dla łucznika z Nikąd
Jak pięknym wydać się może upadający świat
Jak zwiewnym porażająca liczba śmiertelnych strat
I z krwi przeszłość zwycięska pustym celem ówczesnych samolubnych marzeń
Jak rozpraszającymi niewzburzone fale wydm
Jak patetycznym skrzętnie nut złożonych równy rytm
I choroba trudnego serca, głuchym łomotem witającym łgarstwo
Jak namacalnym cień, którego nigdy nie było
Jak jawnym tchnienie, co przed blaskiem winnych się kryło
I wyrok będący ogniem palonego w parze z wodą topionego
Absurdem jest ludzkie istnienie wbrew prawom porządku
Obłędem pedantyczna dusza wypalana we współczesnym wrzątku
Rozumem nie pojmiesz grzesznej rzeczy gdy ta wpadnie w twe objęcia
Upadkiem nie nazwiesz gruchotającego ciała kości zajęcia
I niczym jest twoje komiczne złudzenie
żeś jest na scenie marionetkarzem
Wiatrem nie jest nawet to nędzne mienie
Gdy najgorszym z osądów sam siebie ukarzesz
Spojrzysz więc
i dostrzeżesz milion drobnych gestów
Przymkniesz powieki
i tysiące kolejnych z ust Psyche manifestów
Gdzieś się podziejesz, nędzny podróżniku?
Gdzieś skryjesz, wzgardzony śmiertelniku?
Do Nikąd,
Nie wyrwiesz przecież strzały wraz z sercem,
Nie zwalczysz swej myśli materialnym mieczem
choćbyś rycerzem był niezgorszym od współczesnego nonkonformisty.
I w kwiecistym
tak miodowym słowie
zawiśniesz
jak diadem na bestialskiej głowie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro