Tafla Szkła
Uderzasz palcami o lodówkę, starając się zignorować pewne zdjęcie wiszące na niej. Jesteś zestresowana, jak zawsze przed piętnastą, gdy twój mąż ma wrócić z pracy. Dla uspokojenia starasz się ze wszystkich sił połączyć te same magnesy, jednak bezskutecznie. Niepowodzenie irytuje cię jeszcze bardziej ― przed oczami bowiem stają ci te wszystkie sceny, w których ci się nie udało i czy tego chcesz, czy nie, twój wzrok wędruje ku zdjęciu.
Pod naporem fali wspomnień z twojego oka wypływa pojedyncza łza i przyciągana przez grawitację spada po twoim policzku. Zdenerwowana ścierasz ją wierzchem dłoni i czym prędzej oddalasz się od tego, co powoduje ból. Podchodzisz do stołu, gdzie nakryty czeka, aż razem z mężem do niego zasiądziecie. Kolejny raz poprawiasz leżące przy talerzach sztućce, upewniając się, że na pewno są równe. Przyglądasz się kieliszkom i gdy na jednym z nich zauważasz skazę, kierujesz się do kuchni po ścierkę, aby go wypolerować. Kiedy szkło lśni już idealnie, tak jak lubisz, odkładasz kieliszek na stół w jadalni i czekasz przy oknie,obserwując podjazd. Twoje spojrzenie wędruje ku ogrodowi, który mimo tego, że tak starannie go pielęgnujesz nie jest tak piękny,jak ten przy domku nad jeziorem. Ale nie żałujesz ani dawnego domu, ani ogrodu. Czujesz nienawiść do tamtego przeklętego miejsca i wszystkiego, co z nim związane. Uciekasz myślami od kwitnących hortensji i powracasz do rzeczywistości, gdzie znów wybijasz palcami rytm, gdyż to pomaga ci się uspokoić. Spóźnia się jak zawsze. Przestajesz się denerwować, ale teraz zalewa cię ślepa nienawiść. Od dawna wiesz, że znalazł sobie kogoś innego na twoje miejsce, już nie jesteś dla niego najważniejsza. Tak wiele czasu minęło od chwili, gdy nosiłaś na swojej skroni biały welon. Chciałabyś przenieść się w czasie i znowu być taka, jaką byłaś w dniu swojego wesela. Chciałabyś znowu być tą naj- w pozytywnym znaczeniu. Nie najbardziej przepełnioną goryczą, ale tą najbardziej radosną, najbardziej zadowoloną z życia.Twoje życie rozpadło się na kawałki jesiennego popołudnia w ciągu kilku sekund. Zamilkł wtedy śmiech dziecka, a wraz ze śmiechem zniknęła chęć do wszystkiego, co kiedyś sprawiało ci przyjemność. Chciałabyś skrzywdzić, poćwiartować, zniszczyć osobę, której jest to winą. Odebrać wszystko to, co jest mu drogie, by cierpiał tak jak ty.Ale wiesz, że nie możesz tego uczynić z więcej niż jednego powodu. I przede wszystkim dlatego, że dla winnego świat też w pewnym stopniu skończył się, gdy rozległ się głośny plusk wody, a śmiech dziecka zamilkł.Kolejny raz podgrzewasz obiad na piecu, kiedy słyszysz samochód wjeżdżający na podjazd. A więc już przyjechał. Zastanawiasz się, gdzie był, niosąc ciepły posiłek do jadalni. „Która to była tym razem?", myślisz. „Ta blondynka Martyna, koleżanka z pracy, czy może inna, młodsza zdzira?" Następnie kierujesz się do kuchni i myjesz ręce. Wycierasz je papierowym ręcznikiem, po czym, powtarzasz tę samą czynność jeszcze dwa razy. Tak jak trzeba. Gdy słyszysz klucz przekręcający mechanizm zamaka w drzwiach, przybierasz na twarz maskę radosnej żony. W duchu jednak czujesz się rozdarta pomiędzy zachowywaniem pozorów a wyrzuceniem z siebie całej prawdy.-Cześć, kochanie! - słyszysz jego głos, który budzi w tobie negatywne uczucia, a denerwuje cię tym bardziej że nie ma w nim ani krzty poczucia winy.-Cześć skarbie – odpowiadasz tak słodko, jak tylko potrafisz. -Jak było w pracy?-Szef znów nie zaproponował mi podwyżki – mówi. Znów śmie bezczelnie kłamać. Tłumisz w sobie negatywne uczucia i znów stajesz się dla niego zwykłą partnerką.― Przygotowałam pieczeń na obiad. Chodźmy jeść, zanim znów wystygnie.-To powiedziawszy ruszasz do jadalni, raz tylko oglądając się za siebie.-No tak, przepraszam za spóźnienie, mieliśmy dużo pracy-tłumaczy się, słysząc nutkę zarzutu w twoim głosie. „Tak, oczywiście ci wierzę", myślisz z przekąsem, ale czujesz zadowolenie z powodu jego skrępowania. A to jest dla ciebie wystarczającym dowodem na to, że nie jest z tobą szczery.Posiłek zjadacie w milczeniu, czasem tylko rzucając jakąś lakoniczną uwagę, która nie wymaga zbytniego angażowania się emocjonalnie. Ciszę wypełnia brzdęk sztućców i naczyń. Kiedy już kończycie Adam, twój mąż jak zwykle idzie oglądać telewizję. Zostawia cię samą, z całym bałaganem. Ale nic nie mówisz, wykonujesz wszystkie obowiązki jak zazwyczaj, ponieważ nie chcesz, aby czegokolwiek się domyślił. Wiesz, że dzisiaj wszystko się zmieni. Wszystko jest teoretycznie jak zawsze. Każdy sztuciec zgodnie z twoją manią idzie na odpowiednie miejsce, jest dokładnie ułożony.Robisz to, by udowodnić, że możesz jakoś przetrwać ten bałagan w życiu, ale nie umyka twojej uwadze, że tylko jednego srebrnego noża do mięsa, tego, który dostałaś wraz z kompletem innych, od swoich teściów na którąś z rocznic, nie odkładasz ani do zmywarki, ani do zlewu.Gdy wpatrujesz się w niego, jesteś stuprocentowo pewna, że życie jest w istocie pełne ironii. Powinnaś odłożyć go, pozbyć się tego cichego szeptu w głowie. Kilka sekund i znowu twoje życie może się zmienić. Tym razem nie za sprawą głębokiego jeziora; winnym będzie nóż. Machinalnie spoglądasz na zdjęcie zawieszone na lodówce.Choćbyś nie wiem, jak chciała,czasu nie cofniesz, a śmiech dziecka nie rozbrzmieje ponownie. Próbujesz skupić się na książce, którą czytasz, ale dźwięki meczu zakłócają twój spokój. Masz dosyć ciągnięcia tego przedstawienia. To nie ma sensu, nudna sztuka zawsze będzie tylko nudną sztuką. Masz zamiar ją zakończyć. Czas na niespodziewany zwrot akcji, myślisz. Zrobisz to, co krąży ci po głowie już od dłuższego czasu. Będziesz postępować według planu, który zrodził się w twojej głowie już w tym momencie, gdy maleńka stopka opadła na dno, kiedy minął ostatni oddech najważniejszej osoby w twoim życiu.- Czy mógłbyś ściszyć ten cholerny telewizor? - pytasz. Nie dodajesz „skarbie", nie silisz się na miły ton. Jesteś wściekła i to okazujesz.- Ale, kochanie, oglądam mecz – śmie odpowiedzieć. Bezczelnie cię prowokuje. Twoje myśli bezwiednie dryfują ku srebrnemu kompletowi od teściów i jednemu ze srebrnych noży, nadal leżącemu na blacie.-Wiem, że oglądasz – mówisz, szczególnie akcentując pierwsze słowo. Chcesz powiedzieć coś jeszcze, ale wstajesz i kierujesz się w stronę schodów na piętro. Boisz się, że gdy powiesz coś jeszcze twój plan,wyjdzie na jaw i, kolejny raz, wszystko się posypie. Stawiasz stopy na stopniach, pierwszym, drugim, trzecim, a na czwartym odwracasz się, aby cisnąć w niego książką. Nie trafiasz, ale wystarcza ci, że widzisz jego zdumione spojrzenie wbite w twoją twarz. Spojrzenie, które mówi „kim jesteś?".I w momencie, gdy słyszysz szelest kartek i głuchy plask, wiesz dobrze, co zrobisz. Niech zaśnie spokojnie, niech śni swój ostatni sen, o Martynie lub innej dziwce. A kiedy się obudzi, powita go piekło, gdzie będzie się smażył do końca świata.Chłód srebrnego noża dodaje ci absurdalnej odwagi. Już nawet nie silisz się na zachowanie, choć najmniejszych pozorów, takich, które dotychczas trzymały cię w miarę normalnym stanie ― książkę rzuciłaś na podłogę.Nie masz powodów, by ją podnieść, porządek i ład zniknęły dawno z twojego życia. Zaczynasz się śmiać ― nie wiesz, czy to śmiech histeryczny, pełen smutku czy raczej radości. W napadzie szczęścia, a może gniewu, wywracasz stolik.Z miłym uczuciem patrzysz, jak jego szklany blat rozbija się na małe, drobne kawałeczki. W tych odłamkach rozpoznajesz swoje życie, widok szkła idealnie je odzwierciedla ― tamten kawałek, rozbity na drobny mak to twoje małżeństwo, zniszczone przez dziwki, z którymi Adam śmiał cię zdradzać. Ten drugi to radość z życia ― ją zniszczyło jezioro, twój głupi mąż i fakt, że Staś utonął,zanim ktokolwiek zdołał zareagować. Cała tafla to ty, a teraz idealnie oddaje fakt, jak wygląda twoje życie.By dopełnić obrazu zniszczenia, bierzesz doniczkę z hortensjami i rzucasz ją na rozbity stolik. Z przyjemnością patrzysz, jak rozbija się, a ziemia wysypuje się na dotychczas idealnie czysty dywan. Wreszcie twój dom jest odbiciem twojego stanu ― psychicznego i fizycznego.Zaniepokojony Adam, którego dźwięk tłuczonego szkła oderwał od meczu, wygląda z salonu, a na jego twarzy widać troskę.Pewnie tak patrzy na te swoje dziwki, gdy przypadkiem zatną się w palec.- Madziu, wszystko w porządku? – pyta, jakby był największym idiotą na świecie. Nie, oczywiście, że nie jest w porządku, chcesz powiedzieć, ale nie mówisz. Zamiast tego chwytasz wazon, jakiś beznadziejny, kolejny porcelanowy prezent od teściowej i ciskasz nim w swojego męża, w tego pacana, który zniszczył twoje życie. - Nie! – wołasz, wypuszczając pocisk. Robi unik, a delikatna porcelana rozbija się na ścianie,rozsypując wokół okruchy szkła. Łapiesz kolejne pociski i rzucasz nimi bez zastanowienia, zaślepiona wściekłością nie trafiasz, ale wszechobecne szkło nie pozwala twojemu mężowi podejść do ciebie. - Nic nie jest w porządku! Nie rozumiesz, że wszystko zniszczyłeś? Śmierć Stasia to twoja wina! Przez ciebie utonął!-Madziu, proszę – woła przerażony, ale ty nic sobie nie robisz z jego żałosnej miny. Kiedy w szafce kończą się szklanki i nie masz już czym rzucać, ze srebrnym nożem w ręce podbiegasz do tego idioty. Do mordercy, który zabił małe, niewinne dziecko, twojego synka.Szklane odłamki przebijają twoją skórę i zagłębiają się z łatwością w podeszwy stóp. Na drewnianych panelach pozostają ślady twojej krwi, ale nie zwracasz na to uwagi. Biegniesz pobudzona adrenaliną. Pragniesz przebić tym, żałosnym nożem tego ograniczonego człowieka, który udaje, że nic się nie stało, podczas gdy jego syn gnije pod ziemią, w taniej trumnie, pod nagrobkiem z wyrytym marnym epitafium. Chcesz poczuć, jak metal przebija jego wnętrzności, wątrobę, śledzionę, nie ważne, wszystko po kolei.- Kochanie proszę, uspokój się! Nie jesteś sobą. Proszę cię, odłóż ten nóż. – Po chwili dołącza do krwawego tańca, manewrując pomiędzy tym, co dawniej było luksusowym kompletem szklanek. Wypowiada nic nieznaczące słowa, które mają cię uspokoić, ale z jakiegoś powodu jeszcze bardziej pobudzają twoją nienawiść.Przez chwilę tańczycie, spleceni w uścisku krwawego menueta, gdzie muzyką są twoje krzyki i wyzwiska oraz jego spokojne słowa. Osobliwe legato waszych głosów.Obejmuje twoje ramiona, wykręcając nadgarstek, nóż ląduje na podłodze. On usiłuje cię uspokoić, a ty posyłasz w jego stronę kolejne szewskie wiązanki. Trzęsiesz się, zarówno ze złości, jak i z rozpaczy. Szloch powoduje kompulsywne drgania twojego ciała, a łzy spływają potokami po policzkach. Nie wyczuwasz bólu, który zadają ci tysiące drobnych ranek ociekających krwią. W szamotaninie nie odczuwasz nic.Padacie na ziemię i siłujecie się na podłodze, ciężar jego ciała przygniata cię i obezwładnia jak kaftan bezpieczeństwa. Czujesz gorzki smak przegranej. Zamykasz oczy, chcąc odlecieć w błogostan, lecz nagła kotwica przybija cię do rzeczywistości -jego głos. Głos potwora.- Magdaleno. – Cichym szeptem wymawia tylko twoje imię. Ale to wystarcza. Jedno słowo, które przeszło przez jego wargi przelało szalę. W ostatnim porywie desperacji napędzana ślepą nienawiścią rzucasz się w stronę swojej opoki. Chłodny metal wypełnia twoje dłonie, a w następnej chwili przebija jego klatkę piersiową.Leżysz pośród szklistych odłamków, w kałuży krwi — własnej i Adama. Twój mąż drga jeszcze konwulsyjnie, gdy jego ciało wydaje ostatnie tchnienie. Niech ginie w piekle za to, co zrobił. Gdyby obserwował dziecko tak, jak powinien, ta sytuacja nigdy nie miałaby miejsca. Może w innej rzeczywistości, w alternatywnym wymiarze siedzi teraz szczęśliwa rodzina, Adam, Staś i Magdalena, a powietrze wypełniają radosne dźwięki dziecięcego śmiechu. Ale nie tutaj.W tym świecie leżysz na posadzce, wypełniając swoją ostatnią obietnicę. „Wrócę do ciebie, Stasiu. Przyrzekam", myślisz, a z daleka zbliża się do ciebie radosne powitanie. „Wrócę do ciebie".
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro