Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Nominacja/One-shot - Dason: "Madness and sacrifice from the book"

Hejka! Witam was w mojej książce z one-shotami, którą zacznę Nominacją/One-shotem. Nominowała mnie SmittenInDeers, jednak zamiast odpowiadać na pytania miałam napisać fanfiction o najdziwniejszym shipie, jaki przyjdzie mi do głowy.

Pomyślałam o Dasonie.

Jestem niemal pewna, że nikt nie wie co to za ship (no, może jedna osoba c;), ale to dlatego, że wymyśliłam go z koleżanką. Tak gwoli wyjaśnienia:

DASON - Andrew Dabb (showrunner Supernatural) i Jason Rothenberg (showrunner The 100).

Tak, postanowiłyśmy zacząć pisać fanfici o Dabbie i Jasonie XD Może to chore, ale tylko tak możemy się na nich wyżyć. Ani mój ship (Bellarke), ani jej (Destiel) nadal nie są canonem, więc mamy coś wspólnego. Tak właśnie na potrzeby opowiadań powstał spokojny Dabb i psychopatyczny Jason. Mam nadzieję, że komuś się spodoba (jeśli tak, to koleżanka napisała jeszcze jedno ff ale po angielsku i na archiveofourown.org. Jak coś to wystarczy wpisać tam "Dason" i pojawi się akurat tylko jedno opowiadanie xd)

Sama nie nominuję nikogo (bo coś się nagle musiało spieprzyć i nie mogę oznaczać).

Nie przedłużając, zapraszam:



Dabb niespokojnie chodził po pokoju. Kręcąc się w kółko, wyznaczał geometrię swojego życia, pętlę przeznaczenia. No, może to za dużo powiedziane, ale zdawał sobie sprawę, że od tego co zaraz zrobi, będzie zależeć jego życie. I to dosłownie.

Fani czekali już dziesięć lat na pierwszy pocałunek Deana i Castiela, jednak Jason za każdym razem przekonywał go, że to o wiele za wcześnie. Sam miał dość tego czekania i pisząc scenariusz czternastego sezonu Supernatural, pragnął wreszcie raz na zawsze rozwiać wątpliwości co do tego czy Destiel jest endgame. Spodziewał się jednak, że reakcja showrunnera The 100, a zarazem jego najlepszego przyjaciela będzie dość ostra i zapewne nie obejdzie się bez krzyków. W siedzibie The CW było powszechnie wiedziane, że mężczyznę łatwo wyprowadzić z równowagi.

Trudno, pomyślał, muszę się wreszcie przemóc i z nim porozmawiać.

Jak pomyślał, tak też zrobił. Zebrał w sobie wszystkie siły potrzebne do stanięcia twarzą w twarz z Jasonem i postawienia się przyjacielowi. Zawsze to on przekonywał go, że jest o wiele za wcześnie, aby ogłosić światu, że Destiel jest razem, a on posłusznie go słuchał. Sam w tym czasie robił wszystko, aby rozwiać nadzieje swoich fanów na Bellarke, choć słabo mu to wychodziło. Dabb próbował mu powiedzieć, że nagrywając Bellarke hugi niczego nie ułatwia, ale Jason wtedy krzyczał, ze robi to, aby fani jeszcze bardziej cierpieli. To zamykało usta wszystkim.

Dabb wyszedł na korytarz i względnie pewnym krokiem przemierzył metry dzielące go od gabinetu przyjaciela. Chciał już zapukać do drzwi, kiedy po drugiej stronie usłyszał krzyki Jasona oraz dźwięk podobny do uderzenia czymś o ścianę. Dabb momentalnie domyślił się czym jest ten przedmiot, dlatego bez jakiegokolwiek uprzedzenia wszedł do pomieszczenia i zamarł.

Jason, którego włosy były w kompletnym nieładzie, a okulary leżały na podłogowej wykładzinie, uderzał z całej siły o ścianę laptopem, który akurat trzymał w dłoniach. Nie szczędził przy tym siły, na co wskazywały kropelki potu widoczne na jego skroniach oraz zaczerwieniona twarz. Najwyraźniej ta nierówna walka trwała już od dobrych kilku minut, co pokazywał również stan, w jakim znajdował się laptop. Jedynie cudem ekran trzymał się jeszcze klawiatury.

- Zabiję! Was! Wszystkich! Głupie! Suki! – wykrzykiwał Jason, raz po raz uderzając urządzeniem o ścianę. Co jakiś czas z klawiatury laptopa posypywały się kolejne klawisze, przy czym jeden poleciał na tyle wysoko, aby poszybować w stronę Dabba. Ten niestety nie zdążył odskoczyć, przez co część, która jeszcze chwilę wcześniej była częścią narzędzia pracy Jasona, uderzyła w prawe szkło okularów mężczyzny, tym samym kompletnie je rozbijając. Był on jednak w zbyt dużym szoku, aby zwrócić na to uwagę.

- Jason... - próbował zacząć, jednak tamten zaraz przerwał mu swoim wrzaskiem.

- Bellarke! Nie! Istnieje! Wy! Tępę! Kurwiszony! – krzyczał, nie przestawając maltretować swojego laptopa. Kiedy wreszcie górna klapa postanowiła się oderwać, on nawet tego nie zauważył. Kontynuował tym co miał w rękach. – Ja wam daję Becho, a wy mnie nazywanie głupim chujem?! Jeszcze nigdy nikt mnie tak nie poniżył jak wy, spierdoliny umysłowe! Możecie się pożegnać z Bellarke!

- Jason...

- O, hej Dabb – powiedział wesoło, przerywając na chwilę znęcanie się nad klawiaturą. – Pozwolisz, że dokończę?

- Jasne, nie krępuj się – odparł niepewnie Dabb, na co jego przyjaciel kontynuował twój tyrański obrzęd.

- Ja wam pokaże Bellarke! Zabiję ich wszystkich w najbliższym sezonie, zobaczycie! – wrzasnął, odwracając się na chwilę i tym razem uderzając tym, co zostało z jego laptopa o podłogę, a właściwie o leżącą tam resztkę ekranu. – Śmierć Lexy w porównaniu z tym, co szykuję dla Bellamy'ego to pikuś! Tak tego gnoja załatwię, że mnie na resztę życia po-pa-mię-ta-cie! A Clarke będzie uprawiać seks z Echo! I co mi zrobicie?! – krzyknął. Ponieważ nie miał już czym uderzać, po prostu patrzył się pochylony w resztkę laptopa leżącą na ziemi i wrzeszczał dalej. – I co?! Teraz nie jesteście takie cwane, co?! Zniszczę was!

Dabb nawet nie wiedział jak zareagować, kiedy Jason wyprostował się i jak gdyby nigdy nic zaczął prostować na sobie ubranie, po czym poprawił włosy, które jeszcze chwilę wcześniej były w kompletnym nieładzie. Na końcu sięgnął po wykrzywione od jego buta okulary leżące na ziemi i założył na nos. To przypomniało Dabb'owi o jego pękniętym prawym szkle, przez które widział świat nieco niewyraźnie. Postanowił jednak, że w tamtej chwili są ważniejsze rzeczy do zrobienia niż taka błahostka.

Jason odchrząknął, po czym podszedł do telefonu i zwrócił się do swojej asystentki.

- Natalie, załatw mi nowy laptop. Niech będzie bardziej trwały niż to poprzednie gówno.

- Ale panie Rothenberg, to już drugi w tym miesiącu...

- Wykonać!

Nie można powiedzieć, że Dabb był w szoku, ponieważ wielokrotnie był świadkiem podobnych wybuchów swojego przyjaciela. Pierwszy był wtedy, kiedy przed nagrywaniem drugiego sezonu dowiedział się, że istnieje taki ship jak Bellarke, a później już poszło z górki. Wielokrotnie starał się sparować Clarke lub Bellamy'ego z kimś, przez kogo shipperzy całkowicie zapomnieliby o Bellarke, ale na razie całkowicie mu to nie wychodziło. Bardziej przypominało zapychacze fabuły, o czym Dabb próbował mu powiedzieć, ale mężczyzna nie słuchał. Uważał, że Dabb jest zbyt miękki, ponieważ pragnie wreszcie zrobić Destiela czymś realnym, podczas gdy sam wyniszczał fanów Bellarke psychicznie.

- Możesz mi powiedzieć co tu się właśnie stało?

- Czy to nie wydaje się oczywiste? – zapytał Jason, tym samym odbijając piłeczkę.

- A powinno? – zdziwił się mężczyzna. – No wiesz, wchodzę do twojego biura, a ty jak opętany walisz laptopem o ścianę, grożąc przy tym fanom Bellarke i życząc im śmierci. Ja rozumiem, że ich nie lubisz – Nie, Dabb nigdy tego nie rozumiał. -, ale to było...dziwne. No wiesz, jeszcze nigdy nie rozwaliłeś jak dużo komputerów jak w ciągu ostatniego roku. Przy czym rozwaliłeś też mój, kiedy zobaczyłeś skrypt z pocałunku Destiela.

- Bo ci mówiłeś, że masz poczekać! – krzyknął. – Co ty robiłeś, kiedy tłumaczyłem ci, że fani uwielbiają cierpienie? Znowu myślałeś, że wypiłeś za dużo wody i musisz do kibla, tak jak ostatnio?! Czy może zastanawiałeś się jak zadowolić fanów?!

- Ja...

- Cóż, jeżeli chcesz ich zadowolić to może najpierw pozbądź się tej gejowskiej brody ze swojej mordy – powiedział Jason, pocierając swoją niedawno zapuszczoną brodę. Dabb stał kilka sekund, nie mogąc wydusić z siebie słowa, jednak przyjaciel go wyprzedził, najwyraźniej rozumiejąc swój błąd. – Przepraszam cię, po prostu ci idioci wyprowadzili mnie z równowagi.

- To może wreszcie powiesz mi co się stało? – zaproponował.

- Jak co dzień postanowiłem wejść sobie na Twittera i zobaczyć reakcje ludzi na Becho. No wiesz, byłem pełen nadziei; w końcu wszystko to planowałem od drugiego sezonu, kiedy to pojawiła się Echo, aby wreszcie zrobić jakiś dobry slowburn. Niestety zamiast podziękowań i szczęścia uzyskałem same twitty typu „Jason, ty stary chuju" lub „Nienawidzę cię, Jason". Człowiek siedzi po nocach, pisze te jebane skrypty, żeby te gnojki uzyskały nowy sezon jak najwcześniej, a oni jeszcze mają pretensję. A ty nawet nie znasz tego uczucia, bo wszyscy fani cię lubią i szanują. Jak ty to robisz? – jęknął. Mężczyzna już chciał odpowiedzieć, ale tamten zaraz mu przerwał. Najwyraźniej nie zależało mu aż tak bardzo na przyjaznym podejściu ze strony fanów. - Ale ja mam plan! Niszczę te głupie kurwiszony i to w dobrym stylu!

- Już się boję – powiedział cicho Dabb, ale Jason był zbyt zaaferowany, aby zwrócić na to uwagę.

- Pamiętasz tę pseudo super scenę dla Bellarke, która ma być na końcu sezonu? W sumie to chciałem zachować ją w tajemnicy i zniszczyć wszystkich tych shipperów za jednym zamachem, ale doszedłem do wniosku, że rozniosę plotkę o dobrym zakończeniu. Wtedy będą cierpieć jeszcze bardziej! – krzyknął i zaśmiał się złowieszczo. - Ci wszyscy idioci myślą, że ta scena to pocałunek, podczas gdy Bellamy i Clarke okażą się przyrodnim rodzeństwem!

- Ale przecież na końcu jest pocałunek...

- Zamknij się! – wrzasnął, a część śliny Jasona wylądowała na drugim szkle Dabba. Wtedy doszedł do wniosku, że musi ściągnąć okulary, bo i tak nic nie widzi. – Chciałem zrobić z nich rodzeństwo, ale Antonio się nie zgodził.

- Anotnio Negret? – upewnił się. - Ale to ty jesteś showrunnerem.

- Ale on ma moją sekstaśmę.

Dabb nie spodziewał się takiej odpowiedzi, dlatego minęło parę sekund zanim odzyskał rezon.

- Zdajesz sobie sprawę z tego, że zrobienie z Bellamy'ego i Clarke rodzeństwa na dobre przekreśliłoby ich szansę na romantyczny związek, tym samym niszcząc wszystkich ich fanów psychicznie i gwarantując falę samobójstw wśród nastolatek? Możliwość zniszczenia Bellarke za sekstaśmę. Musi być dla ciebie bardzo ważna.

Jason sapnął.

- Jest.

Dabb poczuł ukłucie w sercu. Sam nie wiedział dlaczego, jeszcze nigdy nie czuł czegoś takiego. Z jednej strony mu się to podobało, ponieważ to był pierwszy raz, ale z drugiej strony sprawiało mu to ból i chciał się tego pozbyć. Przerażało go wszystko co nowe i nieznane.

Jason również poczuł to napięcie między nimi, dlatego postanowił je przerwać.

- Niestety nawet zrobienie z Bellarke rodzeństwa nie przerwałoby pieprzonej fali fanfiction pisanych przez tych najbardziej zagorzałych fanów. Zawsze coś się musi spierdolić! – krzyknął i złapał jedną z pozostałych po laptopie części, rzucając nią o drzwi. Zaraz jednak stanął wyprostowany jak struna. – To wszystko przez tą głupią babę!

- Jaką babę? – zapytał łamiącym się głosem Dabb. Miał już dość tych ciągłych zagadek. Przyszedł jedynie po to, aby powiedzieć, że ma zamiar zrobić Destiela, a skończył jako świadek morderstwa laptopa.

- Tę, co napisała Misję 100! Wiesz, to na niej wzorowaliśmy ten serial! Ta głupia idiotka zrobiła z Bellamy'ego i Clarke parę, to teraz te wszystkie chore fanki myślą, że w serialu też jest nadzieja! – jęknął, przejeżdżając dłonią po twarzy. – Muszę spalić te książkę.

Dabb przełknął nerwowo ślinę.

- Chyba nie chcesz...

- Tak – przerwał mu Jason, uśmiechając się szatańsko. – Złożymy ofiarę.

Jason pragnął kupić wszystkie trzy części książki, jednak w księgarni była dostępna tylko ta pierwsza. Wpadł on wtedy w szał i zaczął wrzeszczeć na całą księgarnię. Chciał już nawet rozwalić jeden z regałów, ale Dabb w odpowiednim momencie go powstrzymał i przekonał, że to właśnie w pierwszym tomie cała ich miłość się zaczęła, więc wystarczy spalić jedynie tę. Całe szczęście Jason był bardzo podekscytowany, więc po tych słowach wybiegł ze sklepu i pobiegł w stronę budynku The CW. Dabb nawet nie próbował go gonić, ponieważ to nie miało sensu. O tej porze mógł być już nawet w Oslo, dlatego jedynym słusznym wyjściem było zamówienie taksówki.

- Od razu mówię, że ja nie chcę mieć z tym nic wspólnego – zaznaczył Dabb, splatając ręce na klatce piersiowej, kiedy wreszcie udało im się dotrzeć do biura Jasona.

- Bla bla bla, gadaj sobie, gadaj – powiedział Jason, przedrzeźniając przyjaciela i przygotowując „ołtarzyk", na którym miała znaleźć się jego ofiara, jednocześnie podjadając hot-doga zakupionego po drodze do biura. – Zrobię to i choćbyś miał się zesrać, to i tak nic na to nie poradzisz.

- Ale... - próbował zaczął, ale mężczyzna mu zaraz przerwał. Jak ZAWSZE.

- Tak w ogóle to po co wtedy przyszedłeś do mojego biura?

- Chciałem ci po prostu powiedzieć, że mam dość twojego ciągłego dyrygowania moją osobą i mam zamiar zrobić Destiela endgame. Fani już zbyt długą czekają! Ich nadzieja powoli gaśnie, a ja nie chce być tym, który niszczy nadzieje setek tysięcy fanek. Mówię ci, to czekanie kiedyś się na nas odbije.

Jason zatrzymał się na chwilę i powoli odwrócił głowę w stronę przyjaciela. Gdyby jego oczy mogły zabijać, Dabb zapewne leżałby już dawno martwy na ziemi, jego krew barwiłaby wykładzinę, a mózg zmieszał się z resztami laptopa, które, swoją drogą, Jason postanowił wykorzystać w swoim ołtarzyku.

- Masz szczęście, że jestem zbyt zajęty żeby do ciebie podejść i strzelić cię w pysk, żebyś wreszcie otrzeźwiał i zrozumiał, że cierpienie to najlepsze, co może spotkać fanów. Ale i tak zajmę się tobą później, nie martw się.

Dabb nawet nie miał czasu zbyt długo zastanawiać się nad słowami przyjaciela, ponieważ ten zaraz odskoczył od swojego dzieła i klasnął w dłonie.

- Gotowe! – krzyknął z szerokim uśmiechem, po czym spojrzał na kartkę, na której krok po kroku było wyjaśnione jak należy złożyć ofiarę. – Mam nadzieję, że to wystarczy. Teraz tylko...przysięga krwi?

Jason spojrzał przerażonym wzrokiem na Dabba, który tylko uśmiechnął się w myślach.

- No dawaj, nie wstydź się.

Rothenberg nie był zbytnio przekonany do tego pomysłu. Zaczął rozglądać się po biurze, jakby nagle w kącie miało pojawić się wiaderko krwi, ale – cóż za zaskoczenie! – nic takiego się nie stało. Wpadł jednak na inny pomysł.

- Może być ketchup? – zapytał z nadzieją w głosie. – Też jest czerwony.

- W sumie czasem na planie zastępuje krew...

- No i fajnie! – krzyknął uradowany, po czym sięgnął po swojego hot-doga i resztami czerwonego sosu obsmarował książkę. Na końcu popatrzył jeszcze na zdjęcie autorki widoczne na ostatniej stronie i zmarszczył czoło. – Jeszcze mi odkupisz tego hot-doga, mendo.

Po czym rzucił książkę na ołtarzyk, odmówił cichą modlitwę i podpalił stos.

Ten wieczór nie był taki jak każdy inny (nie licząc oczywiście podpalonej firanki, która włączyła alarm i zraszacze oraz wezwanie Straży Pożarnej). Różnił się tym, że Jason wreszcie uwierzył w siebie i swoją siłę. Kiedy patrzył się na dogasający już tom książki, na której jeszcze kilka minut wcześniej widniał napis Misja 100, w jego oczach dało się widzieć iskierki nadziei, a jego ciało ogarnęła niewyobrażalna siła. Nie obchodziło go to, że Bellarke ziści się na końcu sezonu za sprawą Antonia i jego sekstaśmy. Wiedział, że kiedy wreszcie ją odzyska i nikt nie będzie miał nad nim kontroli, jeszcze się zemści.

Koniec końców, po wielu godzinach rozmów przekonał Dabba, że na Destiela jest o wiele za wcześnie i przynajmniej on musi pozostać wierny sprawie, nawet jeżeli Jason nie dał rady i się wyłamał, tym samym zgadzając się na pocałunek Bellarke za możliwość odzyskania taśm. Tego dnia złożyli przysięgę krwi (ketchupu – Jasona za bardzo przerażała wizja nacięcia sobie skóry dłoni), że od tej pory nic już ich nie powstrzyma.

Z poważaniem, pierdolcie się Jason i Dabb.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro