Prawdziwy bohater
Prawdziwy bohater to nie ktoś kto ma moce albo inne ponadprzeciętne zdolności. Bohaterem może być każdy z nas, może to być, na przykład, jakiś kelner, sprzątaczka czy też ja, zwykły pracownik olbrzymiej korporacji.
Był to normalny dzień w pracy typowy "zapiernicz". Masa papierów na biurku, a jeszcze więcej porozwalanych po podłodze. Tak, nie jestem zbyt pedantyczny. Kartki przelatywały mi przed twarzą raz po raz, ręka zaczęła mnie już boleć od podpisywania i wypełniania formularzy. Była dopiero piętnasta, a moje oczy już się zamykały. Odsunąłem się od biurka, zamknąłem oczy i pomasowałęm skronie. Nie minęła chwila, a przez szklane drzwi weszła młoda kobieta, blondynka z zielonymi oczami ubrana w białą koszulkę oraz czarną spódnicę z białym butami na lekkim obcasie.
- Szef cię wzywa - powiedziała Karolina i wyszła tak samo szybko jak weszła.
Westchnąłem i wstając powoli z krzesła rozciągnąłęm się i co chwilę słyszałem pyknięcia, niektórych kości. Następnie skrzywiłęm się i wychodząc przez drzwi poszedłem jasnym korytarzem do biura szefa. Witałem się z osobami napotkanymi na korytarzu, których wcześniej nie przywitałem albo przyszli później ode mnie. Po jakichś pięciu minutach doszedłem do drzwi, oczywiście białych, oraz z tabliczka z imieniem boss'a. Zapukałem i słysząc przytłumione "wejść" otworzyłem drzwi.
- O! To ty Connor, dobrze, że przyszedłeś - powiedział.
Starszy mężczyczna miał brązowe włosy z widocznymi siwymi kosmykami i brązowe oczy. Był miły, ale też i stanowczy.
- Chciałbym ci przydzielić bardzo ważną "misje", wiem, że masz bardzo dużo pracy, ale jest to bardzo ważne.
Tak właśnie przez kolejne pół godziny objaśniał mi, co miałbym robić. Po skończeniu rozmowy wróciłem do biura i znowu zacząłem swoją pracę. Po kilku godzinach prawie skończyłem, została tylko jedna kartka i mogłem iść w końcu do domu. Dopisałem dwa słowa i wstałem, wyszedłem z biura zamykając go na klucz. Na korytarzach nie było już tyle ruchu, co wcześniej. Poszedłem do windy i zjechałem do parteru. Podczas przejażdżki wyjąłem telefon, ale uświadomiłem sobie, że i tak nikt do mnie nie napisze, przecież trupy nie piszą, prawda? Westchnąłem znowu i wyszedłem drzwiami kiedy usłyszałem charakterystyczny dla zatrzymania się windy dźwięk. Po wyjściu poszedłem do szatni i wziąłem moją kurtkę. Wychodząc z budynku ówcześnie się ubierając poszedłem oświetlonymi przez lampy drogą, lecz podczas niej miałem dziwne przeczucie, że coś się wydarzy. Z coraz to kolejnym krokiem to przeczucie wzrastało. W końcu doszedłem do przejścia gdzie z naprzeciwka nadchodziła brunetka zapatrzona w telefon i nie patrząc na nic weszła na przejście nie czekając na światła, gdy nagle zza rogu wyjechał z głośnym piskiem samochód. Sam nie wiedziałem, co robię moje ciało zerwało się automatycznie do biegu w stronę dziewczyny. Nie wiedziałem, dlaczego to robię. Nagle wszystko zwolniło, a ja odepchnąłem niebieskooką kobietę na bezpieczną odległość i po chwili poczułem mocne uderzenie w bok. Strasznie bolały mnie nogi, ręce, w ogóle wszystko, szumiało mi niemiłosiernie w uszach, a oczy mi się zamykały. Poczułem jakąś ciepłą ciecz na ręce, spojrzałem na nią, ale przez przytłumione zmysły nie wiedziałem za wiele, choć wydawało mi się, że to krew.
- Heh, już wiem czemu czułem to przeczucie. - pomyślałem.
Słyszałem jeszcze, przed zamknięciem oczu, jakieś krzyki typu "nie zasypiaj", "karetka już jedzie", ale nie mogłem się oprzeć i zamknąłem oczy.
- W końcu się zobaczymy ukochana. - pomyślałem.
Na początku widziałem ciemność, wszystko szlyszlem jakbym był pod wodą.po chwili wszystko się wyostrzyło a ja słyszałem ciche pikanie ,otworzyłem więc lekko oczy i oślepiło mnie białe światło.Mineła chwilka za nim oczy się przyzwyczaiły.
Spojrzałem więc w kierunku tego pikania i ujrzałem aparaturę *czyli nie umarł ,a to nie niebo *.chciałem wstać ale nie mogłem ,spojrzałem na moje kończyny lewa nogą była w gipsie a prawa ręka też, miałem też kilka plastrów.Po chwili do sali weszła pielęgniarka po zauważeniu że się obudziłem zawołała lekarza który przyszedł ubrany w kitel oraz z kartką na podkładce i długopisem w ręku.podszedl do mojego łóżka i zapytał czy pamiętam jak mam na imię i co się wydarzyło odpowiedziałem że tak a on wyszedł uprzednio wpuszczając to dziewczynę która uratowalem.Usiadla na stoliku obok łóżka i zaczęła mnie przepraszać.
-nic się nie stało - powiedziałem z lekkim uśmiechem
-nic się nie stało?! Uratowałeś mnie i sam się połamałeś!-powiedziała zmartwiona ,a zarazem zdenerwowana.
-jestem Connor a ty?-zapytałem nie wiedząc jak się nazywa uratowana osoba.
-jestem Cornelia i dziękuję, że mnie uratowałeś.
-każdy by tak zrobił- odpowiedziałem
-nie każdy.Tak właśnie powinien zachować się prawdziwy bohater.
°°°°°°•°°°°°°°°°•°°°°°°°°°°•°°°°°°°•°°°°°•°°°°
Wow!
Ok.700 słów bez notki heh.mam nadzieję że się spodobało oraz że będziecie cierpliwie czekiwać kolejne części opowiadań innych.
Rozdział :sprawdzony
Pisane:
2018.11.24
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro