Tsubaki Asahina x Reader
Zamówienie dla Sora002
Przepraszam, że tak długo ale weny nie było. Po długim (a nawet bardzo długim) oczekiwaniu nareszcie jest!
****
- Reader! Reader słyszysz mnie?! - Głos Tsubakiego był tak blisko a za razem tak daleko. Ból był nie do zniesienia. Wszędzie smród dymu i spalenizny. Co chwilę głośne huki walących się zgliszczy domu. Krzyki ludzi, szum lejącej się wody ze szlaufa strażackiego, trzask płomieni.
- Trzymaj się, wszystko będzie dobrze.- Nagle poczułam silne ramiona chłopaka, który przycisnął moją głowę do swojego torsu.
Nie dawałam już rady. Cały obraz tracił kontury a ja traciłam siły. Siły na walkę przed zamknięciem powiek.
Okropne uczucie bezsilności zawładnęło moim ciałem i umysłem.
Przegrałam...poddałam się...
Nagle wszystko ucichło, szumy, gwar, huki...
Nie było już nic. Ciemność. Mrok. Pustka. Ból.
Umarłam?
Nie... Napewno nie.
Powoli otworzyłam oczy. Znajdowałam się w ogromnej białej sali. Poczułam ciepło na mojej dłoni.
- Ty żyjesz! Całe szczęście.- odetchnął z ulgą białowłosy i pogłaskał mnie po głowie.
- Tsubaki... Gdzie jest reszta?- zapytałam cicho.
Na te słowa cała radość uciekła gdzieś z twarzy Asahiny. Byłam pewna, że to co zaraz ma nastąpić nie będzie dobre.
- O-Oni... N-nie ma j-już- mówił chłopak z ogromnym bólem. Pożar nastąpił tak nagle. Wszyscy słodko spaliśmy, gdy nagle poczułam dym. Jako iż moje okno było najbliżej wyjścia na zewnątrz była większa wentylacja niż w innych pomieszczeniach. Spanikowana wyleciałam na korytarz by powiedzieć wszystkim jednak napotkałam Tsubakiego. On szybko chciał wybiec ze mną lecz ja się stawiałam. Koniec końców podtrułam się mocniej i upadłam z hukiem na podłogę.
Łzy cisnęły mi się do oczu. Spojrzałam lekko na klęczącego przy łóżku białowłosego.
-Tsubaki... J-ja... To moja wina. Gdybym się tak nie upierała... To zdążyłbyś im powiedzieć... Obudzić... - łkałam choć wiedziałam, że to im życia nie przywróci.
- Cicho Reader, to nie twoja wina to moja... Nie byłem na tyle szybki by dobiec do nich. - przerwał mi.
Nastąpiła cisza. Pałza w jakichkolwiek rozmowach. Nagle drzwi otworzyły się z hukiem i wparował przerażony Natsume.
- Wy żyjecie! - krzyknął i podbiegł do nas.
- Wiem wszystko... - odparł smutno. By potem dodać.
- Dobrze, że chociaż wy żyjecie. Możecie zamieszkać u mnie a pogrzebami... zajmę się sam.
*Parę dni później*
Stałam przed lustrem w czarnej eleganckiej sukience i czarnych szpilkach. Wlepiony, nieprzytomny wzrok spoglądał na gładką taflę lustra, lecz nie na mnie. Podniosłam lekko głowę, gdy tylko usłyszałam otwierające się drzwi do pokoju.
-Gotowa? - spytał smutno Tsubaki i podszedł bliżej.
Objął mnie od tyłu w pasie i oparł czoło o moją głowę. Oczy same wypełniły się łzami a myśli nieustającą rozpaczą.
Szybko wytarłam dłonią oczy i odwróciłam się do białowłosego.
Przytaknęłam lekko posyłając sztuczny uśmiech. Ten tylko przyciągnął mnie do siebie i zamknął w ciepłym uścisku.
-Wszystko się ułoży... Mamy siebie. - szepnął cicho i wzmocnił uścisk. Zaczepiłam dłonie w jego czarnej marynarce i bardziej wtuliłam w tors.
Po dłuższej chwili stania w bezruchu chłopak oderwał się lekko i pocałował mnie w czoło. Złapał za rękę i skinął głową w stronę wyjścia.
-Chodźmy, Natsume już czeka w samochodzie.
Musimy się do tego przyzwyczaić, ludzie odchodzą bardzo szybko. Nie ważne czy to wypadek czy też starość. Zawsze śmierć ukochanej osoby sprawia nam tyle bólu i cierpienia. Najgorszy jest późniejszy świat bez tej osoby.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro