✏7✏
-Tak jak zawsze-powiedziałam wychodząc z auta. Spojrzałam na nią-pa-uśmiechnęłam się i zamknęłam drzwi. Kobieta pomachała mi i pojechała.
Westchnełam. Jak będzie dzisiaj ten Idiota to do końca się załamie.
Zaczęłam isc w stronę domu starości.
Kilka pracowników pilnowało staruszków na dziedzińcu posiadłości.
Jak przechodziłam obok niektórych to z uśmiechem się przywitałam.
Po chwili byłam w budynku. Ruszyłam do zaplecza pracowników. Muszę przecież zostawię sweter i torebkę. Ale telefon jak zawsze mam przy sobie.
Otworzyłam w drzwi. No super
-Oo i jest nasza Maga-powiedział z sarkazmem
-Witaj Harry-zrobiłam swój sztuczny uśmiech
-Piekna jak zawsze-mówi patrząc w prosto moje oczy
-A ty jak zawsze brzydki-powiedziałam to zaczynając zdejmować sweter
Schowałam do swojej szafki z torebką i zakluczyłam ją.
Mimo to że chłopak dawno był gotowy do pracy czekał na mnie. Nie wiem po co. On mnie nie lubi i ja go też nie.
Nie rozumiem tego człowieka. Tak naprawdę nikt z pracowników nie wie że odbywam swoją karę. Myślą że pracuje tutaj. Jedynie dyrektor i w tym szef wiedzą bo muszą.
Wyszłam z pomieszczenia i ruszyłam tak zwanego " salonu". To pomieszczenie jest bardzo duże. Ale mimo to przytulne. Tam jest większość osób starszych, a nawet czasami z swoimi dziećmi bo odwiedzili. Oczywiście tem kretyn ruszył oderazu za mną.
-Ładnie dziś wyglądasz-powiedział. To komplement czy znowu coś kombinuje? Tak naprawdę nie wiem.
-Ymm dzięki-powiedziałam niepewnie
Nadeszła pora odwiedzania. Czyli ludzie z zewnątrz przychodzą do domu starców.
Wnóki, dzieci, koleżanki.
Ja chodziłam po pomieszczeniu powoli patrząc czy czasem ktoś potrzebuje pomocy. Idąc spojrzałam za siebie stając, zauważyłam jak Harry patrzy na mnie. Czy on tak musi? W myślach go klnąc Odwróciłam się i wróciłam do "warty". Było słychać szepty. Mieszały się z innymi i dlatego nie rozumiałam co kto mówi.
Chodząc tak myślałam cały czas o mamie.
Musi być naprawdę coś na rzeczy bo ona nigdy nie pali i cały czas siedzi przy papierach smutna, i taka załamana. Muszę dzisiaj po pracy swojej i jej się spytać.
A jak mnie spławi to sama się dowiem.
Wróciłam wzrokiem za siebie. Ujrzałam jak chłopak pomaga starszemu panu wstać. Nie powiem on ma dobry kontakt z nimi i zawsze ich rozwesela.
Ja aż takiego nie mam.
Niby rozmawiam i żartuje to i tak nikt się nie śmieje jak przy nim.
On ma coś w sobie że go lubią.
Mi się zdaje że on jest tylko dla mnie wredny. Bo jak patrzę jak gada z znajomymi z tej pracy lub z tymi ludźmi to jest inny. Taki przyjazny i wesoły.
Wróciłam wrokiem znowu patrząc na wszystkich.
Jak narazie nikt nie potrzebuje pomocy.
-O już jedziesz?-mówi zielono oki chłopak z udawanym smutkiem wchodząc do szatni.
-No widzisz-biorę torebkę. Już miałam wychodzić, ale jego głos mnie zatrzymał.
-Do piątku-mówi
-Pa-i wychodzę.
Po chwili wsiadam do auta
-Hej-mówię wesoło do mamy
-Hej-mówi trochę mniej wesoło
Jak są błędy przepraszam
⭐cenię
💬kocham
~Wi~
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro