siebie. Zgodziłem się przyjść dopiero po tym, gdy Bartra wytłumaczył, że Melissa wyjechała na jeden ze swoich pokazów.
- Miło, że pomogłeś, Durm - powiedział Marc z wyczuwalnym sarkazmem w swojej wypowiedzi i położył pudełko z pizzą oraz popcorn na stoliku przede mną.
Chwilę później usiadł na kanapie obok mnie i spojrzał w moją stronę.
- Jaki film wybrałeś? - spytał, tym razem normalnym tonem.
- To ja miałem wybrać jakiś film? - uniosłem brew i wziąłem kawałek pizzy z pudełka.
- Myślisz, że zaprosiłem cię tylko po to, żebyś zjadł mi całą pizzę? - zaśmiał się Marc i szturchnął mnie łokciem w bok.
Wspólnie wybraliśmy film jaki mieliśmy obejrzeć. Postawiliśmy na film o superbohaterach, bo prawdopodobnie był lepszym rozwiązaniem niż denna komedia romantyczna czy horror.
Obydwoje siedzieliśmy na kanapie co jakiś czas zmniejszając odległość między nami. Chwilę później siedziałem wtulony w bok Marca, który obejmował mnie swoim silnym ramieniem. Po jakimś czasie przestałem interesować się filmem. Schowałem twarz w zagłębieniu szyi Marca, na co chłopak tylko cicho zachichotał. Delikatnie gładził dłonią moje włosy. Kilka razy musnąłem ustami jego szyję, po czym oparłem głowę na jego ramieniu i wróciłem do oglądania filmu. Tym razem to jednak Marc postanowił mi "przeszkodzić".
Przybliżył się delikatnie i dotknął swoimi ustami moich. Tym razem nie zdziwił mnie tym pocałunkiem, tak jak ostatnio więc starałem się powoli go pogłębiać.
Nasze języki zaczęły finezyjnie splatać się ze sobą. Czułem się pewnie, gdy Marc jedną dłoń trzymał na dole moich pleców, zmniejszając co jakiś czas odległość między nami. Nasze ciała zaczęły się ze sobą stykać.
Jednocześnie odsunęliśmy się od siebie, gdy usłyszeliśmy krzyk Gali dobiegający z jej pokoju. Marc szybko wstał z kanapy i poszedł sprawdzić co się stało. Jak później się okazało Gala nie mogła zasnąć przez śniące jej się potwory więc Bartra musiał opowiedzieć jej bajkę na dobranoc i czekać, aż spokojnie zaśnie.
Korzystając z okazji, gdy byłem sam w salonie, postanowiłem zjeść ostatni kawałek pizzy.
Minęło dość sporo czasu a Marc dalej nie wracał. Postanowiłem sprawdzić dlaczego. Powoli otworzyłem drzwi do pokoju Gali, a to co tam zobaczyłem całkowicie mnie zaskoczyło i rozczuliło. Marc spokojnie spał z Galą w ramionach. Postanowiłem, że nie będę im przeszkadzać i wrócę do swojego domu.
Próbowałem cicho zamknąć drzwi jednak mi to nie wyszło. Drzwi skrzypnęły trochę za głośno, przez co Marc otworzył oczy. Zastanawiałem się, czy mam przeprosić za to, że go obudziłem, ale bałem się, że to też zrobię za głośno i Gala również się obudzi. Uśmiechnąłem się do Marca w sposób, który miał mu przekazać, że nie obudziłem go specjalnie.
Bartra powoli wstał z łóżka, starając się nie obudzić swojej córki. Pocałował ją w czoło i razem ze mną cicho wyszedł z pokoju.
- Pójdę już - powiedziałem przyciszonym głosem, obawiając się, że obudzę córkę Bartry, mimo, że byliśmy już poza jej pokojem.
Marc pokręcił przecząco głową i ziewnął. Gdy znowu znaleźliśmy się w salonie, chłopak od razu usiadł na kanapie i otworzył pudełko po pizzy. Zmarszczył brwi, gdy zauważył, że jest ono puste.
- Za to śpisz na podłodze, mój drogi - przetarł zaspane oczy i wygodnie rozłożył się na kanapie. Pomachał mi ręką, przekazując, że naprawdę mam spać na podłodze.
- No dzięki - prychnąłem.
- A no nie ma za co, polecam się na przyszłość.
Stałem obok kanapy i przyglądałem się Marcowi powstrzymując się od uśmiechu. Ciemnowłosy otworzył jedno oko i spojrzał na mnie, po czym przesunął się i zrobił miejsce na kanapie. Czekałem na jakikolwiek znak od niego.
- Durm, no chodź tu, głupku - parsknąłem śmiechem i położyłem się obok niego. Na szczęście Marc miał dość dużą kanapę, która była w stanie pomieścić nas dwóch.
Nawet nie zdążyłem pojąć, kiedy poczułem się zmęczony, a moje powieki stały się cięższe. Zasnąłem wtulony w ciało Marca, czując jego ciepło oraz zapach pizzy pomieszany z jego perfumami.
•••
ładne jpg durtry dla was o
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro