Poranna kawa
Jak codzień biegałem wokół stawu w Central Parku. Mimo iż jestem super-żołnierzem lubię dbać o swoją formę. Zawsze podczas biegania dużo myślę. Czasem po prostu tego potrzebuję.
Ten dzień wydawał się inny od poprzednich.
Lecz moja intuicja nigdy mnie nie zawiodła, więc i tym razem nie mogło by być inaczej.
Robiłem już szóste kółko. Znudzony bieganiem postanowiłem wrócić do Avengers Tower. Przy wyjściu z parku zderzyłem się z kimś i poleciałem na ziemię. Lecz szybko się podniosłem i wtedy (świnie zaczęły latać XD) zobaczyłem Ją. Była cała brudna od ziemi. A przynajmniej mam nadzieję, że to ziemia(XD). Była ubrana w strój do biegania, więc przyszła w tym samym celu co ja przedtem. Szybko podałem jej rękę żeby mogła wstać. Ona otrzepała się z brudu i zaczęła mnie przepraszać, że na mnie wpadła.
- Nic się nie stało- Odpowiedziałem.
- No dobrze, ale ja prawdę nie chciałam. Jestem Lucy Bane a ty ? -
jakie nietypowe imię. Bardzo ładne. Pasuje do jej wyglądu. Nietypowy jak ona.
- Steve Rodgers. Miło mi. Może w ramach zadość uczynienia pójdziemy na kawę ?
- Jeśli do tego będzie ciasto lub ciastko to z wielką chęcią.
- Zgoda. - wyciągnąłem w jej stronę ramię, które przyjęła. Po drodze do kawiarni dużo rozmawialiśmy o sobie i dogadywaliśmy się . W kawiarni zamówiliśmy po kawie i ciastku. Rozmowała długo się ciągnęła.
Przy płaceniu zaczęliśmy się kłócić kto zapłaci, ale ostatecznie zrobiłem to ja. Wymieniliśmy numerami i każde z nas ruszyło w swoją stronę.
Koniec.
Bardzo przepraszamy za tak długą nie obecność, obiecujemy, że to nadrobimy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro