Laito x Reader
Zamówienie dla - LucyStarBlondi
Anime/ manga - Diabolik Lovers
*(T/I) - Twoje Imię
Obudziła mnie dość głośna kłótnia z samego rana. Krzyki i co chwile głuche uderzenia, zdawały się trząść całym domem. Wkurzona przewróciłam oczami i czym prędzej zrzuciłam nogi na ziemię. Spojrzałam przelotnie na zegarek ustawiany przy łóżku i ciężkim krokiem ruszyłam w stronę drzwi od sypialni.
— Czy możecie zamknąć swoje głupie jadaczki, wy przebrzydłe komary?! — wrzasnęłam, wychylając się zza drzwi.
Nawet nie chciałam wiedzieć, kto i o co się kłócił. Ważne, że ja chciałam się wyspać. Gdy tylko nastała cisza, wróciłam wprost do łóżka. Nie dane mi jednak było wypocząć, gdyż awantura przybierała na sile.
- Obiecuję, że jak ja do nich wstanę to rozpłaszczę ich na najbliższej ścianie klepką na muchy. - wysyczałam przez zęby.
Leżałam przez chwilę z pięściami zaciśniętymi na pościeli i próbowałam rozróżnić kto bierze udział w tym całym zlocie szkodników.
— To nie ja! — krzyczał rudy komar w kapeluszu.
— Nie interesuje mnie to, wiesz, że (T/I) będzie zła jak tylko się o tym dowie. — Odparł zły okularnik.
- Dowie? Ale o czym? - Już całkowicie byłam zdezorientowana. Cała ta kłótnia dotyczy mnie? Jeśli znowu zbili mój ulubiony kubek to nie daruję kanaliom.
Ostrożnie wstałam z łóżka i bezgłośnie podeszłam do drzwi lekko je uchylając.
— Odkupię jej. Tylko cicho... Już... Zaraz idę. — odparł skruszony Laito.
Ciekawość wzięła górę i szybko zamknęłam drzwi. Założyłam na siebie przypadkowe ubrana z szafy i wybiegłam, by zdążyć śledzić rudzielca. Szłam za nim na tyle daleko, by go widzieć ale być niewidzialną.
Niczym różowa pantera przemykałam pomiędzy budynkami, ludźmi i samochodami, co chwilę chowając się za czymś.
Po chwili wampir przyśpieszył a ja w całym tym tempie potknęłam się wydając głośny okrzyk, na co Laito rozejrzał się dookoła i jak gdyby nic nie zauważył, ruszył dalej.
Zdąrzyłam skulić się i stopić z tłumem ludzi co zadziałało jak peleryna z Harry'ego Potter'a. Przeklęłam w myśli, bo zdarłam sobie kolano i z pewnością nabiłam jeszcze kilka guzów, które ujawnią się dopiero po czasie.
Otrzepałam się i czym prędzej podniosłam, ruszając za moim celem, który oddalał się w zawrotnym tempie. Nagle chłopak zniknął.
- He? A ten komar gdzie poleciał? - Zdziwiona zaczęłam rozglądać się dookoła. W mgnieniu oka z paniki rzuciłam się do biegu. Rozglądałam się po ludziach oraz po witrynach sklepowych, rozciągniętych wzdłuż chodnika oraz ulicy. Nagle coś przykuło moją uwagę.
Sklep z bielizną.
No tak! I już wszystko wiadomo. Ostrożnie zajrzałam do środka i spostrzegłam nikogo innego jak Laito. Wiadomo, że gustuje w takich rzeczach ale... To było trochę podejrzane. Nie zwracał uwagi na te najbardziej odkryte i ujawniające najwięcej ciała. Wydawało mi się, że szuka czegoś konkretnego.
Gdy zniknął za jednym stoiskiem, postanowiłam szybko i niezauważalnie wejść do środka.
Chwyciłam ostrożnie za klamkę i... Dzwonek przyczepiony do drzwi oznajmił przybycie nowego klienta.
— Dzień dobry, w czym mogę Pani pomóc? — odezwała się wysoka, bogato obdarzona atutami, brunetka zza kasy.
Fuck.
— Yyy... Ja... Nic... — Zaskoczona zaczęłam się jąkać. Nie zdążyłam jednak nic wytłumaczyć, gdy kobieta podeszła do mnie i uśmiechnęła się przykładając jeden palec do moich ust.
— Spokojnie, wszystko rozumiem. Za chwilę coś dla Pani znajdziemy. — Powiedziała brunetka i wepchnęła mnie do przymierzalni.
— A...Al... Ale... — Moje próby wytłumaczenia nic nie dały. Po chwili stałam przed ogromnym lustrem z co najmniej pięcioma różnymi kompletami bielizny.
Popatrzyłam na trzymane przeze mnie wieszaki. Nie do końca wiedziałam czy to bielizna czy może trafiłam do sklepu budowlanego. Skrawki materiału, bo inaczej tych siatek i sznurków nie można nazwać, z pewnością nie należały do mojego ulubionego stylu bielizny. Czuję się jak na zakupach z tym zboczonym kapelusznikiem.
— I jak się Pani podoba? — Spytała sprzedawczyni zza zasłony.
— Ja... Yyy... Są trochę...
— Pomogę Pani. — Zanim zdążyłam zaprotestować kobieta weszła do przebieralni, ubrała mnie w czerwone sznurki i odwróciła do lustra.
— No no... Suczko. A ja tu ci chciałem odkupić ten twój babcijny komplecik, ale chyba to jest sporo lepsze. — Gdy tylko usłyszałam ten głos, zorientowałam się, że kobieta wchodząc nie zasłoniła ponownie zasłony a wgapiony rudzielec stał wprost za mną.
Rzeczywiście, w rękach trzymał identyczny komplet jak mój ulubiony, który kupiłam w tamtym roku. Nawet nie zauważyłam kiedy kobieta wycofała się z przymierzalni. Z przerażeniem obserwowałam ruchy zboczeńca. Laito rzucił za siebie wieszak z trzymaną przez siebie bielizną.
— Teraz ja ci pomogę... Ty niegrzeczna suczko — odezwał się zbliżając do mnie i oblizując usta.
Okey! Wróciłam tu... Co prawda wena dość rzadko do mnie puka i już nawet zastanawiałam się nad zamknięciem tej książki... Ale jeszcze zostałam.
Nie wiem co z tym będzie ale najpierw muszę skończyć ostatnie zamówienia, które niedawno otworzyłam i zamknęłam. Tak, więc proszę o cierpliwość. 😉
Wszystkie zamówienia robię po kolei !
Do następnego! ✏✒
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro