Asystent Śmierci
I miejsce w konkursie
Autorzy: RegiusCorvus i fragilejinx
– Czas zgonu – powiedział lekarz, zwracając się przy tym twarzą do anestezjologa. – Godzina 14:04.
Piotr Radwański stanął nad swoim ciałem z mieszaniną lęku i zniesmaczenia na widok ogromnej dziury w brzuchu, którą chirurdzy dopiero zaczynali zszywać. Widok ten nie był makabryczny. Pracował od dwudziestu lat na budowach i krew stanowiła tam widok całkowicie normalny. Ktoś wbił sobie gwoździa w rękę? Kogoś kopnął prąd? Jeszcze inny spadł z dachu? Nic nowego. Ludzie przeżywali większe wypadki.On natomiast odszedł na stole operacyjnym i nie czuł się z tym komfortowo. Właściwie, poza swoimi myślami, w ogóle nie czuł. Popadł w stan otępienia, które kojarzyło mu się z byciem pod wodą.– No, panie Radwański, coś strasznie długo konaliśmy. Myśli pan, że mam cały dzień? Doprawdy, egoizm to największa zaraza dwudziestego pierwszego wieku.Budowlaniec podskoczył w miejscu, czując czyjąś zimną dłoń zaciskającą się na jego ramieniu. Zerknął za siebie, oczekując kostuchy w szarym habicie i... przeżył (choć to akurat nijak miało się do jego stanu) szok.Jego oczom bowiem ukazał się mężczyzna w średnim wieku ubrany w czarny prochowiec. Chwilę przyglądał się Piotrowi i już otworzył usta, żeby powiedzieć coś jeszcze, gdy w przestrzeni rozbrzmiała piosenka "Don't Worry Be Happy", a mężczyzna z kieszeni płaszcza wyciągnął komórkę.– Co do... – wydukał Radwański, widząc nieznajomego najzwyczajniej w świecie odbierającego telefon.– Co znowu? – Jego ton głosu sugerował znudzenie. – A co ja ci na to poradzę? Nie mogę znów wykonywać roboty za ciebie... Nie, nie bardzo mam czas, dużo ludzi dzisiaj umrze, a tutaj pan się trochę ociągał... Dobrze, dobrze, nie krzycz już. Niedługo. – Nie czekając na odpowiedź rozmówcy wsunął telefon do kieszeni i westchnął ciężko. – Pospieszmy się, mój stażysta znów ma problem.– Stażysta? – powtórzył tylko Piotr. Nie doczekał się odpowiedzi, ponieważ Śmierć, którą był mężczyzna w płaszczu, odesłał go do Zaświatów dosłownie jednym, niedbałym machnięciem ręki, po czym ponownie westchnął.– Młodzi... Nigdy się nie nauczą – mruknął sam do siebie, przenosząc się do jedynego podwładnego, którym od niedawna dysponował.Gdyby ktoś kazał Śmierci odejść na emeryturę, ten zgodziłby się bez wahania. Jego praca była niewdzięczna. Nikt nigdy nie cieszył się na jego widok, bo nawet samobójcy okazywali się mniej skorzy do odejścia z własnego świata, nikt mu nie dziękował, nie gratulował wyrobienia normy, nie uśmiechał się... Nie doceniali nawet cynicznego poczucia humoru! W dodatku samo biuro pozostawiało wiele do życzenia. Nie były to Hawaje. Ciemne wnętrze działało nostalgicznie na Śmierć i kojarzyło mu się z nocą, a zgonów podczas snu nie lubił najbardziej.Kolejnym powodem z listy „Dlaczego bycie mną to utrapienie?" okazywała się kłopotliwa kwestia jego płci. Reakcje śmiertelników nie zmieniały się na przestrzeni tysiącleci. Niezmiennie oczekiwano kobiety z kosą i czaszką zamiast głowy. Zdarzyło mu się również nawet kilka dyskusji na temat tego, dlaczego śmierć nie powinna być osobą, a jakąś bezkształtną masą, której płci nie można było określić.Minął duży hol, udając się do gabinetu swojego asystenta. Jego pojawienie się było niespodzianką. Śmierć nigdy nie narzekał na brak sekretarki. Ostatecznie nikt do niego nie dzwonił, nie umawiał się na spotkania, nie zapraszał na herbatę... Przyzwyczaił się do pracy w roli samotnego strzelca, choć musiał przyznać, że miło było mieć towarzysza w niedoli.– Niech zgadnę... – zaczął Śmierć, wchodząc do pomieszczenia bez pukania. – Ktoś znowu cię wyśmiał?– A jakżeby inaczej? – odparł z goryczą Kostek, jak Śmierć lubił go przezywać. – Nikt nie bierze na poważnie dzieciaka oznajmiającego, że się umarło...– Oni nigdy nie stwierdzą: "Ej, w sumie to właśnie tak wyobrażałem sobie śmierć" – wyjaśnił cierpliwie. – Zawsze będą narzekać i wybrzydzać, a dzieciaki trzeciego tysiąclecia biją w tym swoich przodków na głowę.– Aha, czyli zrzuciłeś na mnie najtrudniejszą działkę? – Prychnął Kostek z irytacją.– Po prostu zajmujesz się nowym typem śmierci. Pomyśl sobie, że robisz specjalizację, jak lekarz.– Tak się składa, że zawsze byłem humanistą...Śmierć tylko przewrócił oczami, po czym poklepał stażystę po ramieniu.– To akurat nie ma nic do rzeczy. A teraz prowadź do tego bachora, bo przecież chyba dzwoniłeś po to, żebym ci z nim pomógł.– Bachor, bachor... Jest niewiele młodsza ode mnie.– Zobaczymy, co powiesz w moim wieku – skomentował Śmierć.Kostek wywrócił oczami na te słowa, którymi Śmierć uwielbiał kończyć wszelkie ich kłótnie i dyskusje. Nie chcąc wdawać się w głębszą rozmowę, przeniósł ich do pokoju dziewczyny, którą mieli odwiedzić. Był on urządzony w sposób, którego nie rozumiał. Nie potrafił pojąć, dlaczego dziewczyny miały taką niezdrową obsesję na punkcie białych mebli i różowych ścian. To było kolejne miejsce w tym miesiącu o takiej właśnie kolorystyce.Dziewczyna, która mieszkała w pokoju, leżała akurat na łóżku, wpatrując się w ekran laptopa z uśmiechem. Była w drugiej klasie gimnazjum i opuściła dzisiaj kolejny dzień szkoły z powodu serialu. Oglądała jego odcinki do piątej, a rodzicom oczywiście powiedziała, że jest chora. Powielała znany mu doskonale schemat.– To tragiczne – powiedział Śmierć, wpatrując się w nastolatkę. – Nigdy nie pomyślałbym, że ludzie zaczną umierać w tak żałosny sposób.Kostek skinął niepewnie głową, bojąc się odezwać. Za kilka sekund Natalia Bielicka miała ich zauważyć, a on nie mógł przestać odczuwać litości. Każdy raz wydawał mu się gorszy od poprzedniego.Śmierć podszedł do łóżka i położył dłoń na ramieniu dziewczyny. Poderwała się ku górze, otwierając usta. Jasny sygnał świadczący o chęci krzyku.– Witam – przywitał się z lekkim uśmiechem. – Jestem Śmierć i przyszedłem cię zabić.Dziewczyna chwilę siedziała tak z szeroko otwartymi ustami, jakby niezdolna do wydania jakiegokolwiek dźwięku. Jej wzrok wędrował od Śmierci do Kostka i z powrotem, przy czym na widok młodszego z mrocznych kosiarzy uniosła brwi z cieniem rozbawienia.– Tak, wiem, to lekki szok – kontynuował Śmierć, niezmiennie znudzony. – Przecież żaden z nas jak śmierć nie wygląda i w ogóle... Nic ci na to nie poradzę, moja droga. Nic też nie poradzę, że sama sobie zafundowałaś ten los.– Czy jestem może bohaterką odcinka Supernatural? – spytała w końcu, a z jej oczu zaczęło bić podekscytowanie całą sytuacją. – Jaką odegram rolę? Czy bracia mnie uratują?Kostek ukrył twarz w dłoniach. Sam był młody i mówił wiele głupot, ale aż tak wypranego mózgu jeszcze nie miał. Śmierć z kolei pokręcił głową z politowaniem.– Ach ta dzisiejsza młodzież... – Westchnął, po czym na jego bladą twarz wstąpił nikły uśmiech. – W tym tempie to rozwiążą problem przeludnienia na świecie.– Przeludnienia? A nie mamy przypadkiem kryzysu demograficznego?– Zamilknij, Kostek. Po prostu zamilknij – poprosił Śmierć, skupiając się ponownie na Natalii. – Widzisz, kochana, przez tysiące lat ludzkość szła na przód. Pragnęliście więcej, niż wam się należało. Więcej, więcej, więcej... i ciągle dostajecie więcej. Straciliście umiar. Straciliście z oczu to, co jest najważniejsze. Życie. Skoro wszystko ewoluuje, dlaczego śmierć ma stać w miejscu?– Nie rozumiem – szepnęła dziewczyna przestraszona.Śmierć zaśmiał się ironicznie.– Nie spodziewałem się czegoś innego.Wyciągnął rękę i przytrzymując Natalię za ramię, położył dłoń na jej oczach. Trwało to za ledwie kilka sekund. Gdy odsunął się na bok, ciało dziewczyny opadło na łóżko jak szmaciana marionetka, której odcięto sznurki. Gdy wstanie, uzna, że należała jej się drzemka. Nie będzie pamiętała Śmierci i Kostka. Nie będzie czuła się inaczej, bo nie żyła już od dawna. Teraz postawili kropkę nad i. Teraz było to oficjalne. Teraz żyła bez duszy, choć jej serce nadal biło. A czy w takim razie żyła? Nie, ona tylko egzystowała.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro