[S] Scorpius x Albus
Albus, od kiedy wstał, chodził szeroko uśmiechnięty. Wręcz biło od niego szczęściem i beztroską. W końcu już dziś miał spotkać się ze Scorpiusem. James miał ochotę mu przywalić.
— Długo będziesz jeszcze "tańczył"? — westchnął James.
Jego brat był zbyt zajęty nuceniem pod nosem jakiejś mugolskiej piosenki i kołysaniem się do jej rytmu, żeby mu odpowiedzieć. James schował twarz w poduszkę.
Kilka minut później Al już siedział na łóżku brata. Położył rękę na jego plecach.
— Będę za tobą tęsknił, wiesz? — w oczach zakręciły mu się łzy.
W końcu to miał być jego pierwszy rok w Hogwarcie bez brata. Może mało spędzali razem czasu i nigdy nie mieli najlepszych relacji, ale zawsze miał świadomość, że on gdzieś w pobliżu jest. Teraz go nie będzie. James obrócił się na plecy i rozłożył ręce do uścisku.
— Chodź tu, dzieciaku. — Zaśmiał się cicho.
Młodszemu nie trzeba było powtarzać. Od razu przyległ do brązowookiego.
— Tylko mi tu nie płacz. — Przytulił go do siebie. — Też będę za tobą tęsknił.
Zaczął go uspokajająco głaskać po głowie. Leżeli tak jeszcze chwilę. Al wciśnięty twarzą w klatkę piersiową starszego.
— Poza tym jestem pewny, że blondasek się tobą zajmie — powiedział ze śmiechem.
Już kilka sekund później trzymał się za ramię sycząc z bólu, a mocno zarumieniony zielonooki wychodził szybko z pomieszczenia.
Zszedł po schodach i wszedł do kuchni.
— Cześć — powiedział z uśmiechem.
— Cześć, kochanie. — Mama uśmiechnęła się przez ramię, nie przestając robić śniadania.
Podszedł do taty i usiadł obok niego
Zaczęli rozmowę na jakiś błahy temat.
Do kuchni wszedł James, a zaraz za nim najmłodsza z Potterów.
— Cześć — powiedzieli razem.
— Dzień dobry — odpowiedziała im uśmiechnięta pani domu, tata tylko kiwnął im ręką z uśmiechem.
— Co na śniadanie? — zapytała Lily.
Reszta rodzeństwa usiadła. Lily koło Albusa, a James naprzeciwko niego.
— Naleśniki — odpowiedziała pani Potter, podając im wielki talerz jedzenia.
Wszyscy rzucili się na jedzenia. Kilka minut później wszystko było zjedzone.
— Dobra, dzieciaki — powiedział tata. — Musimy iść, bo spóźnicie się na pociąg.
Dwójka najmłodszych pobiegła po swoje rzeczy na górę. Chwilę później stali gotowi przy rodzicach.
Pojawili się ma peronie, jeszcze chwilę przed czasem. Lily pobiegła gdzieś do swoich koleżanek, a Albus czekał. Umówił się ze Scorpem tutaj, żeby nie szukać go w pociągu. Pożegnał się już z rodzicami i bratem, ale wiedział, że byli oni gdzieś w pobliżu, aby mu potem pomachać.
Zobaczył blond czuprynę i chwilę później poczuł wokół siebie ręce wyższego chłopaka.
— Ej, myślałem, że mieliśmy się nie przytulać? Takie były ustalenia. — Popatrzył na niego lekko rozbawiony.
Scorpius odsunął się od niego trochę. Albusowi zrobiło się nagle tak jakoś zimno.
— No tak, wybacz. — Złapał jego brodę i przyciągnął do pocałunku.
Brunet lekko zaskoczony oddał pocałunek i od razu został przyciągnięty bliżej. Kilkanaście sekund później Malfoy odsunął się.
— Tak lepiej? — zapytał z uśmiechem.
— Zdecydowanie — odpowiedział i nim zdążył wydusić z siebie cokolwiek innego, został ponownie pocałowany.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro