5. Oddychaj...
Bar "Pod Zgniłym Jabłkiem" okazał się miłym, kameralnym miejscem. Jeśli miałabym być szczera, liczyłam na to, że zabierze mnie do jakiejś speluny, gdzie przesiadywali sami biedni pijacy, dający sobie od czasu do czasu po mordzie. Moja bujna wyobraźnia wykreowała sobie kilka sekund wcześniej pełen obraz tego miejsca, ale jak się okazało, byłam w błędzie. W środku oprócz miejsc przy barze, stały małe okrągłe stoliki, przy których mogły usiąść maksymalnie trzy osoby. Stały na nich małe lampki. Powodowały, że było tam całkiem przytulnie. Z niewielkich głośników, znajdujących się na ścianach, wydobywały się ciche nuty muzyki country. Zapach w tym pomieszczeniu nie różnił się od tych z innych knajp, w których bywałam wcześniej. Dym tytoniowy, alkohol i mieszanka perfum wszystkich znajdujących się tam ludzi. Poczułam lekkie rozczarowanie, bo liczyłam na coś bardziej spektakularnego. Liczyłam na to, że zrobię jakieś zdjęcia, a potem dopiekę ojcu, jednak okazało się, że ten bar niczym nie różnił się od tych w "lepszej" dzielnicy. Ukryłam zawód pod maską lekkiego uśmiechu. Zajęliśmy miejsce przy stoliku, po czym pierwszy raz odkąd weszliśmy do środka, spojrzałam na Simona.
- Spodziewałaś się jakiejś dziury? - Zaśmiał się. Od razu mnie rozgryzł. - Nie mogłem zabrać księżniczki w miejsce, gdzie zagrażałoby jej jakiekolwiek niebezpieczeństwo.
- Miałam poznać Waterstone z najgorszej strony. - Przypomniałam mu.
- Mamy całą noc. - Oblizał lekko usta, na co zrobiło mi się gorąco. - Najpierw się napijemy, a potem zobaczymy.
- Kto będzie prowadził? - Zapytałam lekko zdziwiona.
- Nikt. Zostaniemy w Waterstone na noc. - Wzruszył ramionami.
Wybałuszyłam oczy na jego słowa.
- Jak to na noc? - Potrząsnęłam głową. - Ojciec mnie zabije.
- Od kiedy się nim przejmujesz? - Zapytał, sięgając po kartkę, na której były wymienione wszystkie dostępne alkohole.
W sumie miał rację. Miałam gdzieś, co pomyśli sobie ojciec, ale dziwne było to, że Simon w ogóle się tym nie przejmował. Przecież samym przyjazdem do Waterstone wiele ryzykował. Z łatwością mógł zostać wywalony na zbity pysk, a nawet groził mu nakaz opuszczenie królestwa, jeśli coś by mi się stało. Liczyłam na to, że wiedział, co robił.
Zaraz po jego słowach podeszła do nas jakaś wysoka blondynka, której na widok Simona od razu zaświeciły się oczy. Wyglądała jak słaba podróbka lalki Barbie. Mini spódniczka, różowy top, odkrywający jej płaski brzuch oraz buty na koturnie. Jej sztuczne rzęsy były tak długie, że nie byłam w stanie określić koloru jej oczu. Do tego żuła bezczelnie gumę, sądząc chyba, że to mega seksowne. Ku mojemu zdziwieniu bardzo dobrze znała Simona.
- Simon, dawno cię nie widziałam. - Powiedziała jakimś przesłodzonym głosem. - Gdzie byłeś tak długo? - Położyła dłoń na ramieniu mojego ochroniarza.
- To tu, to tam. - Wzruszył ramionami. - Jessico, jedno piwo i gin z tonikiem.
Parsknęłam śmiechem, słysząc jej imię. Nie ma co, pasowało do niej idealnie. Simon zgromił mnie spojrzeniem, natomiast ona wreszcie mnie zauważyła. Zmrużyła gniewnie oczy i zacisnęła usta w cienką linię, jakby powstrzymywała się przed powiedzeniem czegoś nieodpowiedniego. Szkoda, bo chętnie bym sobie z nią porozmawiała.
- Za dwie godziny kończę zmianę. Może pójdziemy do mnie? - Zamlaskała swoją gumą, patrząc wprost na Simona.
Nie mogłam się powstrzymać. Naprawdę nie mogłam.
- Simon nie ma czasu, bo obiecał mi później najlepszą minetkę na świecie. - Uśmiechnęłam się do niej sztucznie.
Zrobiła się cała czerwona na twarzy, po czym bez słowa odeszła w stronę baru. Oparłam się wygodnie na oparciu krzesła, w środku triumfując. Byłam z siebie dumna. Wiedziałam, że Simon będzie na mnie zły, bo obiecałam, że będę miła, ale poczułam lekką zazdrość, gdy widziałam, jak ona na niego patrzyła. Tylko ja mogłam rozbierać go wzrokiem, co oczywiście nadal w ukryciu robiłam. Kiedy Simon znacząco chrząknął, spojrzałam w jego rozbawione oczy.
- To słodkie, że jesteś o mnie zazdrosna. - Wyszczerzył się.
- Nie jestem zazdrosna. - Pokręciłam głową. - Znasz ją?
- To była dziewczyna mojego brata. - Odpowiedział.
- Ma słaby gust. - Skwitowałam. - Mam nadzieję, że ty masz lepszy.
- O wiele. - Spoważniał, przyglądając mi się jeszcze bardziej niż do tej pory.
Odkąd go poznałam, ciągle wysyłał mi sprzeczne sygnały. Czasami patrzył na mnie tak, że czułam się niemal naga, a kiedy próbowałam przejąć inicjatywę i okazywałam swoje zainteresowanie, sprowadzał mnie na ziemię. Jak na razie nie działało na niego nic, co potrafiłam zrobić, aby uwieść faceta. Simon Rodriguez nadal był dla mnie największą zagadką w moim życiu i podobało mi się to.
Piliśmy, zapaliliśmy razem papierosa i śmialiśmy się tak bardzo, że bolał mnie brzuch. Nigdy, przy nikim nie czułam się tak swobodnie jak przy nim. Co chwilę mnie rozśmieszał, opowiadając historie ze swojej młodości. Mimo, że przez całe życie żył skromnie, miał szczęśliwe i pełne przygód dzieciństwo. Przez chwilę zapomniałam o tym kim byłam, kim był on, o całym świecie. W barze pojawiało się coraz to więcej ludzi, ale nie zwracałam na nikogo uwagi. Patrzyłam na niego jak na najpiękniejszy obraz w galerii sztuki, bo poniekąd tak było. Umawiałam się z wieloma mężczyznami, ale żaden nie mógł się z nim równać. Jego oliwkowe oczy, zadziorny uśmiech, tatuaże, a przede wszystkim jego charakter sprawiały, że stawał się jeszcze bardziej wyjątkowy w moich oczach. Chciałam, aby ta noc trwała wiecznie.
Po dwóch godzinach wygłupów i przynajmniej litra alkoholu, postanowiliśmy udać się w kolejne miejsce.
- To gdzie teraz? - Zapytałam.
- Zobaczysz. - Złapał mnie za rękę i nieudolnie pociągnął mnie w swoją stronę. Moja równowaga była zaburzona przez wysokie buty oraz wypity wcześniej alkohol, więc się zachwiałam i wpadłam prosto na jego klatkę piersiową. Jego ręce automatycznie chwyciły mnie w talii, asekurując przed upadkiem. Obie dłonie oparłam na jego piersi, czując szybkie bicie jego serca. - Mam cię.
Spojrzałam w górę na jego twarz, która znowu stała się poważna, bez wyrazu jakichkolwiek emocji. Tylko jego serce zdradziło mi, że moja bliskość nie była mu obojętna. Jego usta miałam na lekkie wyciągnięcie szyi. Cholernie bardzo chciałam go wtedy pocałować. Kiedy przybliżył swoją twarz w moją stronę i na ułamek sekundy spojrzał na moje wargi, wstrzymałam oddech. Zamiast mnie po prostu pocałować, wyszeptał:
- Oddychaj...
Wywróciłam oczami, po czym wyplątałam się z jego uścisku. Za każdym razem było tak samo. Miałam wrażenie, że zaraz rzuci się na mnie, a zamiast tego, gadał jakieś bzdury. Zawsze wtedy przez jakiś czas nie opuszczało mnie mega rozczarowanie.
- Chodźmy już. - Chrząknęłam, unikając jego wzroku.
Bez słowa ruszyliśmy w nieznanym dla mnie kierunku. Na ulicach było pusto. W ciągu kilkunastu minut naszej pieszej drogi, nie widziałam ani jednej osoby czy przejeżdżającego auta. Uliczne latarnie, które słabo oświetlały chodnik oraz szosę, nie pozwalały na to, abym zobaczyła coś więcej niż drogę przed sobą. W tamtym momencie zrozumiałam, że przyjazd tutaj w nocy był błędem, jeśli naprawdę chciałam znać warunki życia tych ludzi.
- Wskakuj mi na plecy. - Odezwał się nagle, zbijając mnie z tropu. Byłam tak pochłonięta myślami, że nie zauważyłam, kiedy zbliżyliśmy się do niewielkiego wzniesienia.
- Ale po co? - Zmarszczyłam brwi.
- W tych butach nie dasz rady wejść na górę. - Spojrzał na mnie pobłażliwie.
Nie kłóciłam się z nim, nie protestowałam, nie upierałam się przy swoim - zrobiłam, co kazał. Trzymał mnie mocno za uda, gdy ja miałam splecione dłonie na jego piersi. Przez to, że było ciemno, nie wiedziałam dokąd mnie zabierał, ale ufałam mu najbardziej na świecie. Kiedy dotarliśmy na szczyt wzniesienia, zsunęłam się po jego ciele na ziemię. Widok jaki zobaczyłam, zaparł mi dech w piersi. Widziałam całe królestwo jak na dłoni. Wszystkie budynki, lotnisko, z którego właśnie startował samolot. Słyszałam szum oceanu, a lekki wiatr rozwiewał moje włosy. Podeszłam bliżej skarpy, chłonąc widok przed sobą.
- Uważaj. - W sekundę znalazł się za moim plecami, obejmując mnie w talii. - Podoba ci się? - Wyszeptał tuż przy moim uchu.
Na całym ciele poczułam przyjemne dreszcze. Nadal mnie obejmował i szeptał do mojego ucha. Miałam wrażenie, że to tylko piękny sen, z którego wybudzi mnie gwałtowne wtargnięcie ojca do mojej komnaty. Jednak taka była rzeczywistość. Staliśmy tam na jednej z małych gór naszego królestwa, objęci, jakbyśmy stali się dla siebie kimś więcej niż księżniczką i ochroniarzem.
- Bardzo. - Odpowiedziałam cicho. Odwróciłam się delikatnie w jego stronę. W mroku dostrzegłam jego oczy. - Dziękuję, że mnie tu zabrałeś. Naprawdę.
Ta cisza, która nastała między nami, to miejsce i napięcie między nami spowodowały w mojej głowie impuls. Nie licząc się z konsekwencjami ani możliwym odrzuceniem, przycisnęłam swoje usta do jego. Miał ciepłe, delikatne usta, ale nie dane mi było poznać ich smaku. Odsunął się ode mnie na kilka milimetrów, nie odwzajemniając pocałunku. Jego oddech był wyraźnie przyspieszony, a dłonie mocniej zacisnęły się na mojej talii.
- Pocałuj mnie.. - Wyszeptałam w jego usta.
- Nie mogę. - Pokręcił głową, zaciskając przy tym oczy. Całe jego ciało mówiło, że tego chciał, ale nie wiedziałam dlaczego, tak bardzo z tym walczył.
- Możesz. - Pokiwałam głową.
- Melisso... - Wyszeptał moje imię i powoli otworzył oczy. - Naprawdę nie mogę.
Jego ręce opuściły miejsce, w którym powinny być zawsze, całe jego ciało odsunęło się ode mnie. Automatycznie poczułam chłód i lekkie upokorzenie. Nie chciałam, żeby zauważył to w moich oczach, dlatego z powrotem spojrzałam na ten piękny widok za moimi plecami. Usłyszałam tylko jak głośno westchnął, a potem głośno powiedział:
- Pewnie będę tego cholernie żałować.
Otwierałam już usta, żeby zapytać, o czym mówi, ale zostałam gwałtownie odwrócona w jego stronę, a zaraz potem poczułam jego wargi na swoich. Jego obie dłonie objęły moje policzki, ciało znalazło się tak blisko mnie, że niemal czułam na swoich piersiach bicie jego serca. Całował zaborczo, zachłannie, jakby czekał na to od bardzo dawna. Nie byłam mu dłużna. Mimo tej zachłanności, nasze języki delikatnie się dotykały, dlatego moje nogi stały się jak z waty. Miałam wrażenie, że zaraz zemdleję. Na całym ciele czułam dreszcze, w dole brzucha rozlało się przyjemne ciepło. I wiedziałam. Wiedziałam, że będę chciała więcej. Więcej jego ust, jego ciała. Zapragnęłam go jeszcze bardziej. Nasze przyspieszone oddechy mieszały się ze sobą. Jego ręce z policzków przeniosły się na moje pośladki. Z ledwością powstrzymałam się od jęknięcia. Jego perfumy, szybko bijące serce, język dotykający mojego, ręce na moich pośladkach - to wszystko odczuwałam tak, jakby właśnie tak miało być. Poczułam się szczęśliwa.
---------------------------------------------------------------------------------
22.05.2021r.
Witajcie kochani, przepraszam za tak długą przerwę, ale miałam / mam ostatnio ciężki okres w życiu i nie miałam motywacji, żeby cokolwiek napisać. Jednak przypomniałam sobie, że jeśli jest mi źle, pisanie zawsze mi pomagało. I o to rozdział oraz scena, na którą pewnie większość czekała. Jestem ciekawa waszych opinii.
Do następnego! :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro