Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1 Oneshot- (Jason, Bruce) Zaufanie, które nie sposób stracić.

 Zamówione przez: jula5541


Deszcz.

Wiatr.

Śnieg.

Dźwięki wystrzałów...

Kroków.

To jego jedyni towarzysze dzisiejszego patrolu...

A NIE STÓJ!!!

Są jeszcze jakieś random'y uzbrojone w karabiny! I kij wie co jeszcze!

Ku*wa. Ta walka z Jokerem jednak nie była za mądrą opcją... Jeśli dalej będę zap*erdalał w tą śnieżycę przemoczony do suchej nitki, przeziębię się i dostane w bonusie kazanie od" trójcy zmartwionych"- Dick, Bruce, Alfred.

Wzdycha.

Jakim cudem ktokolwiek chcę jeszcze pracować dla tego pojeba? Samobójcy? Masochiści? Sadomasochiści?  Zastraszył ich? Debile? Nie rozumieją, że on ich tak czy siak zabije? A może nie wiedzą? 

Wzdychanie lv. 2.

Bruce będzie zawiedziony... Kurwa, mogłem sobie dzisiaj odpuścić tego klauna dałna ale nie! Pobij się z nim i spierdalaj w podskokach, bo jego prywatny legion samobójców cię goni!

Dźwięk metalu, który przez ostatnie lata korodował w spokoju, a załamał się pod czyimś ciężarem... Wszystko działo się jak w zwolnionym tempie: huk, widok nieba przez dziurę w dachu stopniowo oddalający się, szczęk metalu, jakieś szmaty ze starej fabryki zasłon, ludzie Jokera zaglądający poprzez wyrwę... Wszystko to wydawało się być mało istotnymi szczegółami w porównaniu do śmiechu... Tego charakterystycznego śmiechu psychopaty nawiedzającego go w najgorszych sennych marach... Niespieszny stukot butów klauna... Śmiech nasilający się z każdą chwilą...

To są kurwa jakieś jaja!!!

- Well...

- Well... 

- Well...

- Look at this!!! 

- Nasz mały ptaszek wypadł z gniazda. Nikt ci nigdy nie mówił, że pisklak nie przetrwa poza gniazdem bez rodzica? Gdzie zgubiłeś Batman'a, Robin'ku?!

- Pamiętasz moją historię, którą ci kiedyś opowiadałem?

Cholera... Przez te jebane firanki mam ograniczone ruchy... Żeby przynajmniej tych patałachów tu nie było!!!

- Chłopcy- ups najmocniej przepraszam! Chłopcy i piękne panie czas na zabawę! Kto pierwszy ustrzeli tą podróbkę wziętą rodem z gangu motocyklistów?! Przekonajmy się!!!

Uzbrojeni klauni zaczęli się zbliżać z każdej strony. Naczelny pajac z kolei wyciągnął z rękawa płaszcza nóż kuchenny.

Ty jebany psycholu! Kurwa. Mam mroczki przed oczami... Masz racje zawiejo, choroby po zmartwychwstaniu to ja jeszcze nie miałem!!!

Strzały. Odgłosy walki. Panorama fabryki z powrotem zmieniła się na tą poprzednią.

Chyba im zwiałem. Każdy centymetr ciała mnie napierdala nie wspominając nawet o głowie. Walka z nim w tym stanie to głupota nawet ja to potrafię ogarnąć... Pomijając fakt, że już praktycznie nie mam broni poza nożem myśliwskim.

- Hej gdzie uciekasz?

Shit.

- Jeszcze nie skończyłem opowiadać.

- Ah te dzieciaki...

- Nigdy się nie nauczą słuchać!!!

Co do-? Sukinsyn. Kurwa rozciął mi bok.

Joker nagle przycisnął butem Jason'a do ziemi.

- Co nasz Rudzik ma mi do powiedzenia?

- S-s-

-Hmmm????????

- Sssssssssssspierdalaj!

Jason wyrywa się i ucieka.

Kurwa to żałosne. Eh... W sumie i tak jak na razie wystarczy mi oglądania jego mordy.


(30 min później)

Wjeżdża do jaskini. Odstawia motor.

Całe szczęście nikogo nie ma w posiadłości, nawet Alfreda.

Wzdychanie lv. 103.

Już wystarczająco nadszarpuje ich zaufanie... Nie zamierzam go tracić ponownie. Pomyślmy... Gdzie jest jakaś apteczka? Przydało by się coś do zszycia rany... Chociaż lepiej w moim stanie tego nie robić...

Tabletki... Tabletki... Tabletki... 

No huj by to zajebany strzelił!!! Do Pana wafla, hulajnogi i motylej nogi!!! Pierdolone onomatopeje!!! I weź tu człowieku czytaj te pierdolone etykiety!!! Diabeł je robił!!! Robione jakimś maczkiem szlaczkiem i huj wi jak małym ciulstwem!... 

Po głębszym przemyśleniu sytuacji... Jakim cudem ja w takim stanie dojechałem aż tutaj bez żadnej stłuczki?... Tego Jason się już raczej nie dowie...

Wzdychanie lv. expert.

Oczyszcza ranę oraz bandażuje ją dokładnie na miarę możliwości. Sprząta w" garażu". Powoli zamaszystym krokiem zmierza ku swemu pokojowi.

Ehh... Nie ma jak to swoje wyrko. El Dorado padniętych ludzi. Tylko dziękować temu kto je wymyślił.

CHWILA...

Jakim cudem ten klaun mnie wtedy jeszcze gonił skoro był chyba nawet gorzej poturbowany ode mnie?

...

No i mamy to ',3 Tylko jeszcze jakiś dodatkowy kocyk i można spać.

Głośne kichnięcie przeplatane kaszlem rozległo się w pokoju.

Jest źle... Kij może drugi raz nie zdechnę.

-Jason.

Kurwa. Serio?

Starszy przysiadłwszy na skraju materaca zeskanował zielonookiego bruneta wzrokiem.

-Jak się czujesz?

Idźźźźźźźźźźźźźźźźźźźźźźźźźźźź i dajjj spadźźźźźźźźź...

Bruce w związku z brakiem odpowiedzi położył rękę na zakrytym boku chłopaka w celu szturchnięcia. Jedak już w pierwszej fazie dalsze kroki uniemożliwiło syknięcie pełne bólu.

Wayne zmarszczył brwi rozświetlając pomieszczenie za pomocą lampki nocnej. Z lekkim użyciem siły odebrał poszkodowanemu jego okrycie rujnując utopię.

- Jestem zmęczony. Daj mi spać!...

Mroczny rycerz tracąc w zastraszającym tempie cierpliwość sam postanowił sprawdzić. Jednak zanim ponownie położył rękę na boku chłopaka jego uwagę przykuła stopniowo powiększająca się szkarłatna plama.

- Co robiłeś?

- Nie twoja sprawa.

- Odpowiedz.

- Odpowiadam.

- Zbywasz odpowiedź.

- Nie interesuj się!

- Idę po apteczkę. Mam szczerą nadzieję, że do tego czasu się namyślisz.

Cholera. Cholera. Cholera. Powiedzieć, milczeć, zmyślać?

Po chwili samotności granatowooki pojawił się z powrotem. Przez następne 20 minut jedynymi odgłosami dobiegającymi z pokoju były syki Tood'a i krótkie komendy opiekuna.

- Jason?

- ...

- Skoro nie masz mi nic do powiedzenia-

- Czekaj... Walczyłem dzisiaj z Jokerem...

- Dlaczego? Ile razy mam ci powtarzać, że to nic nie da?!

- Jak nic nie da?! Ten huj wreszcie by zdechł i nie zagrażał innym!

- Dobrze wiem, że chcesz się po prostu zemścić!

- Gówno wiesz i gówno rozumiesz! Mam wyjebane na tą "zemstę"! Ja- ja... Nie chce żeby ktoś jeszcze musiał przechodzić przez to co ja...

Zapadła ciężka cisza. Wayne nie mógł w prost uwierzyć, że po tylu miesiącach jego przybrany syn zaczął w końcu się stopniowo otwierać. I to jeszcze przed nim! Nie przed Alfredem, Dickiem czy choćby Barbarą! Wcześniej go nienawidził... Więc co się zmieniło?

- Czemu nie powiedziałeś od razu?

- A co to za przesłuchanie panie władzo?

- Nie zmieniaj tematu.

- ...

- Jason.

- Dobra. Nie chciałem stracić waszego zaufania... Znowu... Z resztą nie da się stracić czegoś czego się nie miało... Jakby nie patrzeć ładnie pokazałem jak bardzo można na mnie liczyć.

Batman uśmiechnął się, choć trochę smutno.

- To, że nie mogę ci zaufać nie znaczy ze przestane kochać i się martwić.

Zielonooki zaśmiał się głupkowato.

- Z jakiego to filmu?

- Bardzo zabawne. Dobranoc. Postaraj się nie wykrwawić do rana.

Zmierzwił mu włosy po czym wyłączył lampkę. Gdy już zamykał drzwi dobiegł go głos Red Hood'a.

- Ajaj kapitanie.

- Nie słyszałem.

- To idź do laryngologa!

No tego to się nie spodziewałem... Dzięki za poradę młody... Heh widocznie co syn to syn. Skubany wie jak se radzić z własnym ojcem.


#Damian

Normalnie nie wierzę, że to się udało... EHHH. Żebym ja jeszcze sobie tak umiał doradzać to by było pięknie.

Dobra idym z tego parapeta po tu zaraz zamarznę.

#assassinstalkerlv.profesional

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro