...
Rozdział dedykuję Hetaliowica!
Sorki że krótki, ale taki miał być!
-Dlaczego jako przyjaciela musiał wybrać akurat tego kartoflarza?!- warknął Romano, wpatrując się w powoli oddalających się przyjaciół.
Śledził już ich od dobrej godziny. Czemu to robił?
By upewnić się, że szwabowi nic nie przyjdzie do łba i nie skrzywdzi jego młodszego braciszka!
Nic po nim nie wiadomo.
Przez swoje przemyślenia trochę się zagapił.
Feliciano wraz z towarzyszem zniknęli za rogiem. Już miał ich dogonić, gdy...
- Czemu śledzisz mojego brata?!- wykrzyknęli niemal jednocześnie mężczyźni.
Romano wpatrywał się z żądzą mordu na czerwonookiego chłopaka
-W sumie jesteście do siebie podobni...- mruknął albinos, co jakiś czas spoglądając w kierunku Ludwiga.
-Za to o was, na pewno tego nie powiem. Jesteście, kurna, zupełnie różni!
-Bo Zagilbisty Ja jest jedyny w swoim rodzaju! Jestem Gilbert!- powiedział, wstając i wyciągając rękę w stronę Włocha.
-Lovino...-burknął chłopak, podnosząc się z ziemii.
-Tak se gadaliśmy, a tamta dwójka nam uciekła. No nic, trudno. Co powiesz na lody?
-A dlaczego tak strasznie chcesz ze mną spędzić czas? Zakochałeś się, czy co?- parsknął Romano.
-Głodnemu chleb na myśli~-odparł tylko Prusak, chytrze się uśmiechając.
-Debil. Dobra, idę.- coś mówiło mu, że to spotkanie będzie bardzo ważne. Nie wiedział w jaki sposób, ale miał przeczucie, że będzie wyjątkowe.
- CZEMU MUSISZ BYĆ TAKIM DEBILEM?!
-Nie przesadzaj! Nic się nie sta-
- NIC SIĘ NIE STAŁO?! TO JAK WYTŁUMACZYSZ TO CO SIĘ TERAZ ODPIERDZIELA?!
Tak. To spotkanie było wyjątkowe. Ach, te niesamowite chwile uciekania przed policjantami! Przepięknie!
Ale jak do tego doszło?
No więc...
- To jaki smak chcesz?
- A bierz na co masz ochotę. Mnie wszystko jedno, kurna.
Gilbert podszedł do sprzedawcy. W tym czasie Włoch mógł spokojnie pooglądać niebo i fruwające po nim liście.
Nie na długo...
- PO JAKĄ CHOLERĘ TO ZROBIŁEŚ?!
- Nie chciał mi wydać reszty z 30 euro!
- TO NIE POWÓD ŻEBY ROZWALAĆ MU CAŁE STOISKO!
Biegli już rak dobre kilka minut. Jednak pościg wciąż trwał, a policja nie wyglądała na to, że chce się zatrzymać.
-Tędy! -krzyknął Prusak, wskazując na zakręt, prowadzący w ciemniejsze części miasta.
Po jakichś dwudziestu minutach w końcu mogli odsapnąć w bocznej uliczce.
- I... Jak tam ko...kondycja?- mruknął Prusy ocierając pot z czoła.
-Po prostu się zamknij- warknął Włoch w odpowiedzi, jednakże jednocześnie szeroko się uśmiechał.
Zaraz potem powietrze przeszył głośny śmiech.
- To były najlepsze lody jakie w życiu jadłem!- wykrzyknął Gilbert, spoglądając raz po raz na Lovino.
-Tak... To co, może się jeszcze kiedyś spotkamy, co?
-Na pewno! Jesteś niemal tak zagilbisty jak ja!
-Ej, czy to miał być komple...- nagle Prusak pocałował go w czoło, sprawiając, że zabrakło mu przysłowiowego języka w gębie.
-To pa!- krzyknął albinos na odchodnym. Zniknął.
Dopiero teraz szatyn się ogarnął.
- E-ej, Gilbert, co to miało być?! Wracaj tutaj natychmiast! JUŻ!!!
Zaraz potem nie było po nim śladu.
################################
Wiem, że nie wyszło mi to za dobrze.
I krótkie i nieciekawe...
Ale strasznie chciałam to napisać!
No, także mam nadzieję, że się podobało!
Wszelkie opinie mile widziane :3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro