James Moriarty cd.
Obudziły mnie dziwne odgłosy na korytarzu, słuchać było krzyki i odgłosy strzelaniny. Byłam zaskoczona, kto odważyłby sie tu wtargnąć ot tak? Wstałam i podeszłam do szyby, oparłam się o nią, by spróbować coś zobaczyć. Niestety, nic nie mogłam zobaczyć. Lekko zirytowana odsunęłam się od szyby i spojrzałam w kamerę, która znajdowała się w tej szklance. O dziwo lampka kamery się nie świeciła, czyli... nie mają wglądu do tego co robię.
- Ciekawe- musiałam to przyznać na głos. Nagle mój wzrok znów padł na korytarz, gdzie usłyszałam hałas. Przed szybą zobaczyłam ubranych na czarno ludzi z bronią, może nie czułabym się tak zdenerwowana, gdyby nie patrzyli na mnie.
- Idź pod ścianę- powiedział jeden z nich, niepewnie zrobiłam tak jak mówił. Z torby, którą miał wyciągnął jakieś rzeczy i zaczął przyklejać je na szybę.
- Materiały wybuchowe - szepnęłam do siebie i cierpliwie stałam na końcu pomieszczenia. Gdy wszystko już było gotowe, to nacisnął guzik, który zrobił wielkie bum! Lekko oszołomiona kucnełam pod ścianą, zakrywając twarz od kurzu i bojąc się, że coś może mnie uderzyć. Poczułam szarpnięcie, które zmusiło mnie do wstania.
- Nie bój się, twój przyjaciel nas tu wysłał- powiedział facet, który prowadził mnie przez korytarze. Chciałam wiedzieć kim niby jest mój ten przyjaciel, ale doszłam do wniosku, że i tak zaraz wszystko stanie się jasne. Kiedy drzwi na zewnątrz się otworzyły to moim oczom ukazała się piękna noc- gwiazdy, szum wody, jak dawno nie byłam na zewnątrz.
- Jeszcze mamy sporo drogi, musimy się spieszyć zanim dojdą posiłki - powiedział, po czym ruszyliśmy.
Dotarliśmy do jakiego helikoptera, który był już gotów do startu. Spojrzałam pytająco na swojego przewodnika.
- Wsiądź, nie bój się - miałam ochotę zaśmiać się na jego słowa, nie bój się, dobre sobie. Spojrzałam na maszynę i po chwili do niej weszłam. To kogo tam zobaczyłam, sprawiło, że czułam radość, zaskoczenie, wręcz niedowierzanie.
- To ty- uśmiechnęłam się w końcu, kiedy akurat wnieśliśmy się w powietrze. Ten z szerokim uśmiechem wziął moją dłoń i ucałował.
- Tak ja.
- Ale dlaczego?Po co? Jak?- zaczęłam zadawać pytania z prędkością wystrzału z karabinu maszynowego. Zadawałabym więcej pytań, ale poczułam na swoich ustach jego usta, nie zastanawiając się pogłebiłam pocałunek i go do siebie przyciągnełam, na co ten nie miał nic przeciwko. Nie wiem ile już się całowaliśmy, ale zabrakło nam już tlenu, oderwaliśmy się od siebie.
- Nie zadawaj tylu pytań, wytłumaczę ci wszystko w swoim czasie - po tych słowach nasze usta znów wróciły do siebie.
The end.
A tu kilka fotek Jima🖤 na poprawę nastroju.
Może przyda się komuś na okładki.🖤🖤
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro