Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Do Urszuli

Autorstwa: mrspowerless i WilkorDilewolf


Możesz nie pamiętać. To nie były te same czasy, co dziś. Wynajmowaliśmy zawsze ten sam domek u, już wtedy, starej Gieńki i przez całe dnie siedzieliśmy na plaży. Zawsze wszyscy wyglądaliśmy jak raki – spaleni, czerwoni i wymęczeni. Byliśmy jednak szczęśliwi. Prawdopodobnie. Śmiem twierdzić, że byłaś dość kapryśnym dzieckiem i mało co ci pasowało. Kiedy jednak na twojej twarzyczce malował się uśmiech, zapominało się o twoich wcześniejszych wybrykach.

Gdy w maju siedemdziesiątego szóstego przyprowadziłaś do domu swojego, jak to wówczas określiłaś, kolegę, mówiąc, że macie do nauki geometrię, musiałem iść się napić. Pomyślałem w ten dzień: ,,Moja kruszynka dorasta." i najnormalniej w świecie ryczałem pół nocy. A to była sama obłuda i przerysowanie! Teraz wiem, że udawałaś. Wiem, że kłamałaś. Prawdę rzec, dowiedziałem się parę dni po tym. Podobno zapłaciłaś tamtemu szczylowi tylko i wyłącznie po to, abym zaczął traktować Cię jak dorosłą. Ale powiedz mi, Urszulko, czy taka byłaś? Patrząc na twoje warkoczyki, przypominałem sobie czas, kiedy twoja matka uczyła mnie ich zaplatania na twoich włosach. Kiedy zaś na twoich polikach malowały się rumieńce, widziałem cię jako trzyletnią rozrabiakę siedzącą w piasku. Dla mnie zawsze byłaś tylko moją małą córeczką, o czym przekonałaś się dopiero parę lat później. Wiele razy o tym myślałem. Zawsze miałaś dobre oceny w szkole, dużą frekwencję, byłaś ambitna, ale... ale jednego mi brakowało – byłaś samotna. Odrzucałaś każdego nowo poznanego chłopaka, każdą dziewczynę, nie przywiązywałaś się do nikogo. Zapominałaś kolegów z przedszkola, z podstawówki, z liceum. Jako piękna dziewczyna wykorzystywałaś zadurzonych w Tobie młodzieńców do własnych celów. Pewnego razu w podstawówce kazałaś jednemu iść ze sobą na szkolny strych, nigdy mnie to jakoś specjalnie nie interesowało.Teraz wiem, że charakter odziedziczyłaś po dziadku – mój ojciec był taki sam, też lubił manipulować płcią przeciwną i był również szczególnie obdarzony przez naturę. Nigdy nie miałaś przyjaciół aż do tego pamiętnego dnia. Wracałaś ze szkoły. Nagle jakiś wariat wjechał na chodnik. To były milimetry od Ciebie. Wtedy jakiś chłopak wyskoczył i odepchnął Cię, sam łamiąc sobie nogę. Byłaś mu wdzięczna i odwiedzałaś go często w szpitalu. Tak mijały kolejne lata. Zdałaś maturę i poszłaś na studia do Warszawy, o ile jeszcze mnie pamięć nie myli, to były studia lekarskie. No tak, teraz jesteś lekarzem i gdyby nie Ty, pewnie nie zdążyłbym napisać tego listu. Wreszcie w osiemdziesiątym siódmym wróciłaś do domu, niestety z dodatkowym bagażem. Mam tu na myśli obcego faceta, którego przedstawiłaś mi jako swojego narzeczonego. Jakimś cudem nie udusiłem go na wejściu. Nie wyglądał jak ktoś, kto da radę ochronić moją małą Urszulkę. Mimo to dałem mu szansę – pierwszą i ostatnią. Dzisiaj, kiedy was widzę, jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Jesteście jak woda i ogień. Nie łączy was nic, prócz wielkiej miłości. Czy jednak potrzebujecie czegoś więcej? Ile to razy przychodziłaś do mnie zapłakana, mówiąc, że między wami wszystko skończone? Ile to razy ocierałem twoje łzy, gdy się kłóciliście? Wy jednak jesteście niezwyciężeni. Pracowaliście na to, co teraz macie latami. Niestrudzenie walczyliście o każdą Waszą wspólną chwilę, co robicie do dzisiaj. Nawet w chwili, gdy okazało się, że nie możecie mieć dzieci, a ja wnuków, nie poddaliście się. Nigdy tego nie zrobiliście. Uczucie, które was połączyło, było silniejsze od jakiejkolwiek rzeczy na tym świecie. Nie obraź się na mnie, kochana, ale czasami dopadają mnie refleksyjne myśli – czy przetrwałabyś tutaj sama? Bez niego? Wiem, że jesteś jak twoja matka. Samowystarczalna i niezależna, ale wcale nie musisz tego robić. Urszulo, zapamiętaj me słowa, tak, jak je teraz spiszę: jeśli ktoś oferuje ci pomoc, przyjmij ją i uśmiechnij się najpiękniej, jak potrafisz. Nic na tym nie stracisz, a jedynie zyskasz. Aż wreszcie się tych wnuków doczekałem w dwutysięcznym. Koniec świata miał być, a tu dwa nowe życia. Dzisiaj wasze dzieci po siedemnaście lat mają. Pierwszy był Edward, naprawdę lepszych imion chyba wtedy nie było. Ciemne włosy miał po matce i brązowe oczy po ojcu. Silny chłop, nie tak jak dziadek, to znaczy ja, ale silny. Druga urodziła się Elwira. Piękna dziewczynka po matce, ale włosy rude, przynajmniej oczy miała po mnie. Dorosły te dzieciaki. Pamiętam, jak braliście mnie na wycieczki z nimi. Raz nad morze, innym razem w góry. Biegały wesołe. Później dojrzały i nie chciały zadawać się z dziadkiem. Wolały chodzić z kolegami i umawiać się z płcią przeciwną. Możesz im teraz powiedzieć, że zmarnowały najlepszy czas, kiedy mogły poznać dziadka. Daj im za to szlaban. I powiedz, że to od dziadka. Nigdy nie sądziłem, że zrobię coś tak szalonego, jak napisanie pożegnalnego listu, ale jak widać nawet ktoś tak stary i zgorzkniały jak ja może pozwolić sobie na chwilę absurdu. Mam do Ciebie, w zasadzie Was, jeszcze jedną, już naprawdę ostatnią prośbę. Bądźcie dobrymi, a nawet lepszymi ludźmi niż możecie. Pomagajcie, szanujcie siebie nawzajem i każdego napotkanego przez was człowieka i po prostu odnajdujcie radość w każdej nawet najsmutniejszej rzeczy. Choćby jak ta tutaj. Kochałem Was, kocham i będę kochać już zawsze. Głęboko wierzę w to, że spotkamy się jeszcze nie raz w tym innym świecie. Może nawet lepszym niż ten. Na zawsze z Tobą i Wami, Zbigniew.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro

Tags: