Mambar - Broken Heart cz.1
Ambar siedziała przy jednym ze stolików w Jam&Roller czekając na swojego chłopaka. Od niechcenia przeglądała przy tym telefon.
Akurat wtedy, do budynku z głośnym śmiechem wpadli Matteo i Gastón. Obydwoje byli pochłonięci rozmową, przez co młody Balsano kompletnie nie zauważył Blondynki. A co gorsza, zapomniał, że w ogóle mieli się dzisiaj spotkać.
Ambar podniosła wzrok znad ekranu telefon tym samym zauważając Matteo i Gastona. Przyglądała się im przez chwilę. Niezadowolona, że Matteo spóźnił się na spotkanie i nawet do niej nie podszeł. Po chwili wstała od stolika podchodząc do nich.
- Cześć... - uśmiechnęla się sztucznie.
Matteo znał Ámbar aż za dobrze, by wiedzieć, że przegiął. Widząc minę Blondynki szturchnął przyjaciela, tym samym dając mu znak, by odszedł. Szatyn szybko zrozumiał, po sekundzie już go nie było. Brunet natomiast poprawił wrotki, które spoczywały na jego ramieniu i uśmiechnął się.
- Cześć skarbie - Powiedział, nachylając się ku dziewczynie, by pocałować ją.
Blondynka odwróciła głowę w boku uniemożliwiając mu pocałunek i odsunęła się o krok. Nie zamierzała tak zostawić tego, że zapomniał o ich spotkaniu i spojrzała na niego.
- Nie zapomniałeś o czymś ?
Matteo, mimo iż był spięty, pokręcił przecząco głową. Starał się ukryć uczucia, które w tamtej chwili strasznie w nim się kotłowały. Ámbar miała rację- zapomniał o ich spotkaniu. Ale przecież on był tylko człowiekiem! Nie mógł spamiętać wszystkiego. Zwłaszcza, kiedy u boku ma się najlepszego przyjaciela.
- Oczywiście, że nie. Pamiętam o naszym spotkaniu, kochanie - Odpowiedział nieco zdziwiony reakcją blondynki.
- Myślisz,że w to uwierzę ? Spóźniłeś się i pewnie nawet byś mnie nie zauważył gdybym nie podeszła - spojrzała na niego. Nie podobało jej się to zachowanie chłopaka. Chciała być z kimś dla kogo jest najważniejsza, kto zawsze o niej pamięta i ma dla niej czas.
- Zauważyłbym ! Jesteś moim oczkiem w głowie ! Spóźniłem się tylko dlatego, że Gastón miał problem z wrotkami - Powiedział poważnie, marszcząc delikatnie brwi. Znowu się zaczęło. Ostatnio bardzo często się o coś kłócili, niekiedy o mało istotne rzeczy. Matteo wiedział, że jego dziewczyna była perfekcjonistką, sam nim był. Ale denerwowało go to, że prawie ciągle ma do niego jakieś wyrzuty. Kochał ją i to właśnie ona była jego pierwszą miłością.
- Słaba wymówka - stwierdziła Ambar patrząc na niego. Też wiedziała,że ostatnio częściej się kłócą. Bardzo go kochała ale jakoś nie mogli uniknąć kłótni. Dla niej wszystko musiało być idealne.
- To nie jest wymówka kochanie! Jeśli chcesz, możemy zawołać tutaj Gastóna - Powiedział natychmiast, wskazując ręką na korytarz, prowadzący do szatni. Nastolatek nawet nie pomyślał, by przyznać się do winy. Był na to zbyt dumny. Już wolałby wciągnąć w swoje kłamstwo szatyna, niż wyznać prawdę. Idealny nigdy nie przyznaje się to błędów.
- Znam Cię Matteo - powiedziała z pewnością siebie Ambar - Zapomniałeś o spotkaniu ale się do tego nie przyznasz... Mam dość takiego zachowania i tych ciągłych kłótni.
- Chcę ci tylko przypomnieć, że większość kłótni powodujesz ty - Stwierdził spokojnie chłopak, wzruszając ramionami. Powoli zaczęła irytować go ta sytuacja. Bał się, że dojdzie do czegoś, czego potem nawet nie będzie w stanie zrozumieć. Skończyły się czasy, kiedy przytulał Ámbar w celu uspokojenia jej. Teraz nawet nie pozwoliła, by j, dotknął...
- Ja ? Czyli to wszystko moja wina ? - zapytała zirytowana - I to pewnie też moja wina, że zapomniałeś o naszym spotkaniu. O nie Matteo, nie udawaj, że jesteś bez winy - spojrzała na niego. Obawiała się do czego zmierza ta rozmowa, tak naprawdę bardzo jej na nim zalezało. Chciała po prostu znowu go przytulić, pocałować... ale nie mogła. Musiała dopilnować by wszystko było idealne by wiedział,ze nie może tak się zachowywać
- Jezu, Ámbar! Nie zapomniałem o tym durnym spotkaniu!- Zawołał, wsuwając palce we włosy. Nawet nie przemyślał swojej wypowiedzi. Dopiero po kilku minutach ciszy zrozumiał, co powiedział. Tak naprawdę nie chciał tego tak ująć. Skrywane zdenerwowanie przejęło w ramrym momencie nad nim kontrolę, a on nawet nie próbował się przeciwstawić.
- Durnym? - powtórzyła Ambar patrząc na niego. Probowała zachować obojętność dokładnie tak jak ją uczono ale słowa chłopaka ją zabolały - A więc skoro spotkanie ze mną jest takie durne to może będzie lepiej jak już nie będziesz musiał marnować swojego czasu na te spotkania.'
- Nie, Ámbar, ja nie miałem tego na myśli, nie chciałem tego powiedzieć !- Powiedział że strachem, widząc smutek goszczący na twarzy jego ukochanej. Ukrywała go, ale Matteo już nie raz widział ją w podobnym stanie. A teraz ten stan nastąpił przez niego i nie właściwe słowo.
- Uwielbiam nasze wspólne spotkania, dobrze o tym wiesz kochanie !
- Ale właśnie to powiedziałeś. Czyli tak myślisz - powiedziala Blondynka starając się ukryć smutek - Jeśli bycie ze mną to dla Ciebie coś aż tak durnego aż taki problem to... - westchnęła. Nie chciała tego. Tak bardzo go kochała i wolała teraz by ja przytulił zamiast się kłócić ale taka królowa jak ona nie może okazać słabości - To może to znaczy ze nie chcesz być ze mna i powinniśmy się rozstać.
- Ja chociaż staram się poprawić naszą relację, a ty od razu chcesz zerwać - Powiedział bardzo spięty. Matteo myślał, że uda mu się wybrnąć z tego przewinienia, niestety przeliczył się. A teraz zamiast przyznać się do błędu tylko dolał paliwa do ognia. Dosłownie krok dzielił go od rozstania z dziewczyną swoich marzeń, jednak przez gardło nawet nie przeszłyby mu takie słowa jak ,,masz rację".
- Świetnie. A więc to znowu moja wina - powiedziała niezadowolona. Nie chciał kończyć związku z jedną osobą na której tak jej zależało ale nie było już odwrotu - Skoro tak ci źle ze mną to proszę bardzo drogą wolną..możesz być z jakąś inną... może wtedy nie będziesz zapomniał o spotkaniach - powiedziała starając się panować na emocjami by nie pokazać jak jest smutna.
- Dobra! Założę się, że nie wytrzymałabyś beze mnie miesiąca!
,,Ja bez ciebie nie wytrzymuję dwóch dni, skarbie." Pomyślał chłopak, zupełnie tracąc kontrolę nad wypowiadanymi słowami. Kolejny głupi pomysł, który wyszedł z jego głowy. Powoli docierało do niego, że Ámbar z nim zerwała. Że skończą się codzienne przytulasy, pocałunki. Że skończą się codzienne słowa ,,kocham cię". Od tamtego momentu, według niego, nic nie miało sensu. Bo w końcu to z nią wszystko wychodziło mu idealnie.
- Wytrzymam z pewnością - powiedziała. Nie widziała czemu to zrobiła skoro to było kłamstwo. Nie da rady. Kocha to. Tylko przy nim jest sobą tylko przy nim mest szczęśliwa i tylko jemu może powiedzieć o wszystkim. Nawet tygodnia nie da rady bez niego. Ale nie mogła pokazać jak to zerwanie ja boli. Musiała dalej brnąć w ten głupi pomysł - Jestem pewna ze wytrzymam bez Ciebie o wiele dłużej dłużej Ty beze mnie.
- A więc zgoda. Tylko potem się nie zdziw, kiedy mnie nie zobaczysz - Powiedział poważnie, patrząc prosto w jej piękne oczy.
Czuł dziwny ból w klatce piersiowej, jednak starał się go zignorować. Czuł, że przegra. Nie wytrzyma bez niej nawet dwóch dni, co dopiero miesiąca! Przez swoje głupie zasady stracił sens swojego życia. Istniało prawdopodobieńtwo, że nawet nie porozmawiają normalnie że sobą. A to już całkowicie go dobijało.
- W porządku. Zobaczymy jak ty sobie poradzisz gdy będę z kimś innym - powiedziała Ambar.
Wiedziała co to znaczy. Oboje są zbyt dumni by przyznać się do błędu.. .A przez to mogą już więcej nigdy nie być razem nawet nie rozmawiać. A ona tak bardzo go potrzebowała. Nie da rady bez niego ale już nie ma wyboru. Musi nauczyć się udawać ze życie bez niego ma jakiś sens.
- W takim razie żegnaj Ámbar. Obyś godnie ułożyła sobie życie. Jednak chcę żebyś wiedziała, że nie będę rozpaczał po zerwaniu. Niech wygra lepszy - Powiedział podłamany, wyciągając prawą dłoń w jej stronę.
Nigdy nie przypuszczał, że rozstanie się z Ámbar, tym samym rozpoczynając jakiś poroniony zakład, którego żadno z nich nie wygra. W ogóle nie myślał, że zerwie z blondynką. Świadomość tego, że już nie będzie przytulasów, pocałunków, trzymania za rękę niesamowicie źle działała na jego samopoczucie. Pomyśleć, że to wszystko przez głupie zasady z pozoru idealnego chłopaka.
Dziewczyna wyciągnęła swoją dłoń i złapała jego. Pomyślała ze to może ostatni raz kiedy się dotykają. Czuła się okropnie. Mimo ze musiała być idealna czuła się naprawdę źle. Najchętniej wrocilaby teraz do domu i z nikim nie rozmawiała. Jej życie bez Matteo będzie puste. A ten zakład to tylko dodatkowy ból. Ale cóż. Nie miała wyboru. Musiała udawać.
- W takim razie na pewno wygram ja - powiedziala z udawana pewnością siebie - Na pewno znajdę kogoś kto będzie się cieszył ze mnie ma... Nie licz ze będę płakać albo za tobą tęsknić.
- Nie liczę na to. Pamiętaj, z kim się założyłaś. Bo ja nigdy nie przegrywam - dodał Matteo na koniec, patrząc prosto w jej oczy.
Widział w nich ból, taki sam jak jego. Czuł się okropnie, każda jego część ciała krzyczała, by Ámbar jednak mu wybaczyła. W tamtej chwili chciał się nawet przyznać do swojego błędy! Niestety, zasady, które były wpajane chłopakowi od najmłodszych lat znowu dały o sobie znać. Duma nie pozwalała mu przeprosić. Dlatego też uniósł w wyższości głowę i podniósł brew do góry. Czekał, co teraz zrobi blondynka. Miał skrytą nadzieję, że to jednak ona zerwie teraz ten głupi zakład.
- Tym razem jednak przegrasz. Ja zawsze wygram bo jestem najlepsza - powiedziała Ambar. Jednak po raz pierwszy w życiu nie chciała wygrać. Nie chciała tego zakładu ani rozstania z Matteo. Tak bardzo go kochała
- Nie chwal dla przed zachodem słońca, Ámbar - Powiedział oschle, udając obojętność na jej słowa i czyny.
Po raz pierwszy nie miał ochoty na zwycięstwo, co nie było w jego stylu. Ale tu nie chodziło o jakieś nowe wrotki, ochraniacze, pieniądze. Bo to nie był zwykły zakład. On wiedział, że go przegra. Kochał ją całym sercem, to dla niej chciał zrobić wszystko. To dla niej mógł oddać życie. To dla niej chciał żyć. W tamtym momencie patrzył tylko w jej oczy, nie ruszając się. Jeśli to miała być ich ostatnia wspólna chwila, wolał, by trwała jak najdłużej.
- Jestem pewna wygrana, a jeśli nie masz nic więcej mi do powiedzenia to pójdę już - powiedziała obojętnie.
Tak naprawdę jej serce pękało. Chciała cofnąć czas by nie dopuścić do tego zerwania. Ale nie mogła teraz przyznać że nie da rady, że nie chce wygrać.
- Nareszcie w Buenos Aires...- Mruknął nastolatek, wychodząc z samolotu. To był najgorszy lot, jaki kiedykolwiek mu się przytrafił. Od pierwszych turbulencji wiedział, że kiedy będzie musiał opuścić stolicę, na pewno nie wybierze pojazdu ze skrzydłami.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro