Tor
Nothing Can Ruin Us- Alarc
-Okey ja obstawiam, że Grosjean nie wytrzyma pięciu okrążeń.- poinformował mnie o swoim stanowisku ciemnoskóry brunet z okularami chroniącymi jego oczy przed słońcem. Zwrócił swoją głowę w moją stronę i popatrzył na mnie z góry- jakie jest twoje zdanie?
- Nie wytrzyma trzech pierwszych.- powiedziałam pewnie po krótkiej analizie w głowie i odsunęłam swoje długie włosy do tyłu.- jak wygram stawiasz dzisiaj obiad, a jak Ty wygrasz to musisz wymyślić.
- Jak ja wygram to idziemy dzisiaj na basen i później idziesz ze mną na trening.- wyszczerzył się w moją stronę i objął mnie swoim ramieniem patrząc na zespół Mercedesa, który analizował wszystko przed niedzielnym wyścigiem.
- Dobrze.- oddałam uśmiech i odsunęłam się delikatnie stając na przeciw chłopaka.- trzymam kciuki. Skop im tyłki.
Lewis zaśmiał się tylko i złożył na moim czole delikatny pocałunek- jak zawsze przed wyjściem na tor. Odkąd zaczęłam jeździć z tatą na wyścigi to z Hamiltonem miałam wspaniały kontakt. Już od pierwszego spotkania kiedy jego truskawkowe lody wyładowały na moim białym polo, a mój shake na jego kombinezonie, zaprzyjaźniliśmy się co z biegiem lat przerodziło się w coś więcej. Pomimo dość dużej różnicy wieku i tak dogadujemy się wspaniale.
- Uważaj na siebie dobrze?- mruknęłam cicho i ostatni raz przytuliłam go przed pójściem do padoku.
- Oczywiście, a ty czekaj na mnie w boksie.- posłał mi swój śnieżnobiały uśmiech i odszedł w stronę swojego bolidu, a ja pobiegłam do padoku szybko się przebrać.
- Mamo widziałaś moją koszulkę?!- krzyknęłam w stronę blondynki. Zostało dziesięć minut do kwalifikacji, a ja tradycyjnie byłam w rozsypce.
- Leży na mojej walizce i kurtka też.- uśmiechnęła się delikatnie i zajęła się rozmową z tatą na temat dzisiejszej pogody, która niezbyt zachęcała do czegokolwiek.
- Dziękuję.- pocałowałam szybko jej policzek i przebrałam się w koszulkę Mercedesa, a na ramiona zarzuciłam kurtkę.- wziąć Jack'a do boksu?
- Tak tylko ubierz go ciepło i sama też się ubierz. Torger zaraz się spóźnisz...
Chcąc się szybko ulotnić z linii ognia pomiędzy rodzicami, wzięłam brata na ręce i skierowałam się w stronę boksu.
Po wejściu do boksu i przywitaniu się ze wszystkimi usiadłam razem z chłopcem na kolanach. Tradycyjnie dostał słuchawki wygłuszające i zajął się oglądaniem monitorów przed sobą co zawsze go interesowało.
- Moi drodzy! Wszyscy na miejsca za kilka minut zaczynamy.- klasnął głośno w ręce mój tata, który właśnie wszedł zdyszany do boksu. Wydał kilka instrukcji odpowiednim osobom i podszedł do nas- widzę, że jak zwykle na miejscu. Uważaj na Jack'a żeby nikt go nie popchnął ani nic w tym stylu.- jak zawsze pocałował mnie i brata w czoło i usiadł na swoim miejscu.
- Wiedziałem, że wygram nasz mały zakład. Grosjean wypadł z własnej głupoty.- uśmiechnął się brunet trzymając mnie na rękach w basenie. Zaśmiałam się cicho na jego słowa i schowałam swoją głowę w jego wgłębienie w szyi.
- Dobrze Ci dzisiaj poszło. Jack zacięcie oglądał całe kwalifikacje i jak jechałeś to zawsze głośno krzyczał twoje imię.- opowiedziałam mu bawiąc się jego warkoczykami- nie spodziewałam się, że tyle osób tak szybko odpadnie. Oby jutro też tak dobrze było.
- Jutro będzie jeszcze lepiej. Jack to najlepszy dzieciak jakiego poznałem.- zaśmiał się całując lekko moje ramie i posadził mnie na krawędzi basenu, a sam stanął między moimi nogami i przytulił się do mojego brzucha- jestem wykończony. Dawno nie miałem tak wymagających kwalifikacji.
- Domyślam się. Pogoda zrobiła swoje. Oby jutro była lepsza.- mruknęłam i pocałowałam jego głowę- chodź wychodzimy. Siedzimy tutaj już godzinę.
Po moich słowach zebraliśmy swoje rzeczy i po krótkim prysznicu wyszliśmy z basenu.
Po przyjściu do naszego pokoju hotelowego wspólnie stwierdziliśmy, że nie ma mowy na trening i odpuszczamy go. Zmęczenie Lewisa było ogromne, a moje prawie takie samo po opiece całodniowej nad bratem.
- Jack mnie wykończył. W pewnych momentach tak krzyczał mi do ucha, że myślałam nad odniesieniem go do mamy do padoku.- mruknęłam opadając na łóżko. Od razu przymknęłam oczy i rozłożyłam się wygodnie.
- Jeszcze niedawno mówiłaś, że wspaniale byłoby mieć takie małe dziecko.- zaśmiał się i odłożył torbę z naszymi rzeczami na biały fotel przy oknie.
- Dawno i nie prawda.- przewróciłam oczami z małym uśmiechem i pokręciłam głową.
- Kochanie to było tydzień temu.- ułożył się obok mnie z butelką wody w ręce- dobrze to pamiętam. Wieczór kiedy Jack został u nas na noc.
- No niech Ci będzie.- mruknęłam i obróciłam się bokiem aby widzieć jego profil.
- Dziecko to wspaniała sprawa.- mruknął pod nosem i popatrzył się kątem oka na moją reakcję. No tak, jakiś czas temu dużo rozmawialiśmy o dziecku. Pomimo ośmiu lat różnicy zgodnie stwierdziliśmy, że to dobry pomysł. Lewis w końcu ma już trzydzieści trzy lata więc w 100% rozumiem jego chęć dziecka.
- Możliwe, że masz rację.- uśmiechnęłam się lekko odpowiadając na jego słowa- będziemy mieć to na uwadze i zobaczymy co czas przyniesie.
- Dokładnie tak.- mruknął i zgarnął mnie w swoje ramiona zamykając oczy.
- Idziemy spać. Jutro wielki dzień.- odsunęłam jego ręce i podeszłam do walizki w celu przebrania się w piżamę składającej się z jakiejś koszulki i bielizny. Gdy już wsunęłam na siebie koszulkę poczułam jak Lewis przytula mnie od tyłu i obrana nas w stronę wielkiego okna ukazującego całe miasto.
- Ciężko czasami uwierzyć, że jestem w tym miejscu swojego życia i jeszcze jesteś w nim ty.- mruknął do mojego ucha całując je na końcu.
- Też czasami mi ciężko w to uwierzyć. Jak byłam młodsza oglądałam Cię z trybun, a teraz jesteśmy razem.- zaśmiałam się przypominając sobie kiedy miałam jakieś trzynaście lat i oglądałam pierwszy występ Lewisa z trybun.
-Podpisałem Ci wtedy jakąś gazetę.
- Pamiętam! Kilka lat później znowu się spotkaliśmy tylko w padoku.- wróciłam wspomnieniami do dnia kiedy poznałam Lewisa.
- Nigdy nie zapomnę twojego zdziwienia wtedy. Byłaś prawie blada jak ściana.
- Nie śmiej się. Niecodziennie spotyka się swojego idola.
- Racja racja.- kolejny raz się zaśmiał i ułożył swoją brodę na mojej głowie cały czas wpatrując się w panoramę miasta.
- Na tych trybunach kilka lat temu nie przypuszczałam, że jakiś czas później będę w boksie na każdym wyścigu.
- Ja wtedy nie sądziłem, że będę jeździł dla Mercedesa i wygrywał.- westchnął cicho.
- Mówiłam Ci- marzenia się zmieniają.- odwróciłam się przodem do chłopaka i cmoknęłam jego usta- nigdy nie przestawaj w siebie wierzy, Lewis.
(1007 słów) wiem żenada, nie musicie mi tego mówić.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro