Świąteczny rozdział.
Budzi mnie cichutkie nucenie. Powoli otwieram oczy i dostrzegam Verinę stojącą na krześle i próbującą coś zawiesić na karniszu. Gwałtownie się podnoszę co od razu przypłacam bólem kręgosłupa, lecz to nie ważne. Ona może zaraz stamtąd spaść!
— Co ty robisz? — zadaje to pytanie dopiero jak już zaczynam ją asekurować. Jak można będąc w ciąży skakać po stołkach. Czy ona nie posiada czegoś takiego jak wyobraźnia?
— Wieszam lampki — odpowiada jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.
Po chwili dopiero uświadamiam sobie, że już jutro są te cholerne święta. Ver mi coś o tym wspominała, ale ostatnio mam tyle na głowie, że puszczam jej słowa mimo uszu. Chociaż zauważyłem, że odkąd nastała ta świąteczna atmosfera to dużo lepiej się do mnie odnosi. Nawet wpuściła mnie do naszego łóżka.
— Przecież może to zrobić ktoś inny — dotykam jej nagiej nogi. Ma na sobie czerwoną rozkloszowaną spódniczkę.
— No chyba sobie żartujesz? Nie ma większej przyjemności niż dekorowanie domu samemu. Zamówiłam już wielką żywą choinkę — mówi podekscytowana.
Ja za to nie podzielam jej entuzjazmu, nigdy nie obchodziłem świąt i szczerze to nie czuję potrzeby żeby to zmieniać, lecz jeśli to ma dać Verinie radość to na pewno się nie sprzeciwię.
— Dobrze skarbie, ale poproś kogoś do pomocy w ustrojeniu jej. Nie chce byś skakała po drabinie — Verina kończy swoją pracę i przy mojej pomocy schodzi z tego krzesła.
— Skoro tak to proszę cię byś pomógł mi ustroić choinkę — już otwieram usta by zaprzeczyć, ale szybko uświadamiam sobie, że nie mogę tego zrobić. Nasze relacje nadal nie są na tak dobrym poziomie jakbym chciał, więc głupotą by było zaprzepaszczenie tego, że sama chce spędzić ze mną czas.
— Oczywiście — uśmiecha się do mnie, a ja to odwzajemniam.
Ver nie pozostaje jednak długo w bezruchu i od razu maszeruje do garderoby. Szybko opuszcza ją ubrana w swój panterkowy płaszcz.
— Lecę teraz na świąteczne zakupy — oznajmia.
— Poczekaj chwilę to się przebiorę i dotrzymam ci towarzystwa — oferuje się. Chociaż nie znoszę zakupów to towarzyszenie Verinie to sama przyjemność.
— Mowy nie ma — od razu się burzy. — Muszę ci kupić prezent, a nie mogę tego zrobić przy tobie.
Prezenty! Przecież nic jej jeszcze nie kupiłem. Trzeba jak najszybciej załatwić ten błąd.
Verina wychodzi, a ja siadam na łóżku i zaczynam się zastanawiać co takiego mogę jej kupić. Szczerze to nie mam pojęcia co mogłoby jej sprawić radość. Wiem, że lubi torebki, ale ma już ich tyle, że nie sądzę by kolejna jakoś ją zachwyciła. A poza tym one tak różnie wyglądają, że nie wiem jaka by jej odpowiadała.
Biżuteria, wszystkie kobiety uwielbiają biżuterię. Z tego co zauważyłem to właśnie Ver wiele jej na siebie nie zakłada. Za pierścionkami nie przepada, bo nosi tylko te co musi, bransoletek też nie używa, ma kilka naszyjników, lecz one są ozdobione jakimiś kamieniami, więc nie ma opcji bym dał radę trafić w jej gust.
Kurwa!
Wstaję gwałtownie i przechadzam się po pomieszczeniu. Adele może mi pomóc, bo sporo czasu spędza z Veriną i gadają wtedy o głupotach.
Szybkim krokiem maszeruję do kuchni gdzie moja kucharka urządziła już wielkie gotowanie. Nie rozumiem czemu się z tym tak śpieszy. Jutro też jest dzień.
— Podać coś panu? — pyta na mój widok. Kręcę przecząco głową. — Skoro tak to jak tylko skończę to już będę się zbierać.
— Dobrze.. — nagle dociera do mnie sens jej słów. — A gdzie?
— Pani Verina powiedziała, że mogę pojechać na święta do rodziny. Ale jeśli panu to nie odpowiada to mogę zostać — dopowiada widząc moją zdziwioną minę.
— Nie — szybko zaprzeczam. — Jeśli Verina tak zdecydowała to tak będzie.
Moja żona od razu bym się na mnie obraziła jakbym podważył nawet taką jej decyzję.
— Z jakiego prezentu Ver mogłaby się ucieszyć? — kobieta robi zdziwioną minę. Moja poprzednia żona sama wolała sobie kupować prezenty. Mniej z tym było zachodu, ale Elisabeth wbiła mi nóż w serce za co musiała zapłacić.
Chociaż Verina i tak ma u mnie specjalne traktowanie.
— Pani będzie zadowolona z każdego prezentu, oczywiście pan sam musi go wybrać, to sprawi, że będzie szczęśliwa — opuszczam pomieszczenie głośno wzdychając.
W żaden sposób mi nie pomogła.
Skoro jednak dała mi taką radę to za chwilę zadzwonię do jubilera i zamówię naszyjnik z sercem, a na odwrocie mają być wygrawerowane nasze inicjały. Może niech tam jeszcze dodadzą jakieś kamienienie by Verinie się podobało.
Rozmowa z jubilerem nie przebiega tak jakbym tego chciał. On ciągle narzeka twierdząc, że wykonanie biżuterii w tak krótkim czasie jest praktycznie nie możliwe, ale jak każe mu powiedzieć sumę, a następnie informuje go, że dostanie dwa razy tyle to od razu stwierdza, że da radę.
I dobrze, bo nie zamierzam wymyślać kolejne rzeczy.
Verina wraca dopiero po pięciu godzinach. W międzyczasie do niej dzwonię, bo mimo że ma ochroniarza to się martwię. Jest w dobrym humorze i nawet nie komentuje mojego zachowania.
— Jak tak widziałam te wszystkie ozdoby to uświadomiłam sobie, że tu jest jakoś ponuro — mówi rozglądając się po salonie. — Ale nie martw się, Jason za chwilę przyniesie wszystkie ozdoby, które kupiłam.
Otwieram usta by powiedzieć, że to nie potrzebne, ale na całe szczęście się przed tym powstrzymuje.
Muszę to wytrzymać, dla mojej Ver i świętego spokoju.
***
Verina okazała się jeszcze łaskawsza niż się spodziewałam i dała wolne prawie wszystkim naszym pracownikom. Nie pominęła nawet ochroniarzy co akurat mi odpowiada, bo to oznacza, że nie zamierza nigdzie jeździć.
Spodziewałem się, że moja żona urządzi nam święta z prawdziwego zdarzenia, bo pewnie do tego jest przyzwyczajona, więc ciężko mi powiedzieć co czuję teraz gdy wszedłem do naszej sypialni i zastaje ją leżącą na łóżku w czerwonej bieliźnie.
Dla klimatu podłączone są jedynie te światełka, które sama wczoraj zamieściła.
— To jest jeden z twoich prezentów — mówi ponętnym głosem.
Kurwa od pewnego czasu nie mogę jej nawet dotknąć, a teraz coś takiego.
Powoli się do niej zbliżam, bo to dla mnie jest jak pieprzony sen.
— Jesteśmy dziś praktycznie sami. Pomyślałam, że to ostatnia szansa byśmy wykorzystali ostatnie święta, w które jesteśmy bez dziecka. Później będziemy zachowywać się nudno i tradycyjnie — uśmiecham się na słowa mojej słodkiej żony.
Ver naprawdę jest wyjątkowa i za to ją właśnie kocham.
To jest świąteczny rozdział i nie ma związku z tym co się dzieje obecnie w opowiadaniu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro