Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

74


Jestem idiotą, to nie ulega żadnej wątpliwości. Tylko ktoś niespełna rozumu mógł zdradzić Verinę o jeszcze na dodatek bez żadnych środków ostrożności. Nie sprawdziłem czy w tamtym miejscu nie ma żadnych kamer i się stało. Wpadłem. I to jeszcze teraz jak jest w ciąży. A żeby było jej mało tego stresu, którego jej dostarczam to jeszcze jej ojciec tak chlał, że dorobił się zawału.

Podejrzewałem, że tak będzie jak tylko dostałem raport o tym co się u nich dzieje. Niestety jednak nie miałem możliwości zapobiec poinformowaniu o tym mojej żony. Ver by była o wiele spokojniejsza nie wiedząc o tym.

I co najważniejsze nie obraziłaby się na mnie za to, że nie dałem jej jechać do tego pierdolonego szpitala. I właśnie tym sposobem dostarczyłem jej stresu chociaż za wszelką cenę nie chciałem do tego dopuścić.

Verina okazuje mi wyraźną niechęć, dopiero co wszedłem do naszej sypialni, a po niej już widać, że nie może się doczekać kiedy wyjdę. Tym razem nie zamierzam jej ulegać i będę walczył o tą cholernie niewygodną sofę. Wolę mieć bolący kręgosłup i spać w tym samym pomieszczeniu co ona niż korzystać z pokoju gościnnego i zastanawiać się czy wszystko jest w porządku.

— Jadłaś kolacje? — dopytuje, bo jak ja jadłem to nawet nie chciała usiąść po drugiej stronie łóżka. W normalnej sytuacji nie zwracałabym aż tak wielkiej uwagi na ten jej bunt, ale teraz nosi mojego dziecko.

Mojego syna, na którym mi bardzo zależy.

Oczywiście Ver nie reaguje na moje słowa. Zupełnie tak jakby nagle ogłuchła.

— Jeśli będziesz chciała to w każdej chwili wystarczy, że powiesz jedno słowo, a coś ci przyniosę — oznajmiam i idę do garderoby. Nie sądzę bym tym razem dostał od niej koc.

Wracam do pokoju, a Verina bystrzeje widząc co nią. Tak jak sądziłem, nie podoba jej się to.

— Można wiedzieć co ty takie robisz? Tak trudno ci zrozumieć, że nie chce być w twoim pobliżu — warczy przez zaciśnięte zęby. I niech ktoś mi powie, że jestem potworem, rozpuściłem moją żonę tak, że robi co chce.

— To jest nasza wspólna sypialnia — przypominam jej.

Ver głośno wzdycha i wstaje. Bierze ze stolika swój telefon i rusza do drzwi. Do tej pory jej ustępowałem, ale koniec już z tym. Łapię ją delikatnie za nadgarstek i nie pozwalam wyjść.

Czas wreszcie dojść do porozumienia. Tyle razy Ver mi przypominała, że jest dorosła, więc czas to pokazać. Nie może się wiecznie na mnie gniewać jak małe rozpieszczone dziecko.

— Sprawia ci przyjemność to, że ciągle mnie zadręczasz — pyta, a z jej spojrzenia bije wściekłość. Jak ona mogła w ogóle tak pomyśleć.

Nigdy wcześniej nie kochałem innej kobiety tak bardzo jak jej. Robię wszystko dla niej, a ona jeszcze śmie mi mówić, że ją dręczę. Ma szczęście, że obecnie cholernie mi zależy by odzyskać jej względy dlatego nie wytłumaczę jej jak powinna się zachowywać.

Chociaż nie, ona ma mnie kochać, a nie się bać, choć to drugie uczucie jest o wiele skuteczniejsze.

— Nigdy nie miałem zamiaru zrobić czegoś by ci sprawić ból.

Nic mi nie odpowiada, chyba specjalnie o tym wspomniała żeby zacząć między nami kłótnię. Na całe szczęście nie dałem się jej sprowokować.

— A pozwolisz mi jutro pojechać do taty? — no i właśnie moja żona podjęła próbę szantażu. I najgorsze jest to, że jeśli teraz jej nie ulegnę to ona na dobre się na mnie obrazi.

I nic się z tym nie da zrobić, bo będzie przekona, że jako pierwsza wyciągnęła do mnie dłoń.

Nie mogę też tak od razu odpuścić, bo się do tego przyzwyczai, ale kurwa jedyne o czym teraz marzę to, to by wziąć ją w ramiona. Cholera, przez nią zrobiłem się słaby, lecz i tak nie mogę z niej zrezygnować.

— Wiesz, że bardzo się o ciebie martwię — zaczynam, a wyraz jej twarzy od razu się zmienia. — Lecz jeśli tak bardzo ci zależy to jutro z tobą tam pojadę. Jednak na chwilę — zaznaczam na wstępie, a na jej słodkich ustach wreszcie pojawia się uśmiech.

Jak ja za nim tęskniłem.

— Dziękuję, tata naprawdę źle się czuję to nie jest udawane — tego to jak akurat wcale nie jestem taki pewien. Verina nie chce tego widzieć, ale oni ciągle ją oszukują.

Puszczam jej rękę, a ona dalej zmierza do wyjścia. Czemu, przecież właśnie zrobiłem to co chciała.

— Gdzie idziesz kochanie? — pytam spokojnie. Nie mogę na nią nakrzyczeć.

— Zadzwonię do brata — odpowiada. Mówi jednak zbyt szybko i niespecjalnie jej wierzę. Kiwam jednak głową na tak by nie zaostrzać konfliktu. Ver wychodzi, ale ja widząc, że coś kombinuje odczekuje chwilę i podążam za nią.

Verina jest bardzo nieostrożna i nie zauważa, że widzę gdzie zmierza. Idzie do pokoi pracowniczych, przez co jestem pewien, że poszła do Jasona. Wiem, że jest on jej ochroniarzem, ale na mocno nie podobają mi się ich relacje. Od jakiegoś czasu tak jest, więc dla pewności kazałem zamontować mu podsłuch.

Szybkim krokiem idę do swojego gabinetu i włączam nasłuch.

Mam nadzieję, że nie okaże się najgorsze.

— Mówiłam ci, że Aidena masz zostawić w spokoju, to Willa musisz bardzie obserwować — rozkazuje mu moja żona. Nic mi nie powiedział, że kazała mieć na oku swoją rodzinę. Tyle razy mu powtarzałem, że to ja mu płacę i to mnie przede wszystkim ma słuchać.

— On był w szpitalu tylko na chwilę, a tak to siedział w domu — tłumaczy jej się.

— Ależ oczywiście — odpowiada zirytowana. — Willa zawsze unika wszelkich problemów — coraz bardziej okazuje niechęć do swojego najstarszego brata. Bardziej by mnie cieszyło gdyby tak traktowała Aidena. Niestety wszystkiego się nie da mieć.

— I jeśli chodzi o śmierć pani brata to podejrzewam, że to jakiś wróg pani ojca.

— Ty masz to wiedzieć, a nie podejrzewać! — wrzeszczy na niego. Do tej pory dobrze traktowała pracowników. — Muszę mieć pewność, że Harry nie miał z tym nic wspólnego.

Rozszerzam oczy na jej słowa.

Ona nadal myśli, że to ja wydałem to zlecenie. Kurwa przecież musiałabym być psychopatą by kazać strzelać w kierunku mojej żony.

Wyłączam podsłuch i opieram się o fotel.

Całe szczęście, że usłyszałem tę rozmowę. Teraz wiem, że muszę usilniej się starać by dowiedzieć się kto jest odpowiedzialny za ten zamach i wskazać go Verinie. Dzięki temu na pewno odzyskam jej względy. A później pozbędę się Jasona, który mimo wszystko mnie zdradził współpracując z moją żoną za moimi plecami.

Przepraszam, że wczoraj nie dodałam rozdziału, ale źle się czułam i szybko zasnęłam. A i świąteczny rozdział z tego opowiadania chcecie w niedzielę bardzo późnym wieczorem czy w poniedziałek.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro