7.
*Vivien*
Poszłam do kuchni, aby zjeść śniadanie. Dzisiaj wieczorem jest ta impreza, o której mówiła Lauren. Szczerze nie chcę tam iść. Dużo pijanych ludzi to zdecydwanie nie moje klimaty. Wole już przez cały sobotni wieczór leżeć w łóżku niż iść na tą imprezę. Muszę się jakoś wywinąć.
Ja: przepraszam Laur, ale nie dam rady dzisiaj przyjść na tą imprezę :(
Lauren: spoko, ale obiecaj, że na następną pójdziesz na 100%, okey?
Ja: okey :)
Zostawiłam telefon w kuchni i poszłam otworzyć drzwi, bo ktoś strasznie się do nich dobijał. Uchyliłam je lekko i zobaczyłam uśmiechniętego Luke'a.
- Hej. Mogę wejść? - zapytał.
- Jasne. Wchodź. - otworzyłam szerzej drzwi i go w nich przepuściłam. - Ale wiesz, że Ash'a nie ma. - odparłam zamykając je znów na klucz. Bezpieczeństwo najważniejsze.
- Wiem, że Ash'a nie ma. Bo jest u Calum'a i szykują się na imprezę do brata tej twojej koleżanki. Czekaj jak ona ma naimię? - zaczął się zastanawiać.
- Lauren. - zachichotałam.
- No właśnie. - pstryknął palcami.
- Ale czekaj. Ty nie idziesz z nimi?
- Idę. - odpowiedział, uśmiechając się szeroko.
- To czemu tu jesteś? - zapytałam, marsząc brwi na co blondyn się zaśmiał, kręcąc głową.
- Bo idziesz ze mną Vivi. - uśmiechnął się.
- Luke ja nie chcę! - stwierdziłam i skierowałam się na górę do mojego pokoju.
- A mnie to naprawdę nie interesuję. - przez cały czas chichotał jak debil.
- Luke ja nie lubię imprez. Wiesz przecierz o tym. - skrzyżowałam ręce.
- Wiem, ale no chodź. Będę ja i Ash oraz 2 debili, czyli nasza cała paczka, którą tak strasznie kochasz. No chodź kobieto. - uklęknął przedemną z rękami złożonymi jak do modlitwy.
- Ale to nie ma sensu. - stwierdziłam.
- Czemu? - posłał mi zdezorientowane spojrzenie.
- Bo cała wasza czwórka się uchleje, a ja zostanę sama. Wy będziecie wyrywać panienki, a ja co? Zostanę sama! - krzyknęłam.
- Nie! Nie! - podniósł się i otrzepał swoje kolana. - Nie zostaniesz sama, obiecuję!
- Zostanę Luke. Zawsze się to tak kończy. Wiesz, że Ash na pewno pójdzie na panienki. Calum i Michael na pewno też, więc kto ze mną przez ten cały czas będzie? - nadal byłam nieugięta.
- Obiecuję, że to JA. - zaznaczył dosadnie ostatnie słowo. - Będę z tobą przez cały wieczór. Nie zostawię cię nawet na minutę, obiecuję! - porzyłożył prawą dłoń do klatki piersiowej.
- No okey, ale zostaw mnie na chociaż minutę to momentalnie wychodzę. A jak po ciemku mi się coś stanie to będziesz mnie miał na sumieniu.
- Tak wiem, ale i tak nie wyjdziesz, bo cię nie zostawię, a teraz leć na górę się ubrać. - pchnął mnie w stronę schodów, na co głośno wetchnęłam. - Nie marudź tylko idź!
- No już, już. - ruszyłam biegiem do swojego pokoju.
'No cóż nie powiem, zapowiada się ciekawy wieczór.' - pomyślałam.
*******
Jak myślicie co się stanie na imprezie?
Kocham was,
xx
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro