Jordan Parrish
- jezu Stiles, przecież nic mi się nie stanie - jęknełam sfrustrowana na jego nadopiekuńczość.
Patrzyłam na niego z frustracją, determinacją i nie mą prośbą, choć i tak zamierzałam pójść bez jego zgody. Jestem pełnoletnia więc, nie może mi zabronić, choć on usilnie chce to robić, próbując mnie uchronić od wszystkiego i prawie wszystkich, ale nie wie jednej konkretnej rzeczy o mnie... Nikt nie wie... I nikt się nie dowie...
Znam całą prawdę o Scottcie (?) i całej reszcie, nie na darmo przecież na nazwisko mam Stiliński.
Wystarczyło trochę za nimi pochodzić nie zauważona, poszperać w ich rzeczach i już wiedziałam bardzo dużo. Przeciętny człowiek nie zauważył by różnicy w ich zachowaniu czy w czymkolwiek innym, ale mnie nie przechytrzą. Myślą że jestem jakaś głupia, że nie widzę ich dziwnego zachowania i ciągłego znikania nie wiadomo gdzie.
Ciągle okłamują mnie w żywe oczy, a ja nienawidzę kłamstw. Z każdym ich kolejnym kłamstwem przestałam im coraz bardziej ufać i wierzyć w ich słowa. Nie zamierzam im powiedzieć że wiem kim są, już nie zamierzam im nic mówić.
- przestań Stiles, i tak pójdę czy ci się to podoba czy nie - warknełam na odchodne i ruszyłam do swojego pokoju. Stiles jeszcze coś za mną krzyczał, ale ja już go w ogóle nie słuchałam. Co mnie to obchodzi że jakieś wilki (kolejne kłamstwo) biegają po lesie i są niebezpieczne. Przecież wiem że to wilkołak lata po lesie, lecz z jednym napewno nie kłamali, on jest niebezpieczny. Ale ja się nie bałam, przecież nie jestem człowiekiem i potrafię się obronić.
Będąc w pokoju szybko zaczęłam pakować podręczny plecak. Trochę jedzenia i ciepła herbata w termos.
Spakowałam również ubranie na zmianę, telefon, słuchawki oraz power bank.
Gdy nastał już wieczór, a Stiles oczywiście już 3 godziny temu wybył znowu dając głupią wymówkę, zabrałam swój plecak, do jadłam kanapkę i ruszyłam w stronę lasu. Zamierzałam przenocować w tym lesie, właściwie już od dawna mnie tam ciągnęło i dzisiaj zamierzałam pójść za intuicją i tą dziwną siłą.
Time skip
Po kilku lub kilkunastu minutach dotarłam do jakiegoś dużego pnia.
Wydawał się zwykłym pniem po prostu, ale jednak czułam od niego bardzo potężną magię i siłę. Poczułam że muszę uklęknąć i tak też zrobiłam. Może wydawać się to głupie że kłaniam się jakiemuś pniu, ale nie dla mnie. Ja oddawałam mu szacunek.
Po chwili poczułam jak jakaś silna energia uderza we mnie, nie poczułam bólu lecz więcej siły i mocy, naprawdę dużo więcej, ale wiedziałam że muszę to sama odkryć z czasem.
Usiadłam na ziemi koło pnia i starałam się oswoić z rozpierającą mnie siłą i czymś nieznanym mi jeszcze. Wtem po kilkunastu minutach usłyszałam jakiś szelest z mojej prawej, i po chwili kolejny i kolejny. Zbliżał się coraz bardziej. Szybko wstałam, ale od razu tego pożałowałam, poczułam jak robi mi się strasznie słabo i przed oczami zaczynają mi tańczyć mroczki, na szczęście udało mi się to opanować.
Stanęłam w pozycji obronnej mimo że czułam się ciągle słabo ponieważ ta energia czy moc ciągle była we mnie i próbowała się ustabilizować.
Po chwili wreszcie się doczekałam, z osłony drzew i krzaków wyszedł jakiś facet, całkiem przystojny. Nie, nie myśl o tym teraz, to może być ten wilkołak. Gdy to sobie uświadomiłam jeszcze bardziej napięłam mięśnie i pilnowałam się, by jakoś trzymać się na nogach i obserwować go ciągle.
- ty! Kim jesteś?! - warknełam na niego, jak się tu znalazł...
- mogę cię zapytać o to samo - odpowiedział. Głos też ma niezły...
Zaczął podchodzić, on ewidentnie się nie bał, lecz ja się bałam. Jeśli to ten wilkołak to już po mnie.
Po chwili stanął niedaleko mnie i nic nie robił tylko mnie obserwował. Ja też zaczęłam go skanować wzrokiem, naprawdę przystojny, ale nadal nie wiem kim jest i co tu robi...
- jak tu dotarłeś? - zaczęłam, a on skierował wzrok na moją twarz
- to moja sprawa, a ty jak? - zapytał, był spokojny, może on nie jest to wilkołakiem, bo gdyby był to bym już nie żyła.
- za intuicją i siłą.. - mruknełam cicho. Stałam jeszcze tak chwile i po kilku sekundach zobaczyłam ciemność. Ostatnie co poczułam to silne męskie ramiona chroniące mnie od upadku.
Time skip
Obudziłam się w nieznanym mi pomieszczeniu. Było w nim ciemno, tak samo jak na dworze.
- czyli co najmniej chyba musi być po północy. Na szczęście już czułam się zdecydowanie lepiej niż wcześniej, więc spokojnie wstałam z łóżka i stanęłam na nogi. Lecz gdy dotknełam swojego ciała było cholernie gorące, poparzyło mnie, ale gdy znowu dotknęłam ręki poczułam tylko ciepło. Przestałam się nad tym zastanawiać i skierowałam się w stronę drzwi. Po chwili wyszłam z pokoju i skierowałam się schodami w dół, chce się dowiedzieć gdzie jestem i kto mnie tu prawdopodobnie przyniósł.
Po zejściu z ostatniego stopnia weszłam zapewne do salonu. Było tutaj również ciemno, ale jednak widziałam wszystko dobrze. Podeszłam do kanapy i zobaczyłam mężczyznę, dokładnie tego samego z którym rozmawiałam w lesie. Czyli on napewno nie jest wilkołakiem i raczej nic mi nie grozi z jego strony. Popatrzyłam za zegar na ścianie i zobaczyłam że jest po piątej, czyli niedługo chyba bedzie świtać, nie wiem nie znam się na tym. Popatrzyłam na niego i zobaczyłam że koc mu całkiem spadł na podłogę. Nie miałam serca go tak zostawić, przykryłam go tym kocem i skierowałam się do pokoju z którego wyszłam.
Time skip
Nie kładłam się już spać, i tak nie mogłam usnąć. Po 2 godzinach usłyszałam hałas na dole. Wyszłam kolejny raz z pokoju i zeszłam na dół. Zobaczyłam go stojącego do mnie tyłem w samych bokserkach, ale mnie to wcale nie krępowało. Gdy się obrócił od razu jego wzrok padł na mnie opierającą się prawym ramieniem o ścianę z założonymi rękami.
- dzień dobry - powiedziałam o uśmiechnęłam się lekko i miło
- dzień dobry - odpowiedział, widziałam że był trochę zawstydzony
- mogę wiedzieć jak się nazywa mój wybawca? - zapytałam spoglądając na niego i skanując go wzrokiem
- Jordan Parrish - mruknął lekko się uśmiechając
- ja jestem Scarlett miło mi - uśmiechnęłam się trochę szerzej i podałam mu rękę, a on ją przyjął i powiedział
- mi również - dalej z lekkim uśmiechem.
I tak zaczęła się nasza znajomość.
I nigdy jej nie żałowałam, ani tego jak się zaczęła.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro