Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Tor

Nothing Can Ruin Us- Alarc

-Okey ja obstawiam, że Grosjean nie wytrzyma pięciu okrążeń.- poinformował mnie o swoim stanowisku ciemnoskóry brunet z okularami chroniącymi jego oczy przed słońcem. Zwrócił swoją głowę w moją stronę i popatrzył na mnie z góry- jakie jest twoje zdanie?
- Nie wytrzyma trzech pierwszych.- powiedziałam pewnie po krótkiej analizie w głowie i odsunęłam swoje długie włosy do tyłu.- jak wygram stawiasz dzisiaj obiad, a jak Ty wygrasz to musisz wymyślić.
- Jak ja wygram to idziemy dzisiaj na basen i później idziesz ze mną na trening.- wyszczerzył się w moją stronę i objął mnie swoim ramieniem patrząc na zespół Mercedesa, który analizował wszystko przed niedzielnym wyścigiem.
- Dobrze.- oddałam uśmiech i odsunęłam się delikatnie stając na przeciw chłopaka.- trzymam kciuki. Skop im tyłki.
Lewis zaśmiał się tylko i złożył na moim czole delikatny pocałunek- jak zawsze przed wyjściem na tor. Odkąd zaczęłam jeździć z tatą na wyścigi to z Hamiltonem miałam wspaniały kontakt. Już od pierwszego spotkania kiedy jego truskawkowe lody wyładowały na moim białym polo, a mój shake na jego kombinezonie, zaprzyjaźniliśmy się co z biegiem lat przerodziło się w coś więcej. Pomimo dość dużej różnicy wieku i tak dogadujemy się wspaniale.
- Uważaj na siebie dobrze?- mruknęłam cicho i ostatni raz przytuliłam go przed pójściem do padoku.
- Oczywiście, a ty czekaj na mnie w boksie.- posłał mi swój śnieżnobiały uśmiech i odszedł w stronę swojego bolidu, a ja pobiegłam do padoku szybko się przebrać.

- Mamo widziałaś moją koszulkę?!- krzyknęłam w stronę blondynki. Zostało dziesięć minut do kwalifikacji, a ja tradycyjnie byłam w rozsypce.
- Leży na mojej walizce i kurtka też.- uśmiechnęła się delikatnie i zajęła się rozmową z tatą na temat dzisiejszej pogody, która niezbyt zachęcała do czegokolwiek.
- Dziękuję.- pocałowałam szybko jej policzek i przebrałam się w koszulkę Mercedesa, a na ramiona zarzuciłam kurtkę.- wziąć Jack'a do boksu?
- Tak tylko ubierz go ciepło i sama też się ubierz. Torger zaraz się spóźnisz...
Chcąc się szybko ulotnić z linii ognia pomiędzy rodzicami, wzięłam brata na ręce i skierowałam się w stronę boksu.

Po wejściu do boksu i przywitaniu się ze wszystkimi usiadłam razem z chłopcem na kolanach. Tradycyjnie dostał słuchawki wygłuszające i zajął się oglądaniem monitorów przed sobą co zawsze go interesowało.
- Moi drodzy! Wszyscy na miejsca za kilka minut zaczynamy.- klasnął głośno w ręce mój tata, który właśnie wszedł zdyszany do boksu. Wydał kilka instrukcji odpowiednim osobom i podszedł do nas- widzę, że jak zwykle na miejscu. Uważaj na Jack'a żeby nikt go nie popchnął ani nic w tym stylu.- jak zawsze pocałował mnie i brata w czoło i usiadł na swoim miejscu.

- Wiedziałem, że wygram nasz mały zakład. Grosjean wypadł z własnej głupoty.- uśmiechnął się brunet trzymając mnie na rękach w basenie. Zaśmiałam się cicho na jego słowa i schowałam swoją głowę w jego wgłębienie w szyi.
- Dobrze Ci dzisiaj poszło. Jack zacięcie oglądał całe kwalifikacje i jak jechałeś to zawsze głośno krzyczał twoje imię.- opowiedziałam mu bawiąc się jego warkoczykami- nie spodziewałam się, że tyle osób tak szybko odpadnie. Oby jutro też tak dobrze było.
- Jutro będzie jeszcze lepiej. Jack to najlepszy dzieciak jakiego poznałem.- zaśmiał się całując lekko moje ramie i posadził mnie na krawędzi basenu, a sam stanął między moimi nogami i przytulił się do mojego brzucha- jestem wykończony. Dawno nie miałem tak wymagających kwalifikacji.
- Domyślam się. Pogoda zrobiła swoje. Oby jutro była lepsza.- mruknęłam i pocałowałam jego głowę- chodź wychodzimy. Siedzimy tutaj już godzinę.
Po moich słowach zebraliśmy swoje rzeczy i po krótkim prysznicu wyszliśmy z basenu.

Po przyjściu do naszego pokoju hotelowego wspólnie stwierdziliśmy, że nie ma mowy na trening i odpuszczamy go. Zmęczenie Lewisa było ogromne, a moje prawie takie samo po opiece całodniowej nad bratem.
- Jack mnie wykończył. W pewnych momentach tak krzyczał mi do ucha, że myślałam nad odniesieniem go do mamy do padoku.- mruknęłam opadając na łóżko. Od razu przymknęłam oczy i rozłożyłam się wygodnie.
- Jeszcze niedawno mówiłaś, że wspaniale byłoby mieć takie małe dziecko.- zaśmiał się i odłożył torbę z naszymi rzeczami na biały fotel przy oknie.
- Dawno i nie prawda.- przewróciłam oczami z małym uśmiechem i pokręciłam głową.
- Kochanie to było tydzień temu.- ułożył się obok mnie z butelką wody w ręce- dobrze to pamiętam. Wieczór kiedy Jack został u nas na noc.
- No niech Ci będzie.- mruknęłam i obróciłam się bokiem aby widzieć jego profil.
- Dziecko to wspaniała sprawa.- mruknął pod nosem i popatrzył się kątem oka na moją reakcję. No tak, jakiś czas temu dużo rozmawialiśmy o dziecku. Pomimo ośmiu lat różnicy zgodnie stwierdziliśmy, że to dobry pomysł. Lewis w końcu ma już trzydzieści trzy lata więc w 100% rozumiem jego chęć dziecka.
- Możliwe, że masz rację.- uśmiechnęłam się lekko odpowiadając na jego słowa- będziemy mieć to na uwadze i zobaczymy co czas przyniesie.
- Dokładnie tak.- mruknął i zgarnął mnie w swoje ramiona zamykając oczy.
- Idziemy spać. Jutro wielki dzień.- odsunęłam jego ręce i podeszłam do walizki w celu przebrania się w piżamę składającej się z jakiejś koszulki i bielizny. Gdy już wsunęłam na siebie koszulkę poczułam jak Lewis przytula mnie od tyłu i obrana nas w stronę wielkiego okna ukazującego całe miasto.
- Ciężko czasami uwierzyć, że jestem w tym miejscu swojego życia i jeszcze jesteś w nim ty.- mruknął do mojego ucha całując je na końcu.
- Też czasami mi ciężko w to uwierzyć. Jak byłam młodsza oglądałam Cię z trybun, a teraz jesteśmy razem.- zaśmiałam się przypominając sobie kiedy miałam jakieś trzynaście lat i oglądałam pierwszy występ Lewisa z trybun.
-Podpisałem Ci wtedy jakąś gazetę.
- Pamiętam! Kilka lat później znowu się spotkaliśmy tylko w padoku.- wróciłam wspomnieniami do dnia kiedy poznałam Lewisa.
- Nigdy nie zapomnę twojego zdziwienia wtedy. Byłaś prawie blada jak ściana.
- Nie śmiej się. Niecodziennie spotyka się swojego idola.
- Racja racja.- kolejny raz się zaśmiał i ułożył swoją brodę na mojej głowie cały czas wpatrując się w panoramę miasta.
- Na tych trybunach kilka lat temu nie przypuszczałam, że jakiś czas później będę w boksie na każdym wyścigu.
- Ja wtedy nie sądziłem, że będę jeździł dla Mercedesa i wygrywał.- westchnął cicho.
- Mówiłam Ci- marzenia się zmieniają.- odwróciłam się przodem do chłopaka i cmoknęłam jego usta- nigdy nie przestawaj w siebie wierzy, Lewis.

(1007 słów) wiem żenada, nie musicie mi tego mówić.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro