Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

76


Przez głowę przechodzą mi same najczarniejsze myśli i ciężko mi je odgonić. Nie, nie zgadzam się na utratę kolejnej osoby, którą kocham. To już by była przesada, nikt nie zasługuje na takie okrucieństwo. A tym bardziej ja. Czy nie dość tragedii mnie spotkało?

— Usiądź — rozkazuje mi Aiden i pomaga mi zająć miejsce na krześle. — Weź głęboki oddech, bo wyglądasz jakbyś miała za chwilę upaść. Pewnie muszą podać tacie jakieś leki — tłumaczy, ale wiem, że wcale tak nie myśli. Chce bym była spokojna, ale czy w takiej sytuacji można zachować spokój?

Ja nie umiem. Jestem na to zbyt roztrzęsiona.

— Nie chce i jego stracić — opieram głowę o jego ramię. Brat dodatkowo mnie obejmuje żeby dodać mi otuchy. Jest to bardzo pomocne, bo teraz cholernie potrzebuję wsparcia.

— Może już będziemy wracać — nagle dociera do mnie głos mojego męża. On zawsze wybiera najmniej odpowiedni moment do by się pojawić. — Jest tu mnóstwo chorych ludzi, a ty nie powinnaś teraz przebywać w zarazkach.

Jego wzrok jest wlepiony we mnie. Specjalnie udaje, że nie widzi Aidena.

— Nie mogę teraz wyjść, tata gorzej się poczuł — informuje go. Na pewno nie opuszczę terenu szpitala jak się nie dowiem, że stan taty jest już stabilny.

— Przecież i tak mu w niczym nie pomożesz — nawet nie chce mi się komentować zachowania Harry'ego. Wiem, że ma gdzieś mojego ojca, ale mógłby sobie chociaż darować niektóre słowa.

Odwracam się od niego i skupiam swoją uwagę na Aiden'ie. Mam nadzieję, że mój mąż okaże choć odrobinę zrozumienia i nie będzie nalegał na powrót. Każdy kto ma choć odrobinę empatii by się tak zachował.

I chyba w Harry odzywają się jakieś uczucia wyższe, bo zajmuje miejsce naprzeciwko nas.

Prawie godzinę spędzamy bez żadnej więcej informacji. Przez ten czas czuję ucisk w brzuchu i jest mi niedobrze z tych nerwów. Aż wreszcie przychodzi lekarz, który tłumaczy, że stan taty chwilowo się poprawił.

Nie powiedział jednak tych słów, które są dla mnie najważniejsze, że mojemu tatusiowi już nic nie grozi.

— Powinnaś już jechać do domu — odzywa się do mnie Aiden. — Wyglądasz na bardzo zmęczoną, a nie chciałbym by dziecku coś się stało.

— No właśnie — zgadza się z nim Harry. Przynajmniej w tej sprawie potrafią się porozumieć.

Wolałabym tu zostać, ale naprawdę już słabo się czuję. A nie pomogę tacie jeśli sama się rozchoruję. Muszę jednak coś utargować, bo mój mąż pewnie nie będzie chciał ponownie mnie tu puścić. A moje fochy długo na niego nie działają.

— A jutro będę mogła tu przyjechać?

— Zobaczymy — jak zwykle wymijająca odpowiedź. Taka mnie jednak nie zadawala.

— Ale ja chce wiedzieć teraz — posyłam mężowi zdeterminowane spojrzenie. Niech wie, że jeśli nie spełni mojej prośby to się na niego pogniewam.

Nasze relacje jeszcze bardziej się ochłodzą.

Przewraca zirytowany oczami i cicho oznajmia.

— Okej. — I to jest właśnie mojej malutkie zwycięstwo.

***

Po powrocie do domu zajmuje się zdalnie swoją pracą. Odpowiadam na kilka maili od dostawców i przez telefon omawiam parę spraw z Alicią. Jak najszybciej będę musiała się tam wybrać, ale obecnie mam zbyt wiele spraw na głowie. Kurwa jeszcze nie urodziłam dziecka, a już nie potrafię sobie ze wszystkim poradzić.

Chyba jestem jakaś nieprzystosowana do życia.

— A może ci w czymś pomogę? — pyta Harry. Zamiast zająć się swoimi zajęciami to on siedzi i patrzy na to co ja robię.

— To mój klub — wezmę się w garść i nauczę sobie radzić, ale na pewno nie zrezygnuje z tego miejsca. Tylko ono daje mi chociaż namiastkę normalności.

— Wiem dlatego zająłbym się tym co byś mi zleciła. A przy okazji może rozmasowałabym ci brzuch — czyli o to mu chodzi. Nie pozwoliłam mu jeszcze dotknąć swojego brzuchu, a on najwyraźniej ma na to ochotę.

A tak w ogóle to nie rozumiem tego idiotycznego zwyczaju. Nie mam ochoty by ktoś sprawdzał czy nie urósł mi jeszcze brzuch.

— Nie trzeba — odpowiadam, ale on i tak podnosi się z sofy i maszeruje w moim kierunku siada na brzegu łóżka i chwyta moją lewą stopę i zaczyna ją masować.

Szczerze to nawet zabawne jak próbuje mi się przymilić. Gdybym nie była w tak ponurym nastroju to na pewno postarałabym się go bardziej zgnębić. Jest on dla mnie ważny, ale nie twierdzę, że nie przyda mu się lekcja pokory.

W końcu to z jego winy nasze relacje wyglądają tak jak wyglądają.

— Nie wiem czy jutro będziemy mogli tyle czasu spędzić w szpitalu, mam parę spraw do załatwienia — zabieram swoją nogę. Niech wie, że ja nie dam się oszukiwać.

W końcu mi obiecał. A ja słowa traktuje bardzo poważnie.

— Nie musisz ze mną tam jechać tak jak nie musisz teraz tu siedzieć. — mówię lekkim głosem. Nie okaże mu złości, niech nie myśli, że przez niego zmieniam się w kłębek nerwów.

— No dobrze — odpowiada z wielką łaską. Prycham by wiedział, że wcale mi nie zależy na jego towarzystwie.

Nagle jednak mój telefon zaczyna dzwonić. Biorę go z szafki i nie patrząc kto dzwoni odbieram.

— Verino — gwałtownie się prostuje na roztrzęsiony głos Aidena. Coś się stało.

— Aiden co się dzieje? — staram się zablokować umysł by żadne złe myśli się w nim nie pojawiły. Na pewno będzie dobrze. Nie ma opcji by było inaczej, trzeba tylko myśleć pozytywnie.

— Serce taty jednak okazało się zbyt słabe i nie wytrzymało... — mówi coś jeszcze, ale te słowa już do mnie nie docierają. Telefon wypada mi z dłoni, a do oczu napływają łzy.

Mam ochotę krzyczeć i płakać, ale nie umiem, coś mnie w środku blokuje. Ja tylko chce by to się okazało pomyłką.

Przecież nie mogę mieć takiego pecha i stracić kolejną bliską mi osobę.

Czuję jak ktoś chwyta moją twarz w swoje dłonie. Kilku krotnie mrugam i widzę przed sobą Harry'ego. On na pewno zaraz mi powie, że zaszła pomyłka, że ktoś podał Aiden'owi błędną informację.

— Tak mi przykro skarbie — po tych słowach nie umiem już zachować spokoju. Głośny płacz wydobywa się z moich ust.

Liczę na waszą opinię.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro