HARMIONE - I'll stand by you.
Był ciepły, wiosenny dzień. Ptaki świergoliły wesoło, a lekki wiatr powiewał rozwiewając gałęzie drzew Zakazanego Lasu. Uczniowie Hogwartu siedzieli ucząc się lub leżąc na błoniach leniuchując i grając w Eksplodującego Durnia. Jednak pewien czarnowłosy chłopiec z okrągłymi okularami siedział zamyślony na małej, drewnianej promenadzie z podkulonymi nogami. Widać było, że coś go dręczy: blada i zszarzała cera, podkrążone od niewyspania szmaragdowozielone oczy straciły swój blask, a usta zacisnęły się w cienką kreskę. Chłopak nie umiał się cieszyć życiem jak pozostali uczniowie. Dręczył go sekret, o którym nie powiedział nawet najbliższym przyjaciołom - Ronowi i Hermionie. To coś siedziało głęboko w nim i za nic w świecie nie chciało wyjść na zewnątrz. Z czasem dręczyło go to coraz częściej i nie dawało o sobie zapomnieć. Nie umiał normalnie funkcjonować, nie potrafił jeść, spać, uczyć się. To coś ciągnęło się za nim jak rzep psiego ogona i za nic nie chciało go zostawić w spokoju. W dodatku powrót Voldemorta pogarszał sprawę i z każdym dniem robił się coraz bardziej nerwowy. Chłopak bał się już własnego cienia i że to co ukrywa kiedyś wyjdzie na jaw.
-Harry? -zza pleców dobiegł go łagodny głos jego najlepszej przyjaciółki, Hermiony. Obrócił się ku niej i spojrzał na nią. Stała w pewnym oddaleniu od niego. Wiatr rozwiewał jej kasztanowe loki, a czekoladowe oczy wpatrywały się w niego z troską i niepokojem. Ubrana była w tradycyjny mundurek szkolny. Potter nie odpowiedział i z powrotem wrócił do poprzedniej pozycji, przybierając jeszcze bardziej zawziętą minę. Jednak nie docenił przyjaciółki, która usiadła obok niego, odkładając książki na bok. Spuściła nogi w dół.
-Nie powinno Cię tu być. - odparł zimnym tonem Harry, starając się na nią nie patrzeć. Nie lubił, wręcz nienawidził zadawać jej bólu, ale nie miał wyjścia. Po tym wszystkim wyjścia nie było. Żadnego.
-Nie widzę powodu, żeby mnie tu nie powinno być. Co się z Tobą dzieje, Harry? - ostatnie pytanie dziewczyna wypowiedziała niemal szeptem. Bolało ją to, że chłopak ją odrzuca. Tak po prostu, bez powodu. Wiedziała, czuła, że coś jest nie tak. Coś go dręczyło.
-Nic. Wszystko jest okej. - odpowiedział zwięźle chłopak, najwidoczniej nie mający ochoty do rozmowy. Kasztanowłosa westchnęła i już się nie odezwała. W ciągu kilku tygodni zauważyła widoczną zmianę w zachowaniu przyjaciela: stał się bardziej nieufny, nerwowy i wybuchowy. Reszta Gryfonów ledwo znosiła jego humory. Prawie nikt już się do Harry'ego nie odzywał w obawie, że znów na nich zawarczy. Ostatnio pokłócił się z Ronem o byle pierdołę jaką była gra w szachy. Rudzielec znów wygrał, a Chłopiec, Który Przeżył stracił cierpliwość. Dziewczyna bała się, że zachowanie jej najbliższego przyjaciela doprowadzi kiedyś do katastrofy. Dlatego umiejętnie prowadziła Harry'ego tak, że unikał obecności Malfoya i jego świty tyle ile się dało.
-Dobra, nic nie jest okej. - pośród jej rozmyślań zdołała zarejestrować niewyraźne mruknięcie ze strony Pottera.
-Tak myślałam. W takim razie co się dzieje? - spytała dziewczyna, uważnie go obserwując. Powrót Voldemorta nie oddziaływał na niego pozytywnie. Obrócił się do niej twarzą. Zdążyła zarejestrować, że chłopaka od wielu nocy dręczą koszmary. Coś zżerało go od środka. Czarnowłosy ujął jej dłonie i zaczął je głaskać.
-To...dręczy mnie już od pewnego czasu i nie daje mi spokoju. Boję się, że to może mnie wykończyć zanim stanę do ostatecznej walki z Voldemortem. - wyszeptał drżącym głosem, nie patrząc w oczy przyjaciółki. Ta nadal milczała, słuchając wyznania przyjaciela. -Nie zrozum mnie źle, ale lepiej byłoby, gdybyście się ode mnie narazie odsunęli. - dokończył cichym tonem Harry, nie puszczając dłoni dziewczyny.
-Powiedz tylko co, a ja i Ron postaramy się Ci pomóc. - odpowiedziała z całą mocą Hermiona, ściskając jego dłonie. Harry pokręcił tylko przecząco głową.
-Ron po tym wszystkim napewno się do mnie nie odezwie i mi nie pomoże. - skwitował rozgoryczony Harry, patrząc gdzieś daleko przed siebie. Wywróciła oczami.
-Wystarczy jak się pogodzicie. Pójdziesz go przeprosić. Jest w końcu, do cholery, Twoim najlepszym kumplem, czyż nie? - żachnęła się Hermiona i wypuściła dłonie z jego uścisku.
-Dlatego chce was chronić. Nie powinniście przebywać w moim towarzystwie. - Harry odwrócił wzrok od swojej przyjaciółki. Było mu wstyd. Tak bardzo wstyd. Oni byli jedynym wsparciem jakie miał. Oczywiście, była jeszcze Ginny oraz bliźniacy, ale to Ron i Hermiona rozumieli go najlepiej.
-Wiesz, że nie odpuszczę? - dziewczyna uniosła kąciki ust.
-Wiem.- mruknął ponuro Harry, cicho wzdychając. Co jak co, ale Hermiona potrafiła być bardzo uparta i konsekwentna w swoich działaniach. Spojrzał na nią kątem oka. Tyle jej zawdzięczał. Gdyby nie ona i Ron, to on napewno by już nie żył i nie przeżył tylu przygód.
-Pozwól sobie pomóc. Nienawidzę jak masz taki parszywy humor. -poklepała go pocieszająco po dłoni i zapatrzyła się na przepiękne widoki, które roztaczały się wokół szkoły i błoni. Gdzieś w oddali widać było zarysy więzienia Azkabanu.
-Chyba masz rację. Nie udźwignę tego już. - westchnął czarnowłosy i zwrócił się twarzą do Gryfonki.
-Lepiej to wydusić z siebie niż nosić to w sobie. -Hermiona skrzyżowała nogi i uważnie na niego spojrzała. Nie potrafiła patrzeć jak ktoś się męczy. Zwłaszcza Harry.
-Ja...chyba po części stałem się jak Voldemort. Nie umiem się kontrolować. Myślę tylko o czarnej magii. Ona bardzo mnie pociąga i chcę jej spróbować. Chcę poczuć jak to jest, gdy nie czujesz nic. - chłopak schował twarz w dłoniach sam nie mogąc uwierzyć w to co powiedział. Zapadła cisza. Słychać było z oddali krzyki pozostałych uczniów i odgłosy zabaw.
-Harry...może to zabrzmieć banalnie, ale nie ulegaj temu. Staraj się zwalczać. Ja Ci pomogę. Ron również. - przybliżyła się do niego i objęła. Zetknęła się czołem z jego czołem. Może i było coś intymnego w tym, ale oni robili to od zawsze, od kiedy się zaprzyjaźnili. Nawet Ron o tym nie wiedział. Postanowili to pozostawić w tajemnicy.
-Ja już nie daję rady. To mnie przerasta...Wciąż nie mogę sobie darować, że zaatakowałem pana Weasleya w Ministerstwie...-Potter chwycił się za włosy w akcie niemej rozpaczy chcąc je powyrywać. Dziewczyna chwyciła go za nadgarstki.
-Harry! Posłuchaj mnie! Ty nie mogłeś nad tym panować! To był wąż Sam-Wiesz...Voldemorta. Nie jesteś niczemu winien. - Hermiona starała się potrząsnąć Harrym, aby wreszcie przestał się obwiniać za wypadek taty Rona.
-Ale ja nim byłem! Zaatakowałem go! - zaprotestował chłopak, zaciskając dłonie tak, że pobielały mu knykcie.
-Jeśli będziesz się tak tym zadręczał to marnie skończysz. I nie mówię tu o samobójstwie, ale możesz też zrobić rzeczy, których będziesz żałował. - szepnęła Hermiona wpatrując się w falującą pod wpływem wiatru taflę jeziora. Harry nie odpowiedział. Hermiona miała rację. Czas zapomnieć i żyć teraźniejszością.
-Masz rację. Koniec mazgajenia się i wspominania przeszłości. - z tym postanowieniem Chłopiec, Który Przeżył powstał i ruszył energicznym i sprężystym krokiem w stronę zamku. Grangerówna uniosła brew i uśmiechnęła. Trzeba było dać kopa w dupę Harry'emu, aby ten ponownie wrócił do życia. Pospiesznie pozbierała książki z promenady i pomknęła tuż za przyjacielem, który zdążył zniknąć za kamiennym filarem prowadzącym do szkoły.
-Harry! Czekaj! - zawołała za nim, widząc jak jego plecy znikają za jednym z zakrętów. Zaczęła biec szybciej, aby go dogonić. Ten nawet się obejrzał za siebie i szybkim krokiem kierował się w stronę schodów. Dziewczyna jednak w końcu go dopadła i razem wyjechali schodami na górę.
-Gdzie idziesz? -
-Przeprosić Rona.-
-O. - wydukała jedynie Hermiona i założyła kosmyk niesfornych włosów za ucho tam, gdzie zazwyczaj zakładała różdżkę. Mogła śmiało powiedzieć, że jest dumna z Harry'ego i jest pod wrażeniem jego umiejętności, dzięki którym mógł pokonać Voldemorta. Z drugiej strony nieznosiła jego narzekań i utyskiwań, gdy coś się nie udawało. Często mu pomagał w tym Ron, co prowadziło do scysji między Złotym Trio. Dziewczyna jednak bardzo ich kochała (jak braci oczywiście) i zawsze stała za nimi murem. Teraz stojąc tuż obok Harry'ego kątem oka dostrzegała to, co inne dziewczyny w nim zauważały: niezwykłej barwy włosy, jak zwykle zmierzwione, okrągłe okulary, zielone oczy i kwadratowa szczęka.
-"Jest przystojny." - pomyślała poza swoim racjonalizmem Hermiona, która uważała, że głupawa miłość tylko przeszkadza w nauce i nie pozwala wybić się i osiągnąć cel. Dlatego z nikim jeszcze na stałe się nie związała. Nie licząc oczywiście Wiktora Kruma (który jako pierwszy odkrył w niej coś więcej niż tylko schowaną za książkami kujonicę), Cormac McLaggen (chciała sprawić, aby Ron stał się o nią zazdrosny i umówiła się z tym półgłówkiem na przyjęcie do Slughorna) oraz Ron Weasley. Z tym ostatnim niestety nie wyszło i pozostali przyjaciółmi.
-Chodź. Mam nadzieję, że zastaliśmy jeszcze Ronalda w Pokoju Wspólnym.- rzekła Hermiona i razem z Harrym wkroczyli przez dziurę w portrecie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro